BikeCrossMaraton 2017 Binduga
Kategoria > 50, Edge 520, Foto, GPX Wielkopolski, Wyścigowo
Niedziela, 2 lipca 2017
Komentarze: 1
Vśrednia24.42 km/h
Vmax47.10 km/h
Kalorie 2200 kcal
Temp.15.3 °C
Tym razem z teamu startujemy we trójkę (Krzychu, Jacek i ja), zupełnie jak trzej muszkieterowie! Frekwencja w sumie jest dość niska, ale na wygraną nie ma szans, gdyż pojawiło się parę okolicznych koni ;) Z Krzychem ustawiamy się w drugiej linii pierwszego sektora - Jackowi przypisali dwójkę, więc nawet nie dane nam było spotkać się na trasie.
Od samego startu idzie niezły ogień i cały czub jedzie jedną grupą. Ja trochę zamuliłem na linii startu, ale trzymam się końca grupy robiąc wszystko, żeby jej nie stracić. Po dojechaniu do pierwszych singli urywa się grupka z przewagą rybek i chwastów oraz najlepszym z unitów ;) Ja zostaję w około dziesięcioosobowym peletonie. Na krętych bandach robi się "wesoło" - sporo błota i głębokie koleiny powodują, że rower zaczyna żyć własnym życiem. Nie zliczę, ile uślizgów zaliczyłem, ale szczęśliwie ani razu nie wyglebiłem, w przeciwieństwie do wielu osób jadących razem ze mną. Pierwszy wąwóz pokonujemy bardzo sprawnie prawą stroną, ale na drugim większość leci środkiem i wywala się na dnie, co wykorzystałem omijając ich lewą stroną :) Dzięki temu przesunąłem się na prowadzenie. Na krótkich podjazdach, które zaczęły się po wyjechaniu z błotnego rollercoastera, czuję, że tempo jest dla mnie ciut za wysokie i przewiduję lekkie odcięcie na drugiej rundzie :p
Korzystając z tego, że nasz peleton znowu zjechał się do kupy decyduję się trzymać koła tak długo, jak tylko dam radę. Mniej więcej w połowie rundy na horyzoncie pojawia się koszulka... unitów! Myślę sobie - no ładnie, już czuję się zwycięzcą, bo udało mi się dojść Krzycha ;) Tak naprawdę to wcale mu się nie dziwię, że wolał na nas poczekać, niż samotnie gonić rybki i chwasty - przy tak mocnym pociągu samotna ucieczka nie miała sensu.
Druga połowa pierwszej pętli to ciągłe napieranie do przodu, parę zrywów m.in. w wykonaniu Krzycha i pojedyncze przekleństwa na pojawiające się miejscami błoto ;) Trzymam się z tyłu, z jednej strony jest to bezpieczniejsze w takich warunkach, z drugiej - wiem, że jak tylko chłopaki będą chcieli to i tak mnie zerwą, więc oszczędzam się na tyle, na ile tylko mogę. Przebiegnięcie przez Trojankę jest nawet całkiem przyjemne - buty i tak mam już całe mokre, a woda w rzeczce jest przynajmniej czysta ;)
(foto by RemediuM SE.P)
Po wybiegnięciu z rzeki popełniam duży błąd bo próbuję jechać przez piach, przez co tracę parę sekund na wpięcie i na wypięcie, gdy jazda okazuje się niemożliwa. To powoduje, że grupka, w której jechałem ucieka w siną dal... Przejeżdżając przez linię mety mam około 10 sekund straty :( i jeden bidon mniej ;) (wypadł akurat wtedy, gdy przelatywałem przez matę do pomiaru czasu - grunt to zgubić bidon w dobrym miejscu, bo po zakończeniu zawodów czekał na mnie na mecie :)
Po wjechaniu na singiel zauważam, że moja technika nie jest wcale taka zła i dystans do uciekającej grupki zaczyna się zmniejszać. Na wysokości wąwozów udało mi się nawet ich dogonić i przez chwilę znowu jechałem na plecach Krzycha! Niestety, nie trwało to długo bo na pierwszym prostym odcinku zostałem z tyłu... W tym momencie w zasadzie powinienem skończyć relację :p
Coś tam się jeszcze działo, chwilę jechałem z chłopakami od chwastów (Hubertem Spławskim oraz Arturem Małkowskim), tempa nie wytrzymał również Jan Zozuliński. Po chwili zrobiło się jednak pusto zarówno przede mną, jak i za mną. Niby nie dopadł mnie zgon, ale musiałem zapłacić za zbyt mocną jazdę na pierwszym kółku. Mimo słabnącej nogi ciągle jednak kontrolowałem sytuację za mną i przez metę przejechałem bez utraty żadnej pozycji od momentu odpadnięcia od grupki, czyli taktyka pijawki na pierwszej pętli i walki o przeżycie na drugiej tym razem przyniosła sukces, bo niewątpliwie jest nim dla mnie zajęcie czwartego miejsca w kategorii!!! Mimo wyraźnego osłabnięcia jestem bardzo zadowolony z wyniku. Drużynowo to już w ogóle rewelacja! Krzychu DRUGI w M3, ja CZWARTY, a Jacek SZÓSTY w M4. W generalce zamykamy podium tuż za Rybczyńskimi, którzy dali tego dnia pokaz swojej siły, oraz zawzięcie goniącym ich Agrochestem,. Fajnie znaleźć się w tak ścisłej czołówce :) (foto by RemediuM SE.P)
Czas: 02:13:37
Check point1: 00:25:25 (13)
Check point2: 01:04:38 (15)
Check point3: 01:30:35 (14)
MEGA Open: 14/91 (6 DNF)
MEGA M3: 4/34 (3 DNF)
Strata: 0:07:50 (Bartłomiej Oleszczuk)
DST: 55,40 km
Uphill: 402 m
AVG: 25,15 km/h
Vmax: 47,1 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect
Od samego startu idzie niezły ogień i cały czub jedzie jedną grupą. Ja trochę zamuliłem na linii startu, ale trzymam się końca grupy robiąc wszystko, żeby jej nie stracić. Po dojechaniu do pierwszych singli urywa się grupka z przewagą rybek i chwastów oraz najlepszym z unitów ;) Ja zostaję w około dziesięcioosobowym peletonie. Na krętych bandach robi się "wesoło" - sporo błota i głębokie koleiny powodują, że rower zaczyna żyć własnym życiem. Nie zliczę, ile uślizgów zaliczyłem, ale szczęśliwie ani razu nie wyglebiłem, w przeciwieństwie do wielu osób jadących razem ze mną. Pierwszy wąwóz pokonujemy bardzo sprawnie prawą stroną, ale na drugim większość leci środkiem i wywala się na dnie, co wykorzystałem omijając ich lewą stroną :) Dzięki temu przesunąłem się na prowadzenie. Na krótkich podjazdach, które zaczęły się po wyjechaniu z błotnego rollercoastera, czuję, że tempo jest dla mnie ciut za wysokie i przewiduję lekkie odcięcie na drugiej rundzie :p
Korzystając z tego, że nasz peleton znowu zjechał się do kupy decyduję się trzymać koła tak długo, jak tylko dam radę. Mniej więcej w połowie rundy na horyzoncie pojawia się koszulka... unitów! Myślę sobie - no ładnie, już czuję się zwycięzcą, bo udało mi się dojść Krzycha ;) Tak naprawdę to wcale mu się nie dziwię, że wolał na nas poczekać, niż samotnie gonić rybki i chwasty - przy tak mocnym pociągu samotna ucieczka nie miała sensu.
Druga połowa pierwszej pętli to ciągłe napieranie do przodu, parę zrywów m.in. w wykonaniu Krzycha i pojedyncze przekleństwa na pojawiające się miejscami błoto ;) Trzymam się z tyłu, z jednej strony jest to bezpieczniejsze w takich warunkach, z drugiej - wiem, że jak tylko chłopaki będą chcieli to i tak mnie zerwą, więc oszczędzam się na tyle, na ile tylko mogę. Przebiegnięcie przez Trojankę jest nawet całkiem przyjemne - buty i tak mam już całe mokre, a woda w rzeczce jest przynajmniej czysta ;)
(foto by RemediuM SE.P)
Po wybiegnięciu z rzeki popełniam duży błąd bo próbuję jechać przez piach, przez co tracę parę sekund na wpięcie i na wypięcie, gdy jazda okazuje się niemożliwa. To powoduje, że grupka, w której jechałem ucieka w siną dal... Przejeżdżając przez linię mety mam około 10 sekund straty :( i jeden bidon mniej ;) (wypadł akurat wtedy, gdy przelatywałem przez matę do pomiaru czasu - grunt to zgubić bidon w dobrym miejscu, bo po zakończeniu zawodów czekał na mnie na mecie :)
Po wjechaniu na singiel zauważam, że moja technika nie jest wcale taka zła i dystans do uciekającej grupki zaczyna się zmniejszać. Na wysokości wąwozów udało mi się nawet ich dogonić i przez chwilę znowu jechałem na plecach Krzycha! Niestety, nie trwało to długo bo na pierwszym prostym odcinku zostałem z tyłu... W tym momencie w zasadzie powinienem skończyć relację :p
Coś tam się jeszcze działo, chwilę jechałem z chłopakami od chwastów (Hubertem Spławskim oraz Arturem Małkowskim), tempa nie wytrzymał również Jan Zozuliński. Po chwili zrobiło się jednak pusto zarówno przede mną, jak i za mną. Niby nie dopadł mnie zgon, ale musiałem zapłacić za zbyt mocną jazdę na pierwszym kółku. Mimo słabnącej nogi ciągle jednak kontrolowałem sytuację za mną i przez metę przejechałem bez utraty żadnej pozycji od momentu odpadnięcia od grupki, czyli taktyka pijawki na pierwszej pętli i walki o przeżycie na drugiej tym razem przyniosła sukces, bo niewątpliwie jest nim dla mnie zajęcie czwartego miejsca w kategorii!!! Mimo wyraźnego osłabnięcia jestem bardzo zadowolony z wyniku. Drużynowo to już w ogóle rewelacja! Krzychu DRUGI w M3, ja CZWARTY, a Jacek SZÓSTY w M4. W generalce zamykamy podium tuż za Rybczyńskimi, którzy dali tego dnia pokaz swojej siły, oraz zawzięcie goniącym ich Agrochestem,. Fajnie znaleźć się w tak ścisłej czołówce :) (foto by RemediuM SE.P)
Czas: 02:13:37
Check point1: 00:25:25 (13)
Check point2: 01:04:38 (15)
Check point3: 01:30:35 (14)
MEGA Open: 14/91 (6 DNF)
MEGA M3: 4/34 (3 DNF)
Strata: 0:07:50 (Bartłomiej Oleszczuk)
DST: 55,40 km
Uphill: 402 m
AVG: 25,15 km/h
Vmax: 47,1 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect