Plaża, dzika plaża, morze dookoła...
Kategoria > 50, 2011 Bike the Baltic, Foto
Środa, 6 lipca 2011
Komentarze: 0
Vśrednia14.53 km/h
Vmax37.26 km/h
Temp.22.5 °C
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Ustronie Morskie - ??? - Latarnia Morska Gąski (5/15) - Sarbinowo - Chłopy - Mielno - Unieście - Łazy - FUCK! - Dąbkowice - Darłówko - Latarnia Morska Darłowo (6/15) - Wicie - Rusinowo – Jarosławiec
Ten dzień był jakiś dziwny już od samego początku. Nie wiadomo jak i gdzie zgubiliśmy szlak R-10. Dlatego też dojazd do Gąsek zajął nam dużo więcej czasu niż powinien. Łasin, Kładno, Pleśna... Nie wiem jak my to zrobiliśmy... Przecież na mapie droga idzie prosto... Gdy dojechaliśmy do latarni morskiej w Gąskach wcale nie poprawiły nam się humory. Istny Bangladesz!!! Tłumy ludzi, cymbergaje i inne „atrakcje”. Wrrrr...
Dobrze, że chociaż lody były, tak na osłodę :)
W Gąskach wróciliśmy na szlak R-10. Ciekawa szutrowa droga przebiegająca polami i lasami. Nawet nie wiem kiedy minęliśmy Sarbinowo i Chłopy. Dobrze, że w Mielnie Michał zahaczył sakwą o niewysoki słupek bo tak to też bym tej miejscowości nie zapamiętał ;)
Odcinek przez Unieście do Łazów, przebiegający ścieżką na mierzei między Bałtykiem a Jeziorem Jamno kryje mnóstwo militarnych zagadek. Szkoda, że nie mieliśmy czasu zwiedzić choć kilku bunkrów i umocnień. Następnym razem tego nie odpuszczę! Największe atrakcje dnia czekały nas za Łazami. Gdzieś nam się obiło o uszy, że nie da się dojechać do Dąbkowic lasem wzdłuż plaży, więc wpadliśmy na pomysł objechania Jeziora Bukowo południowo-wschodnim brzegiem. Powiem krótko – nie udało się ;) Najpierw było sucho, później coraz bardziej wilgotno, pojawiła się woda w koleinach. Gdy koła zaczęły się zapadać oznaczało to jedno – odwrót. Przejazdu nie ma.
Jako że asfaltów nie lubimy (pisałem o tym wcześniej), postanowiliśmy jechać plażą (taaa... jechać... dobre sobie...). Wybraliśmy najkrótszą drogę – kompas w rękę, kierunek północny i „na pałę” przedzieramy się przez leśne chaszczory, aby dotrzeć do morza. Nie roztrząsając dłużej, czy było to mądre, czy nie ;) znaleźliśmy się nad wodą. Teraz się dopiero zaczęło...
W bikeBoardzie z lipca 2010 tak opisano ten fragment – „(...) przeprawa tajemniczym przesmykiem nie szerszym od paska w plażowych stringach. Mierzeja Bukowska, bo o niej mowa, w najwęższym miejscu liczy jedynie 90 metrów szerokości. Trzeba uważać, żeby się nie utopić. To opcja dla harpaganów lub sadomasochistów.” Nie wiem, do której grupy nam bliżej, ale mieliśmy przed sobą ponad 5 kilometrów piachu i słonej wody. Jechać się nie dało... Rowery najpierw prowadziliśmy, później pchaliśmy, na koniec ciągnęliśmy. Masakra... Ten „spacerek” wykończył nas i nasze rowery niesamowicie. Mi mieszanina słonej wody i piachu zżarła chyba połowę klocków... Brak słów...
Nie muszę nikomu mówić, jak bardzo ucieszyliśmy się, gdy dotarliśmy do zejścia z plaży. Ja i Duda poszliśmy przodem. I co?!
Zejście okazało się być prywatne. Jeszcze chwila i byśmy się bili z miejscowym burakiem z Urzędu Morskiego [cenzura]. Z ogromną satysfakcją zasyfiliśmy mu błotem z rowerów cały chodnik przed budą i wróciliśmy na plażę. Rowery trzeba było wnieść na suchy ląd kolejnym wejściem. Tym razem schodami :|
Do Darłówka dojechaliśmy już bez większych przygód. Na drogach mijaliśmy kilkoro sakwiarzy – byliśmy mniej więcej w połowie wybrzeża – przy kolejnej latarni morskiej na trasie.
Następna mierzeja między jeziorem a morzem budziła w nas pewien niepokój, ale okazało się, że nie ma się czego bać. Wzdłuż Jeziora Kopań znajduje się stara droga, betonowa. Z lewej strony morze, z prawej jezioro a pośrodku nasz peleton. I tak aż do samego Jarosławca.
Tam trochę kręcenia w poszukiwaniu pola namiotowego. Warunki ok, ale ogniska znowu nie będzie – Michał jest zawiedziony ;)
Za to Mariusz narzeka na Achillesa – naciągnął go na jakimś krawężniku. Nie wróży to dobrze na jutro... :(
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Ustronie Morskie - ??? - Latarnia Morska Gąski (5/15) - Sarbinowo - Chłopy - Mielno - Unieście - Łazy - FUCK! - Dąbkowice - Darłówko - Latarnia Morska Darłowo (6/15) - Wicie - Rusinowo – Jarosławiec
Ten dzień był jakiś dziwny już od samego początku. Nie wiadomo jak i gdzie zgubiliśmy szlak R-10. Dlatego też dojazd do Gąsek zajął nam dużo więcej czasu niż powinien. Łasin, Kładno, Pleśna... Nie wiem jak my to zrobiliśmy... Przecież na mapie droga idzie prosto... Gdy dojechaliśmy do latarni morskiej w Gąskach wcale nie poprawiły nam się humory. Istny Bangladesz!!! Tłumy ludzi, cymbergaje i inne „atrakcje”. Wrrrr...
Dobrze, że chociaż lody były, tak na osłodę :)
W Gąskach wróciliśmy na szlak R-10. Ciekawa szutrowa droga przebiegająca polami i lasami. Nawet nie wiem kiedy minęliśmy Sarbinowo i Chłopy. Dobrze, że w Mielnie Michał zahaczył sakwą o niewysoki słupek bo tak to też bym tej miejscowości nie zapamiętał ;)
Odcinek przez Unieście do Łazów, przebiegający ścieżką na mierzei między Bałtykiem a Jeziorem Jamno kryje mnóstwo militarnych zagadek. Szkoda, że nie mieliśmy czasu zwiedzić choć kilku bunkrów i umocnień. Następnym razem tego nie odpuszczę! Największe atrakcje dnia czekały nas za Łazami. Gdzieś nam się obiło o uszy, że nie da się dojechać do Dąbkowic lasem wzdłuż plaży, więc wpadliśmy na pomysł objechania Jeziora Bukowo południowo-wschodnim brzegiem. Powiem krótko – nie udało się ;) Najpierw było sucho, później coraz bardziej wilgotno, pojawiła się woda w koleinach. Gdy koła zaczęły się zapadać oznaczało to jedno – odwrót. Przejazdu nie ma.
Jako że asfaltów nie lubimy (pisałem o tym wcześniej), postanowiliśmy jechać plażą (taaa... jechać... dobre sobie...). Wybraliśmy najkrótszą drogę – kompas w rękę, kierunek północny i „na pałę” przedzieramy się przez leśne chaszczory, aby dotrzeć do morza. Nie roztrząsając dłużej, czy było to mądre, czy nie ;) znaleźliśmy się nad wodą. Teraz się dopiero zaczęło...
W bikeBoardzie z lipca 2010 tak opisano ten fragment – „(...) przeprawa tajemniczym przesmykiem nie szerszym od paska w plażowych stringach. Mierzeja Bukowska, bo o niej mowa, w najwęższym miejscu liczy jedynie 90 metrów szerokości. Trzeba uważać, żeby się nie utopić. To opcja dla harpaganów lub sadomasochistów.” Nie wiem, do której grupy nam bliżej, ale mieliśmy przed sobą ponad 5 kilometrów piachu i słonej wody. Jechać się nie dało... Rowery najpierw prowadziliśmy, później pchaliśmy, na koniec ciągnęliśmy. Masakra... Ten „spacerek” wykończył nas i nasze rowery niesamowicie. Mi mieszanina słonej wody i piachu zżarła chyba połowę klocków... Brak słów...
Nie muszę nikomu mówić, jak bardzo ucieszyliśmy się, gdy dotarliśmy do zejścia z plaży. Ja i Duda poszliśmy przodem. I co?!
Zejście okazało się być prywatne. Jeszcze chwila i byśmy się bili z miejscowym burakiem z Urzędu Morskiego [cenzura]. Z ogromną satysfakcją zasyfiliśmy mu błotem z rowerów cały chodnik przed budą i wróciliśmy na plażę. Rowery trzeba było wnieść na suchy ląd kolejnym wejściem. Tym razem schodami :|
Do Darłówka dojechaliśmy już bez większych przygód. Na drogach mijaliśmy kilkoro sakwiarzy – byliśmy mniej więcej w połowie wybrzeża – przy kolejnej latarni morskiej na trasie.
Następna mierzeja między jeziorem a morzem budziła w nas pewien niepokój, ale okazało się, że nie ma się czego bać. Wzdłuż Jeziora Kopań znajduje się stara droga, betonowa. Z lewej strony morze, z prawej jezioro a pośrodku nasz peleton. I tak aż do samego Jarosławca.
Tam trochę kręcenia w poszukiwaniu pola namiotowego. Warunki ok, ale ogniska znowu nie będzie – Michał jest zawiedziony ;)
Za to Mariusz narzeka na Achillesa – naciągnął go na jakimś krawężniku. Nie wróży to dobrze na jutro... :(
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy.