droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścigowo

Dystans całkowity:5338.15 km (w terenie 4194.00 km; 78.57%)
Czas w ruchu:239:32
Średnia prędkość:22.13 km/h
Maksymalna prędkość:64.17 km/h
Suma podjazdów:36235 m
Maks. tętno maksymalne:207 (108 %)
Maks. tętno średnie:188 (102 %)
Suma kalorii:150632 kcal
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:62.80 km i 2h 51m
Więcej statystyk
Niedziela, 6 października 2024 Komentarze: 2
Dystans26.44 km
Teren26.00 km
Czas00:54
Podjazdy 62 m
SprzętGrizzly
Vśrednia29.38 km/h
Vmax38.84 km/h
Tętnośr.172
Tętnomax180
Kalorie 984 kcal
Temp.12.0 °C
Więcej danych
Będzie krótko, bo po pierwsze trochę czasu już minęło, a po drugie chwilowo żyję w lekkim niedoczasie.

To mój drugi duathlon w Jelczu-Laskowicach i pewnie nie ostatni, bo jest to idealne miejsce na danie sobie solidnie w kość.

Jak zwykle ustawiam się w czołówce i przez cały bieg staram się stracić jak najmniej oczek. W tym roku jest trudniej, bo biegam mniej. Pod koniec pierwszego biegu mam nawet wrażenie, że jest bardzo słabo i chyba już nie dam rady tego nadrobić na rowerze. W sumie to nic, i tak nie planowałem wygrać ;)

Rower - wiadomo! :) Jadę mocno, ale i tak wolniej niż rok temu. Wszystko przez błoto, które powodowało, że miejscami było naprawdę ślisko. Nawet nie wiem, ile osób wyprzedziłem. Najlepsza była akcja tak ze 3 kilometry przed strefą zmian. Doszły mnie dwie osoby, które wyprzedziłem na pierwszej pętli. Podczepiłem się pod nich i trochę odpocząłem. Gdy już wyrównałem tętno, a moc z jaką jechałem spadła tak do 210-220 watów, stwierdziłem że szkoda marnować czasu "mojej" konkurencji i zrobiłem piękny odjazd, który dał mi pewnie z 30-45 sekund przewagi na początku drugiego biegu :)

Czy straciłem tą przewagę? Oczywiście :p

Koledzy, którym uciekłem, czyli Robert Taciak i Michał Glinka byli jedynymi, którzy wyprzedzili mnie po rowerze. Ogólnie drugi bieg wspominam lepiej niż pierwszy i dużo lepiej, niż rok temu. Mimo to sił na finisz i tak nie miałem. Powiem Wam, że te sprinterskie duathlony wyczerpują dużo bardziej niż sam rower. Fajna opcja, żeby otrzeć się o własne granice :) Ostatecznie kończę trzy oczka lepiej niż rok temu czyli 13 open. W kategorii wiekowej niezmiennie na piątym miejscu. W sumie to dużo lepszy wynik, niż zakładałem (zwłaszcza na koniec pierwszej biegowej piątki). Do pudła w M30 brakło 3 minut. Czy to dużo? Sporo. Na obecnym etapie musiałbym poprawić bieg. Czy taki jest plan na najbliższe miesiące? Nie wiem... Ogólnie mi trochę motywacja spadła... Ale to nie miejsce na życiowe rozterki...

RUN 5 km, czas 00:21:43, tempo 4:33 min/km (okrążenia: 5:05; 5:29; 5:31; 5:38)
T1, czas 00:01:59
BIKE 25 km, czas 00:54:45, średnia 28,98 km/h (okrążenia: 27:18; 27:27)
T2, czas 00:01:09
RUN 2,5 km, czas 00:11:24, tempo 4:45 min/km (okrążenia: 5:35; 5:33)
TOTAL , czas netto 01:30:59, OPEN 13/156, M30 5/44
Garmin Connect

PS Autorzy zdjęć to tradycyjnie: Tomasz Pawlicki Fotografia Sportowców oraz olawa24.pl.
Sobota, 14 września 2024 Komentarze: 2
Dystans257.49 km
Teren200.00 km
Czas10:26
Podjazdy1738 m
SprzętGrizzly
Vśrednia24.68 km/h
Vmax47.50 km/h
Tętnośr.142
Tętnomax171
Kalorie 8507 kcal
Temp.16.0 °C
Więcej danych
Męski weekend z małą ilością alko i dużą ilością izo :) Ze względu na pogodę była nawet opcja rezygnacji, ale ostatecznie w sobotę trafiło się piękne okienko (z jeszcze piękniejszym, północnym wiatrem). Ruszamy o 7:05, więc tym razem to ja jestem króliczkiem i bawię się w ucieczkę. Przez całe 257 kilometrów...


Trasa spoko, asfalty raczej gorsze, niż lepsze. Szutry też. Do prawdziwych premiumów sporo im brakowało, ale było klika naprawdę ładnych momentów :) No, gdyby tylko nie liczyć tego wiatru... Oprócz niego kluczową rolę pełnił deszcz padający w ostatnich dniach. Kałuż było sporo, początek dość śliski, później się trochę poprawiło. Najlepsza rzecz, jaką zrobiłem tego dnia, to założenie ochraniaczy na buty - żadna kałuża nie była mi straszna! (poza dwoma, wyglądały na takie głębokie, że mógłbym z nich już nie wyjechać).

Wynik - zgodnie z oczekiwaniami. Na wygraną nie liczyłem, choć przez pierwszą setkę uwierzyłem, że mogę być na pudle. Niestety, okazało się, że godzinę po mnie na trasę wyruszyła bardzo mocna czwórka i jadąc po zmianach nie było szans, żeby z nimi (i wspomnianym wiatrem) wygrać. Dodatkowo na 190 kilometrze złapały mnie mocne skurcze brzucha i przez prawie 1,5 godziny nie byłem w stanie mocniej jechać. Skurcze puściły dopiero 30 kilometrów przed metą i wtedy pomyślałem, że fajnie byłoby minąć metę jako pierwszy. Udało się! To co, że wcale nie oznaczało to końcowego zwycięstwa :p

Czas: 10:36:09
Czas ruchu: 10:26:01
Open: 9/99 (+ 8 DNF)
Strata: 00:54:25 (Filip Pendrak)
Garmin Connect
Sobota, 15 czerwca 2024 Komentarze: 3
Dystans400.05 km
Teren320.00 km
Czas16:22
Podjazdy2490 m
SprzętGrizzly
Vśrednia24.44 km/h
Vmax48.80 km/h
Tętnośr.133
Tętnomax168
Kalorie 7412 kcal
Temp.18.0 °C
Więcej danych
Od czego by tu zacząć... Najlepiej od końca! Zająłem drugie miejsce open :)

Do tej pory najdłuższa trasa, jaką zrobiłem, miała niecałe 240 km. Tak naprawdę było to na samym początku mojej przygody z kolarstwem. Od dawna wiedziałem, że jestem w stanie przejechać więcej, ale w ostatnich latach jakoś nie było czasu i okazji... Stąd, jak tylko usłyszałem o zupełnie nowej imprezie Parle Gravel Adventure Race z długim dystansem 400 km, pomyślałem, że to dobra okazja sprawdzić, ile jestem w stanie przejechać "na strzała". Trasa też wydawała się wymarzona, bo z Poznania do Kołobrzegu, niekoniecznie najkrótszą drogą... ;)

W sumie jakiś większych przygotowań do startu nie robiłem, choć faktycznie ten rok jest u mnie bardzo rowerowy - sporo kilometrów i dłuższych jazd, do tego kilka mocnych tripów w górach, więc forma jest :) Startuję w drugiej grupie, czyli o 6:10. Od początku jadę na przodzie, ktoś się niby podczepia, ale gubię go na nadwarciańskim. Pierwsze 20 kilometrów dobrze znane, więc jedzie się super, choć dość wolno - jednak nie jest to rower MTB. Przy przeprawie przez Trojankę ponosi mnie fantazja i zamiast przenieść rower na plecach cisnę środkiem. W tym momencie wosk na łańcuchu powiedział: ciao! kurde... a przede mną jeszcze 380 kilometrów :D Na 50 km doganiam Szymona Olszewskiego i od tego momentu jestem drugi open. Zamiast cieszyć się trasą zaczynam gapić się w tracking i liczyć jak szybko muszę gonić / uciekać ;) Tyle było z wcześniej zaplanowanych postojów na trasie ;)

Po jakimś czasie mój tracker się wiesza i zaczynam jechać w trybie incognito. Dla mnie dobrze, dla Arka Tecława jadącego na pierwszej pozycji trochę gorzej, bo nie wie, gdzie jestem. A jestem blisko. Na wysokości 125 km (prom przez Noteć) być może to ja prowadziłem. Trochę mnie to nakręciło, ale przyszło opamiętanie - hola hola, to dopiero 1/3 trasy... Kilometry ubywają wolno, ale jedzie się szybko :p Wieje w plecy, pogoda piękna, trasa jeszcze lepsza, bo jest dużo premium szutrów przeplatanych bardzo spokojnymi asfaltami i o dziwo minimalna ilość piachu. Do tego parę atrakcji po drodze, m.in. pałac w Stobnicy i zamek w Goraju. Aż żal, że kiedyś się to skończy... Na 180 kilometrze było blisko, żeby stało się to przedwcześnie ;) Nie zauważyłem jednego kamienia i tak walnąłem tylnym kołem, że aż się zatrzymałem sprawdzić, czy obręcz jest cała. Przynajmniej miejscówkę miałbym dobrą na nocleg :D

Obręcz cudem przeżyła, więc mogłem jechać dalej. W domu zakładałem, że w Bornem Sulinowie robię postój na obiad. Wizja straty pudła podczas czekania na pizzę trochę mnie przerażała, więc stanęło na szybkiej bułce z serem, ale i tak spędziłem pod biedrą pewnie z 15 minut. Była to najdłuższa pauza, ale była tego warta. Poprzednie 20 km mocno się męczyłem, a po postoju na 240 kilometrze wyraźnie odżyłem. I dobrze, bo przede mną fragment, którego obawiałem się najbardziej - Szwajcaria Połczyńska. Na szczęście organizatorzy zafundowali nam wersję soft, przez co wszystko było do przejechania w siodle. Dalej już tylko Wilcze Jary i... prawie morze :)

No dobra, niezupełnie. Po drodze musiałem jeszcze uciekać przed burzowymi chmurami. No i w międzyczasie udało się zresetować trackera. Świat znowu wiedział, gdzie jestem, a okolica była tego warta, co zresztą widać na zdjęciach.

Zachodzące słońce oznaczało, że meta coraz bliżej. Odległości zarówno do pierwszego Arka, jak i do trzeciego Szymona były na tyle duże, że tylko jakaś awaria mogła pokrzyżować moje plany. No i prawie się udało :D Dwadzieścia kilometrów przed metą, na najgorszym odcinku całej trasy, w jakiś chaszczach, bagnie i cholera wie czym jeszcze złapałem laczka. Pompka oczywiście na dnie podsiodłówki, zanim ją wyciągnąłem zleciały się chyba wszystkie komary żyjące między Ustroniem a Kołobrzegiem. Pierwsze dopompowanie i dupa, ucieka dalej. W tej sytuacji z rowerem biegnę, a nie jadę, spoglądając tylko na Garmina, czy trzymam się śladu, bo w realu ścieżka była niewidoczna. Dopiero po przebiciu się przez ten odcinek (ponoć był po to, żeby odhaczyć adventure w nazwie ;) dopompowałem jeszcze raz i tym razem chyba udało się zakleić. Nadzieja na drugie miejsce znowu się pojawiła i z duszą na ramieniu zacząłem odliczać kilometry do końca.

Tego już nie mogłem stracić! Dość asekuracyjny przejazd rowerówką R10, chwila kręcenia po Kołobrzegu i... META! Jest radość!

A jak samopoczucie? Również spoko, tyłek przeżył, mięśniowo też nadzwyczaj dobrze. Chyba najbardziej odczuwalne było lekkie oszołomienie i delikatne zawroty głowy, jak po czteropaku Harnasia :D Szczerze, gdybym coś zjadł, kolejne 100 km zrobiłbym bez problemu. To brzmi jak plan na przyszłość ;)

Ogólne wrażenia z imprezy mega dobre. Świetni organizatorzy, domowa atmosfera na mecie, trasa ciekawa, ale przede wszystkim bardzo zrównoważona i... gravelowa. No i nie sposób nie wspomnieć o końcowym wyniku, którego się zupełnie nie spodziewałem. Na drugim miejscu przez 350 kilometrów to jeszcze nie jechałem :D Czy powtórzę? Przed startem bym powiedział, że na pewno nie. Dzisiaj... zastanawiam się :p Natomiast z ręką na sercu mogę Wam polecić tą imprezę na przyszły rok. Jestem pewien, że będzie jeszcze lepiej. Do zobaczenia! :)

Czas: 16:56:35
Czas ruchu: 16:22:19
Open: 2/31 (+ 1 DNF)
Strata: 00:57:27 (Arek Tecław)

Trasa: Poznań - Owińska - Mściszewo - Nieszawka - Parkowo - Wełna - Słonawy - Stobnica - Piotrowo - Klempicz - Lubasz - Goraj - Ciszkowo Prom - Kuźnica Czarnkowska - Radolin - Biała - Kępa - Szydłowo - Góra Dąbrowa (207 m n.p.m.) - Stara Łubianka - Nadarzyce - Borne Sulinowo - Strzeszyn - Stare Drawsko - Kluczewo - Połczyn-Zdrój - Rąbino - Podwilcze - Gościno - Dębogard - Ustronie Morskie - Kołobrzeg
Niedziela, 2 czerwca 2024 Komentarze: 4
Dystans88.47 km
Czas02:41
Podjazdy971 m
SprzętGrizzly
Vśrednia32.97 km/h
Vmax41.36 km/h
Tętnośr.153
Tętnomax183
Kalorie 1933 kcal
Temp.17.0 °C
Więcej danych
Mój debiut w triathlonie, od razu połówka Ironmana, bo na krótszych dystansach szkoda się moczyć i przebierać ;) Wynik mocno powyżej oczekiwań, ale impreza i tak do powtórki - z powodu burzy skrócili nam pływanie o połowę, więc w sumie tak, jakbym nie ukończył prawdziwej połówki ;) Ale od początku... Całą noc lało, gdy jechałem do Ślesina zaczęło walić piorunami. Na miejscu ulewa taka, że przy wstawianiu roweru do strefy zmoczyło mnie do samych gaci... To nie były wymarzone warunki na debiut... Na profilu organizatora zaczęła się dyskusja, co dalej. W grę wchodziło zamienienie pływania na bieganie, lub nawet całkowite odwołanie imprezy. Na początek starty przesunięto o 30 minut i kazano czekać na dalsze instrukcje. Akurat lekko się przetarło i przestało grzmieć. Wtedy podjęto decyzję, że płyniemy, ale dystans z ćwiartki. No trudno, już wtedy wiedziałem, że będę musiał to powtórzyć :p

Pływanie rusza w formule rolling start. Z Marianem wciskamy się z przodu, Wojtas zostaje z tyłu. Początek płynę za mocno, przez co dość szybko się zasapałem. Do tego doszło wyprzedzanie przez innych pływaków i ogólny tłok w okolicach bojek - oj nie podobało mi się. Na szczęście po nawrocie na długą prostą unormowałem rytm i było już spoko. Mógłbym płynąć i płynąć. W sumie czas minął bardzo szybko. Aż żal, że nie dane było popłynąć całości dystansu. W strefie zmian spotykam się z Mariuszem i w sumie wsiadam na rower przed nim - nie spodziewałem się tego.

Trasa rowerowa mocno zlana, ale na szczęście całkiem przyczepna. Zwłaszcza, że jadę gravelem na slickach, więc najwięcej zyskuję na zakrętach i innych dziurawych odcinkach. Jednak na czasówkach dużo trudniej pokonuje się takie przeszkody. Pierwsze dwie pętle pokonuję bez najmniejszych problemów. Na trzeciej tracę najwięcej, bo pojawia się dziwny ból po wewnętrznej stronie ud (chyba z powodu zmiany pozycji spowodowanej ciągłą jazdą w dolnym chwycie). Do tego zaliczyłem pit-stop na sikanie. Nie wiem, jak zawodowcy robią to podczas jazdy ;) Na ostatniej, czwartej pętli jest już trochę lepiej, ale nie szarżuję. W końcu przede mną jeszcze półmaraton do przebiegnięcia. Zmiana T2 przebiega bardzo sprawnie i zaczynam bieg, którego obawiałem się najbardziej.

Początek biegnę nadzwyczaj szybko. Nie spodziewałem się, że będę mógł utrzymywać tempo 4:45 min/km. Szybko jednak dochodzę do wniosku, że nie ma to sensu i trzeba się pilnować. Na trzeciej pętli potwierdziły się moje przypuszczenia, bo zacząłem słabnąć, jednak nie na tyle, żebym nie utrzymywał średniego tempa w granicach 5:10-5:15 min/km. Na metę wpadam z czasem 04:59:39. Nogi bolą niesamowicie, ale satysfakcja z ukończenia to rekompensuje. Wynik w pełni mnie satysfakcjonuje. Nawet z pełnym dystansem pływackim miałbym czas poniżej 5 godzin i 30 minut. No nic, trzeba to sprawdzić w przyszłości. A kiedyś może pełen dystans? Kto wie... ;)

SWIM (950 m): 38/65, czas 00:19:25, 2:03 min/100 m
T1: 44/65, czas 00:04:46
BIKE (90 km): 31/65, czas 02:41:09, 33 km/h
T2: 28/65, czas 00:02:16
RUN (21,1 km): 37/65, czas 01:52:03, 5:13 min/km
TOTAL: 04:59:39, OPEN: 36/65, M30: 12/17
Garmin Connect
Sobota, 28 października 2023 Komentarze: 2
Dystans16.73 km
Teren16.00 km
Czas00:45
Podjazdy120 m
SprzętChińczyk
Vśrednia22.31 km/h
Vmax37.62 km/h
Tętnośr.171
Tętnomax185
Kalorie 764 kcal
Temp.8.9 °C
Więcej danych
Mój drugi start w Żarnowcu - rok temu zająłem czwarte miejsce w kategorii, więc skłamałbym mówiąc, że nie chciałem się odegrać :) Od rana okazało się, że w tym roku pierwsze skrzypce będzie grała pogoda - chłodno, deszczowo i mega błotniście. Na szczęście doświadczenie mam, bo ostatnio każda jazda kończy się wielkim czyszczeniem, więc być może błoto będzie moim asem w rękawie. Ostatecznie tak właśnie było :) Wpadło trzecie miejsce, w sumie z niedużą stratą do drugiego (33 sekundy).

Jaka była recepta na sukces? Od początku mocno, a później coraz szybciej :p Faktycznie, ruszam w czubie z tempem 3:30 min/km. Wiem, że jest za szybko, ale im wyżej skończę bieg, tym mniej będzie do wyprzedzania na rowerze. Od samego startu błoto i kałuże, oj, trzeba się pilnować, bo kilka razy nogi uciekły na bok. Będzie jazda na rowerze :) Mimo kiepskich warunków bieg kończę z czasem lepszym od ubiegłorocznego o pół minuty. Przebieranki podobnie, więc czas na rower. Tutaj ostatecznie 7 minut słabiej, ale było to do przewidzenia - z jednej strony błoto, z drugiej pilnuję tętna przed drugim biegiem. Koniec końców jestem bardzo zadowolony z tej konkurencji, bo pojechałem zgodnie z planem - wyprzedziłem pewnie z 15 osób, nie zaliczając żadnej gleby i zostawiając siły na koniec. Mały dramat zaliczyłem na drugiej zmianie, bo buty miałem tak zaklejone błotem, że nie mogłem zluzować żyłek BOA. Ostatecznie siłą ściągałem buty bez poluzowania, ale straciłem pewnie z 20 sekund na mocowaniu się z pokrętłami... Drugi bieg to... hmmm... walka o przetrwanie :) Stromych ścianek nawet nie próbuję podbiegać, tempo wchodzenia jest podobne, a przynajmniej tętno nie szaleje. Kilometr przed metą dochodzi mnie Wojtas, co lekko mnie mobilizuje i ostatecznie wbiegam na metę 13 sekund za nim. Mimo bardzo słabych warunków również notuję postęp w porównaniu z rokiem ubiegłym. Czyli jednak, żeby biegać nie wystarczy jeździć na rowerze ;)

RUN 3 km, czas 00:13:56, 4:29 min/km, OPEN 28
T1, czas 00:01:47, OPEN 62
BIKE 16 km, czas 00:45:09, 22,3 km/h, OPEN 8
T2, czas 00:01:42, OPEN 55
RUN 4,5 km, czas 00:23:26, 5:25 min/km, OPEN 22
TOTAL, czas 01:26:02, OPEN 13/123, M30 3/33

Zdecydowanie za ciepło na pierwszym biegu - do zapamiętania za rok!

Zdążyłem się już przyzwyczaić do wiecznej jazdy na zmianie :)

Widać, że miejscami było szybko.

Koniec, a ja nawet nie wyglądam najgorzej. Czyli jednak coś tam w zapasie pozostało :)

Brudny, zmęczony, ale szczęśliwy :)

PS Autorem powyższych, świetnych zdjęć jest niezastąpiony  Tomasz Szwajkowski.
Niedziela, 1 października 2023 Komentarze: 2
Dystans26.41 km
Teren26.00 km
Czas00:49
Podjazdy 39 m
SprzętGrizzly
Vśrednia32.34 km/h
Vmax39.86 km/h
Tętnośr.171
Tętnomax179
Kalorie 848 kcal
Więcej danych
Kolejna impreza do wpisania na stałe w kalendarz - Duathlon Crossowy Jelcz-Laskowice!

Wiara w siebie najważniejsza, więc ustawiam się w pierwszej linii otoczony czołówką open :)

Zdecydowanie wolę utrzymywać przewagę, niż się o nią starać - to moja taktyka w większości startów. Owszem, widząc na zegarku tempo mocno poniżej 4:00 min/km wiem, że muszę przestać szarżować, ale w końcu, dlaczego by się nie zabawić w "spokojną przebieżkę" z czołówką wyścigu :D

Trasa biegowa typowo przełajowa, najgorsze są dwa, około 100 metrowe, odcinki po plaży. Po ostrym początku lekko zwalniam, ale i tak pierwszy bieg kończę w bardzo dobrym tempie 4:20 min/km (zwłaszcza, że myślałem, że to będzie jakaś lajtowa ścieżka wokół stawu, a nie taka kuweta :)

Przyszedł czas na rower. Wiem, że mogę dużo zyskać (lub stracić, na przykład przez laczka :P )

Dużo wyprzedzam od samego początku, od połowy pierwszej pętli (czyli od około szóstego kilometra) część wyprzedzanych się do mnie podczepia. Nie spoglądając do tyłu i w sumie nawet nie licząc zbytnio na zmiany, robię po prostu swoje, czyli równo i mocno "połykam" kolejnych biegaczy. Formuje się spory peleton, ale zmianę dostaję tylko ze cztery razy (z czego trzy razy na przód wychodzi Michał Hońka, ale dość szybko chowa się z powrotem za moimi plecami). Średnia z roweru to 31,8 km/h, na jakiś czas zgarniam nawet KOM'a na całej pętli - ostatecznie mam 3 czas open na rowerze. Było szybko :)

Drugi bieg to już tradycyjnie u mnie - walka o przetrwanie. Przewaga wykręcona na rowerze powoli topnieje...

Po ostatnim zdjęciu widać, jak ciężko było. Niby krótki i szybki duathlon, ale jak to mówią - wszystko zależy od tempa, jakie sobie narzucimy :) Na drugim biegu utrzymałem 4:38 min/km, co jest sporym sukcesem, biorąc pod uwagę, ile serca oddałem na rowerze. Dużo szybciej by się nie dało, choć cały czas nad tym pracuję :)

Które miejsce udało się wywalczyć?
16 open oraz 5 M3. Jest moc!

RUN 5 km, czas 00:20:48, tempo 4:21 min/km (okrążenia: 4:51; 5:12; 5:21; 5:24)
T1, czas 00:01:50
BIKE 25 km, czas 00:49:28, średnia 31,8 km/h (okrążenia: 24:45; 24:43)
T2, czas 00:01:08
RUN 2,5 km, czas 00:11:08, tempo 4:38 min/km (okrążenia: 5:35; 5:33)
TOTAL , czas netto 01:24:22, OPEN 16/170, M30 5/44

PS Autorami powyższych, świetnych zdjęć są:
Tomasz Pawlicki Fotografia Sportowców
olawa24.pl
tuolawa.pl
zmierzymyczas.pl
Sobota, 1 kwietnia 2023 Komentarze: 4
Dystans42.83 km
Teren40.00 km
Czas02:25
Podjazdy110 m
SprzętChińczyk
Vśrednia17.72 km/h
Vmax36.71 km/h
Tętnośr.162
Tętnomax176
Kalorie 2017 kcal
Temp.6.0 °C
Więcej danych
Ścigam się piętnasty rok, ale w takim syfie jeszcze nie jechałem :) Błotny kisiel był dosłownie wszędzie... Ale od początku! Do Urazu dojeżdżamy z Marianem z niewielkim zapasem czasu - pogoda pod psem, więc nie warto się wychładzać. Mimo to na pierwszy bieg idziemy na krótko - wiadomo, chwilę po starcie na pewno będzie ciepło ;)

Konkurencja jest niewielka, bo na starcie najdłuższego dystansu staje około 30 osób. Deszcz, chłód i pewnie sporo błota. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, co nas czeka. Bieg zaczynam mocno, ale już po chwili wdrażam wcześniejszy plan, aby się za szybko nie wypalić, czyli nos w garmina i pilnuję tętna. Lekko pada, ale temperatura spoko. Gorzej z podłożem, bo jest wiele miejsc, w których jest ślisko (zjechane asfaltówki wcale nie pomagają). Ostatecznie kończę dwie minuty szybciej niż rok temu, co w tych warunkach jest dużą poprawą.

Przebieranki niestety trwają dłużej, bo chwilę męczę się z bluzą, której nie mogę przecisnąć przez mokre ręce. Patrząc na listę wyników wiele osób miało podobny problem. Trasa rowerowa już po chwili pokazuje, kto (a właściwie co) będzie rozdawało karty tego dnia - BŁOTO!!! Woda w kałużach po piasty, błota tak z 15 cm, do tego mnóstwo kolein. Najlepiej sprawdza się przejazd środkiem kałuż, bo jest tam najtwardsze podłoże. W pozostałych miejscach rower dosłownie wciąga, jak na jakiś bagnach. Oj, chyba szybko ubędzie sił w takich warunkach...

Najlepiej jedzie się drugą pętlę, bo jeszcze nie jest mocno rozjechana, a już są wytyczone tory jazdy. Od trzeciej rundy jest masakra. Czwarta to już tylko marzenie o dojechaniu do mety... Zresztą, spójrzcie sami, w jakim stanie schodziłem z trasy rowerowej... :)

Drugi bieg, tak jak się spodziewałem, to w moim przypadku walka o ukończenie zawodów. Po rowerze mocno przesunąłem się w klasyfikacji generalnej i teraz musiałem to "tylko" utrzymać. A to nie było łatwe. Trasa biegowa również mocno się rozdeptała, ale pierwsza runda 2,5 km jeszcze jakoś poszła. Natomiast na drugiej miałem już dość. W miejscach, gdzie ślizgałem się jak na lodzie, wolałem iść, niż biec. Zresztą nie tylko ja, bo większość osób w zasięgu mojego wzroku tak robiła. Prawdę mówiąc nogi też już na zbyt wiele mi nie pozwalały. Rower wyciągnął ze mnie tyle sił, że chyba po raz pierwszy w życiu nie miałem siły biec, dosłownie. Czułem, że tracę kontakt z nogami, wtedy parę kroków marszu i znowu bieg. W ten sposób dotarłem do upragnionej mety. Naprawdę czułem radość, że to już koniec :)

Jak podsumuję ten start? Walka ze sprzętem, z błotem i przede wszystkim z samym sobą. Świetny trening techniki. Obiektywnie patrząc poprawa na odcinkach biegowych. No i ostatecznie dobre, ósme miejsce open (choć w sumie bardzo długo wisiałem na 7 miejscu). Czy pojechałbym jeszcze raz? Nie wiem. Na pewno szkoda sprzętu (choć straty są mniejsze, niż się spodziewałem). Za to był to świetny sprawdzian własnej psychiki. Czy mi się podobało? Odpowiedzcie sobie sami patrząc na ostatnie zdjęcie z tego dnia :D

RUN 10 km, czas 00:46:16, OPEN 13/28
T1, czas 00:02:21
BIKE 40 km, czas 02:26:17, OPEN 7/28
T2, czas 00:01:59
RUN 5 km, czas 00:29:19, OPEN 17/28
TOTAL, czas 03:46:12, OPEN 8/28
Sobota, 29 października 2022 Komentarze: 3
Dystans16.35 km
Teren16.00 km
Czas00:37
Podjazdy108 m
SprzętChińczyk
Vśrednia26.51 km/h
Vmax38.88 km/h
Tętnośr.173
Tętnomax186
Kalorie 622 kcal
Temp.15.0 °C
Więcej danych
Pierwszy i na pewno nie ostatni start na tej imprezie - Cross Duathlon w Żarnowcu już na stałe zagości w moim kalendarzu. Super impreza z bardzo ciekawą trasą, zwłaszcza drugą biegową ;) Od razu przejdę do wyników, bo jest się czym chwalić :D Parę słów komentarza będzie poniżej :)

RUN 3 km, czas 00:14:22, OPEN 40
T1, czas 00:01:47, OPEN 82
BIKE 16 km, czas 00:38:13, OPEN 15
T2, czas 00:01:30, OPEN 51
RUN 4,5 km, czas 00:23:36, OPEN 25
TOTAL, czas 01:19:29, OPEN 19/131, M30 4/47

Bieg 3 km - jeszcze przed startem, u Mariusza w domu, rzucam, że pierwszy bieg biegnę spokojnie, tak 4:30 min/km :P , ostatecznie wyszło trochę wolniej bo 4:43 min/km, ale faktycznie musiałem się cały czas pilnować, aby nie przeszarżować, a to znaczy, że siły były.

Rower 16 km - nie jestem w stanie zliczyć, ile osób wyprzedziłem, naprawdę! trasa bardzo ciekawa, ale jak dla mnie trochę krótka :p


Bieg 4,5 km - najgorsza, a zarazem najlepsza część imprezy :D od samego początku mocno przełajowo, a bodajże pięć (w tym jeden po schodach) bardzo stromych podbiegów dały popalić, jak nigdy; przyznaję się - nie wbiegłem wszystkiego, bo na część ścianek wspinałem się na piechotę - do poprawienia za rok ;) mimo to tempo 5:40 min/km i tak uważam za dobre, jak na tą trasę.

Zmiany - drugi start w duathlonie i drugi raz uważam, że za wolno się rozbieram :P

Całość kończę tuż za podium, bo na 4 miejscu (Drab zgarnął wszystko, więc nie liczą go w klasyfikacji wiekowej) na prawie 50 zawodników w mojej kategorii, co jest świetnym wynikiem, o jakim nawet nie próbowałem myśleć przed startem. To, że rower pójdzie mi dobrze, wiedziałem, ale utrzymania wyniku podczas biegu nawet mój kołcz Greg się nie spodziewał ;) Oprócz rywalizacji sportowej udało się spotkać z przyjaciółmi, pogoda, jak na październik, była aż za dobra. O trasie już pisałem, że była bardzo ciekawa, organizacyjnie również bez najmniejszych uwag. Czy można taką imprezę pominąć w kalendarzu startów na 2023? Nieeee.... :)

Niedziela, 9 października 2022 Komentarze: 0
Dystans1.00 km
Czas00:01
SprzętINNY
Vśrednia60.00 km/h
Więcej danych
Laura ścigała się w zawodach dla dzieci, a ja spróbowałem swoich sił na ostrym kole na trenażerze. Do przejechania był kilometr - pierwsze 500 metrów trzymałem dobrze ponad 750 W, dalej było już trudno utrzymać powyżej 500 W, co dobrze widać na zdjęciu :p

Później okazało się, że wyniki są zapisywane i trzy najlepsze osoby wygrywają. Tym sposobem, trochę z zaskoczenia, z czasem 1 minuta 16 sekund zająłem pierwsze miejsce w trakcie zawodów dla dzieci :D
Sobota, 1 października 2022 Komentarze: 1
Dystans29.55 km
Teren29.00 km
Czas01:48
Podjazdy738 m
SprzętChińczyk
Vśrednia16.42 km/h
Vmax47.63 km/h
Tętnośr.170
Tętnomax185
Kalorie 1769 kcal
Temp.11.0 °C
Więcej danych
Miało być pięknie, a wyszło jak zwykle ;) Nie żebym liczył na zwycięstwo, ale to, co odstawiałem na pierwszej pętli to jakiś dramat. Na starcie zostałem mocno zblokowany i z automatu wylądowałem w drugiej części stawki. Coś tam próbowałem odrabiać, ale jak tylko wjechałem w pierwszą sekcję XC okazało się, że zapomniałem, jak się jeździ rowerem :p Do tego doszło wilgotne podłoże, opony zaklejone błotem i już na pierwszym pniu, który należało przejechać lub przeskoczyć, wyglebiłem na lewy bok. Z czego jestem dumny, to z prędkości, z jaką podniosłem się z ziemi :D Dalej było tylko gorzej. Na drugiej sekcji XC na ostrym zakręcie w lewo-dół zablokowałem koła i pojechałem prosto - kilka metrów w jakąś zarośniętą przepaść :D Dosyć, że drzewa po drodze udało mi się ominąć :D W tym momencie moje morale osiągnęło poziom moich umiejętności technicznych (czyli po prostu sięgnęło dna) i naprawdę miałem dość tego całego Pucharu MTB Kocich Gór... Ochota na ściganie mi przeszła i zacząłem na nowo uczyć się jeździć cross-country.

Totalne odpuszczenie i wyluzowanie zadziałało, bo druga pętla poszła mi zdecydowanie lepiej. Owszem, przejechałem ją minimalnie wolniej, ale za to technicznie o wiele sprawniej. Potwierdziło się to w ostatecznych wynikach, ponieważ na drugiej pętli zyskałem trzy pozycje, gdzie prawie zawsze jest na odwrót (zazwyczaj mocno cisnę od początku, a następnie staram się jak najmniej stracić). Koniec końców melduję się dokładnie w połowie stawki open i dopiero 9 w kategorii (gdy cztery lata temu jechałem w Wysokim Kościele byłem... trzeci). 

Dwa słowa o trasie - dobra robota! Faktycznie najtrudniejszy wyścig z całego pucharu: Mienice to taka rozgrzewka po płaskim, Oborniki trochę przypominały górski maraton, za to Wysoki Kościół to klasyczne XC. Muszę bywać tam częściej, bo przez moje jeżdżenie po szosie widzę, że zaczyna brakować mi skilla w terenie. Noga jest, pod górkę zazwyczaj dochodzę osoby przede mną, za to na krętych ścieżkach to ja zostaję w tyle. Niech poprawa umiejętności będzie moim postanowieniem na nowy sezon!

Czas: 01:48:37
Pierwsza pętla: 00:53:20 (29 open)
Druga pętla: 00:55:17
Open: 26/46 (+ 6 DNF)
M3: 9/11
Strata: 0:26:25 (Jakub Kowalczyk)
Pełne wyniki: KLIK

Co do generalki Pucharu MTB Kocich Gór - ukończyłem ją! Na tym zakończmy! :p
Open: 13/24
M3: 6/7
Pełne wyniki: KLIK

Samotna walka na drugiej pętli.

To niestety koniec pierwszego w historii Pucharu MTB Kocich Gór. Mam nadzieję, że będzie organizowany w przyszłych latach, bo naprawdę fajnie się bawiłem na tych trzech wyścigach. Pierwszorzędna organizacja, bogate pakiety startowe, silna konkurencja oraz ciekawe trasy. Czy potrzeba czegoś więcej? :)

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".

94692.43

KILOMETRÓW NA BLOGU

25484.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.35 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

180d 01h 04m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
  • Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
  • Koła DT Swiss Gravel LN
  • Opony Tufo Thundero HD 40C

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460