W końcu coś pojeździłem. Brakuje czasu, chęci i zapału. To chyba przez to, że wiem, że ten sezon się dla mnie skończył. Za chwilę jadę do Krakowa na zabezpieczenie ŚDM, później "urlop" na misji medycznej w Indonezji, więc jak wrócę będzie koniec sierpnia. Formy nie mam, sztwyne podjazdy na Myślęcinku musiałem butować, choć wcześniej je wjeżdżałem. Nie tak miało być w tym roku ;(
Jedyny plus jest taki, że obecnie jeżdżę/biegam bez żadnej napinki. Przynajmniej mam czas na zdjęcia i podziwianie landszaftów :)
Skłamałbym jednak mówiąc, że nie zdarza mi się mocniej depnąć na pedały ;)
Mimo wszystko na rowerze fajnie jest!
PS Zdjęcia oczywiście pod patronatem RemediuM SE.P :p
Dziś wróciłem z natowskiego szczytowania i z racji wolnego popołudnia w końcu mogłem wyskoczyć na rower.
Wypad typowo for fun, bo forma gdzieś sobie poszła. Albo odleciała. Jak Obama.
Kolejny start u Gogola i kolejne mini, tym razem za namowami małżonki, która chyba chciała, żebym przywiózł jakiś pucharek :p
Na miejsce docieram w miłym towarzystwie Wojtasa. Auto zostawiamy przy gliniankach i jedziemy parę razy mocniej depnąć przy okazji sprawdzając początek trasy. Od startu będzie się działo - Pożegowska (tylko na mega, wrrrr!!!), zjazd brukiem, trochę piachu i sekcja kałuż. Oj, trzeba uważać, żeby nie skończyć wyścigu zbyt wcześnie.
Koledzy z teamu startują na męskim dystansie (Wojtas, Jacek, Krzychu, Michał), ja muszę czekać pół godziny dłużej. Udaje mi się dostać dziką kartę do I-ego sektora i grzecznie czekam na sygnał mniej więcej w trzeciej lini. 3, 2, 1, start - poszli. Pierwszy zakręt i podczas przebijania się do przodu ktoś wjeżdża najpierw w moją nogę a później w tylne koło. Wszystko ok, ale wygięła i rozpięła mi się klamra od buta. No nic, zapnę ją później. Jak się okazało dopiero przy Grajzerówce znalazłem czas na pogrzebanie przy bucie (przez wygięcie klamry miałem problem z jej zatrzaśnięciem), wcześniej szedł taki ogień, że nie można było nawet na chwilę odpuścić korby. W piachu ktoś przede mną wali OTB, kałuże większość lecimy środkiem (tą wielką też!) bo nie ma czasu na omijanie. (foto by: Hania Marczak)
Wzdłuż Grajzerówki wcale nie jest wolniej. Ośka-blat i jazda, prędkość non stop >40 km/h. Po nawrotce na krótkim podjeździe następuje pierwsza selekcja, ale udaje mi się skleić do czołowej grupy. Po chwili mocnej jazdy... zwalniamy i dochodzą nas ci, co zostali na podjeździe. Zaczyna się czarowanie... Początkowo utrzymuję się koło 10 pozycji, później przesuwam się do przodu, żeby czasem nie przegapić jakiegoś ataku. Tych jest jednak coraz mniej, bo i po co się ścigać, skoro wszyscy chętni do pudła jadą właśnie w naszej grupie.
Przed tarką do Trzebawia plasuję się między 3 a 5 pozycją. Nie będę wcale ukrywał, że nie wychodziłem na zmiany. Na czole pracowali w zasadzie tylko Borys Góral, Miłosz Czechowicz, Dorian Karczewski i Mateusz Lewandowski. Było pewne, że między nimi rozegra się finałowa walka. W sumie teraz trochę żałuję, że nie pociągnąłem kilka razy. To chyba przez lekki brak wiary we własne możliwości :(
Ze względu na dość zachowawczą jazdę jest pewne, że sektor II będzie miał lepsze czasy open, ale chyba nikt się tym nie przejmuje, bo wcale nie robi się szybciej ;) Zaczyna być jednak coraz bardziej nerwowo, przez co znowu spadam na około 10 pozycję, bo nie zależy mi tak bardzo na miejscu, żeby się na siłę przepychać. Przed Janosikiem dochodzi do nas czołówka M3 i robi się naprawdę tłoczno. (foto by: Hania Marczak)
Z tego też powodu od połowy wprowadzam. Ale jak widać nie tylko ja - od lewej Szymon Matuszak 1 open, Jakub Kędziora 2 open i ja :) Jedyny plus, że wpychając rower wcale nie traci się w stosunku do tych, co wjeżdżają. (foto by: Hania Marczak)
Po Janosiku następuje ostateczne roztrzygnięcie, czyli podjazd Spacerową. Podjeżdżam go w trupa i o dziwo chyba ze dwie osoby wyprzedzam, a co najważniejsze uciekam tym, co mnie gonią. Jeszcze tylko kawałek płaskiego na uspokojenie oddechu i linia mety, którą przekraczam 30 sekund za przejeżdżającym ją jako pierwszy Borysem Góralem. Ma się to jednak nijak do ostatecznych wyników, bo ze względu na osobne starty sektorów lądujemy kilka miejsc open dalej.
Podsumowując: wyścig fajny, miejsce w sumie spoko, ale nie jestem do końca zadowolony. Po cichu liczyłem na lepszy wynik... Patrząc na czasy na mega, miejsce w kategorii miałbym podobne. Czyli jednak mini wcale nie jest dla takich cipek, jak się czasami wydaje :D Tutaj po prostu wszystko trwa krócej, jedzie się szybciej, przez co jest dużo bardziej nerwowo i niebezpiecznie. Nie jestem pewien, czy to mi się podoba...
Czas: 00:52:03 MINI Open: 16/453 (+4 DNF) MINI M2: 7/83 (+1 DNF) Strata: 0:02:11 (Szymon Matuszak) DST: 26,35 km Uphill: 183 m AVG: 30,37 km/h Vmax: 47,8 km/h CADavg: ?? rpm Garmin Connect
Sprawdzenie roweru przed jutrzejszym Gogolem w Mosinie. I dobrze, bo okazało się, że "zgubiłem" dwie tulejki łańcucha. Poratował mnie Mateusz Rybczyński dając kawałek łańcucha na przeszczep. Przeszczep się przyjął!
Z Tomaszem. W końcu!!! Pomyśleć, że kiedyś tyle razem jeździliśmy, a teraz nie ma czasu na spotkanie. Starość :/
Dlatego też dzisiaj odrobiliśmy tyle, ile się dało, stąd mało jazdy a dużo zabawy i plotkowania :)
Do Wyrzyska przejeżdżam po prawie półmiesięcznej przerwie od jeżdżenia spowodowanej... ślubem! W tym miejscu oficjalnie chciałbym podziękować super ekipie: Asi, Marcinowi, Jackowi i Wojtkowi, którzy zadali sobie sporo trudu (140 km pod wiatr!), żeby być w tym ważnym dniu ze mną i moją starą-nową małżonką ;) Dzięki!!! Super, że przyjechaliście!!!
Wracając do sedna - w Wyrzysku organizowane są Mistrzostwa Wielkopolski Służb Mundurowych. Szkoda, że tylko na mini, ale tym razem było mi to na rękę. Jeden duży minus dla organizatora - mundurówkę ustawiono w kobiecym sektorze 5, przez co musieliśmy mocno przebijać się do przodu. Jeszcze przed startem zauważam, że będzie co robić - widać, że kilkoro z przeciwników "coś tam" jeździ :) Ruszamy ostro pod górę, Michał Nawrocki stara się od startu porwać stawkę, ale mocno siedzimy mu na kole. Razem z nami Marta Gogolewska - reszta pań od razu została z tyłu. Formujemy pięcioosobową grupkę i po wdrapaniu się po płytach, w rejonie działek zaczyna się czarowanie. Asfalt, to samo. Nikt z nas nie kwapi się do mocnej jazdy i na czoło wychodzi Marta :D Tak jest do czasu zjazdu z asfaltu. Od razu odpalamy taki ogień, że widać, że walka o podium rozegra się między naszą czwórką: Krzysztofem Kominkiem, Tomaszem Kołogrywem, Michałem Nawrockim (ubiegłoroczny zwycięzca) i mną. Na pierwszym długim podjeździe wpadamy na 4 sektor. Oj, co tam się działo... Wypadałoby zacytować 52 Dębiec&Ascetoholix -
"jak nie zgodnie z prawem, to lewą stroną jadę" ;)
Od tego momentu, już do samego końca nikt mnie nie wyprzedził. Na samym szczycie Michał został przyblokowany i zostaliśmy we trójkę. Długo trzymałem się Kominka i Kołogrywa, ale w pewnej chwili, jadąc po wewnętrznej zostaliśmy mocno przyblokowani - kolegom udało się wyprzedzić grupkę, a ja zostałem 4-5 miejsc za nimi. Było to mniej więcej na 10 kilometrze. Od tamtego czasu goniłem ich, ile się da, ale realne szanse na pospawanie były bardzo małe.
W sumie dużo więcej nie musiałbym pisać - Mistrzostwa w wyprzedzaniu. Na plus zmiana trasy w porównaniu z latami ubiegłymi. Gdzieś na 23 kilometrze przestaję widzieć dwójkę, którą goniłem. Około 26 km wydaje mi się, że miga za mną Michał Nawrocki (jak się później okazało, widział mnie cały czas, ale nie był w stanie dogonić). Finisz zaczynam dość wcześnie, bo tuż za rozjazdem mini/mega. Nadal udaje się wyprzedzać. Najbardziej cieszy mnie końcówka - przed ostrym zjazdem przy amfiteatrze pozwalam sobie odsapnąć, a 200 metrów przed metą daję pełen gaz i wyprzedzam jeszcze dwie osoby - naprawdę mi się to podobało ;)
Wjeżdżam na metę będąc pewnym pudła w mundurówce, w końcu od startu nikt nas nie wyprzedził :D Początkowo jest trochę zamieszania z wynikami (ze względu na osobne starty sektorów) i jestem trzeci, ale ostatecznie kończę na drugim miejscu. Plan wykonałem :) W pozostałych kategoriach też spoko - po głowie przechodzi myśl, żeby na jakiś czas przerzucić się na mini i powalczyć o pucharki. Wtedy jednak słyszę głos Wojtasa -
"Dzisiaj jedziesz dystans dla cipek?". Dlatego raczej zostaję na mega :p (foto by: Stowarzyszenie Biedrusko Jakś Bud)
Jeszcze parę ścigów w dziwnych kategoriach i będzie trzeba półkę na puchary powiększyć :p
Czas: 01:09:46 MINI Open: 20/455 (+15 DNF) MINI M2: 7/80 (+2 DNF) Mundurówka: 2/18 Mundurówka + Policja: 3/47 Strata: 0:05:27 (Sławomir Pituch) DST: 29,51 km Uphill: 447 m AVG: 25,38 km/h Vmax: 50,6 km/h CADavg: 89 rpm Garmin Connect
PS W tomboli szczęścia zabrakło. Mieli je za to Jacek, Jasskulainen i Seba. Szkoda, że pojechali do domu :p
Kilka słów na szybko, jeszcze pod wpływem emocji ;) Ruszamy z Krzychem z pierwszej linii i od początku lecimy w czubie. Na ósmym kilometrze, na paru interwałowych podjazdach lekko mnie przytyka, ale dochodzę do grupy. Odpadamy od czuba gdzieś na pierwszej pętli. Czuję, że zbyt mocno pojechałem początek i Krzychu też powoli się oddala :( Na szczęście dochodzi do mnie Andrzej Sypniewski, który z powodu wkręcenia badyla został lekko w tyle, oraz Wojciech Krzyżański. Razem systematycznie zbliżamy się do Krzycha i Miłosławia. Gdy ich doszliśmy mówię do Miłosławia, żeby łapał Wojciecha, a on tylko niegrzecznie burknął - "Sam go łap" :) Po chwili Miłosław odpada ;) Zostajemy we czwórkę, ale Krzychu ma małą bombę (ja też już nie czuję się najświeższy...). Po paru kilometrach Andrzej i Wojciech nam uciekają i zaczynamy teamową współpracę :) Nie ukrywam, że więcej ciągnął Krzychu, ale starałem się wychodzić na czoło tyle, na ile miałem siły. Po wyjeździe z leśnych pętli moje nogi słabną i coraz bardziej zaczynam odstawać. Na 45 km w oddali widzimy goniący nas pociąg i poganiam Krzycha, żeby na mnie więcej nie czekał. Zaczyna się samotna walka z mega wiatrem. Z goniącego mnie pociągu urywają się dwie osoby, ale ostatecznie nie dają rady mnie dojść. Naprawdę jestem z siebie dumny, że się im nie dałem :) Krzychu uciekł mi na 36 sekund. W sumie niewiele, myślałem, że ma więcej sił :p
Kończymy tuż za pierwszą dziesiątką z niewielką stratą do czołówki. To był udany start. Najbardziej cieszy świetna teamowa współpraca i doping kolegów na trasie :) Drużynowe wsparcie jednak dużo daje! Patrząc na końcowe wyniki dochodzę do wniosku, że gdybym jechał na mini spokojnie znalazłbym się na podium. Choć w sumie i tak na nim byliśmy. Drużynowo Goggle Pro Active Eyewear Team obronił ubiegłoroczne drugie miejsce! Punktowały cztery osoby, czyli wszyscy, którzy pojechali na mega. Brawo koledzy!
Czas: 01:52:08 MEGA Open: 12/86 MEGA M2: 9/22 Strata: 0:04:32 (Mateusz Lewandowski) DST: 51,41 km Uphill: 343 m AVG: 27,51 km/h Vmax: 49,7 km/h CADavg: 91 rpm Garmin Connect
Człowiek chce zrobić Jej niespodziankę, jedzie 140 km przez śmierdzące pola rzepaku, żeby dać kwiatka i co?! Nie ma jej w domu! ;( W końcu wróciła, ale kwiatka nie dostała. Foch! :D Trasa prawie taka sama, jak zawsze. Dopiero za Kiszkowem pojechałem na Sławę, żeby nie jeździć szosą po lasach za Dąbrówką. Wiatr bardzo delikatny, ale w plecy :) Dzięki temu średnia po odliczeniu kręcenia po mieście 32,6 km/h. Ładnie, jak na jazdę bez napinki :) Miejscami uśmiech nie schodził mi z twarzy - zerowy ruch, gładki asfalt i full lampa. Spełnienie marzeń szoszona :)
CADavg: 83 rpm | Garmin Connect | Zielona Góra - Dębowa Góra - Bąkowo - Krostkowo - Nieżychówko - Rzęszkowo - Zielona Góra - Dębowa Góra - Bąkowo - Krostkowo - Nieżychówko - Rzęszkowo - Zielona Góra
Z powodu jutrzejszej służby spędzam pierwszy od czterech miesięcy weekend w Bydgoszczy. Z tej okazji musiałem dzisiejszy dzień jakoś uczcić i wybrałem na tą okoliczność gogolowy Wyrzysk :) Nigdy tam nie startowałem, a słyszałem, że parę pagórków jest, więc pojechałem spróbować. Zrobiłem dwie pętle, czyli maratonowe mega. Momentami miałem problemy nawigacyjne, zwłaszcza w dwóch miejscach, gdzie las/pole ogrodzono siatką, ale dałem radę przeskoczyć przez nią z rowerem ;) Trasa bardzo fajna, no może poza polnymi odcinkami (ratowały je super widoczki na okolicę).
Najciekawszy był oczywiście rezerwat Zielona Góra oraz
Dębowa Góra. Sporo podjazdów i zjazdów, mnóstwo zakrętów i jeszcze więcej zwierzyny - sarny, dziki i ogrom ptactwa. Dawno nie byłem w tak "dzikiej" okolicy, co potęgował fakt, że byłem chyba jedynym kolarzem w promieniu paręnastu kilometrów ;)
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Nowy stary Grizl po wymianie gwarancyjnej. Przy okazji wjechał napęd na bateryjki. Może i lekka fanaberia, ale jak to chodzi!
Canyon Grizl AL
Osprzęt Sram Rival XPLR (42T + 10-44T)
Koła BW SuperLite 40
Opony Tufo Thundero HD 40C
CHIŃCZYK
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Niestety, niedawno pękła w okolicach suportu, więc pora pomyśleć nad nowym mieszczuchem...
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosa, kupiona lekko używana. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie była - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)
Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
Koła DT R460
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po wielu tysiącach kilometrów szutrów i asfaltów stwierdzam, że zamiana szosy na gravela to był strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :) Rama pękła po 20.000 km, bez zająknięcia wymieniona na nową w ramach gwarancji.