Powerade Garmin MTB Marathon 2012 - Wałbrzych
Kategoria > 50, Foto, Android GPS, MOUNTAINS are calling!, PC-15, Wyścigowo, Golonko Powerade
Sobota, 19 maja 2012
Komentarze: 2
Vśrednia14.54 km/h
Vmax54.00 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax198
Kalorie 3536 kcal
Temp.25.0 °C
HZ: 1% | FZ: 11% | PZ: 87%
Czasami warto trochę zaszaleć! Weekend za kółkiem (Bydgoszcz - Wrocław - Zielona Góra - Wałbrzych - Duszniki-Zdrój), kondycyjne rowerowe trzy dni w Górach Orlickich, wieczorny powrót do Bydgoszczy, 24 h służby i od razu egzamin sprawnościowy w pracy, powrót do Poznania na bal absolutoryjny Sylwii i nocna teleportacja do Wałbrzycha. A zaraz po tym wszystkim start u Golonki na, jak wcześniej zapowiadano, dość trudnej trasie. Oj, będzie się działo!
Miało być giga, ale ostatecznie wybrałem mega, bo wiedziałem, że jestem nieźle zmęczony. Na starcie meldujemy się bardzo późno. Na rozgrzewkę właściwie nie ma czasu, pokręciliśmy tylko 2 km i musieliśmy ustawiać się w sektorach - ja znowu łapię się na drugi (co jest?! ;) Pierwsze kilometry to runda honorowa po Wałbrzychu. Nie licząc paru pieniaczy na chodnikach to rzeczywiście było honorowo. Zaraz po zjechaniu z asfaltu w tumanach kurzu zaczynamy piąć się w górę. Na poboczu spotykam Jarka jadącego giga. A właściwie już nie jadącego bo musiał się wycofać z powodu połamania wózka przerzutki.
Trasa jest ciężka, dużo bardzo stromych podjazdów (dokładniej rzecz ujmując to podejść). Momentami rower trzeba nieść na plecach... Zjazdy jak na razie łatwe, ale staram się nie szaleć i wyprzedzam tylko tych najwolniejszych. Gdzieś na 10 kilometrze zaczyna się osławiony tunel. 1600 metrów pod ziemią, miejscami w całkowitej ciemności, nawet kierownicy nie widać :) Początkowo dziwnie się jedzie, ale później błędnik się przyzwyczaja. Oby tylko nikt się przede mną nie wywrócił bo będzie ciężko... Zaraz za tunelem mały korek na ostrym podejściu. Na szczęście jeszcze nie ma dużo ludzi przede mną, tłok jest do zniesienia. Za tunelem dochodzę Jacka - jedziemy razem prawie 20 kilometrów. Trasa za dużo się nie zmienia w porównaniu z tym co było wcześniej - strome podejścia i dość szerokie zjazdy, gdzieniegdzie fragmenty techniczne, ale bardzo krótkie. Na bufecie na Waligórze robimy sobie piknik, sporo osób nas tam wyprzedziło, ale my jedziemy swoje. Dwa miejsca w tą czy w tą nie robią różnicy. Przy podjeździe na Gomólnik Mały zaczynam odczuwać zmęczenie.
Piątkowy bieg na 3 kilometry daje się we znaki... Nadal jednak jadę blisko Jacka. Ostatecznie ucieka mi on na zjeździe między Jeleńcem Małym a Wawrzyniakiem - tuż przed trzecim bufetem, po wyjeździe z lasu jadący przede mną Przemek Kiesio z Kliwer Bike Team nieszczęśliwie wylatuje przez kierownicę. Zatrzymuję się i pomagam mu się pozbierać. Szybki rzut oka na rękę i wszystko wiadomo - pogruchotany nadgarstek. Zostaję z nim, dzwonimy po karetkę. Po względnym opanowaniu sytuacji zostawiam go pod opieką "bufetowych" i jadę dalej. Dosłownie po 200-300 metrach trafiam na policjantów i jeszcze raz upewniam się, że pomoc już jedzie. Po ponownym wjechaniu do lasu słyszę syreny goprowego Land Rovera... Jak się później okazuje w niedzielę Przemek miał operację - trzeba było go ześrubować. W sumie w czasie tego zdarzenia tracę około 10-15 pozycji. No nic, przecież nie jadę walczyć o podium :) Na trasie miła odmiana - w miarę płaski, kilkukilometrowy trawersujący zboczem singiel, korci mnie żeby wyprzedzać, ale ostatecznie wybieram odpoczynek i jadę spokojnie, bez napinki :p W rejonie Wałbrzycha to samo, na finiszowanie jestem zbyt zmęczony, więc spokojnie zbliżam się do mety. Na podejściach łydki są w stanie przedskurczowym, ale jakoś wytrzymuję ;) Nie zagrożony przez nikogo spokojnie mijam linię mety :) Miejsce mniej więcej takie, na jakie mnie stać - Jacek tradycyjnie parę miejsc przede mną ;)
Czas: 03:53:18.8
Check point: 01:06:49 / 164
MEGA Open: 168/432
MEGA M2: 65/129
Strata: 01:13:57 (Mateusz Zoń)
DST: 53,49 km
AVG: 13,77 km/h
Vmax: 54,00 km/h
Bikestats'owe statystyki :)
Jacek, jacgol – 155 (65 M3) – 03:48:02.3
daVe – 168 (65 M2) – 03:53:18.8
Jan - 194 (70 M2) - 04:01:36.4
Marek, Marc – 302 (99 M2) – 04:38:18.7
Mariusz, duda - 306 (101 2) - 04:38:52.4
Jacek, JPbike – 77 (34 M3) - 05:41:28
Mariusz, klosiu - 131 (53 M3) – 06:30:32
Jarek, jarekdrogbas - DNF
Rowery wypieszczone, gęby uśmiechnięte, można jechać!
Tuż przed startem trzeba opracować taktykę ;)
A do diabła z taktyką - ogień! Honorowy oczywiście ;)
Osławiony tunel, miejscami bardzo ciemno. Do tego stopnia, że nie warto ściągać okularów ;)
No i koniec zdjęć z jazdy :p Jestem już po. Przeżyłem. Na dowód tego zdjęcie pt.: "Piękna i bestia" ;)
Nie wiem czemu niektórzy dziwnie się na mnie patrzą, chyba jednak trzeba wziąć prysznic...
Na koniec sprawdzamy wyniki. Nosz kurde, znowu "trochę" brakło do podium ;) Może następnym razem...
Wrzucę również ślad - może mi się kiedyś przydać :)
Czasami warto trochę zaszaleć! Weekend za kółkiem (Bydgoszcz - Wrocław - Zielona Góra - Wałbrzych - Duszniki-Zdrój), kondycyjne rowerowe trzy dni w Górach Orlickich, wieczorny powrót do Bydgoszczy, 24 h służby i od razu egzamin sprawnościowy w pracy, powrót do Poznania na bal absolutoryjny Sylwii i nocna teleportacja do Wałbrzycha. A zaraz po tym wszystkim start u Golonki na, jak wcześniej zapowiadano, dość trudnej trasie. Oj, będzie się działo!
Miało być giga, ale ostatecznie wybrałem mega, bo wiedziałem, że jestem nieźle zmęczony. Na starcie meldujemy się bardzo późno. Na rozgrzewkę właściwie nie ma czasu, pokręciliśmy tylko 2 km i musieliśmy ustawiać się w sektorach - ja znowu łapię się na drugi (co jest?! ;) Pierwsze kilometry to runda honorowa po Wałbrzychu. Nie licząc paru pieniaczy na chodnikach to rzeczywiście było honorowo. Zaraz po zjechaniu z asfaltu w tumanach kurzu zaczynamy piąć się w górę. Na poboczu spotykam Jarka jadącego giga. A właściwie już nie jadącego bo musiał się wycofać z powodu połamania wózka przerzutki.
Trasa jest ciężka, dużo bardzo stromych podjazdów (dokładniej rzecz ujmując to podejść). Momentami rower trzeba nieść na plecach... Zjazdy jak na razie łatwe, ale staram się nie szaleć i wyprzedzam tylko tych najwolniejszych. Gdzieś na 10 kilometrze zaczyna się osławiony tunel. 1600 metrów pod ziemią, miejscami w całkowitej ciemności, nawet kierownicy nie widać :) Początkowo dziwnie się jedzie, ale później błędnik się przyzwyczaja. Oby tylko nikt się przede mną nie wywrócił bo będzie ciężko... Zaraz za tunelem mały korek na ostrym podejściu. Na szczęście jeszcze nie ma dużo ludzi przede mną, tłok jest do zniesienia. Za tunelem dochodzę Jacka - jedziemy razem prawie 20 kilometrów. Trasa za dużo się nie zmienia w porównaniu z tym co było wcześniej - strome podejścia i dość szerokie zjazdy, gdzieniegdzie fragmenty techniczne, ale bardzo krótkie. Na bufecie na Waligórze robimy sobie piknik, sporo osób nas tam wyprzedziło, ale my jedziemy swoje. Dwa miejsca w tą czy w tą nie robią różnicy. Przy podjeździe na Gomólnik Mały zaczynam odczuwać zmęczenie.
Piątkowy bieg na 3 kilometry daje się we znaki... Nadal jednak jadę blisko Jacka. Ostatecznie ucieka mi on na zjeździe między Jeleńcem Małym a Wawrzyniakiem - tuż przed trzecim bufetem, po wyjeździe z lasu jadący przede mną Przemek Kiesio z Kliwer Bike Team nieszczęśliwie wylatuje przez kierownicę. Zatrzymuję się i pomagam mu się pozbierać. Szybki rzut oka na rękę i wszystko wiadomo - pogruchotany nadgarstek. Zostaję z nim, dzwonimy po karetkę. Po względnym opanowaniu sytuacji zostawiam go pod opieką "bufetowych" i jadę dalej. Dosłownie po 200-300 metrach trafiam na policjantów i jeszcze raz upewniam się, że pomoc już jedzie. Po ponownym wjechaniu do lasu słyszę syreny goprowego Land Rovera... Jak się później okazuje w niedzielę Przemek miał operację - trzeba było go ześrubować. W sumie w czasie tego zdarzenia tracę około 10-15 pozycji. No nic, przecież nie jadę walczyć o podium :) Na trasie miła odmiana - w miarę płaski, kilkukilometrowy trawersujący zboczem singiel, korci mnie żeby wyprzedzać, ale ostatecznie wybieram odpoczynek i jadę spokojnie, bez napinki :p W rejonie Wałbrzycha to samo, na finiszowanie jestem zbyt zmęczony, więc spokojnie zbliżam się do mety. Na podejściach łydki są w stanie przedskurczowym, ale jakoś wytrzymuję ;) Nie zagrożony przez nikogo spokojnie mijam linię mety :) Miejsce mniej więcej takie, na jakie mnie stać - Jacek tradycyjnie parę miejsc przede mną ;)
Czas: 03:53:18.8
Check point: 01:06:49 / 164
MEGA Open: 168/432
MEGA M2: 65/129
Strata: 01:13:57 (Mateusz Zoń)
DST: 53,49 km
AVG: 13,77 km/h
Vmax: 54,00 km/h
Bikestats'owe statystyki :)
Jacek, jacgol – 155 (65 M3) – 03:48:02.3
daVe – 168 (65 M2) – 03:53:18.8
Jan - 194 (70 M2) - 04:01:36.4
Marek, Marc – 302 (99 M2) – 04:38:18.7
Mariusz, duda - 306 (101 2) - 04:38:52.4
Jacek, JPbike – 77 (34 M3) - 05:41:28
Mariusz, klosiu - 131 (53 M3) – 06:30:32
Jarek, jarekdrogbas - DNF
Rowery wypieszczone, gęby uśmiechnięte, można jechać!
Tuż przed startem trzeba opracować taktykę ;)
A do diabła z taktyką - ogień! Honorowy oczywiście ;)
Osławiony tunel, miejscami bardzo ciemno. Do tego stopnia, że nie warto ściągać okularów ;)
No i koniec zdjęć z jazdy :p Jestem już po. Przeżyłem. Na dowód tego zdjęcie pt.: "Piękna i bestia" ;)
Nie wiem czemu niektórzy dziwnie się na mnie patrzą, chyba jednak trzeba wziąć prysznic...
Na koniec sprawdzamy wyniki. Nosz kurde, znowu "trochę" brakło do podium ;) Może następnym razem...
Wrzucę również ślad - może mi się kiedyś przydać :)
Komentarze
Na weekend jedziemy do Drawieńskiego Parku Narodowego.
W sumie to niedaleko od Czarnkowa, więc kto wie... może się pojawimy :)
Będziesz w Czarnkowie?