Sobota, 28 grudnia 2024
Komentarze: 4
Vśrednia25.45 km/h
Vmax48.24 km/h
Tętnośr.127
Tętnomax171
Kalorie12327 kcal
Temp.0.0 °C
500 kilometrów zimą, gdy noc trwa 16 godzin? Czy może być coś głupszego? :p
Na ten porąbany pomysł wpadł Rambo z Black Wire, ostatnio jeżdżę z nimi na ustawkach. Okazało się, że na luźno rzucone hasło odpowiedziało kilkanaście osób - ostatecznie na trasę ruszaliśmy w 14 osób, gdzie jedna osoba jechała z nami tylko kawałek, a druga z założenia do Zielonej Góry.
Poranek jest mroźny i nawet po wyjściu słońca wcale nie robi się cieplej. Temperata osiągnęła maksymalnie pewnie ze 3 stopnie...
Początkowe kilometry mijają dość szybko. Od startu trzymam się pierwszej grupy, w Ścinawie robimy krótki postój na wyrównanie, ale zanim dotarłem do kasy, żeby kupić herbatę, grupka, na którą czekaliśmy, nas wyprzedziła, więc musieliśmy ich trochę pogonić. Pierwszy dłuższy postój to 130 kilometr i Głogów. Tu niestety odpada pierwsza osoba - Justyna zaczynała na lekach, puściło ją i pojawiła się gorączka. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić.
Drogi, po których jedziemy są mi bardzo dobrze znane. Jedzie się super, widoki rewelacja. Czego chcieć więcej :)
Dochodzi godzina 16 i zaczyna się to, na co czekaliśmy. Noc. Niestety, z dużą mgłą. Widoczność taka sobie, ale lampki dają radę, więc rozjechania się nie boimy.
Gorsze jest to, że mgła się osadza i zamarza na ciuchach, rękawiczkach, kierownicy itp. Postój w Babimoście to rozmrażanie i szukanie patentów na dalszą jazdę. Najgorzej jest z dłońmi, bo mokre rękawiczki mocno wychładzają. Skuteczne okazuje się najprostsze rozwiązanie, czyli rękawiczki-foliówki zakładane pod wierzchnie grube rękawice. Patent sprawdza się do samego końca :)
Po drodze za dużo nie widać ;) choć trafiają się takie ciekawostki, jak świetlne iluminacje w Popowie.
Do Gorzowa jadę w grupie, która spieszy się na pociąg o 9:30, więc momentami jest mocno. Na 290 kilometrze decyduję dalszą drogę, czyli około 200 kilometrów, przejechać z grupą wolniejszą, bo bilety mamy na 13:16. Zaczyna się jazda od Orlenu do Orlenu ;)
Ogólnie trochę za dużo tego kimania było. Spowodowało to tylko, że część osób w Szczecinie złapała totalny kryzys i stwierdzili, że dalej nie jadą :p Natalia poczekała na transport, który miała załatwiony, a Rambo i Tobiasz złapali pociąg, na który spieszyła się ta wcześniejsza czteroosobowa grupka.
Ja dałem się zmobilizować do dalszej jazdy i razem z Gosią, Kostą i Grzegorzem, jeszcze przed wschodem słońca, ruszyliśmy dokręcić "końcóweczkę", czyli raptem 100 kilometrów dzielące nas od Świnoujścia. Początkowo jedzie się dobrze, wiatr zaczyna lekko wkurzać, ale z Małgorzatą ciągniemy towarzystwo. Kryzys łapie mnie między Wolinem a Międzyzdrojami. Przez zgagę, która złapała mnie po całym dniu jedzenia węgli, jakiś czas temu przestałem jeść cokolwiek. To musiało się zemścić. Na szczęście kompani delikatnie odpuścili korby, a ja z kolei po wciągnięciu kolejnego batona, lekko odżyłem. W ten sposób, chyba już częściowo siłą woli, dotarłem do celu.
Korciło dokręcić do piątki z przodu, ale jestem już na to za stary. Zresztą, wszystko jeszcze przede mną :) Ładujemy się do kolejki i w dobrych humorach wracamy do Wro. To była pojebana akcja, ale zapamiętam ją do końca życia :)
PS Zapamiętam ją nie tylko z powodu dystansu, warunków i trudności po drodze. Będąc w Głogowie dowiedziałem się, że nagle, bez wcześniejszych chorób itp. zmarł mój chrzestny, brat ojca. Cieszył się tak dobrym zdrowiem, że nigdy bym nie sądził, że tak szybko od nas odejdzie. Utwierdza mnie to w jednym - trzeba żyć, tu i teraz. I choć czasem wszystko się pierdoli (tak, jak u mnie w tym roku, ale to opowieść na inną okazję...) nigdy nie wiemy, czy dzień, który się właśnie kończy, nie jest tym ostatnim. Dlatego spełniajcie marzenia, realizujcie najgłupsze pomysły i po prostu cieszcie się życiem! Bo nigdy nie wiadomo, czy nie kładziemy się do łóżka po raz ostatni... :(
Trasa: Wrocław - Wołów - Ścinawa - Głogów - Bytom Odrzański - Nowa Sól - Konotop - Kargowa - Babimost - Międzyrzecz - Gorzów Wlkp. - Barlinek - Lipiany - Pyrzyce - Szczecin - Goleniów - Wolin - Międzyzdroje - Świnoujście
Na ten porąbany pomysł wpadł Rambo z Black Wire, ostatnio jeżdżę z nimi na ustawkach. Okazało się, że na luźno rzucone hasło odpowiedziało kilkanaście osób - ostatecznie na trasę ruszaliśmy w 14 osób, gdzie jedna osoba jechała z nami tylko kawałek, a druga z założenia do Zielonej Góry.
Poranek jest mroźny i nawet po wyjściu słońca wcale nie robi się cieplej. Temperata osiągnęła maksymalnie pewnie ze 3 stopnie...
Początkowe kilometry mijają dość szybko. Od startu trzymam się pierwszej grupy, w Ścinawie robimy krótki postój na wyrównanie, ale zanim dotarłem do kasy, żeby kupić herbatę, grupka, na którą czekaliśmy, nas wyprzedziła, więc musieliśmy ich trochę pogonić. Pierwszy dłuższy postój to 130 kilometr i Głogów. Tu niestety odpada pierwsza osoba - Justyna zaczynała na lekach, puściło ją i pojawiła się gorączka. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić.
Drogi, po których jedziemy są mi bardzo dobrze znane. Jedzie się super, widoki rewelacja. Czego chcieć więcej :)
Dochodzi godzina 16 i zaczyna się to, na co czekaliśmy. Noc. Niestety, z dużą mgłą. Widoczność taka sobie, ale lampki dają radę, więc rozjechania się nie boimy.
Gorsze jest to, że mgła się osadza i zamarza na ciuchach, rękawiczkach, kierownicy itp. Postój w Babimoście to rozmrażanie i szukanie patentów na dalszą jazdę. Najgorzej jest z dłońmi, bo mokre rękawiczki mocno wychładzają. Skuteczne okazuje się najprostsze rozwiązanie, czyli rękawiczki-foliówki zakładane pod wierzchnie grube rękawice. Patent sprawdza się do samego końca :)
Po drodze za dużo nie widać ;) choć trafiają się takie ciekawostki, jak świetlne iluminacje w Popowie.
Do Gorzowa jadę w grupie, która spieszy się na pociąg o 9:30, więc momentami jest mocno. Na 290 kilometrze decyduję dalszą drogę, czyli około 200 kilometrów, przejechać z grupą wolniejszą, bo bilety mamy na 13:16. Zaczyna się jazda od Orlenu do Orlenu ;)
Ogólnie trochę za dużo tego kimania było. Spowodowało to tylko, że część osób w Szczecinie złapała totalny kryzys i stwierdzili, że dalej nie jadą :p Natalia poczekała na transport, który miała załatwiony, a Rambo i Tobiasz złapali pociąg, na który spieszyła się ta wcześniejsza czteroosobowa grupka.
Ja dałem się zmobilizować do dalszej jazdy i razem z Gosią, Kostą i Grzegorzem, jeszcze przed wschodem słońca, ruszyliśmy dokręcić "końcóweczkę", czyli raptem 100 kilometrów dzielące nas od Świnoujścia. Początkowo jedzie się dobrze, wiatr zaczyna lekko wkurzać, ale z Małgorzatą ciągniemy towarzystwo. Kryzys łapie mnie między Wolinem a Międzyzdrojami. Przez zgagę, która złapała mnie po całym dniu jedzenia węgli, jakiś czas temu przestałem jeść cokolwiek. To musiało się zemścić. Na szczęście kompani delikatnie odpuścili korby, a ja z kolei po wciągnięciu kolejnego batona, lekko odżyłem. W ten sposób, chyba już częściowo siłą woli, dotarłem do celu.
Korciło dokręcić do piątki z przodu, ale jestem już na to za stary. Zresztą, wszystko jeszcze przede mną :) Ładujemy się do kolejki i w dobrych humorach wracamy do Wro. To była pojebana akcja, ale zapamiętam ją do końca życia :)
PS Zapamiętam ją nie tylko z powodu dystansu, warunków i trudności po drodze. Będąc w Głogowie dowiedziałem się, że nagle, bez wcześniejszych chorób itp. zmarł mój chrzestny, brat ojca. Cieszył się tak dobrym zdrowiem, że nigdy bym nie sądził, że tak szybko od nas odejdzie. Utwierdza mnie to w jednym - trzeba żyć, tu i teraz. I choć czasem wszystko się pierdoli (tak, jak u mnie w tym roku, ale to opowieść na inną okazję...) nigdy nie wiemy, czy dzień, który się właśnie kończy, nie jest tym ostatnim. Dlatego spełniajcie marzenia, realizujcie najgłupsze pomysły i po prostu cieszcie się życiem! Bo nigdy nie wiadomo, czy nie kładziemy się do łóżka po raz ostatni... :(
Trasa: Wrocław - Wołów - Ścinawa - Głogów - Bytom Odrzański - Nowa Sól - Konotop - Kargowa - Babimost - Międzyrzecz - Gorzów Wlkp. - Barlinek - Lipiany - Pyrzyce - Szczecin - Goleniów - Wolin - Międzyzdroje - Świnoujście
Komentarze
Filmik też fajny.
Szkoda, że koniec wpisu taki smutny :( Kondolencje.