W końcu udało się załapać na ustawkę z CUG'iem. Będzie okazja do przepalenia nogi :)
Przez 25 kilometrów jadę w pierwszej grupie. Tradycyjnie - jest mocno ;) W pewnym momencie słyszę syk i marudzenie osoby jadącej za mną - dostał mlekiem po twarzy :D Po zatrzymaniu się widzę, że w oponie tkwi pewnie z czterocentymetrowy gwóźdź. O dziwo powietrze już nie schodzi. Wciskam go delikatnie i zaczynam jechać, ale po chwili znowu zaczyna ocierać o widełki. Powtarzam tą akcję jeszcze raz, ale to nie ma sensu - szkoda lakieru. Muszę zrobić dłuższy pit-stop i w miejsce gwoździa wciskam knota. Akcja zakończona sukcesem, więc zaczynam gonić. Dojść pierwszej grupy nie było najmniejszych szans, ale co powyprzedzałem odpadnięte wagoniki to moje. Sumarycznie wyszedł dobry trening, szkoda, że w dużej mierze samotny ;)
Ten coffee ride nie do końca taki coffee bo średnia z ustawki wyszła 33,3 km/h, a na powrocie 36,9 km/h. Jak widać na gravelu też się da. Choć nie powiem, sporo czasu miałem kasetę "zamkniętą" - jednak 40x11 to nie jest przełożenie na ucieczki w grupie... ;)
Nie sądziłem, że nam ta trasa tyle czasu zajmie, ale w sumie było fajnie. Lokalne dróżki, single, korzenie i sporo kurzu. A oprócz tego dużo uśmiechów, pyszne lody i tonic espresso. Przy tym wszystkim niska średnia jest nieważna :)
Ustawka z ekipą Bikestage. W sumie osiem osób, większość mocno rozjeżdżona. Dwie osoby trochę odstają, więc to do nich dostosowujemy tempo. Większość czasu jadę z przodu, noga kręci o niebo lepiej niż wczoraj. Momentami dociskamy z kolegą na niebieskim RCX'ie, ale od razu słyszymy - wolniej! Dzięki temu wyszedł fajny dystans z ciekawą trasą i to bez zbędnego ujechania się. Też fajnie :p
Jak na grupie piszą, że będzie spokojnie i bez ujebów to znak, że będzie zupełnie na odwrót :) Gravel tymczasowo robi za szosę, więc biorę MTB. W sumie dobry wybór, bo szutry jednak nie całkiem premium były ;) Niestety, korba 32T to zdecydowanie za mało na ściganie z tymi końmi, więc nawet nie próbuję trzymać się grupy ucieczkowej. Zresztą - za dwa dni biegowy Półmaraton Ślężański, więc dobrze, że nie miałem czym ich gonić. Co nie zmienia faktu, że trochę się zmęczyłem.
Byłem bliski zostania w domu, ale jednak się zmobilizowałem :) Błoto tylko w kilku miejscach, ale rower i tak do mycia... Tradycyjnie na początku założyłem, że trzymam się z tyłu (zwłaszcza, że dziś pół litra krwi mniej w naczyniach), ale jak zwykle dojechałem do froga w pierwszej grupie :D Trudno się pohamować przed ściganiem :p
Jechać, czy nie jechać? Oto jest pytanie :p W sumie twierdząco odpowiedziało 9 osób i w takiej grupie pojechaliśmy w CUG. Oj, było błoto :) Moje opony nie trzymają kompletnie w takich warunkach, więc zakręty mocno zachowawczo jechałem. Za to na prostych noga podaje. Fajna zabawa, ale sprzątania po powrocie więcej, niż jazdy :p
- Kiedy w końcu będziesz miał mleko? - ostatnio słyszę bardzo często to pytanie ;) Po dzisiejszej tradycyjnej czwartkowej ustawce gravelowej zapadła decyzja - zalewam moje Cinturato H mlekiem. Jeśli nadal będzie taka lipa z łapaniem laczków opony lecą do kosza i już nigdy nie spojrzę na Pirelli. Nie po to czekam na jazdę w grupie, żeby od piątego kilometra gonić ich samotnie, bo musiałem dętkę zmienić...
To nie są Czwartkowe Ustawki Gravelowe, to powinno się nazywać Czwartkowe Wyścigi Gravelowe :) Ucieczki, pościgi, bomby i reaktywacje. Dzieje się więcej, niż na niejednym wyścigu o puchar wójta gminy Małdyty. Teraz znowu przez trzy dni Garmin będzie na mnie krzyczał, że mam odpoczywać ;)
Nareszcie udało się dotrzeć na Czwartkową Ustawkę Gravelową. W sumie dobrze, że przed startem nie pytałem o przewidywane tempo, bo i tak bym nie uwierzył ;) Ogień poszedł, jak na dobrym wyścigu, przez co powpadało dużo pucharków na Stravie :p Niestety, żarło do 30 kilometra i zdechło, bo złapałem laczka i została mi samotna pogoń za grupą... Mimo to świetne przepalenie nogi wyszło, będę starał się powtarzać :)
Trasa: Różanka - Browar Stu Mostów - Sępolno - Most Bartoszowicki - Las Strachociński - Łany - Kamieniec Wrocławski - Gajków - Wojnowice - Brzezinki - Kątna - Oleśniczka - Raków - Borowa - Kamień - Stary Mirków - Wilczyce - Psie Pole - Karłowice - Różanka
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".