rowerowe historie

daVe
Martwa Wisła, koniec wyprawy... Kategoria > 50, 2011 Bike the Baltic, Foto
Niedziela, 10 lipca 2011 Komentarze: 9
Dystans90.49 km
Teren3.00 km
Czas05:23
SprzętLawinka
Vśrednia16.81 km/h
Vmax37.26 km/h
Temp.28.0 °C
Więcej danych
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty

Latarnia Morska Jastarnia (12/15) - Jurata - Latarnia Morska Hel (13/15) - Gdańsk - Latarnia Morska Gdańsk Nowy Port (14/15) - Przejazdowo - Wiślinka - Sobieszewo - Wiślinka - PKP Gdańsk Główny - PKP Gdynia Główna - (333 km) - PKP Poznań Główny – Dom

Jastarnia nas trochę rozczarowała. Z jednej strony problemy z noclegiem. Z drugiej najmniej okazała latarnia morska ze wszystkich. Nie zagościliśmy tam więc zbyt długo – już przed 9.00 rano byliśmy w drodze na Hel.


Nawet burżujska Jurata jest dużo ładniejsza.


To co się działo w Helu to istne szaleństwo. Najpierw straciliśmy chyba z pół godziny pod sklepem. Szybko do portu po bilety – zostało nam około 15 minut do odpłynięcia. A przecież jeszcze przy latarni morskiej nie byliśmy!!! Koniec końców udało się wyrobić na czas, ale niestety nie znaleźliśmy chwili na wejście na górę. A szkoda...


Początkowo przy wejściu na prom kazano nam ściągać sakwy, ale przy naszej pomocy obyło się bez tego.
I dobrze, bo sakwy Karola i Michała należą do tych „nieściągalnych” ;)


Wpłynęliśmy na szeroki przestwór oceanu...


Bezpieczeństwo to podstawa!


Dwie godziny na promie dały nam tak upragnione chwile odpoczynku i słońca. Wykorzystaliśmy je najlepiej jak się dało.
Ja oczywiście nie zapomniałem o pstrykaniu zdjęć :)


W Gdańsku popełniliśmy małe faux pas. Zamieszaliśmy z latarniami. W dużej mierze to moja wina, gdyż pogubiłem się w tym, która jest która... Do tego załoga promu oraz panie w IT wprowadzili nas w błąd. Do rzeczy – my pojechaliśmy do latarni morskiej w Nowym Porcie. Patrząc na to od strony historycznej to słusznie. Jednak dzisiaj to światło nie jest już czynne. Znajduje się tam tylko muzeum latarnictwa.


Właściwą latarnią jest ta w Porcie Północnym znajdująca się na wieży Kapitanatu Portu (widoczna w centrum kadru).
Do niej niestety nie dotarliśmy.


Do tej pory z Helu zawsze pływałem do Gdyni. Tym razem zdecydowaliśmy się na Gdańsk. I słusznie – przepływa się wtedy przez kanały Stoczni Gdańskiej. Nigdy nie widziałem jej od tej strony :)


Plusem takiego rozwiązania jest również to, że „ląduje się” w samym centrum miasta.


Tego pana nie muszę Wam przedstawiać ;)


Przedzierając się przez niezbyt ciekawe, stoczniowe okolice dojechaliśmy do latarni, o której wyżej pisałem – nieczynnej, w Nowym Porcie. Była ona pierwszym świadkiem wydarzeń z 1 września 1939 roku. Z jednego z jej okien padł pierwszy strzał II wojny światowej. Był to sygnał dla załogi okrętu Schleswig-Holstein do rozpoczęcia ostrzału Westerplatte. Nasi żołnierze nie pozostali dłużni i już drugim strzałem trafili w latarnię. Miejsce trafienia cały czas jest widoczne.


Gdańsk bardzo nas zmęczył. Przytłoczył. Do tej pory jak ognia unikaliśmy asfaltów, teraz musieliśmy jechać krajową „siódemką”. Droga nr 501 wcale nie była lepsza. Płasko, samochody, wmordewind. A przed nami jeszcze wiele kilometrów do Krynicy i brak perspektyw na ciekawszy powrót do Trójmiasta. W pewnym momencie powiedzieliśmy sobie dość. Było to tuż przed Sobieszewem.


Trudno było podjąć tą decyzję, ale postanowiliśmy nie kontynuować dalszej jazdy. Nie traktujemy tego jak przegranej. Ot, zmieniliśmy wstępne założenia – do Rosji nie dojedziemy, ostatniej, 15-tej latarni nie odwiedzimy. Nic strasznego... trzeba sobie zostawić jakieś cele na pozostałe lata życia :) Po raz ostatni pojechaliśmy na plażę, ochłodziliśmy się w wodach Zatoki Gdańskiej, zrobiliśmy pamiątkowe foto i...


(...) i wróciliśmy do zatłoczonego Gdańska.


Nie żeby nam się nie podobał. Przeciwnie. Tylko, że nie takie były założenia wyprawy. Chcieliśmy morza, spokoju. Odpoczynku od asfaltu, betonu, zgiełku. To dlatego najlepiej czuliśmy się w lasach, na wydmach, a nie w tych wszystkich (notabene identycznych) „nadmorskich kurortach”.


Nie żałowaliśmy, że nie dojechaliśmy do Krynicy, do Piasków. Cieszyliśmy się z niesamowitej przygody, jaką udało się przeżyć.
Z tych wszystkich pięknych miejsc, do których nigdy byśmy nie dotarli, gdyby nie rower. Zdecydowanie były to jedne z najlepszych wakacji w życiu! Będziemy mieli co wnukom opowiadać :) Także podróż pociągiem :D Bojąc się tłoku postanowiliśmy, że wsiądziemy w Gdyni Głównej, więc podjechaliśmy tam SKM-ką. Szybki chińczyk, wizyta na skwerze, ostatnie zdjęcia i można się zwijać do Poznania. W przedziale trafiliśmy na dwóch nowopoznanych kolegów wracających z wyprawy do Norwegii. Wspólnie upchaliśmy rowery, nawet kierownik pociągu okazał się być bardzo pomocny (m.in. zamknął jedne drzwi, przy drugich wyłączył automat do ich otwierania). Ale to nie jego będziemy wspominać, tylko kobietę, która wsiadła bodajże w Gdańsku... Najpierw za nic nie chciała sobie pomóc, później nawet nas nie słuchała. Na koniec się obraziła i sfochowana, że tacy młodzi mężczyźni nie pomagają kobiecie, zrobiła to, co proponowaliśmy jej na samym początku :) Ubaw mieliśmy z tego nieziemski – bo z nas taka kulturalna młodzież przecież :)



2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień

Komentarze

sq3mka 19:07 poniedziałek, 7 listopada 2011
Gratuluje wyprawy, pokazaliście jakie piękne jest polskie wybrzeże, naprawdę świetna relacja i te zdjęcia...miód malina:)
madu 16:30 poniedziałek, 7 listopada 2011
Piękna wyprawa, gratuluję!
daVe 05:01 poniedziałek, 25 lipca 2011
Czepiasz się szczegółów! :p
KikapuRider 01:24 poniedziałek, 25 lipca 2011
jakim wnukom??? ;p
KeenJow 21:15 poniedziałek, 11 lipca 2011
Brawo, ktoś tu chyba czytał Bikeboard'a niedawno ;))
KikapuRider 12:14 poniedziałek, 11 lipca 2011
no to udanego lansu bansu!:)

psy.. a gdzie latarnia 15/15???
daVe 18:08 niedziela, 10 lipca 2011
Niestety na zdjęcia i opis trochę trzeba będzie poczekać. Przed nami drugi tydzień urlopu :D Nie, nie na rowerach, ale też będzie fajnie ;) Budapest üdvözli!
kamilzeswaja 16:38 niedziela, 10 lipca 2011
Extra wyprawa!
KikapuRider 16:12 niedziela, 10 lipca 2011
łoooo!
ja tu się martwiłem o Twoją formę, a Ty taką piękną wyprawę zaliczyłeś na swoje konto!
no no no :)
czekam na fotki:):)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ludzi
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach MTB. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo, jednak ostatnio częściej wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.

86745.48

KILOMETRÓW NA BLOGU

22451.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.26 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

165d 21h 13m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt Deore XT M8000
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Jeszcze zbyt wcześnie, aby wydawać ostateczny werdykt, ale wydaje mi się, że zamiana szosy na szutrówkę to był jednak strzał w dziesiątkę!

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (46/30 + 11/34)
  • Koła DT Swiss Gravel LN

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem. Nawet dziecko w foteliku wozi!

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. W sam raz na moją nadwagę ;) Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460