droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Foto

Dystans całkowity:65481.49 km (w terenie 21273.00 km; 32.49%)
Czas w ruchu:2969:29
Średnia prędkość:22.17 km/h
Maksymalna prędkość:73.30 km/h
Suma podjazdów:311550 m
Maks. tętno maksymalne:210 (116 %)
Maks. tętno średnie:188 (102 %)
Suma kalorii:1421710 kcal
Liczba aktywności:1104
Średnio na aktywność:59.91 km i 2h 41m
Więcej statystyk
Wtorek, 5 lipca 2011 Komentarze: 4
Dystans78.09 km
Teren40.00 km
Czas04:44
SprzętLawinka
Vśrednia16.50 km/h
Vmax34.50 km/h
Temp.25.5 °C
Więcej danych
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty

Łukęcin - Pobierowo - Pustkowo - Trzęsacz - Rewal - Latarnia Morska Niechorze (3/15) - Pogorzelica - Mrzeżyno - Rogowo - Dźwirzyno - Latarnia Morska Kołobrzeg (4/15) - Solne Bagno - Sianożęty - Ustronie Morskie

W nocy „sysunie” nieźle dały nam popalić, więc ranek nie należał do najprzyjemniejszych... Szybka kawka, zwinięcie obozowiska, zabawa w wymianę szprychy (nieźle się wyjazd zaczyna...) i w drogę.
W tym miejscu należą się podziękowania dla nowej ekipy ratowników, za to że pozwolili nam przenocować na bazie. Dzięki!


Śniadanie zjedliśmy w Pobierowie, do którego dojechaliśmy oczywiście lasem (podczas całego wyjazdu jednym z głównych założeń było to, aby jak najmniej jeździć asfaltami – asfalt brzydal :P ) Dlaczego akurat tam a nie na bazie w Łukęcinie? Ponieważ spotkaliśmy się tam z naszymi znajomymi, m.in. z Jackiem spędzającym "rehabilitacyjny" urlop nad morzem :) Wracaj do zdrowia!


Nadzieja polskiego kolarstwa górskiego - mały Igorek :)


Po szybkim śniadaniu i jeszcze szybszym piwku udaliśmy się wąskimi ścieżkami wzdłuż klifu w stronę Trzęsacza.
Poniższy obrazek znają już chyba wszyscy - ruiny kościółka z przełomu XIV/XV wieku.


So sweeeet!


Nawet nie zauważyliśmy, kiedy minęliśmy Rewal. Dopiero przy latarni morskiej w Niechorzu zrobiliśmy sobie dłuższy postój. Podczas wycofywania się Niemców w czasie drugiej wojny światowej, omal nie zniszczono jej całkowicie. Latarnicy znaleźli podłożonych 8 ładunków wybuchowych, nie zdążono ich zdetonować.


Wchodzenie w SPD’ach na górę nie należy do najprzyjemniejszych doświadczeń...


Ale warto było!


W internecie sporo naczytaliśmy się na temat przejazdu przez poligon między Pogorzelicą a Mrzeżynem. Stwierdziliśmy, że zaryzykujemy. Droga to stare betonowe płyty, czyli katorga dla nadgarstków.


Tradycyjnie już zjadamy wszystko co znajdziemy przy drodze.


Karimata musi być!


Po około 7 kilometrach na drodze pojawia się znak z groźnie brzmiącym napisem - teren wojskowy, ble ble ble.


Chwilę pomyśleliśmy, skoczyliśmy na plażę wykąpać się w morzu i... wróciliśmy na drogę, na drugą stronę szlabanu.
Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda...


Droga wygląda tak, jak przed chwilą. Betonowe płyty, las. I tylko opuszczonych powojskowych budynków więcej.


Widać, że niektórzy lubią się tu pobawić w wojnę.


Daliśmy chwilę prywatności naszym dziewczynom ;)


Wiecie co było najpiękniejszego na poligonie?
Morze, plaża. Zupełnie bezludne, dzikie. To chyba jedno z niewielu takich miejsc nad Bałtykiem :/




Marianna i Michalina znowu jedzą. A co z dietą i liczeniem kalorii?!


Za to Karolina tradycyjnie już z telefonem ;)


Poligonowy spokój okazał się być złudny - tutaj cały czas coś się dzieje. W pewnym momencie dojechaliśmy do bramy jednostki. Nawet as wyciągnięty z rękawa nie pomógł przejechać paruset metrów, aby znaleźć się po drugiej stronie JW. Na szczęście jednostkę da się objechać wąską leśną ścieżką prowadzącą w pobliżu jej północnej ściany. Tym oto sposobem dojechaliśmy do Mrzeżyna nie jadąc asfaltowym „objazdem” przez Trzebiatów :) Z tej okazji w porcie skusiliśmy się na świeżą flądrę. Pycha :)


Jadąc przez poligon zmarnowaliśmy trochę czasu. Udało się go nadrobić na ścieżce prowadzącej do samego Kołobrzegu.
Dobre oznakowanie, gładki asfalt – tak to można nabijać kilometry!


Z ciekawszych zdarzeń w Kołobrzegu trzeba wspomnieć o błądzeniu po porcie, gofrach i ręcznikach wkręconych w koło - moje i Dudy. No i oczywiście latarnia morska wybudowana na pozostałościach wojennych fortyfikacji.


Wyjeżdżając z miasta znowu mogliśmy uformować mały peleton. Ale najpierw zdjęcie – to już 18 kkm na Lawince :)


Jazda w „pociągu” jest dużo łatwiejsza. Płynne zmiany, stała prędkość i rewelacyjne widoki podczas przejazdu przez Solne Bagno. Re-we-la-cja!


Jako miejsce noclegowe tym razem obraliśmy pole namiotowe poznańskiego AWF’u w Ustroniu Morskim. Szczerze polecamy!
Nawet za psa nie musieliśmy płacić! ;)



2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Poniedziałek, 4 lipca 2011 Komentarze: 0
Dystans86.26 km
Teren30.00 km
Czas05:49
SprzętLawinka
Vśrednia14.83 km/h
Vmax45.75 km/h
Temp.20.0 °C
Więcej danych
2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty

Dom - PKP Poznań Główny - (297 km) - PKP Świnoujście - Ahlbeck - Latarnia Morska Świnoujście (1/15) - Gosań - Wisełka - Latarnia Morska Kikut (2/15) - Międzywodzie - Dziwnów - Dziwnówek - Łukęcin

Pomysł na tą wyprawę zrodził się w naszych głowach ponad rok temu – mieliśmy jechać w ubiegłe wakacje, ale niestety z różnych powodów się nie udało. Dlatego, gdy tylko usłyszałem od Dudy, że Michał planuje „zrobić wybrzeże” w tym roku, nie musiałem się długo zastanawiać. Do naszej trójki dołączył Karol i tak oto stworzyliśmy bardzo zgraną wesołą ekipę :)
Plan był prosty – jedziemy na wschód szukać cywilizacji dodatkowo odwiedzając wszystkie latarnie morskie po drodze.
Ile z tego udało się zrealizować? Zapraszam do lektury!


Do pociągu wsiadamy w Poznaniu. InterRegio, w zasadzie pusty (poniedziałek rano), więc nie ma problemów z rowerami, bagażami itp. Po drodze spijamy rytualne piwko (jedno na czterech :p ) i o 10.30 zaczynamy wakacyjną przygodę. Aby dotrzeć do centrum Świnoujścia musimy skorzystać z promu. Przynajmniej jest chwila na ostatnie regulacje, smarowanie itp. (co przyda się dosłownie za niecałą godzinę).


Po chwili bujania się po promenadzie jedziemy zobaczyć morze. I piach... Przez kilka dni nie będzie nas opuszczał...
Dobrze, że wcześniej nasmarowaliśmy łańcuchy – piach się przynajmniej lepiej trzyma ;)


Plażą dojechaliśmy do Ahlbeck, tam chwila szprechania z tubylcami (wunderbar, wunderbar!) i wracamy na granicę polsko-niemiecką. Stąd do granicy z Rosją dzieli nas tylko „kilka nadmorskich wiosek” ;)


Kolejne kilkadziesiąt minut to kręcenie po mieście, odwiedziny Fortu Anioła i Fortu Zachodniego, a także rzut oka na port.


Czas goni niemiłosiernie, więc udajemy się do latarni morskiej Świnoujście, najwyższej nie tylko w Polsce, ale także nad całym Bałtykiem i jednej z najwyższych na świecie! – wysokość wieży to aż 64,8 metrów.


Na wysokości nowo budowanego gazoportu wjeżdżamy w las kierując się w stronę Międzyzdrojów.
Po drodze mijamy wieżę widokową, niestety akurat zamkniętą.


Szlak prowadzi przez iglaste nadmorskie lasy. Aż żal się nie zatrzymać!


Zwłaszcza widząc to! :)


Nadmorskie kurorty, czy to większe, czy też mniejsze, okazały się chyba najmniej ciekawymi odcinkami trasy – wszędzie tłumy ludzi, hałas, te same pamiątki... Dlatego zawsze było podobnie – kilka zdjęć, coś do przekąszenia i szybka ucieczka od wakacyjnego zgiełku.


Tak się zagadałem, że zapomniałem przedstawić nasz gwiazdorski skład. Patrząc od lewej – Dudę znacie, dalej Michał i z prawej Karol. Żeby nie było „zbyt pedalsko” zastosowaliśmy pewien szyfr, dlatego nie zdziwcie się czytając o Mariannie, Michalinie, Karolinie czy też Danusi ;)


Woliński Park Narodowy (a do niego teraz się udaliśmy) jest znany przede wszystkim z pięknego wybrzeża klifowego.


W niektórych miejscach wznosi się ono na prawie 100 metrów! (spójrzcie na postać pośrodku kadru na dole!)


Wzgórze Gosań (najwyższe na polskim wybrzeżu – 95 m n.p.m.), mimo, że trzeba się trochę namęczyć, aby się na nie dostać, (zwłaszcza na rowerach obładowanych sakwami) to jedno z miejsc, które powinno być oznaczone plakietką „MUST SEE”.


W Wisełce po raz kolejny opuszczamy asfalt (w tym miejscu naszym dziewczynom należą się gratulacje za znalezienie sklepu ;) i rewelacyjnymi singlami (no dobra, ostatnie podejście/podepchanie/wciągnięcie nie było już tak rewelacyjne...) jedziemy do drugiej latarni morskiej na trasie – Kikut. Mimo bardzo niskiej wieży jej światło jest najwyżej położonym światłem na polskim wybrzeżu (91,5 m n.p.m.). Latarnia jest w pełni zautomatyzowana i bezobsługowa, więc pieczątki nie będzie ;(


Zachodnie wybrzeże jest nam (mi i Dudzie, zwłaszcza Dudzie) dobrze znane, dlatego częściowo udaje się ominąć asfalty, zahaczając tylko o miejscowości, w których można znaleźć coś do jedzenia (mogą być lody ;) Tym oto sposobem teleportujemy się do Łukęcina. Inaczej niż zwykle... [klik klik] Nawet baza już nie ta sama... Dzień kończymy tradycyjnie piwkiem, spotkaniem ze znajomymi itp. Pora się wyspać przed jutrzejszym dniem.

PS Wujek Dobra Rada radzi:
Przed rozbiciem namiotu usuń wszystkie szyszki z ziemi... auuuuuuć, moje plecy...




2011 Bike the Baltic, czyli Szlakiem latarni morskich
Kolejny dzień --->
Sobota, 28 maja 2011 Komentarze: 7
Dystans72.33 km
Teren20.00 km
Czas02:58
SprzętLawinka
Vśrednia24.38 km/h
Vmax51.14 km/h
Temp.19.0 °C
Więcej danych
Dom – Cytadela – Park Sołacki – Rusałka – Strzeszynek – Kiekrz – Sady – Lusowo – Lusówko – Lusowo – Sady – Kiekrz – Strzeszynek – Rusałka – Park Sołacki – Dom

Ostatnio często pojawia się u mnie zdjęcie Wisły. Żeby nie było – tym razem wrzucę MOJĄ Wartę :)


Kasztany już przekwitły, teraz czas na akacje. To znak, że wakacje już niedługo :)


Drogi do Lusówka prawie nie pamiętam. Jadąc kiedyś pierścień na tym odcinku miałem mega kryzys…


Czerwone maki…


Jedno z najbardziej znanych poznańskich jezior – Rusałka.


Niebo pod stopami ;)


Teraz krótka relacja. Jadę sobie wzdłuż Rusałki, dość szybko. Za jednym z zakrętów idzie czterech kolesi, całą szerokością drogi. Jak ich zauważyłem nic już nie mogłem zrobić, oni nawet nie ruszyli się z miejsca. Żeby w nich nie wjechać musiałem ostro zahamować. Podłoże (gliniaste – zresztą wielu z Was wie, jak ono wygląda) było lekko wilgotne. Zablokowało mi przednie i tylne koło, więc walnąłem glebę na prawą stronę. Efekt jest taki, że stłukłem sobie tyłek ;( Teraz siedzieć nie mogę ;) Najgorsze jednak są straty w rowerze… Wygięty hak, przerzutka pewnie też dostała…


Łańcuch tak mocno zakleszczył się między kasetą a szprychami, że kilka szprych jest dosłownie przeciętych do połowy (widać na dole zdjęcia), pozostałe pogięte. Koło do wymiany…


W sumie koła i tak miałem zmienić, więc teraz mam motywację. Pytanie: na co? Widzę, że sporo osób jeździ na XT’ekach WH-M775. Jesteście z nich zadowoleni? Jakie hamulce do tego? Też XT BR-M775? Czy może Avidy Elixir R? Będę też potrzebował chwilowo manetek 3x8. Ma ktoś jakieś niepotrzebne? Mogą być używki, byle tylko działały. Jak zajadę ten napęd to i tak będę je wymieniał, więc to tylko przejściowe rozwiązanie.
Czwartek, 26 maja 2011 Komentarze: 2
Dystans61.69 km
Teren10.00 km
Czas02:42
Podjazdy201 m
SprzętLawinka
Vśrednia22.85 km/h
Vmax48.75 km/h
Tętnośr.150
Tętnomax181
Kalorie 1748 kcal
Temp.20.0 °C
Więcej danych
HZ: 19% | FZ: 60% | PZ: 19%

os. Eskulapa - Fordon - Most Fordoński - Ostromecko - Bolumin - Skłudzewo - Zarośle Cienkie - Górsk - Rozgarty - Toruń - PKP Toruń Główny - (...) - PKP Bydgoszcz Brdyujście - Fordon - os. Eskulapa

Na spontanie. Na pierniki. Na spokojnie :)


Po pracy stwierdziłem, że trzeba by się gdzieś ruszyć. Pomyślałem o szlaku Bydgoszcz - Toruń. Tradycyjnie jednak wkradł się jakiś error i w sumie dojechałem do Torunia trochę inną trasą niż planowałem. Standard ;p
Nie ważne jak, ale ostatecznie dotarłem na Starówkę.


Przybiłem nawet piątkę z Mikim ;)


Niestety, nie miałem dzisiaj za wiele czasu na pogawędki o obrotach ciał niebieskich, dlatego musiałem szybko zawijać się do domu.


Rzut oka na Wisłę i trzeba jechać dalej.


Na właściwą (bo zachodnią ;) stronę Wisły wracam Mostem im. Józefa Piłsudskiego.


Ostatni raz spoglądam na Starówkę i mykam na PKP. Do Bydgoszczy wracam pociągiem bo mam mało czasu... Początkowo chciałem wysiąść na Głównej, ale ostatecznie wyskakuję na Brdyujściu, dzięki czemu mogę wrócić do domu drogą krótszą i zarazem spokojniejszą :)


Środa, 25 maja 2011 Komentarze: 2
Dystans34.20 km
Teren20.00 km
Czas01:35
Podjazdy233 m
SprzętLawinka
Vśrednia21.60 km/h
Vmax45.36 km/h
Tętnośr.150
Tętnomax196
Kalorie 1326 kcal
Temp.15.3 °C
Więcej danych
HZ: 30% | FZ: 25% | PZ: 40%

os. Eskulapa - Brdyujście - Most Fordoński - Ostromecko - Most Fordoński - Fordon - Jarużyn - os. Eskulapa

Tym razem Ostromecko. Najpierw jednak podjechałem na Brdyujście. Fajnie tam :)


Jak sama nazwa wskazuje Brda wpada do Wisły...


(...) a między nimi jest śluza.


Nad wodą kręci się sporo wędkarzy. Jednemu chciałem zrobić zdjęcie, ale się mnie przestraszył i schował kija ;)
Musiałem zadowolić się jakimiś grzybami ;)


Oprócz grzybów znalazłem też to... Ciekawe co jej się stało...


Po tym jak prawie wjechałem komuś do ogródka stwierdziłem, że już nie będę jeździł chęchami... I co?!
Wjechałem na teren cementowni :D Niestety, dużo zdjęć nie zrobiłem bo mnie jej pracownik stamtąd wygnał (kulturalnie, ale jednak zakazał robić więcej zdjęć ;)


Wisłę przekraczałem oczywiście Mostem Fordońskim - najbliższe przeprawy to bodajże Świecie i Toruń...

Celem wyjazdu było Ostromecko. Szału nie robi, ale nie jest najgorzej - na spacer z koleżanką się nada ;)


Jako drogę powrotną z Ostromecka wybrałem trasę przez Jarużyn. Odcinek między Fordonem a Jarużynem to ul. Sudecka. Spójrzcie na profil trasy a będziecie wiedzieć dlaczego :) Już wiem, gdzie będę ćwiczył podjazdy!!! :D

Niedziela, 22 maja 2011 Komentarze: 4
Dystans25.85 km
Teren15.00 km
Czas01:48
Podjazdy373 m
SprzętLawinka
Vśrednia14.36 km/h
Vmax52.29 km/h
Tętnośr.135
Tętnomax182
Kalorie 1207 kcal
Temp.28.0 °C
Więcej danych
2011 Sowi off-road i nie tylko
Dzień pierwszy
Dzień drugi

HZ: 49% | FZ: 26% | PZ: 12%

Struga - Zamek Cisy - Zamek Stary Książ - Zamek Książ - Wałbrzych - Szczawno Zdrój - Struga

Taka trochę podróż sentymentalna. Trzy lata temu jechaliśmy bardzo podobną trasą. Początek to ruiny Zamku Cisy.


Duda tradycyjnie już odpoczywa a ja latam z aparatem ;)


Czasem nawet trzeba głowę do góry podnieść!


Ruiny, jak to ruiny. Przynajmniej prawdziwe ;)


Pierwsza większa atrakcja to przeprawa przez rzekę. A raczej kanał ściekowy.
Mariuszowi udaje się nie zamoczyć butów w tym szambie. Ja wyrabiam normę za niego i moczę obydwa…


Delikatnie śmierdząc (nadal wyrabiam 200% normy) docieramy do Starego Książa ;)




Odbudować zamek Stary Książ!!!


Oj, byłoby co robić…


Rzut oka na okolicę i decydujemy, że pojedziemy taką jedną ścieżką. Która chyba istnieje po drugiej stronie Pełcznicy.
Tak nam się przynajmniej wydaje. Jak się okazuje dobrze (jednak bez targania bike'a na plecach się nie obyło...)


I kto tu jest kozak? ;]


Strach ma wielkie oczy – gdyby nie lęk przed urwiskiem z boku byłoby lajtowo ;)


Trochę korzeni, kamieni… chwila zawahania…


EEeeeeeejjjjjjjjjjjjjjjjjj!!! Ja lecę przez kierownicę, Marian widzi mnie… kilkadziesiąt metrów niżej…


A jednak nie ;p
Owszem, przeleciałem przez kierownicę, ale trening czyni mistrza, więc zaczynam już kontrolować gdzie ląduję :D
Przytomnie upadam na prawą część zbocza, gdyby nie to, GOPR by mnie do teraz szukał ;)
Niestety spadam na skręcony miesiąc temu nadgarstek. Chyba nigdy się nie zagoi…


Teraz już bez większych przygód dojeżdżamy do Książa.
Ścieżka, którą odkryliśmy, mimo, że trzeba sporo prowadzić rowery, jest rewelacyjna. Esencja kolarstwa górskiego :)


Na tym kończymy ten krótki weekend w górach. Było wystrzałowo!!!
I tylko ogniska żal ;p





2011 Sowi off-road i nie tylko
<--- Poprzedni dzień
Sobota, 21 maja 2011 Komentarze: 3
Dystans34.01 km
Teren22.00 km
Czas02:23
Podjazdy953 m
SprzętLawinka
Vśrednia14.27 km/h
Vmax65.75 km/h
Tętnośr.153
Tętnomax200
Kalorie 2115 kcal
Temp.25.0 °C
Więcej danych
2011 Sowi off-road i nie tylko
Dzień pierwszy
Dzień drugi

HZ: 32% | FZ: 29% | PZ: 39%

Walim - Mała Sowa (972 m n.p.m.) - Wielka Sowa (1015 m n.p.m.) - Przełęcz Kozie Siodło (885 m n.p.m.) - Lisie Skały - Sokolec - Sierpnica - Kolce - Osówka - Grządki - Walim

Samochód zostawiamy w Walimiu. Niedaleko zakładów włókienniczych. A raczej tego, co z nich zostało…


Początki włókiennictwa w tym rejonie sięgają XVII wieku. Koniec przypada na rok 1992 – smutne…


Zaczynamy tak jak zwykle, czyli od zgubienia szlaku ;)


Oprócz żółtego szlaku gubimy też ścieżkę, którą się poruszaliśmy :)


Ważne, że jest ładnie!


Oczywiście dajemy sobie radę - w końcu każdy prawdziwy facet ma przy sobie mapę, kompas i… GPS’a ;p


Po kilkunastominutowym targaniu rowerów przez środek lasu lądujemy z powrotem na żółtym szlaku – będziemy żyć!


A może jednak nie… Dalej targamy je na plecach żółtym pieszym na Małą Sowę… (KONKURS „Znajdź Dudę” odc. 1 ;)


Trochę na niego musiałem czekać, więc porozglądałem się po okolicy robiąc kilka zdjęć.


Po wczłapaniu się na Małą jedziemy (nareszcie rowery na coś się przydają!) na Wielką Sowę :)


No Duda – jedziesz, czy nie?! A może kolanko boli po wywrotce?! ;p


Jednak pojechał ;)


Jest i punkt kulminacyjny wycieczki – 1015 m n.p.m.


A nawet 25 metrów i jedno piwo więcej :)




Jako drogę w dół wybraliśmy techniczny zjazd (dużo dużych kamieni ;) na Przełęcz Kozie Siodło.


Przy Lisich Skałach robimy krótki postój.


Druga odsłona KONKURSU „Znajdź Dudę” ;)


Ja oczywiście nie marnuję czasu i robię trochę zdjęć.


Na jedno sam się załapałem :D


Dalsza droga to jazda asfaltami (głównie...) do Walimia.
Tak nam się spodobało, że wyjechaliśmy prawie w Głuszycy, czyli drugi już error nawigacyjny zaliczony ;p W Kolcach pytamy napotkaną babcię, jak dojechać najkrótszą drogą do Walimia. Proponuje nam Głuszycę i pyta po co tam chcemy jechać, czy do sztolni itp. Gdy jej powiedzieliśmy, że tam mamy samochód to nas wyśmiała ;)





2011 Sowi off-road i nie tylko
Kolejny dzień --->
Środa, 11 maja 2011 Komentarze: 11
Dystans30.95 km
Teren10.00 km
Czas01:27
Podjazdy 95 m
SprzętLawinka
Vśrednia21.34 km/h
Vmax41.40 km/h
Tętnośr.128
Tętnomax154
Kalorie 817 kcal
Temp.26.7 °C
Więcej danych
HZ: 70% | FZ: 19% | PZ: 0%

os. Eskulapa - os. Leśne - Fordon - os. Eskulapa

Poznawania Bydgoszczy ciąg dalszy. W przeciwieństwie do wczorajszego dnia dzisiaj było o wiele spokojniej, bo miałem parę spraw do załatwienia, m.in. oglądanie kilku mieszkań. Powiem krótko - PRL wciąż trwa ;)
W ramach zwiedzania podjechałem nad Wisłę w rejonie Mostu Fordońskiego.


Jest i ów most ;)


Tym razem telefon naładowałem, więc przynajmniej wiem, gdzie byłem :p
Wtorek, 10 maja 2011 Komentarze: 6
Dystans36.62 km
Teren20.00 km
Czas01:39
SprzętLawinka
Vśrednia22.19 km/h
Vmax42.18 km/h
Tętnośr.150
Tętnomax198
Kalorie 1417 kcal
Temp.22.0 °C
Więcej danych
W ramach wyjaśnienia: 1 - Poznania, 2 - Bydgoszczy...

HZ: 33% | FZ: 28% | PZ: 35%

os. Eskulapa - ...* - os. Eskulapa
*giepees mi padł, miasta nie znam, trasy nie będzie :p

Dawno mnie tu nie było... Witam więc serdecznie! Od ostatniego, pechowego wpisu minęły ponad trzy tygodnie. Sporo się działo w tym czasie... Nadgarstek okazał się być skręconym, cały czas pobolewa, ale kto by się przejmował takimi rzeczami, gdy tyle się dzieje. W międzyczasie była przecież promocja oficerska, pożegnania, przeprowadzka... No właśnie - żegnaj kochana Pyrlandio!!! Wylądowałem w Bydgoszczy. Na jak długo?! Nie wiem... Ważne, że tutaj też jest ładnie... jeśli tylko spojrzymy na to w odpowiedni sposób, np. tak jak tutaj w Myślęcinku ;)


Dzisiaj, mimo przeziębienia (a raczej utraty głosu...), wyszedłem w końcu na rower. Zacząłem od wodociągów.


Woda z ujęcia Las Gdański wypływa z głębokości 208 metrów, mineralizacja podwyższona - da się pić (proszę zwrócić uwagę na... mój nowy bidon :p)


Ujęcie znajduje się rzut siodełkiem od Myślęcinka (a dokładniej to Leśnego Parku Kultury i Wypoczynku - największego parku miejskiego w Polsce)



Na jego terenie znajduje się sporo stawów. A także kilka fajnych singletrack'ów :)


"Dmuchawce, latawce, wiatr. Daleko z betonu świat..."


"Wszystko będzie takie nowe i takie pierwsze. Krew taka gęsta, tobie tak wdzięczna. Z tobą bezpieczna nad nami..."
Sporo niewiadomych przede mną... Ważne, żeby pójść/pojechać/polecieć w dobrą stronę :)


Centrum Bydgoszczy nie jest już takie ładne. Nie jest źle, ale miejscami przypomina mi Łódź. Może nie taką, ale jednak...


Na szczęście widać zmiany, nowe inwestycje, budynki, np. Operę Nova.


Równie ciekawa jest Wyspa Młyńska.


Generalnie - interesujące miasto. Mam nadzieję, że będę je miło wspominał. A może zabawię tu na dłużej niż myślę...
W tym momencie mieszkam na os. Eskulapa, ale pewnie niedługo to się zmieni (choć w sumie widok z okna mam fajny, nie?!)
Na co?! Jeszcze nie wiem - czas pokaże...
Poniedziałek, 18 kwietnia 2011 Komentarze: 12
Dystans9.73 km
Czas00:28
Podjazdy 41 m
SprzętLawinka
Vśrednia20.85 km/h
Vmax37.26 km/h
Tętnośr.126
Tętnomax173
Kalorie 269 kcal
Temp.22.4 °C
Więcej danych
HZ: 45% | FZ: 27% | PZ: 1%

Dom - Fort IVA - Dom

Dzisiejszą wycieczkę planowałem już dawno temu. Miała to być alternatywa dla Poznańskiego Pierścienia - również jazda wokół Poznania, ale w jego granicach, zaliczając fortyfikacje Twierdzy Poznań.

Zacząłem od Fortu IVA (Waldersee II) na Wilczym Młynie.


Zbudowano go w latach 1878-1881. Na pierwszy rzut oka widać, że było to dawno temu.


Nawet wpisanie do rejestru zabytków nie ochroniło go przed zniszczeniem w trakcie budowy sąsiednich osiedli.


W podziemiach fortu spotkać można wiele gatunków nietoperzy. Ich ilość systematycznie wzrasta.


Następnym punktem wycieczki miał być Fort V. Miał, ponieważ zanim nawet dojechałem do Waldersee II zaliczyłem klasyczne OTB. Przejeżdżałem przez coś w stylu szlabanu (widać na zdjęciu), byłem pewien, że bez problemu pokonam rozwieszoną stalową linę. Przednie koło spokojnie przejechało. Niestety dalej nie było tak dobrze. Rower stanął w miejscu a ja poleciałem dalej. Nie wiem, może zahaczyłem o korbę... Może się tylne koło zaplątało... Efekt jest taki, że mam stłuczony nadgarstek (oby tylko tyle...), ręki na kierownicy nawet nie mogłem oprzeć. Wycieczka po fortach została zakończona...

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".

107286.30

KILOMETRÓW NA BLOGU

28369.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.35 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

203d 11h 29m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

GREY

Nowy stary Grizl po wymianie gwarancyjnej. Przy okazji wjechał napęd na bateryjki. Może i lekka fanaberia, ale jak to chodzi!

  • Canyon Grizl AL
  • Osprzęt Sram Rival XPLR (42T + 10-44T)
  • Koła BW SuperLite 40
  • Opony Tufo Thundero HD 40C

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
  • Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Niestety, niedawno pękła w okolicach suportu, więc pora pomyśleć nad nowym mieszczuchem...

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosa, kupiona lekko używana. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie była - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po wielu tysiącach kilometrów szutrów i asfaltów stwierdzam, że zamiana szosy na gravela to był strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :) Rama pękła po 20.000 km, bez zająknięcia wymieniona na nową w ramach gwarancji.

  • Canyon Grizl 6 z amelinium
  • Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
  • Koła BW SuperLite 40
  • Opony Tufo Thundero HD 40C