rowerowe historie

daVe
Wpisy archiwalne w kategorii

>200

Dystans całkowity:1105.08 km (w terenie 235.00 km; 21.27%)
Czas w ruchu:47:17
Średnia prędkość:23.37 km/h
Maksymalna prędkość:58.16 km/h
Suma podjazdów:1919 m
Maks. tętno maksymalne:172 (95 %)
Maks. tętno średnie:147 (81 %)
Suma kalorii:5183 kcal
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:221.02 km i 9h 27m
Więcej statystyk
Sobota, 1 sierpnia 2020 Komentarze: 6
Dystans205.12 km
Czas07:02
Podjazdy672 m
SprzętWilma
Vśrednia29.16 km/h
Vmax49.68 km/h
Tętnośr.147
Tętnomax172
Kalorie 5183 kcal
Temp.13.0 °C
Więcej danych
Dojazd do Poznania rowerem chodził mi po głowie od dawna i w końcu udało się go zrealizować. Najtrudniejsze było wybranie trasy, ale tu z pomocą przyszła Strava i jej Routes. Dwa kliknięcia na miejsce startu i mety, do tego "Prefer paved surfaces" oraz "Follow most popular" i gotowe! Normalnie chyba będę im płacił subskrypcję za to, jak to działa ;) Jechałem drogami, na które sam bym się nigdy nie zdecydował bo ich po prostu nie znałem. Dosłownie z 15-20 km asfalt był średniej jakości, ale mimo to bez większych dziur, reszta rewelacja!!!

Z domu wyjechałem o 3:00 aby skorzystać z pustki na drogach. W okolicach Milicza trochę zmarzłem (było raptem 6*C), ale to dlatego, że wybrałem wersję minimalistyczną pakowania i na kamizelkę brakło miejsca ;) W tamtych okolicach byłem pierwszy raz w życiu i mega mi się spodobało - wschód słońca złapał mnie nad Zalewem Jutrosińskim - BAJKA!!! Dawno nie słyszałem tylu dźwięków ptactwa! :) Bułka z dżemem zabrana z domu smakowała wybornie! :)
 
Gdy tylko wyszło słońce momentalnie zaczęło robić się cieplej. W Borku Wlkp., po pokonaniu równo 100 km, zrobiłem sobie dłuższy postój na kawę i muffiny, bo powoli zaczynało mi brakować energii. Faktycznie, po postoju byłem jak nowo narodzony. Dalsza droga była już łatwiejsza, bo dobrze mi znana. Odcinek Dolsk - Śrem jednak lepiej było ominąć. Liczyłem, że o 8:00 rano w sobotę nie będzie dużego ruchu, ale się przeliczyłem. Za Czmońcem złapałem grupkę parunastu osób, jak się okazało brali udział w kórnickim maratonie na dystansie raptem 300 i 500 km ;) Trochę pogadaliśmy i w Mosinie nasze drogi się rozjechały. W Poznaniu najpierw podjechałem do małżonki, gdyż organizuje kolejną edycję kursu podstawowego PNF, tam podkradłem parę ciastek i stwierdziłem, że w sumie dokręcę do 200 km ;) Podsumowując - nocna jazda to świetny pomysł - jest o wiele bezpieczniej i nie tak gorąco. Jechało się mega fajnie, spokojnie zrobiłbym jeszcze jedną setkę, w grupie pewnie jeszcze więcej. Czyli jednak 20 km dziennie do pracy to dobry trening :p

PS A po drodze takie atrakcje ;)

Trasa: Wrocław - Trzebnica - Sułów - Dubin - Jutrosin - Kobylin - Pogorzela - Borek Wlkp. - Dolsk - Śrem - Czmoniec - Rogalin - Mosina - Luboń - Poznań - Kobylnica - Wierzonka - Karolin
Sobota, 28 lipca 2012 Komentarze: 5
Dystans219.54 km
Czas09:28
Podjazdy1247 m
SprzętLawinka
Vśrednia23.19 km/h
Vmax58.16 km/h
Temp.32.0 °C
Więcej danych
Leśne - Niemcz - Borówno - Dobrcz - Trzeciewiec - Świecie - Jeżewo - Lipinki - Osiek - Skórcz - Starogard Gdański - Trąbki Wielkie - Gdańsk - Sopot - Gdynia - Rumia - Reda

Pierwszy wolny weekend od dawien dawna. Coś trzeba by zrobić ;) Wstaję późno, jem śniadanie, pakuję namiot, śpiwór i pozostałe biwakowe "drobiazgi". W planie mam jechać gdzieś koło Tucholi, rozbić się nad wodą, wypić piwko, poczytać książkę. Słowem - relaks :) Wyjeżdżam o 9.00, kawałek za Bydgoszczą strzela 23 kkm na Lawince :)


Obciążony rower toczy się jak czołg. Ale za to popychany delikatnie południowym wiatrem. W głowie pojawia się pewna myśl...
Za takie pomysły powinni wszystkich zamykać w zakładzie w Świeciu ;)


Mam rodzinę w Redzie, to kilka-kilkanaście kilometrów za Gdynią. A gdyby tak zrobić im niespodziankę? W razie czego mogę zabiwakować gdziekolwiek będę chciał. Próbuję! Takiego dystansu z sakwami jeszcze nie jechałem! :)


Wybieram jak najmniej uczęszczane drogi. Co kilkanaście minut sprawdzam tylko gps'a czy dobrze jadę. Jak na razie jest super. Tylko ten upał... 32 st.C w cieniu. Nie chcę wiedzieć ile było na słońcu. Co około 40 km odwiedzam sklep - lody, coś zimnego. Ciągle się ze mnie leje - w sumie wypijam 6,5 litra napojów. Przed Gdańskiem spotkanie z chłopakiem z Łodzi. Ma w planach 400 km. Szacun! Do Gdańska średnia prędkość w granicach 25 km/h. To lepiej niż przewidywałem. Niestety w mieście drastycznie spada. Światła, zwiedzanie i jarmark dominikański robią swoje.


W Sopocie nawet się nie zatrzymuję. Tłok mnie męczy. Za to w Gdyni w końcu upragnione morze :) (no dobra - zatoka :p ) oraz oczywiście Dar Pomorza i ORP Błyskawica :)


Sił mam jeszcze nadzwyczaj dużo, spokojnie dotarłbym do Władysławowa albo nawet na Hel.
Ale chęć spotkania z rodzinką jest większa. Jak mnie nie wpuszczą to rozbiję się im pod oknem :p


Pamiętam moje poprzednie dwusetki. Byłem po nich mocno zmęczony. Tym razem jeszcze ładnych kilka godzin posiedziałem z najbliższymi. To dobrze wróży na przyszłość :)

Niedziela, 10 sierpnia 2008 Komentarze: 7
Dystans227.67 km
Teren70.00 km
Czas09:16
SprzętLawinka
Vśrednia24.57 km/h
Vmax50.30 km/h
Więcej danych
Dom - Poznań - Puszczykowo - Mosina - Śrem - Gogolewo - Rogusko - Nowe Miasto nad Wartą - Dębno - Orzechowo - Pyzdry - Zagórów - Rzgów - Sławsk - Konin - Kościelec - Koło - Wrząca Wielka - Brdów - Izbica Kujawska - Skarbanowo

Nadwarciański Szlak Rowerowy (NSR) zaliczony! Chociaż w części ;-)

Nigdy więcej czegoś takiego... Zacznę od tego, że w piątek byłem na weselu, a w sobotę wieczorem na imprezce w Browar Pubie. Do domu wróciłem o 5.00 nad ranem w niedzielę, a już o 5.30 musiałem wyjechać z domu... Tak więc szykowała się pierwsza dwusetka bez snu...

Umówieni byliśmy o 6.30 na dworcu PKP w Puszczykowie. W międzyczasie zaczęło świtać.


Mieliśmy po prawie 30 km na liczniku. To jednak dopiero początek wspólnej wyprawy.


Początkowo kawałek jechaliśmy lasami. Uwaga na kiepskie oznakowanie…


Już o godzinie 8.00 byliśmy w Śremie, w którym znalezienie sklepu otwartego o tej porze w niedzielę jest sporym wyzwaniem… Po chwili szukania mogliśmy zasiąść do śniadania. Tylko czemu wybraliśmy taki słaby drugi plan?!


Od teraz poruszaliśmy się wałem…


Takie krajobrazy towarzyszyły nam przez kilkadziesiąt km'ów…


Ja, rowery oraz wał…


Suuuper…


Nie, wcale nie jest nudno!


WOW! Co za zróżnicowanie terenu!


A ile zakrętów!


Wały obfitują w wąskie, ciasne zakręty oraz mnóstwo podjazdów i technicznych zjazdów, dlatego Tomek jest taki zmęczony… ;-)


Uroczy wał, nieprawdaż?!


Niestety po wielu pięknych chwilach spędzonych na wale musieliśmy przejeżdżać przez jakiś nudny most kratownicowy z roku 1875.






Przeprawa promowa to nuda w porównaniu do jazdy wałem… ;-)




Od teraz poruszaliśmy się już asfaltami, dzięki czemu szybko dotarliśmy na pyszny obiadek u Weroniki. Tam zostawiłem Tomka a sam poleciałem (dosłownie!) do Izbicy Kujawskiej. Jako, że przez spory odcinek miałem z wiatrem, bez zbytniego wysiłku mogłem nadrobić czas stracony na wale…

Podsumowując… Jeśli ktoś jest pasjonatem wałów przeciwpowodziowych to ta trasa jest stworzona dla niego! Pozostałe osoby, mimo, nie da się ukryć, pięknych nadwarciańskich terenów, już po paru kilometrach zaczną się nudzić. I nie ma w tym nic dziwnego. W końcu ile można jechać prostą ścieżką, przy niezmieniającym się krajobrazie?
Być może moje odczucia są troszkę nieobiektywne, gdyż był to pierwszy nizinny wypad po prawie dwóch tygodniach w górach, ale w najbliższym czasie nie mam zamiaru powtarzać NSR’a…

Na zakończenie tradycyjnie podziękowania dla KikapuRidera za "niezapomnianą, pełną przygód, po prostu mega jazdę... wałem" ;p
Sobota, 5 lipca 2008 Komentarze: 16
Dystans237.17 km
Teren60.00 km
Czas10:39
SprzętLawinka
Vśrednia22.27 km/h
Vmax58.00 km/h
Więcej danych
Dom - PKP Poznań Główny - (146 km) - PKP Okonek - Chwalimie – elektrownia Podgaje – Osówka – Tarnówka – Plecemin – Skórka - Płotki - Piła - Kotuń – Stobno – Kępa – Łomnica – Kochanówka - Trzcianka - Teresin – Radolin – Radolinek - Kuźnica Czarnkowska – Czarnków - Sławienko – Prusinowo – Jędrzejewo - Młynkowo – Tarówko - L. Chraplewo – Zielonagóra – Obrzycko - L. Daniele – Brączewo – Jaryszewo – Sycyn Dolny – Grabówiec – Szczuczyn – Szamotuły - Kępa – Baborówko – Baborowo - Pamiątkowo – Przecław – Żydowo – Roztworowo – Sobota – Pawłowice – Kiekrz - Park Sołacki w Poznaniu - Dom

Relacja na stronie KKUMP

Transwielkopolska Trasa Rowerowa - Odcinek Północny zdobyty!

Pobudka koło 4.00. Po kilkunastu minutach byłem już w drodze na Dworzec Główny w Poznaniu, gdzie czekał na mnie KikapuRider.
O 5:22 ruszył pociąg, którym udaliśmy się do Okonka. Na miejscu byliśmy o 8:01. Naszą wycieczkę zacząłem bardzo spektakularnie wywracając się na środku peronu - to była pierwsza gleba w SPD ;-)


Po zrobieniu zapasów w sklepie mogliśmy zacząć!!! Jest godzina 8:20 a przed nami kawał drogi.


Po kilkunastu kilometrach w lesie przekroczyliśmy rzekę Gwdę - w tle wysadzony most.


Kilometrów powoli ubywało, dlatego zrobiliśmy się głodni. Miejsce na śniadanie wybraliśmy dość nietypowe...
Cmentarz w Tarnówce...


Pełni sił pojechaliśmy w stronę Piły. Na drogach asfaltowych zaczęły się "zmiany" osoby jadącej z przodu. Wiatr dawał się trochę we znaki... W południe dotarliśmy do Piły, gdzie czekał na nas kolejny lekki posiłek. Po kilkunastu minutach trzeba było jechać dalej. Od tego momentu zaczął się najgorszy chyba odcinek. Nadszedł pierwszy kryzys (mieliśmy około 80-90 km na licznikach). Droga do Trzcianki wiodła wąskimi asfaltami z wiatrem w twarz i do tego sporo długich podjazdów... Na szczęście w końcu dotarliśmy mniej więcej do połowy TTR-N.


A tutaj poprawiam nitki w moich carbonach ;-)


Od Trzcianki było już trochę lepiej. W miarę spokojnie dotarliśmy do Czarnkowa (zdjęcie specjalnie dla mgr Kasi ;p)


Za Czarnkowem czekał nas długi kamienisty podjazd (nie spodziewałem się czegoś takiego w tych rejonach...), po którym trzeba było znowu coś zjeść. Miejscówkę tradycyjnie już wybraliśmy niebanalną... ;-)


W drodze do Obrzycka zatrzymaliśmy się na chwilkę na poboczu... Co mi się wtedy przydarzyło?! To chyba normalne... Guma... Pewien siebie wyciągnąłem nowego Maxxisa z pod siodełka i założyłem na koło... Pompuję, pompuję i nic... Okazało się, że przetarł się o pręty od siodełka :/ Na szczęście miałem łatki :-) Gdy ja bawiłem się w wulkanizację Tomka użądlił jakiś owad... Nie mieliśmy przy sobie wapna, ale na szczęście obyło się bez niego.


Ostatni większy postój przypadł na Szamotuły, gdzie w sąsiedztwie pałacu zjedliśmy resztę jedzenia ;-)


Do Poznania dotarliśmy już po zmroku. Pechowy postój przed Obrzyskiem zrobił swoje... Mimo to szczęśliwie jesteśmy na drugim końcu TTR-N. Jest godzina 22.20. Za nami 17 godzin oraz około 220 km wspólnej przygody. Warto było!!!


Na koniec dodam tylko, że udało mi się pobić rekord sprzed kilku dni o 21.59 km. To chyba max na ten rok...

Podsumowując: świetnie spędzony dzień, niezapomniana przygoda, piękne typowo wielkopolskie widoki, niestety szlak miejscami kiepsko oznakowany a na długich, prostych asfaltach szło zasnąć...
Samemu chyba by mi się nie chciało... Na szczęście był ze mną KikapuRider.
W tym miejscu chciałbym mu serdecznie podziękować za ten wyjazd - będziemy mieli co wnukom opowiadać ;-)

Korzystając z możliwości nowego BS'a wstawiam dwa filmiki: Okonek <--> Park Sołacki.
Dzieli je "skromne" 200 km wspaniałej przygody!



Piątek, 20 czerwca 2008 Komentarze: 17
Dystans215.58 km
Teren105.00 km
Czas10:52
SprzętLawinka
Vśrednia19.84 km/h
Vmax56.40 km/h
Więcej danych
Pierścień rowerowy dookoła Poznania pokonany!!!

Dom – Kobylnica – Uzarzewo – Biskupice – Kostrzyn – Tulce – Robakowo – Kórnik – Rogalin – Rogalinek – Mosina – Stęszew – Zborowo – Lusówko... – Lusowo – Kiekrz – Złotniki – Biedrusko – Murowana Goślina – Rakownia – Dąbrówka Kościelna – Wronczyn – Biskupice – Uzarzewo – Kobylnica – Dom

Zacznę od tego, że dzisiaj wróciłem z pracy o 3.00, przespałem się trzy godzinki i już o 6.45 wychodziłem z domu. Po około godzince jazdy m.in. Szlakiem łącznikowym „D” (czarny) dotarłem do miejsca startu...


Już po przejechaniu kilkuset metrów czekał na mnie zjazd po śliskich kamieniach w dolinę Cybiny, a następnie podjazd (tak to już w życiu jest... ;-) Komary cięły tam nieziemsko...



Trochę kręcenia i już znalazłem się w Kostrzynie, gdzie na rynku znajduje się pomnik 28 Polaków rozstrzelanych w 1939 r.


Kolejnym wartym sfotografowania miejscem był... wiadukt nad autostradą A2 (między Tulcami a Robakowem), gdzie urządziłem sobie poranny piknik :D


Po śniadaniu czekała mnie dalsza podróż. Obawiałem się trochę następnych kilometrów, gdyż wiem, że na tamtej polnej drodze potrafi być sporo piachu, jednak nie było tak tragicznie. A oto nowa kładka w Robakowie (co niektórzy z Was już ją u kogoś widzieli ;p)


Kolejny postój to Kórnik. Niestety niezbyt długi, gdyż zaczęło kropić a przede mną pozostało jeszcze wiele kilometrów.


Dalej było już tylko gorzej. Najpierw pogubiłem drogę w Bninie, a później zaczęło padać coraz mocniej. Początkowo to mi się podobało, gdyż zrobiło się bardzo „rześko” i całkiem przyjemnie jechało się do Rogalina (na zdjęciu „Lech”, „Czech” i „Rus”).


Kawałek dalej czekała na mnie niesamowita piaskownica oraz deszcz... hmmm... a może lepiej ulewa... (na zdjęciu jeszcze nie zaczęło mocno padać)


Byłem wtedy około 80 kilometra. Przyszedł pierwszy kryzys, na razie tylko psychiczny. Pogoda była do bani, ale zacisnąłem zęby i przemoczony jechałem dalej. Tak oto dotarłem do Mosiny.


Po męczącym podjeździe pod Osową Górę (132 m n.p.m) w końcu dotarłem do mojego ukochanego Wielkopolskiego Parku Narodowego... hmmm... a może było to gdzie indziej ;-)


Kawałek dalej wyjechał mi potowarzyszyć mój kolega Tomek. A to jego podwórko:


Nawet nie wiem kiedy dotarliśmy do kolejnego wiaduktu nad A2.


Niestety po kilkudziesięciu kilometrach wspólnej, tradycyjnie baaardzo sympatycznej jazdy trzeba było się rozstać.


W tym oto momencie następuje przerwa w fotorelacji... W okolicach 120 km złapał mnie kryzys. Popełniłem duży błąd i nie miałem przy sobie zapasu batonów. Najbliższy sklep był w Lusówku... Niestety dzieliło mnie od niego kilka kilometrów piaskownicy... Gdy dojeżdżałem do celu kręciło mi się w głowie a przed oczami latały jakieś gwiazdki... Naprawdę miałem dosyć... Pod sklepem siedziałem dobrych kilka minut, zjadłem kilka batonów i... prawie zasnąłem. Rozbudziła mnie dopiero rozmowa z czterema „stałymi bywalcami sklepu” (z sympatii nie nazwę ich pijaczkami ;p) Byłem w takim nastroju, że chciałem tylko dotrzeć do Kiekrza i wracać do domu... Na szczęście po pierwszych metrach z powrotem na siodle okazało się, że poziom glukozy wrócił do normy, a jako że w końcu miałem z wiatrem jechało się bardzo szybko. Tym sposobem minąłem Lusowo, Sady, Kiekrz oraz Złotniki. Do domu wracać już nie chciałem :D Za to wjechałem na teren poligonu... „Oczywiście” miałem odpowiednie pozwolenie ;-)


A to moje ulubione znaki:


Po wizycie na poligonie dotarłem do Puszczy Zielonki. Wiele osób mówi, że jest ona nudna... (nie licząc oczywiście Dziewiczej Góry) Ale na tym właśnie polega jej urok (przynajmniej dla mnie) Ma do tego jeden ogromny plus – nigdzie szlaki rowerowe nie są tak dobrze oznakowane! Na skraju puszczy trzeba odwiedzić neobarokowy kościół Wniebowzięcia NMW z lat 1925-39 w Dąbrówce Kościelnej.


Za Dąbrówką czeka na nas kilka(naście) kilometrów jazdy w lesie, aby w końcu dotrzeć do punktu startu!


Mogę szczerze powiedzieć, że ostatnie 20 kilometrów pokonałem chyba siłą woli... Wycieczka jest bardzo wymagająca głównie dlatego, że w prawie 50% poruszamy się drogami gruntowymi, które niejednokrotnie bardziej przypominają piaskownice dla dzieci. Powiem tylko, że w sumie wypiłem 5 (słownie „pięć”) litrów płynów, zjadłem sporo batonów, bułek itp., ale i tak było warto. To co, że na koniec wyglądałem tak:


Cieszę się, że udało mi się pokonać Pierścień. Było mokro, duszno, ślisko, sucho, z górki, pod górkę... O wietrze nie wspomnę... Najważniejsze, że osiągnąłem cel. Nowy rekord został pobity i nie wiem, czy w najbliższym czasie uda mi się go pokonać. A te znaczki to mi się chyba będą śnić po nocach ;-)


PS Dzisiejsza relacja jest bardzo długa, ale chyba na to zasługuje :D

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach MTB. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo, jednak ostatnio częściej wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.

86745.48

KILOMETRÓW NA BLOGU

22451.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.26 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

165d 21h 13m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt Deore XT M8000
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Jeszcze zbyt wcześnie, aby wydawać ostateczny werdykt, ale wydaje mi się, że zamiana szosy na szutrówkę to był jednak strzał w dziesiątkę!

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (46/30 + 11/34)
  • Koła DT Swiss Gravel LN

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem. Nawet dziecko w foteliku wozi!

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. W sam raz na moją nadwagę ;) Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460