Chałupy welcome to
Kategoria > 50, 2011 Bike the Baltic, Foto
Piątek, 8 lipca 2011
Komentarze: 0
Vśrednia15.88 km/h
Vmax36.89 km/h
Temp.25.0 °C
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Łeba - Osetnik - Latarnia Morska Stilo (10/15) - Lubiatowo - Białogóra - Dębki - Karwia - Jastrzębia Góra - Latarnia Morska Rozewie (11/15) - Władysławowo - Chałupy - Kuźnica – Jastarnia
Noc spędziliśmy na kempingu Rafael – takich warunków na polu namiotowym to ja się nie spodziewałem :) To tylko potwierdza, że czasami warto zapytać miejscowych, gdzie najlepiej przenocować – kemping polecono nam w jednej z aptek. Nie wszystkie rady wzięliśmy jednak do serca – przy wczorajszym kebabie p. Maciej mówił, że na północ od Jeziora Sarbsko jest dużo korzeni. Sprawdziliśmy, potwierdzamy ;)
Mimo, że kiepsko się po czymś takim jedzie z sakwami, będę polecał przejazd przez Rezerwat Mierzeja Sarbska każdemu.
Okolica jest naprawdę urocza.
Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do położonej około 1000 metrów od brzegu morza latarni morskiej Stilo. Jako, że znajduje się ona na wierzchołku dość wysokiej wydmy, rowery zostawiliśmy przy jednym ze straganów z pamiątkami pod okiem sympatycznej pani, a sami poszliśmy zwiedzać jedną z dwóch całkowicie metalowych latarni w Polsce.
Gdy już nacieszyliśmy oczy widokiem z latarni, przyszedł czas na piwko na pobliskim polu namiotowym oraz pogawędka z sakwiarzem z Bełchatowa. Podczas całej wyprawy wielokrotnie rozmawialiśmy z mijanymi bikerami. Często dawaliśmy sobie wskazówki co do trasy, tego czego musimy unikać, co warto zobaczyć, a co sobie odpuścić. To wszystko daje poczucie tworzenia niezwykłej grupy zapaleńców rowerowych :) Zgodnie ze wskazówkami pana z Bełchatowa do Lubiatowa jechaliśmy drogą pożarową nr 6 a dalej przy sklepie w lewo w las. Tutaj niezła historia. Jedziemy i jedziemy – od Lubiatowa zrobiliśmy już niezłych parę kilometrów, za chwilę powinniśmy być w Białogórze – przed nami „skrzyżowanie” i nie do końca wiemy, którędy jechać. W pobliżu jednak zauważamy jakiś obóz. Podjeżdżamy do kolesia z napisem „Kadra” na koszulce i pytamy gdzie jesteśmy i jak dotrzeć do Białogóry. On na to, że nie wie – ?!?, to może chociaż pokaże nam pan na mapie gdzie jesteśmy. – Nie mam mapy... A na naszej? – Ok, jesteśmy mniej więcej tutaj, przed Lubiatowem. WTF?! Przecież w Lubiatowie byliśmy z pół godziny temu... Nie słuchając więcej wskazówek „Kadry” pojechaliśmy tak, jak nam się wydawało. Za parę minut byliśmy w Białogórze :D Tam pyszny obiad i po chwili moczymy tyłki w rzece Piaśnica, w Dębkach :)
Za Dębkami pogoda zaczyna się psuć, z nieba leci mżawka, wjeżdżamy na asfalty i w zasadzie do Jastrzębiej Góry nic się nie dzieje. Dopiero podjazd na wjeździe do tej miejscowości przypomina nam, że żyjemy ;) Zdecydowanie miejscowość zasługuje na słowo „Góra” w nazwie... Wbrew temu, czego uczyli nas na geografii, odnajdujemy tam najdalej na północ wysunięty punkt Polski.
Przez 25 lat żyłem w przekonaniu, że jest on na Przylądku Rozewie, a tu proszę jaka niespodzianka ;)
Dosyć, że latarnia morska Rozewie została na swoim miejscu, a nie przeniesiono jej na przykład do Władysławowa... Choć w sumie niewiele by to zmieniło, bo bez tego trudno się połapać w tym wszystkim – okazuje się, że na Rozewiu są dwie latarnie. „Stara” świeci do dziś, a „Nową” wyłączono w 1910 roku...?!
Przed Władysławowem zaczęło padać mocniej, więc postanowiliśmy wyciągnąć trzymane na taką okoliczność płaszcze.
Co... zazdrościcie, nie? ;)
Posileni wędzoną rybką prosto z kutra pomknęliśmy w kierunku Helu. W Kuźnicy musieliśmy jednak zrobić sobie przerwę!
Morze (no dobra, zatoka), zachód słońca, gitara i zimny kufel jasnego pełnego. Tak to ja mogę żyć :)
Tak dobrze nam się siedziało, że gdy dojechaliśmy do Jastarni było już po 22.00. O dziwo z tego powodu mieliśmy spory problem ze znalezieniem pola namiotowego. Nikt nie chciał nas przyjąć, bo już późno, bo woda jest tylko do 22.30, bo zupa była za słona. Nie rozumiem ludzi – przecież od razu mówiliśmy, że my tylko na noc, że po 8.00 wyjeżdżamy. To tak jakbym znalazł 50 zł na ulicy i ich nie podniósł bo nie chce mi się schylać. Ostatecznie cofnęliśmy się przed Jastarnię i przenocowaliśmy na polu przy wlocie do miasta. Dobrze, że rozkładanie obozowiska mieliśmy przećwiczone bo było już kompletnie ciemno.
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Łeba - Osetnik - Latarnia Morska Stilo (10/15) - Lubiatowo - Białogóra - Dębki - Karwia - Jastrzębia Góra - Latarnia Morska Rozewie (11/15) - Władysławowo - Chałupy - Kuźnica – Jastarnia
Noc spędziliśmy na kempingu Rafael – takich warunków na polu namiotowym to ja się nie spodziewałem :) To tylko potwierdza, że czasami warto zapytać miejscowych, gdzie najlepiej przenocować – kemping polecono nam w jednej z aptek. Nie wszystkie rady wzięliśmy jednak do serca – przy wczorajszym kebabie p. Maciej mówił, że na północ od Jeziora Sarbsko jest dużo korzeni. Sprawdziliśmy, potwierdzamy ;)
Mimo, że kiepsko się po czymś takim jedzie z sakwami, będę polecał przejazd przez Rezerwat Mierzeja Sarbska każdemu.
Okolica jest naprawdę urocza.
Po kilkunastu kilometrach dojechaliśmy do położonej około 1000 metrów od brzegu morza latarni morskiej Stilo. Jako, że znajduje się ona na wierzchołku dość wysokiej wydmy, rowery zostawiliśmy przy jednym ze straganów z pamiątkami pod okiem sympatycznej pani, a sami poszliśmy zwiedzać jedną z dwóch całkowicie metalowych latarni w Polsce.
Gdy już nacieszyliśmy oczy widokiem z latarni, przyszedł czas na piwko na pobliskim polu namiotowym oraz pogawędka z sakwiarzem z Bełchatowa. Podczas całej wyprawy wielokrotnie rozmawialiśmy z mijanymi bikerami. Często dawaliśmy sobie wskazówki co do trasy, tego czego musimy unikać, co warto zobaczyć, a co sobie odpuścić. To wszystko daje poczucie tworzenia niezwykłej grupy zapaleńców rowerowych :) Zgodnie ze wskazówkami pana z Bełchatowa do Lubiatowa jechaliśmy drogą pożarową nr 6 a dalej przy sklepie w lewo w las. Tutaj niezła historia. Jedziemy i jedziemy – od Lubiatowa zrobiliśmy już niezłych parę kilometrów, za chwilę powinniśmy być w Białogórze – przed nami „skrzyżowanie” i nie do końca wiemy, którędy jechać. W pobliżu jednak zauważamy jakiś obóz. Podjeżdżamy do kolesia z napisem „Kadra” na koszulce i pytamy gdzie jesteśmy i jak dotrzeć do Białogóry. On na to, że nie wie – ?!?, to może chociaż pokaże nam pan na mapie gdzie jesteśmy. – Nie mam mapy... A na naszej? – Ok, jesteśmy mniej więcej tutaj, przed Lubiatowem. WTF?! Przecież w Lubiatowie byliśmy z pół godziny temu... Nie słuchając więcej wskazówek „Kadry” pojechaliśmy tak, jak nam się wydawało. Za parę minut byliśmy w Białogórze :D Tam pyszny obiad i po chwili moczymy tyłki w rzece Piaśnica, w Dębkach :)
Za Dębkami pogoda zaczyna się psuć, z nieba leci mżawka, wjeżdżamy na asfalty i w zasadzie do Jastrzębiej Góry nic się nie dzieje. Dopiero podjazd na wjeździe do tej miejscowości przypomina nam, że żyjemy ;) Zdecydowanie miejscowość zasługuje na słowo „Góra” w nazwie... Wbrew temu, czego uczyli nas na geografii, odnajdujemy tam najdalej na północ wysunięty punkt Polski.
Przez 25 lat żyłem w przekonaniu, że jest on na Przylądku Rozewie, a tu proszę jaka niespodzianka ;)
Dosyć, że latarnia morska Rozewie została na swoim miejscu, a nie przeniesiono jej na przykład do Władysławowa... Choć w sumie niewiele by to zmieniło, bo bez tego trudno się połapać w tym wszystkim – okazuje się, że na Rozewiu są dwie latarnie. „Stara” świeci do dziś, a „Nową” wyłączono w 1910 roku...?!
Przed Władysławowem zaczęło padać mocniej, więc postanowiliśmy wyciągnąć trzymane na taką okoliczność płaszcze.
Co... zazdrościcie, nie? ;)
Posileni wędzoną rybką prosto z kutra pomknęliśmy w kierunku Helu. W Kuźnicy musieliśmy jednak zrobić sobie przerwę!
Morze (no dobra, zatoka), zachód słońca, gitara i zimny kufel jasnego pełnego. Tak to ja mogę żyć :)
Tak dobrze nam się siedziało, że gdy dojechaliśmy do Jastarni było już po 22.00. O dziwo z tego powodu mieliśmy spory problem ze znalezieniem pola namiotowego. Nikt nie chciał nas przyjąć, bo już późno, bo woda jest tylko do 22.30, bo zupa była za słona. Nie rozumiem ludzi – przecież od razu mówiliśmy, że my tylko na noc, że po 8.00 wyjeżdżamy. To tak jakbym znalazł 50 zł na ulicy i ich nie podniósł bo nie chce mi się schylać. Ostatecznie cofnęliśmy się przed Jastarnię i przenocowaliśmy na polu przy wlocie do miasta. Dobrze, że rozkładanie obozowiska mieliśmy przećwiczone bo było już kompletnie ciemno.
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.