Jeden "wagonik" mniej...
Kategoria >100, 2011 Bike the Baltic, Foto
Czwartek, 7 lipca 2011
Komentarze: 3
Vśrednia16.51 km/h
Vmax49.68 km/h
Temp.20.0 °C
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Latarnia Morska Jarosławiec (7/15) - Jezierzany - Łącko - Korlino - Królewo - Zaleskie - Starkowo - Pęplino - Wodnica - Latarnia Morska Ustka (8/15) - Wytowno - Objazda - Dębina - Rowy - Latarnia Morska Czołpino (9/15) - Smołdziński Las - Łokciowe - Kluki - Lisia Góra - Izbica - Gać - Żarnowska - Łeba
Kolejny dzień naszej wyprawy zaczęliśmy, a jakże, od latarni morskiej w Jarosławcu. Nie spędziliśmy przy niej dużo czasu, gdyż mieliśmy na dzisiejszy dzień ambitne plany - dotrzeć do Łeby.
Po rozmowie w Informacji Turystycznej w Jarosławcu odpuściliśmy sobie jazdę przez poligon między Wickiem a Ustką. Ponoć nie da się tamtędy przejechać. Skoro tubylcy tak mówią to ok... Trzymaliśmy się więc R-10 prowadzącego głównie asfaltami przez niezwykle spokojne nadmorskie wioski.
Rejon ten nazywany jest Krainą w kratę, ze względu na dominujące budownictwo szkieletowe.
Szlak jest bardzo dobrze oznaczony. Poza jednym małym wyjątkiem – w Pęplinie nie widać skrętu w lewo, przez co nadrobiliśmy kilka kilometrów. Przed samą Ustką szlak zamienia się w kapitalny singiel wzdłuż rzeki Słupia. Baaardzo fajny odcinek :)
Wczorajsze przedzieranie się przez plażę okazało się mieć daleko idące skutki. W przednim kole Marianny zaczęło coś pukać, później przeskakiwać. W Ustce było już bardzo źle - postanowiliśmy rozkręcić piastę.
Piasek przedostał się przez uszczelnienie i nieźle pokiereszował bieżnie.
Nie byliśmy przygotowani na taką okoliczność – nie mieliśmy nawet grama stałego smaru.
Na pobliskich statkach też nikt nie potrafił nam pomóc.
W tym wszystkim piasta nie była jednak najgorsza. Mariusz miał duże problemy z chodzeniem – to efekt wczorajszego naciągnięcia Achillesa. Nie zastanawiając się długo zrezygnował z dalszej jazdy i wrócił pociągiem do Poznania. Dla niego Szlak latarni morskich zakończył się przy latarni w Ustce. Szkoda, ale dzisiaj wiemy, że była to dobra decyzja...
Już tylko we trójkę skierowaliśmy się Szlakiem zwiniętych torów do Rowów. Jadąc nim w okresie wakacyjnym, mniej więcej w połowie, nie możecie ominąć pewnej ważnej atrakcji – przepysznych czereśni!!! W Rowach zjedliśmy po gofrze (a może i dwóch – najlepsze gofry podczas całego wypadu!), Karol kupił upragnione banany i za całe 6 zł wjechaliśmy do Słowińskiego Parku Narodowego (nie możemy przeboleć, że musieliśmy za to płacić ;) Cisza, spokój, śpiew ptaków i urocze jeziora. No dobra... było warto :)
Między jeziorami Gardno i Łebsko znajduje się latarnia morska w Czołpinie. Jak dla nas bezapelacyjnie najładniejsza na polskim wybrzeżu. Szkoda tylko, że byliśmy tam dość późno i nie udało się na nią wejść... Spytacie, co nas w niej urzekło? Pomijam względy architektoniczne – stoi ona dumnie, samotnie na wysokim wzniesieniu. Być może dlatego, że byliśmy przy niej po godzinie 19.00 nie było nikogo w pobliżu. Można było poczuć tą magię, wyczuwało się, że mimo upływu lat cały czas pełni ona swoją rolę – pomaga odnaleźć się na bezmiarze wód Bałtyku. Niesamowite miejsce :)
Mając dość mierzej między jeziorami a morzem, Łebsko postanowiliśmy wziąć od strony lądu. Przez Łokciowe dojechaliśmy do Kluk, w których znajduje się skansen wsi słowińskiej.
Nie chcąc kręcić zbędnych kilometrów, do Izbicy pojechaliśmy krótszą drogą, omijając Główczyce. Czy był to dobry wybór – nie wiem do dzisiaj. Przedzieranie się przez bagna obok wielu niezaprzeczalnych plusów ma również parę wad... ;)
Dzień chylił się ku końcowi, a my nadal mieliśmy "parę" kilometrów do Łeby. Zaczęło robić się chłodno, jednak widoki rekompensowały wszystko!!!
Właśnie dla takich obrazków znosi się wszelkie trudy wyprawy :)
Mgła zaczęła robić się coraz większa. Pewne było, że to nie będzie sucha noc. Ale co to dla nas :) Do Łeby wjechaliśmy w momencie, gdy zaczęło się mocno ściemniać. Szybkie rozbicie namiotów, kąpiel i poszukiwania jedzenia. Pizzy już nigdzie nie szło zamówić – został jedynie kebab. Ale za to u bardzo sympatycznych ludzi :)
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Latarnia Morska Jarosławiec (7/15) - Jezierzany - Łącko - Korlino - Królewo - Zaleskie - Starkowo - Pęplino - Wodnica - Latarnia Morska Ustka (8/15) - Wytowno - Objazda - Dębina - Rowy - Latarnia Morska Czołpino (9/15) - Smołdziński Las - Łokciowe - Kluki - Lisia Góra - Izbica - Gać - Żarnowska - Łeba
Kolejny dzień naszej wyprawy zaczęliśmy, a jakże, od latarni morskiej w Jarosławcu. Nie spędziliśmy przy niej dużo czasu, gdyż mieliśmy na dzisiejszy dzień ambitne plany - dotrzeć do Łeby.
Po rozmowie w Informacji Turystycznej w Jarosławcu odpuściliśmy sobie jazdę przez poligon między Wickiem a Ustką. Ponoć nie da się tamtędy przejechać. Skoro tubylcy tak mówią to ok... Trzymaliśmy się więc R-10 prowadzącego głównie asfaltami przez niezwykle spokojne nadmorskie wioski.
Rejon ten nazywany jest Krainą w kratę, ze względu na dominujące budownictwo szkieletowe.
Szlak jest bardzo dobrze oznaczony. Poza jednym małym wyjątkiem – w Pęplinie nie widać skrętu w lewo, przez co nadrobiliśmy kilka kilometrów. Przed samą Ustką szlak zamienia się w kapitalny singiel wzdłuż rzeki Słupia. Baaardzo fajny odcinek :)
Wczorajsze przedzieranie się przez plażę okazało się mieć daleko idące skutki. W przednim kole Marianny zaczęło coś pukać, później przeskakiwać. W Ustce było już bardzo źle - postanowiliśmy rozkręcić piastę.
Piasek przedostał się przez uszczelnienie i nieźle pokiereszował bieżnie.
Nie byliśmy przygotowani na taką okoliczność – nie mieliśmy nawet grama stałego smaru.
Na pobliskich statkach też nikt nie potrafił nam pomóc.
W tym wszystkim piasta nie była jednak najgorsza. Mariusz miał duże problemy z chodzeniem – to efekt wczorajszego naciągnięcia Achillesa. Nie zastanawiając się długo zrezygnował z dalszej jazdy i wrócił pociągiem do Poznania. Dla niego Szlak latarni morskich zakończył się przy latarni w Ustce. Szkoda, ale dzisiaj wiemy, że była to dobra decyzja...
Już tylko we trójkę skierowaliśmy się Szlakiem zwiniętych torów do Rowów. Jadąc nim w okresie wakacyjnym, mniej więcej w połowie, nie możecie ominąć pewnej ważnej atrakcji – przepysznych czereśni!!! W Rowach zjedliśmy po gofrze (a może i dwóch – najlepsze gofry podczas całego wypadu!), Karol kupił upragnione banany i za całe 6 zł wjechaliśmy do Słowińskiego Parku Narodowego (nie możemy przeboleć, że musieliśmy za to płacić ;) Cisza, spokój, śpiew ptaków i urocze jeziora. No dobra... było warto :)
Między jeziorami Gardno i Łebsko znajduje się latarnia morska w Czołpinie. Jak dla nas bezapelacyjnie najładniejsza na polskim wybrzeżu. Szkoda tylko, że byliśmy tam dość późno i nie udało się na nią wejść... Spytacie, co nas w niej urzekło? Pomijam względy architektoniczne – stoi ona dumnie, samotnie na wysokim wzniesieniu. Być może dlatego, że byliśmy przy niej po godzinie 19.00 nie było nikogo w pobliżu. Można było poczuć tą magię, wyczuwało się, że mimo upływu lat cały czas pełni ona swoją rolę – pomaga odnaleźć się na bezmiarze wód Bałtyku. Niesamowite miejsce :)
Mając dość mierzej między jeziorami a morzem, Łebsko postanowiliśmy wziąć od strony lądu. Przez Łokciowe dojechaliśmy do Kluk, w których znajduje się skansen wsi słowińskiej.
Nie chcąc kręcić zbędnych kilometrów, do Izbicy pojechaliśmy krótszą drogą, omijając Główczyce. Czy był to dobry wybór – nie wiem do dzisiaj. Przedzieranie się przez bagna obok wielu niezaprzeczalnych plusów ma również parę wad... ;)
Dzień chylił się ku końcowi, a my nadal mieliśmy "parę" kilometrów do Łeby. Zaczęło robić się chłodno, jednak widoki rekompensowały wszystko!!!
Właśnie dla takich obrazków znosi się wszelkie trudy wyprawy :)
Mgła zaczęła robić się coraz większa. Pewne było, że to nie będzie sucha noc. Ale co to dla nas :) Do Łeby wjechaliśmy w momencie, gdy zaczęło się mocno ściemniać. Szybkie rozbicie namiotów, kąpiel i poszukiwania jedzenia. Pizzy już nigdzie nie szło zamówić – został jedynie kebab. Ale za to u bardzo sympatycznych ludzi :)
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Komentarze