rowerowe historie

daVe
Wpisy archiwalne w kategorii

>100

Dystans całkowity:6952.35 km (w terenie 1155.00 km; 16.61%)
Czas w ruchu:273:31
Średnia prędkość:25.42 km/h
Maksymalna prędkość:71.24 km/h
Suma podjazdów:24039 m
Maks. tętno maksymalne:193 (107 %)
Maks. tętno średnie:172 (87 %)
Suma kalorii:72875 kcal
Liczba aktywności:59
Średnio na aktywność:117.84 km i 4h 38m
Więcej statystyk
Środa, 1 maja 2013 Komentarze: 4
Dystans112.97 km
Teren111.00 km
Czas05:13
Podjazdy898 m
Uczestnicy
SprzętLawinka
Vśrednia21.66 km/h
Vmax56.50 km/h
Tętnośr.172
Tętnomax192
Kalorie 5034 kcal
Temp.15.0 °C
Więcej danych
CADavg: 82 rpm | HZ: 0% | FZ: 14% | PZ: 86%

Pierwsze w życiu GIGA (i to jakie!)!!!

Mimo, że dojechałem w zasadzie w końcówce stawki był to do tej pory jeden z nejlepszych maratonów, w których jechałem. Chyba dlatego, że było to moje pierwsze giga. Start poszedł spokojnie, nikt nie wyrywał z całych sił do przodu, można było spokojnie zająć swoje miejsce w stawce. Nawet na odcinku nadwarciańskim nie było nerwówki - każdy spokojnie jechał swoje, no może oprócz draba ;)

Już od 15 kilometra dobraliśmy się z nr 1322 (Krzysztof Gierjatowski z MTB Mercedes Service Team) oraz nr 78 (Piotr Romaszewski) i wspólnie jechaliśmy najbliższe kilkadziesiąt kilometrów. Najpierw chłopacy więcej pracowali, od Murowanej częściej ja pojawiałem się na czubie naszego trzyosobowego składu. Wyprzedzało nas wielu znerwicowanych megowców a my robiliśmy swoje. Na 40 km na chwilę podpiął się pod nas drab, ale ostatecznie do Dziewiczej dojechaliśmy we trójkę. Na podejściu pod killera rozdzieliliśmy się - ze względu na "stan przedskurczowy łydek" musiałem lekko zwolnić.

Mercedes odjechał, a kolegę nr 78 złapał jeszcze większy kryzys niż mnie, dlatego od Dziewiczej to ja prowadziłem. W międzyczasie dogonił nas Marek i od tego momentu to on dawał najmocniejsze zmiany (starałem się jak mogłem, ale powoli zaczynało brakować mi sił). Po małej pomyłce trasy Marek odskoczył razem z kolesiem z GPS'em i tyle ich widziałem... My za to łyknęliśmy nr 1025 (Michał Grzelak z Bydzia Power) i znowu we trójkę ciągnęliśmy do przedostatniego bufetu. Bydzia Power miał problemy z nogą i został na popasie trochę dłużej.

Gdy my wcinaliśmy kolejne banany wyprzedziła nas grupka kliku osób, która nie stawała na bufecie - nie wiem skąd oni się wzięli. To były w zasadzie ostatnie osoby, które widzieliśmy na trasie. Zaczęła się walka o przeżycie, przynajmniej dla mnie. Kolega Piotr po problemach za Dziewiczą, gdy wogóle nie wychodził na zmiany i tylko prosił o dowiezienie do mety stał się dla mnie wybawieniem. Na prostych byłem w stanie dotrzymać mu koła, ale gdy tylko pojawiała się górka lub piach zostawałem w tyle. Wtedy Piotr lekko zwalniał i czekał, aż go podgonię. Gdyby nie pomoc z jego strony na pewno straciłbym dobre kilka minut na samotnej jeździe. A tak do bufetu na setnym kilometrze miałem kogo gonić. Tam się rozdzieliliśmy i do mety dojechaliśmy już osobno.

Podsumowując, maraton przejechany na miarę moich możliwości. W końcu żeby jeździć trzeba jeździć! A nie to co ja...
Momentami trasa cholernie się dłużyła, ale dzięki wzorowej współpracy dało się przetrwać te ponad 5 godzin w siodełku. Z numerem 78 przejechałem aż 85 kilometrów wspólnie pokonując własne słabości. Szkoda tylko, że na krótszych dystanasach trudno o taką współpracę...

Czas: 5:17:36.6
Check point1: 2:47:15 / 86
Check point2: 3:48:46 / 83
GIGA Open: 88/102 (+7 DNF)
GIGA M2: 29/30 (+3 DNF)
Strata: 01:24:46 (Bartosz Banach)
DST: 111,00 km
AVG: 21,66 km/h
Vmax: 56,5 km/h

Goggle Pro Active Eyewear STATS
JPbike – 35 (15 M3) – 4:24:28.2
z3waza - 52 (7 M4) - 4:40:47.2
drogbas - 57 (24 M3) - 4:43:46.1
klosiu – 64 (27 M3) – 4:48:17.1
Marc – 79 (27 M2) – 5:02:52.4
daVe - 88 (29 M2) - 5:17:36.6
duda - 95 (30 M2) - 5:36:00.9

jacgol - 96 (32 M3) - 3:12:54
toadi69 - 207 (39 M4) - 3:43:19
Maks – 228 (43 M4) - 3:52:39

Początek jadę bardzo zachowawczo, w zasadzie od razu w końcówce. Mimo to przez chwilę udaje się o koło wyprzedzić klosia ;) Obok mnie duda i drab, który za chwilę zacznie świrować... :p (foto by: bikelife.pl)


Odcinek nadwarciański to sporo krętych singli, kilka miejsc nie do podjechania, ale reszta sprawia duży fun. Dobrze, że ten fragment chyba już na stałe zagościł w murowanej edycji golonki. (foto by: bikelife.pl)


Nawet mostki są! (foto by: bikelife.pl)


Duda początkowo jedzie tuż za mną, później niestety trochę zostaje w tyle. (foto by: bikelife.pl)


Mniej więcej od 15 km zaczynamy wspólną jazdę z "Mercedesem" i Piotrem. (foto by: bikelife.pl)


Nie wiem, co jest, ale w piachu opony pływają jak szalone. Za trzy razy cudem uniknąłem gleby. (foto by: bikelife.pl)


W tym momencie jeszcze nie wiem, że spędzę z chłopakami najbliższe ponad 3 godziny. Początkowo częściej jestem ostatnim wagonikiem, za Murowaną coraz częściej prowadzę, za to od 80 km wszystko wraca do normy, czyli znowu robię za pijawkę ;) (foto by: Bartek Sufin)


Mimo sporego zmęczenia i przyjazdu w końcówce stawki jestem mega zadowolony z przejechania pierwszego giga w jednym kawałku :) (foto by: bikelife.pl)
Niedziela, 1 lipca 2012 Komentarze: 1
Dystans101.02 km
Teren60.00 km
Czas04:09
Podjazdy648 m
SprzętLawinka
Vśrednia24.34 km/h
Vmax50.88 km/h
Tętnośr.164
Tętnomax188
Kalorie 3303 kcal
Temp.29.0 °C
Więcej danych
HZ: 8% | FZ: 27% | PZ: 65%

Karolin - Dziewicza Góra - Czernice - Dąbrówka Kościelna - Niedźwiedziny - Sławica - Brzeźno - Gozdowiec - Długa Goślina - Kąty - Trojanowo - Murowana Goślina - Czerwonak - Malta - Karolin

Dużo pisać nie będę. Było mocno i bardzo błotniście. Tak mocno, że ostatnie kilometry robiłem siłą woli. Tak błotniście, że jakaś babeczka na Malcie, jak nas zobaczyła, powiedziała tylko: "Ale brudasy" :D Trening w 100% udany. Jan ma niezłego powera w nodze... Za to ja lepszą technikę :p

A na zachętę przeczytania relacji z Karpacza zdjęcie spod Wangu ;)


Duży Pierścień Rowerowy wokół Puszczy Zielonki. Z drobnymi modyfikacjami.
Wtorek, 10 kwietnia 2012 Komentarze: 8
Dystans116.56 km
Czas04:58
SprzętLawinka
Vśrednia23.47 km/h
Vmax47.25 km/h
Temp.15.0 °C
Więcej danych
Leśne - Szubin - Kcynia - Wągrowiec - Skoki - Murowana Goślina - ...

Aż mi się pisać nie chce... Jak pech to pech... Najpierw cały czas pod wiatr, ale to przewidziałem i liczyłem się z tym, że tak będzie. Oprócz tego kilkoro debili wyprzedzało na trzeciego tak, że musiałem zjeżdżać do rowu - to jednak też można przewidzieć - idiotów na drogach nie brakuje. Tego jednak, że drugi raz w ciągu roku urwę hak nie przewidziałem. Zabrakło mi kilkunastu kilometrów do Poznania... Zdarzenie to mocno pozmieniało mi plany bo jeszcze tego samego dnia musiałem wrócić do Bydgoszczy. Ostatecznie się udało, ale jestem nieźle wykończony po wczorajszym dniu...


Jak to się stało, nie wiem. Ruszałem spod świateł, spokojnie, bez deptania. Nagle jeb-bum-trach i przerzutka radośnie dynda między szprychami. Ledwo co ruszyłem, więc dużych strat w sprzęcie nie ma. Naprędce zmajstrowałem coś takiego i pojechałem dalej.


Patent okazał się nieskuteczny - na szczęście udało mi się złapać autobus. Doczłapałem się "hulajnogą" do rodziców, znalazłem jakieś cywilne ciuszki i kontynuowałem wycieczkę z buta... Wyrobiłem się dopiero na pociąg o 3:00 w nocy, więc w domu byłem o 5:30. A do pracy na 7:00. Masakra...

Hak już zamówiłem. Jestem ciekaw czy zdążę się ze wszystkim uporać przed Murowaną...
Niedziela, 2 października 2011 Komentarze: 3
Dystans123.03 km
Czas04:46
SprzętLawinka
Vśrednia25.81 km/h
Vmax47.25 km/h
Temp.17.0 °C
Więcej danych
Józefowo - Izbica Kujawska - Topólka - Samszyce - Płowce - Radziejów - Kruszwica - Inowrocław - Złotniki Kujawskie - Brzoza - Leśne

Paręnaście godzin u rodziny i trzeba wracać do Bydgoszczy. Dzisiaj jedzie się gorzej niż wczoraj. Wiatr bardzo słaby, ale prosto w twarz, więc od początku jadę wolniej. Sił też już pewnie trochę mniej... Za to okoliczności przyrody po prostu cudowne :)


Po drodze w zasadzie nic ciekawszego się nie działo. Radziejów - pierwszy postój na czekoladę i banana. W Kruszwicy to samo. Tam miły akcent z moich rodzinnych poznańskich Koziegłów :)


Wjeżdżając do Inowrocławia zaczynam słabnąć - ostatnie 50 km pewnie będę zamulał... Ale nie! :p Podjeżdża do mnie chłopak na szosówce z pytaniem dokąd jadę. Opowiadam co i jak i słyszę, że w sumie to podrzuci mnie do Bydgoszczy i wróci do Inowrocławia sam :) Razem przelecieliśmy przez Inowrocław (dosłownie! patrz na Vmax) i we dwójkę udaliśmy się w stronę "mojego" miasta. Trochę pogawędek, trochę jazdy na kole. Nawet nie zauważyłem kiedy byłem w domu. Mikołaj, dzięki i do zobaczenia następnym razem! :)
Sobota, 1 października 2011 Komentarze: 1
Dystans135.08 km
Teren1.00 km
Czas05:03
SprzętLawinka
Vśrednia26.75 km/h
Vmax42.79 km/h
Temp.24.0 °C
Więcej danych
Leśne - Brzoza - Złotniki Kujawskie - Inowrocław - Kruszwica - Radziejów - Płowce - Samszyce - Topólka - Izbica Kujawska - Józefowo - Skarbanowo - Józefowo

Rano zszedłem ze służby, pogoda zapowiadała się idealnie, dlatego szybki prysznic, śniadanie i zakładam sakwy na rower. Kierunek - jadę do babci (w sumie to do babć, bo do dwóch :) Słońce grzeje, wiatr w plecy, jest pięknie. Pierwszy postój pod Inowrocławiem, niestety wymuszony. Na wąskiej alei dębowej nie mogę ominąć szkła rozbitego na drodze bo ciągle coś mnie wyprzedza. Nieprzebijalne Fossy jednak da się przebić...


Nie ma się co dziwić, szkło miało około 1 cm i prawie całe było wbite w oponę. Pochwalić mogę sposób łatania. Po "holendersku" nawet nie zdjąłem koła :) Wywlokłem tylko dętkę, zapalniczka w rękę, podgrzewam, ściskam i gotowe :) Pracownik komisu, przy którym się rozstawiłem chciał mi pomóc, ale nie było to potrzebne. Dętki w tej technologii są chyba stworzone do szybkiego "łatania" :D


W Inowrocławiu pokręciłem się po rynku, ale nie było nic ciekawego do sfotografowania, wiece wyborcze mnie nie interesują... Dopiero pod mysią wieżą w Kruszwicy wyciągnąłem z sakwy aparat.


Pogadanka u zegarmistrza (licznik od jakiegoś czasu pokazywał LOW), kilka rozmów przez telefon i można jechać dalej, zostawiając za sobą Jezioro Gopło.


Do Radziejowa w zasadzie nie schodziłem poniżej 30 km/h. Dopiero za nim, czyli gdzieś na 90 kilometrze odcięło mi zasilanie i zacząłem zamulać. Ale najpierw Płowce. Tak, te Płowce pod którymi w 1331 roku pod wodzą Łokietka rozbiliśmy Krzyżaków :)


Odcinek do skrzyżowania na Osięciny wspominam najgorzej. Asfalt pełen uskoków, duży ruch, ciężarówki i wiatr przednio-boczny. Dobrze, że do celu zostało już tylko 25 km. W Topólce doładowałem baterie (sezamki, knoppers i pepsi :) i do rodzinki wjechałem "w świetnej formie" ;) Nie wiem tylko, dlaczego co niektórzy stwierdzili, że to nienormalne zostawić auto pod blokiem a przyjechać rowerem ;)
Wtorek, 9 sierpnia 2011 Komentarze: 4
Dystans126.82 km
Teren25.00 km
Czas05:40
SprzętLawinka
Vśrednia22.38 km/h
Vmax48.55 km/h
Tętnośr.141
Tętnomax187
Kalorie 4108 kcal
Temp.21.0 °C
Więcej danych
HZ: 38% | FZ: 46% | PZ: 11%

Leśne - Fordon - Ostromecko - Dąbrowa Chełmińska - Unisław - Bruki Unisławskie - Bruki Kokocka - Płutowo - Starogród - Chełmno - Głogówko Królewskie - Świecie - Głogówko Królewskie - Niedźwiedź - Kosowo - Gruczno - Topolno - Suponin - Włóki - Hutna Wieś - Strzelce Górne - Jarużyn - Zamczysko - Myślęcinek - Leśne

O 8.00 zszedłem ze służby. Wróciłem do domu, pozamulałem trochę przed komputerem i stwierdziłem, że trzeba dzisiaj zrobić coś ciekawego. Aparat, mapa i portfel do plecaka. Na siebie rowerowe ciuszki i heja! Pytanie tylko dokąd by pojechać. Wiatr południowo-zachodni, silny. Biorąc to pod uwagę wybrałem Chełmno, najwyżej wrócę pociągiem, jak mi się nie będzie chciało dymać pod wiatr w drodze powrotnej. Początek drogi znam, Fordon, most, Ostromecko. Ale zaraz. Po drodze coś się jednak zmieniło.


Ktoś ma jakiś dobry przepis na kukurydzę z wody?


Pani z dzieckiem się nie zawahała, więc nie miałem wyjścia. Wody było akurat tyle, żeby zmoczyć buty :D


Jechało się dobrze, wiatr w plecy, >30 km/h na liczniku, ruch znośny. I tylko znajomość okolicy coraz mniejsza.
Coraz więcej czasu tracę na spoglądanie na mapę i liczenie zakrętów ;)


Za Starogrodem decyduję się na jazdę żółtym pieszym przez Górę św. Wawrzyńca. Warto było popchać rower po okolicznych, miejscami bardzo stromych wzniesieniach! Widok na dolinę Wisły jest stamtąd rewelacyjny. Nic tylko kupować działkę i się budować :)


W HDR wygląda to jeszcze lepiej :)


Mimo mało optymistycznych prognoz pogoda, jak na razie, dopisywała. Słońce, ciepło - ok. 21-22 st.C.


Tuż przed Chełmnem jedzie się leśnym wąwozem. Mega! Samo miasto też nie gorsze - mury są zachowane w bardzo dobrym stanie. Ludzie również sympatyczni :)


Początkowo myślałem, że zjem coś w Chełmnie, ale stwierdziłem, że do Świecia wytrzymam. Tam pokręciłem się po centrum. Nic dobrego nie znalazłem i skończyło się na kebabie na rynku. Siedział mi w żołądku już do końca wyjazdu :/
Świecie jest chyba najbardziej znane z Zamku Krzyżackiego (no może z papierni bardziej ;)
Do środka nie wchodziłem, ale pieczątkę mam!


W Świeciu stwierdziłem, że jednak nie wracam pociągiem. Wrócę rowerem. Krajową "piątkę" od razu odpuściłem. Jechałem przez jakieś wioski. Mniejsze i większe. Miejscami na czuja. Na mapie nie wszystkie polne drogi są zaznaczone, GPS tym bardziej nic nie pokazywał. Z pomocą przyszedł wiatr - wystarczyło jechać tak, żeby wiał prosto w twarz :D Średnia prędkość drastycznie zaczęła spadać a na niebie pojawiły się chmury. W Strzelcach Górnych zaczęło padać. Niby nie mocno, ale zacinało tak, że aż mnie bolało (do tego temperatura momentalnie spadła do 12 st.C). Czekając na poprawę pogody na przystanku w Jarużynie zrobiłem przerwę.


Nie wiem, czy to sprawa cukru, czy alkoholu w "Pawełkach" ;) ale dostałem po nich niezłego kopa.
Gdzieś daleko zza chmur wyszło słońce - znowu chce się jechać!


W sumie planowałem na dzisiaj około 60-70 km. Wyszło "trochę" więcej. To był bardzo sympatyczny dzień! Oby więcej takich :)
Czwartek, 7 lipca 2011 Komentarze: 3
Dystans122.42 km
Teren70.00 km
Czas07:25
SprzętLawinka
Vśrednia16.51 km/h
Vmax49.68 km/h
Temp.20.0 °C
Więcej danych
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty

Latarnia Morska Jarosławiec (7/15) - Jezierzany - Łącko - Korlino - Królewo - Zaleskie - Starkowo - Pęplino - Wodnica - Latarnia Morska Ustka (8/15) - Wytowno - Objazda - Dębina - Rowy - Latarnia Morska Czołpino (9/15) - Smołdziński Las - Łokciowe - Kluki - Lisia Góra - Izbica - Gać - Żarnowska - Łeba

Kolejny dzień naszej wyprawy zaczęliśmy, a jakże, od latarni morskiej w Jarosławcu. Nie spędziliśmy przy niej dużo czasu, gdyż mieliśmy na dzisiejszy dzień ambitne plany - dotrzeć do Łeby.


Po rozmowie w Informacji Turystycznej w Jarosławcu odpuściliśmy sobie jazdę przez poligon między Wickiem a Ustką. Ponoć nie da się tamtędy przejechać. Skoro tubylcy tak mówią to ok... Trzymaliśmy się więc R-10 prowadzącego głównie asfaltami przez niezwykle spokojne nadmorskie wioski.


Rejon ten nazywany jest Krainą w kratę, ze względu na dominujące budownictwo szkieletowe.


Szlak jest bardzo dobrze oznaczony. Poza jednym małym wyjątkiem – w Pęplinie nie widać skrętu w lewo, przez co nadrobiliśmy kilka kilometrów. Przed samą Ustką szlak zamienia się w kapitalny singiel wzdłuż rzeki Słupia. Baaardzo fajny odcinek :)


Wczorajsze przedzieranie się przez plażę okazało się mieć daleko idące skutki. W przednim kole Marianny zaczęło coś pukać, później przeskakiwać. W Ustce było już bardzo źle - postanowiliśmy rozkręcić piastę.


Piasek przedostał się przez uszczelnienie i nieźle pokiereszował bieżnie.


Nie byliśmy przygotowani na taką okoliczność – nie mieliśmy nawet grama stałego smaru.
Na pobliskich statkach też nikt nie potrafił nam pomóc.


W tym wszystkim piasta nie była jednak najgorsza. Mariusz miał duże problemy z chodzeniem – to efekt wczorajszego naciągnięcia Achillesa. Nie zastanawiając się długo zrezygnował z dalszej jazdy i wrócił pociągiem do Poznania. Dla niego Szlak latarni morskich zakończył się przy latarni w Ustce. Szkoda, ale dzisiaj wiemy, że była to dobra decyzja...


Już tylko we trójkę skierowaliśmy się Szlakiem zwiniętych torów do Rowów. Jadąc nim w okresie wakacyjnym, mniej więcej w połowie, nie możecie ominąć pewnej ważnej atrakcji – przepysznych czereśni!!! W Rowach zjedliśmy po gofrze (a może i dwóch – najlepsze gofry podczas całego wypadu!), Karol kupił upragnione banany i za całe 6 zł wjechaliśmy do Słowińskiego Parku Narodowego (nie możemy przeboleć, że musieliśmy za to płacić ;) Cisza, spokój, śpiew ptaków i urocze jeziora. No dobra... było warto :)


Między jeziorami Gardno i Łebsko znajduje się latarnia morska w Czołpinie. Jak dla nas bezapelacyjnie najładniejsza na polskim wybrzeżu. Szkoda tylko, że byliśmy tam dość późno i nie udało się na nią wejść... Spytacie, co nas w niej urzekło? Pomijam względy architektoniczne – stoi ona dumnie, samotnie na wysokim wzniesieniu. Być może dlatego, że byliśmy przy niej po godzinie 19.00 nie było nikogo w pobliżu. Można było poczuć tą magię, wyczuwało się, że mimo upływu lat cały czas pełni ona swoją rolę – pomaga odnaleźć się na bezmiarze wód Bałtyku. Niesamowite miejsce :)


Mając dość mierzej między jeziorami a morzem, Łebsko postanowiliśmy wziąć od strony lądu. Przez Łokciowe dojechaliśmy do Kluk, w których znajduje się skansen wsi słowińskiej.


Nie chcąc kręcić zbędnych kilometrów, do Izbicy pojechaliśmy krótszą drogą, omijając Główczyce. Czy był to dobry wybór – nie wiem do dzisiaj. Przedzieranie się przez bagna obok wielu niezaprzeczalnych plusów ma również parę wad... ;)


Dzień chylił się ku końcowi, a my nadal mieliśmy "parę" kilometrów do Łeby. Zaczęło robić się chłodno, jednak widoki rekompensowały wszystko!!!


Właśnie dla takich obrazków znosi się wszelkie trudy wyprawy :)


Mgła zaczęła robić się coraz większa. Pewne było, że to nie będzie sucha noc. Ale co to dla nas :) Do Łeby wjechaliśmy w momencie, gdy zaczęło się mocno ściemniać. Szybkie rozbicie namiotów, kąpiel i poszukiwania jedzenia. Pizzy już nigdzie nie szło zamówić – został jedynie kebab. Ale za to u bardzo sympatycznych ludzi :)



2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Sobota, 12 marca 2011 Komentarze: 8
Dystans103.08 km
Teren30.00 km
Czas04:45
Podjazdy217 m
SprzętLawinka
Vśrednia21.70 km/h
Vmax44.26 km/h
Tętnośr.151
Tętnomax175
Kalorie 3464 kcal
Temp.12.0 °C
Więcej danych
HZ: 15% | FZ: 66% | PZ: 18%

Dom - Kicin - Czernice - Bednary - Krześlice - Węglewo - Moraczewo - Lednogóra - Gniezno - Lednogóra - Pobiedziska - Kobylnica - Janikowo - Dom

Pierwszy wolny weekend od dawna. Pogoda idealna na rower. Nie było więc na co czekać! :) W planie miałem pierwszą w tym roku setkę. Kierunek... hmmm... może Gniezno?! A co - niech będzie. Po paru kilometrach tradycyjne zdjęcie rocznicowe - przekroczyłem 17 kkm na Lawince :)


W sumie zakładałem, że pojadę asfaltami, ale Trakt Poznański za Kicinem skusił mnie na Puszczę Zielonkę.


Dopóki przy gruncie był przymrozek jechało się świetnie.


Aż do tego stopnia, że dopiero przy tym pomniku zauważyłem, że przegapiłem drogę do Tuczna i muszę jechać przez Bednary.
Tam już wszystko topniało...


Cały ubłocony dojechałem do Krześlic. Okazało się jednak, że najgorsze dopiero przede mną...


Dalszy fragment R-3 to jakaś masakra. Błoto, błoto i... błoto!


W Węglewie był kawałek asfaltu. I drewniany kościół. Dalej niestety to, co przed chwilą...


Jak dojechałem do Lednogóry to stwierdziłem, że pier*** to i lecę krajową "piątką" ;p


Przy wiatrakach kilka zdjęć. Kiedyś to było życie...




W Lednogórze mały popas a następny przystanek już w Gnieźnie.


Pokręciłem się trochę przy Katedrze...


... pojechałem na rynek...


... i popodglądałęm cudze dzieci ;p


Ostatni rzut oka na Katedrę i w drogę! Miałem ograniczony czas, więc do samego Janikowa leciałem "piątką".


W pewnym momencie coś usłyszałem, spoglądam w górę, i... WIOSNA PRZYLECIAŁA!!! :)


Na zakończenie rzut oka na mapę.
Piątek, 10 lipca 2009 Komentarze: 0
Dystans138.41 km
Teren40.00 km
Czas05:31
SprzętLawinka
Vśrednia25.09 km/h
Vmax44.90 km/h
Temp.17.0 °C
Więcej danych
2009 Jagodowy weekend
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci

Dom - Szpital ul. Długa - Stary Rynek - os. Przyjaźni - Kiekrz - Żydowo - Pamiątkowo - Szamotuły - Pęckowo - Nowa Wieś - Wronki - Popowo - Mokrz - Miały - Wieleń - Dzierżążno Wielkie - Człopa - Dzwonowo - Jagoda

Rano oczywiście na praktyki do szpitala. Od razu po nich wyruszyliśmy z Dudą do Szamotuł, gdzie czekał na nas obiad :) Tam też przeczekaliśmy pierwszy konkretny deszcz. Całą trasę znamy już bardzo dobrze, więc nie musieliśmy się niepotrzebnie zatrzymywać. Minęliśmy Wronki i powoli zbliżyliśmy się do naszej kochanej Puszczy Noteckiej. Gdy jechałem przez nią po raz pierwszy przywitała mnie piaskiem i okropnym słońcem (link). Kolejny przejazd przez Puszczę to piękna pogoda i twarde podłoże - nawet mi się podobało (link). Za to tym razem czekała na nas burza... Na szczęście udało się ominąć jej centrum i nie przemoczyło nas zupełnie a po pewnym czasie wyszło nawet słońce.


W Wieleniu ujrzeliśmy piękną tęczę.


Powoli robiło się późno, więc bez zbędnych przystanków jechaliśmy dalej. Było ok, czasami pobolewało mnie kolano, ale nie zapowiadało to tego, co miało mnie spotkać za dwa dni...

Tuż przed Jagodą zaczął gonić nas pies, Duda złapał gumę z tyłu a po chwili z przodu :D Tak więc ostatnie dwa kilometry pokonaliśmy z buta bo już nie chciało nam się łatać.

2009 Jagodowy weekend
Kolejny dzień --->
Czwartek, 11 czerwca 2009 Komentarze: 7
Dystans147.14 km
Czas05:02
SprzętLawinka
Vśrednia29.23 km/h
Vmax53.90 km/h
Temp.21.0 °C
Więcej danych
Dom - Swarzędz - Kostrzyn Wlkp. - Nekla - Września - Słupca - Kleczew - Ślesin - Sompolno - Izbica Kuj. - Józefowo

Wyjazd do rodziny na Kujawach. Początek słaby, gdyż miałem mocno pod wiatr a poza tym po wczorajszych urodzinach kolegi jakoś tak mocy nie było ;p Później się trochę rozkręciłem, ale w międzyczasie zaczęło padać. Zmokłem jak przysłowiowa kura ;-) Na szczęście po deszczu wiatr trochę ucichł (choć jego kierunek cały czas był niesprzyjający), więc szło złapać rytm, kilometrów zaczęło ubywać... W sumie zmoczyło mnie chyba trzy razy, wiatr też znowu zaczął dawać popalić... Ostatecznie jednak dojechałem szybciej niż planowałem :)

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo. Ostatnio częściej jednak wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.

87333.00

KILOMETRÓW NA BLOGU

22576.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.28 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

166d 20h 07m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt Deore XT M8000
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Jeszcze zbyt wcześnie, aby wydawać ostateczny werdykt, ale wydaje mi się, że zamiana szosy na szutrówkę to był jednak strzał w dziesiątkę!

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (46/30 + 11/34)
  • Koła DT Swiss Gravel LN

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem. Nawet dziecko w foteliku wozi!

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. W sam raz na moją nadwagę ;) Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460