droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścigowo

Dystans całkowity:5338.15 km (w terenie 4194.00 km; 78.57%)
Czas w ruchu:239:32
Średnia prędkość:22.13 km/h
Maksymalna prędkość:64.17 km/h
Suma podjazdów:36235 m
Maks. tętno maksymalne:207 (108 %)
Maks. tętno średnie:188 (102 %)
Suma kalorii:150632 kcal
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:62.80 km i 2h 51m
Więcej statystyk
Sobota, 9 czerwca 2018 Komentarze: 1
Dystans55.86 km
Teren5.00 km
Czas01:44
Podjazdy153 m
Uczestnicy
SprzętWilma
Vśrednia32.23 km/h
Vmax49.50 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax183
Kalorie 1418 kcal
Temp.31.6 °C
Więcej danych
Druga odsłona Prodżectu PIGUŁA!

Po ubiegłorocznym starcie pozostał nam lekki niedosyt, bo prawie nam Mariusza utopili, więc tym razem do startu przystąpiliśmy mocno zmotywowani (ale wcale nie lepiej przygotowani :p ) Mariusz na przykład od dwóch dni nie schodził z toalety ;) He he :) Ja to wiadomo, mniej jeżdżę w tym sezonie, ale przynajmniej nie jadę przeziębiony. Adrian za to kupił buty! Nawet dwie pary, co tylko spowodowało, że zamiast opracowywać taktykę biegu drapał się po głowie i zastanawiał, które założyć :D

W trakcie zawodów największym przeciwnikiem okazała się pogoda - mi pokazało średnią temperaturę 31,6 st.C (w ubiegłym roku było tylko 21,8 st.C). Jedynie Mariusz nie narzekał na temperaturę (wody), dzięki czemu zanotował progres i to ogromny!!! Czas lepszy o 8 minut i 8 sekund od ubiegłorocznego to naprawdę przepaść. Nie zmienia to faktu, że na rower ruszam jako 13 ze sztafet, czyli Marian musi jeszcze popływać, bo jest sporo do poprawy :p  :*

Od wyjechania ze strefy zmian czuję, że może być ciężko poprawić ubiegłoroczny czas. Z tego co widzę w danych z licznika, to wiatr wiał niby podobnie silnie, ale tym razem z przeciwnego kierunku. Od drugiej pętli to już w ogóle zaczął jakoś kręcić i miałem wrażenie, że ciągle jest pod wiatr :D Ostatecznie 45 kilometrów z ośmioma wąskimi nawrotami pokonuję z czasem o 1 minutę i 23 sekundy gorszym niż ostatnio. Na pocieszenie fakt, że chyba nie wyprzedził mnie żaden "normalny" rower szosowy, same kosmiczne czasówki... Czyli jest z czego urywać - potrzebuję tylko ze 20 tys. zł na nowy rower :D

Po wjechaniu do strefy zmian okazuje się, że JESTEŚMY DRUGĄ SZTAFETĄ. Czyli kogoś tam wyprzedziłem ;) Teraz tylko Adrian musi dobiec do mety (bez kupy po drodze :) ). Udaje mu się to z notabene najlepszym czasem open, ale aż o 2:44 minuty gorszym niż rok temu! To najlepiej pokazuje, jakie piekło było w tym roku. Naprawdę sporo osób szło na biegu, na mecie zdarzały się zasłabnięcia. Mimo to poprawiamy się o 5:27 minuty i pewnie zajmujemy drugie miejsce na podium. Do Walecznych Psów tracimy 1:36 minuty, czyli są w naszym zasięgu. Za rok powalczymy o najwyższe miejsce na podium!!!

Zwarci i gotowi do walki! (foto by: a directeur sportif)


Marian wyłania się z wody (foto by: fotomtb.pl)


Tak się spieszyłem na zmianie, że trzepacko zapomniałem o 37 zasadzie velominati ;) - The arms of the eyewear shall always be placed over the helmet straps. No exceptions. We don’t know why, it’s just the way it is. (foto by: fotomtb.pl)


Triathlonista vs kolarz :) (foto by: fotomtb.pl)


Z domu zapomniałem wziąć okularów z korekcją i stąd wybór tych, które akurat były w samochodzie. Pewnie kilka watów na tym straciłem... Przy okazji dobrze, że w nikogo nie wjechałem ze swoją wadą wzroku :p (foto by: fotomtb.pl)


Szlify po kraksie z Atosikiem jeszcze nie zagojone... (foto by: fotomtb.pl)


Adrian zamiast się spieszyć, to do zdjęć pozował :) (foto by: fotomtb.pl)


Udało się!!! (foto by: Tomasz Szwajkowski)



PŁYWANIE (950 m): 13/28, czas 00:18:56 (strata 00:03:32)
ROWER (45 km): 3/28, czas 01:16:00 (strata 00:01:26)
BIEG (10 km): 1/28, czas 00:42:19 (straty brak)

SZTAFETA: 2/28, czas 02:18:52 (strata 00:01:36 Waleczne Psy)

DST: 45,86 km
Uphill: 113 m
AVG: 36,2 km/h
Vmax: 49,5 km/h
CADavg: 97 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 27 maja 2018 Komentarze: 2
Dystans90.61 km
Teren85.00 km
Czas04:01
Podjazdy802 m
SprzętChińczyk
Vśrednia22.56 km/h
Vmax47.00 km/h
Tętnośr.174
Tętnomax185
Kalorie 3144 kcal
Temp.26.6 °C
Więcej danych
Kolejny Kaczmarek w tym roku. Dwa tygodnie temu trzeba było walczyć o miejsce punktowane w drużynówce, tym razem nie ma wyjścia i wszyscy muszą cisnąć giga, a co najważniejsze ukończyć bez DNF (to ostatnie szczególnie ważne dla Grześka :p ) Najpierw robimy z Grześkiem parę kilometrów w celu obadania trasy, zwłaszcza, że słyszeliśmy coś o jakiś koleinach na dojazdówce do pętli. Po krótkim rekonesansie sam wracam na metę a Grzesiek coś tam jeszcze pojechał pokręcić - ja zdążę się rozgrzać w trakcie wyścigu ;) Po średnim występie w Sulechowie spadam do drugiego sektora, gdzie czuję się jakby bardziej na miejscu. Obok mnie staje Jacek i gawędząc oczekujemy startu. Po wystrzale ostro cisnę do przodu. (foto by: Zbigniew Nisztuk)


Starty zawsze dość dobrze mi wychodziły - tak jest też tym razem. Początkowy, mocno wykolejony fragment trasy pokonujemy bez nerwówki i po wjeździe na pętlę zaczynamy mocno cisnąć. Tumany kurzu lecą takie, że mało co widać, a prędkość grubo powyżej 40 km/h. Oj, to będzie szybki wyścig. Trasa tym razem dużo mniej ciekawa. Owszem, niby ładnie, jeziorka, lasy, łąki itp., ale brakuje smaczków MTB. (foto by: Piotr Łabaziewicz)


Pierwsza pętla to prawdziwy wyścig, druga - jazda w grupie, trzecia - samotność długodystansowca :)

Po przetasowaniach na pierwszej rundzie każdy znalazł swoje miejsce w szeregu i uformowaliśmy kilkuosobową grupę jadącą dość dobrym tempem. Sam sporo pracuję na czole, bo wyjątkowo dobrze czuję się tego dnia. W Sulechowie sporo się męczyłem, natomiast w Krośnie czułem tak, jak kiedyś, że pod nogą coś tam jednak jest :) Zdecydowanie najlepiej jest na podjazdach, ale tracę na prostych. A tych akurat jest sporo :( Parę kilometrów przed zjazdem na mega lekko słabnę, ale podbudowuje mnie zdziwienie zmieszane z podziwem kolegów z mojej grupki, gdy mówię im, że cisnę trzecią rundę :)

Od rozjazdu cisza i spokój - zupełnie jak podczas porannej niedzielnej przejażdżki po okolicach a nie na zawodach. Przede mną pusto, za mną również. Rozpoczyna się walka ze samym sobą, aby utrzymać jak najlepsze tempo. W trakcie całej pętli wyprzedziłem jedną osobę - Grześka od nas z teamu bo dopadła go mega bomba i nawet nie chciał, żebym go Unitem poratował. Sam również dałem się wyprzedzić jednej osobie (Rafałowi z FWS BIKE Team). W pewnym momencie zaczął mnie męczyć ból głowy, ale stawiam, że to z powodu żaru, który lał się z nieba. Od piachu, którego było w lesie bardzo dużo, paliło niemiłosiernie, więc mieliśmy grzanie z góry i dołu :) Sytuację ratowali mieszkańcy Łochowic polewający wodą ze szlaucha :) Na bufetach piję ile się da, dodatkowo jedną butelkę wciskając zawsze w tylną kieszonkę. Część wypijałem, reszta wylewała mi się na gacie, co było całkiem przyjemne ;) To wszystko spowodowało, że do mety dojeżdżam bez większego kryzysu.

Zajmuję dobre według mnie 39 miejsce na 50 śmiałków z giga. Rzut oka na nazwiska na liście startowej pokazuje, jak mocna jest stawka na kaczmarkowych giga. Zresztą, wystarczy, że powiem, że tylko 50 osób ze startujących w sumie 720 zdecydowało się na trzy gorące rundy... (foto by: fotomtb.pl)


Drużynowo plasuję się na drugiej pozycji. Stachu wkłada mi 15:44 minuty. Nad Grześkiem mam 9:23 przewagi a nad Jackiem 10:23. A teraz najlepsze - dojeżdżam przed Olą Dawidowicz, która na mecie mówi mi, że już dawno jej tak nie odcięło :) Czyli jednak nie trzeba jeździć, żeby jeździć :p

PS OGROMNE CHAPEAU BAS dla organizatorów z Krosna Odrzańskiego, a przede wszystkim dla żołnierzy z 5. Kresowego batalionu saperów. Nie dość, że udostępniono plac apelowy, dzięki czemu dawno nie mieliśmy tak dużego parkingu na zawodach, to dosłownie na każdym skrzyżowaniu w lesie stał żołnierz pokazujący drogę. Nawet na trzeciej rundzie! W regulaminowym mundurze, z beretem na głowie i pełni zaangażowania. Koledzy - dobra robota!

Czas: 03:43:26
Check point1: 00:55:15 (41)
Check point2: 01:12:45 (41)
Check point3: 02:02:58 (40)
Check point4: 03:15:32 (40)
GIGA Open: 39/50 (+2 DNF)
GIGA M3: 14/16
Strata: 0:39:45 (Mariusz Gil)
DST: 84,36 km
Uphill: 771 m
AVG: 22,65 km/h
Vmax: 47,0 km/h
CADavg: 86 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 13 maja 2018 Komentarze: 0
Dystans54.39 km
Teren54.00 km
Czas02:39
Podjazdy724 m
SprzętChińczyk
Vśrednia20.52 km/h
Vmax40.80 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax188
Kalorie 2577 kcal
Temp.23.8 °C
Więcej danych
Pierwszy start w tym roku, więc sporo wątpliwości, jak będzie, zwłaszcza, że czasu na treningi mniej w ostatnim czasie, a i priorytety się poprzestawiały w "nowym" życiu w roli tatusia :) Ustawiają mnie w pierwszym sektorze, ale to tylko i wyłącznie dzięki zasługom z poprzedniego sezonu ;) (foto by: Rafał Zańko)


W jedynce na start czeka również Krzychu i Grzesiek. Dwójka dla Jacka, Wojtka, Staszka i Adriana (o ile nic nie pomieszałem). W następnych sektorach do startu szykują się Przemo i Marcin. Jak widać ekipa spora, punktuje czterech, więc po cichu liczę, że nie będę musiał cisnąć giga ;) Gdy rozbrzmiewa sygnał startu zaczepiam o kierownicę Piotra Łąckiego, przez co ostatecznie muszę się zatrzymać. Na pierwszym zakręcie jestem ostatni z sektora. No ładnie...(foto by: Rafał Zańko)


Niby próbuję gonić, ale nic z tego. W miejscu, gdzie zaczyna się pętla pokonywana na giga trzykrotnie, formujemy grupkę goniącą uciekającą jedynkę, ale bez żadnych perspektyw na jej dojście. No nic, trzeba jechać swoje. Przynajmniej trasa jest bardzo fajna. Parę szerszych dojazdówek, gdzie można wciągnąć żela Unit, ale przede wszystkim duża ilość na stałe wytyczonych singli. Bez większych trudności technicznych, ale dają mega dużo frajdy. Oprócz tego jakieś mostki, powalone drzewa i kilka sztywniejszych podjazdów. (foto by: Renata Tyc)


Dość szybko wyprzedza mnie Staszek i Adrian, ale o dziwo Wojtka i Jacka ani widu, ani słychu. Tak mija pierwsza pętla. Na drugiej również co chwila oglądam się do tyłu szukając Martombike'owych koszulek, ale nadal nikogo nie dostrzegam. W międzyczasie mijam Grześka, który z buta wraca do mety po DNF. Jakby nie liczyć jestem czwarty z drużyny... W połowie pętli podejmuję jednak decyzję o zjeździe na mega. Nie było łatwo, ale chyba dobrze zrobiłem, zwłaszcza, że na którymś z wertepiastych singli urwało mi koszyk z pełnym bidonem i zostałem z oparami izo... Bomba wisiała w powietrzu :)  (foto by: Renata Tyc)


Dojazd do mety bez większych emocji. Maraton mocno na plus, ale tylko ze względu na trasę i jej oznakowanie (tabliczki z kilometrami rewelacja!). Bufet na mecie porażka!!! Tego dnia była niezła patelnia, wiele osób skarżyło się na odwodnienie a na mecie dostaliśmy tylko po półlitrowej butelce wody. Słabo...!!! Moja forma zgodnie z oczekiwaniami. Jeszcze nie jestem gotowy na giga, ale będę nad tym pracować ;)

Czas: 02:39:53
Check point1: 00:03:57 (40)
Check point2: 00:40:22 (41)
Check point3: 01:57:25 (55)
MEGA Open: 65/228 (+38 DNF)
MEGA M3: 24/84 (+10 DNF)
Strata: 0:29:00 (Rafał Chmiel)
DST: 54,39 km
Uphill: 724 m
AVG: 20,41 km/h
Vmax: 40,8 km/h
CADavg: 83 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 1 października 2017 Komentarze: 3
Dystans74.70 km
Teren74.00 km
Czas03:23
Podjazdy589 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia22.08 km/h
Vmax43.80 km/h
Tętnośr.178
Tętnomax191
Kalorie 3013 kcal
Temp.13.8 °C
Więcej danych
Ostatni start w tym roku, przynajmniej na dzień dzisiejszy. Dojazd w sympatycznym towarzystwie Sołtysów małych i dużych :) Na miejsce docieramy tak w sam raz, żeby się przebrać, chwilę porozmawiać i udać się do sektorów - rozgrzać się zdążymy na trasie. W sektorze wesoło, na ostatniego Kaczmarka stawił się w zasadzie cały team unitów, zdecydowana większość startuje z jedynki - bez napinki ustawiamy się w ogonie sektora i czekamy na start.

Początek tradycyjnie dość nerwowy i tłoczny - w parku wąsko, obok mnie w górę wzbija się orzeł (zerwany łańcuch od eagle'a) a po chwili... wszyscy stoimy w korku na mostku :( Gdy w końcu udaje się przedostać na drugą stronę "wielkiej" wody zaczyna się szukanie swojego miejsca w stawce. W zasięgu wzroku mam większość unitów - Krzychu jadący mega najbardziej z przodu, Wojtek i Drab tuż przede mną, tylko Jacka nie widziałem, ale ponoć był tuż za mną. Ja wybieram najlepsze z możliwych miejsc, czyli... wiozę się na kole Marty G. ;) Po paru chwilach noga zaczyna jednak swędzieć i powolutku przebijam się do przodu wyprzedzając Adriana z wywaloną połową bezpieczników i siadam na kole Wojtka. No, i to by było na tyle. Koniec relacji :p (foto by: Katarzyna Gasenko)


No dobra, napiszę jeszcze co nieco. Jedzie się fajnie, ale wiem, że to nie będzie mój dzień. Trasa rewelacja, ciekawe i długie single. Bez mega ostrych ścianek i zdradliwych zjazdów. Do tego parę szutrowych łączników - idealne na wciągnięcie sety i śledzia ;) Piach jest, ale w normie. Do tego kilka smaczków, jak na przykład drop, którego nie widzieliśmy, a na którym wygrzmocił jeden z Volkswagena oraz ruchomy mostek! Naprawdę mi się podobało! :) (foto by: Mateusz Kaczmarek)


Pierwszą rundę przejeżdżamy w niedużym pociągu, raczej się wiozę, niż wiozę innych ;) Na przodzie sporo pracuje Wojtek - ewidentnie ma dzisiaj kopyto (możliwe też, że miał coś dosypane do coli w samochodzie). O dziwo tuż przed rozjazdem teamowy kolega słabnie i zaczyna coś tam marudzić za moimi plecami, ale ja jestem twardy ;) i bez wahania skręcam na giga. Odpuściłem nawet lekko korby, aby Wojtek do mnie doszedł. Tak też się stało, gorzej, że mnie od razu wyprzedził i tak dorzucił do pieca, że tym razem to ja zacząłem marudzić :p Koniec końców się pozbierałem i tak sobie jechaliśmy we dwoje (romantycznie, nie?!). Sylwetki majaczące przed nami coraz częściej ginęły z oczu, za nami też nikogo nie było widać. Do czasu, aż dogoniła nas wyprzedzona na pierwszej rundzie Kasia H&M z Jerzym Kaźmierczakiem (rocznik 1952). Z biegiem kilometrów zaczynam słabnąć, podjazdy stają się coraz bardziej strome (przynajmniej takie mam wrażenie) i Wojtek coraz bardziej mi ucieka. Dobrze, że przed startem spuściłem mu powietrza z amortyzatora, to przynajmniej doganiałem go na zjazdach :p Przed najbardziej stromym podjazdem daję się wyprzedzić panu Jurkowi oraz Kasi, ale wstępują we mnie nowe siły i się im odgryzam, by po chwili znowu stracić oczko na rzecz pana z M6. W tym samym czasie Wojtek wystrzelił do przodu, jakby zapomniał w domu żelazka wyłączyć ;) Zostaliśmy we trójkę uciekając przed Gosią Zellner z obstawą kolegów z EuroBike'a. Kasia zastosowała więc zabieg psychologiczny mówiąc coś w stylu: "Dawid, tylko ty możesz mi pomóc" i nie pozostało mi nic innego, jak rzucić się w heroiczny pościg za Wojtkiem, któremu udało się w tym czasie dogonić Piotrka Przybyła. Nie wiem jak, ale udało nam się ich dojść, moje męskie ego zostało uratowane, Kasia przekazana pod skrzydła Piotra, a mi nie pozostało nic innego, jak modlić się o metę ;) W międzyczasie było jeszcze wciągające bagienko oraz Wojtkowa prawie-gleba na drzewie. No i nareszcie ona - upragniona META! Tak się ucieszyłem, że nawet odpuściłem ściganie na kresce z Wojtkiem. A co, niech każdy pobędzie chwilę team leaderem ;) (foto by: Renata Tyc)


Na koniec tradycyjne podsumowanie - świetny maraton, bardzo ładna pogoda (jak na październik), fajna współpraca z Wojtkiem (dużo mocniejszym ode mnie tego dnia) i w ogóle wszystko super. Dzięki jeździe czterech osób na giga punktujemy wysoko (Jacek tylko 3 minuty za nami, Adrian... trochę więcej :p ) i ostatecznie zajmujemy drużynowo DZIEWIĄTE miejsce w generalce, jakby nie patrzeć bardzo mocno obstawionego cyklu. Poza tym z tłumu kibiców dochodzą nas słuchy, że może i nie jesteśmy najszybsi w okolicy, ale na pewno najprzystojniejsi! ;) Jeszcze będzie o nas głośno!

Dzięki Unit Martombike Team za świetną zabawę w tym sezonie!


Czas: 03:23:29
Check point1: 01:00:38 (46)
Check point2: 01:25:01 (45)
Check point3: 02:31:07 (42)
Check point4: 02:57:30 (43)
GIGA Open: 42/69 (2 DNF)
GIGA M3: 12/18 (0 DNF)
Strata: 0:37:08 (Marcin Sapa)
DST: 74,70 km
Uphill: 589 m
AVG: 22,03 km/h
Vmax: 43,8 km/h
CADavg: 86 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 3 września 2017 Komentarze: 0
Dystans73.20 km
Teren65.00 km
Czas03:08
Podjazdy710 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia23.36 km/h
Vmax43.90 km/h
Tętnośr.174
Tętnomax186
Kalorie 2643 kcal
Temp.13.8 °C
Więcej danych
Dawno mnie nie było na kaczmarkowych trasach... Najwyższa pora to nadrobić! Do Nowej Soli dojeżdżamy naszym teamowym autem ;) w składzie Wojtek, Jacek i ja. Podróż mija bardzo szybko, jednak na miejscu okazuje się, że większość przyjechała przed nami, bo mieliśmy spory problem ze znalezieniem wolnego miejsca na parkingu. Ostatecznie poznańskie Rybki dały się zastawić i tak w wesołej atmosferze przygotowywaliśmy się do startu. Rozgrzewki w sumie nawet nie robiliśmy - ot, przejechaliśmy kawałek początku trasy, żeby zobaczyć co i jak. Na giga będziemy mieli wystarczająco dużo czasu na rozgrzanie mięśni... :)

Ruszam z końca pierwszego sektora - tym razem mam założenie, aby nie cisnąć mocno na starcie, tylko od razu trzymać tętno w ryzach. Wszystko idzie po mojej myśli, ale... tak mnie głowa napierdziela (zaczęła już na parkingu), że poważnie zaczynam myśleć o skręceniu na mini... Zaciskam jednak zęby i jadę dalej czekając na rozwój wypadków. W sumie boli mnie przez całą trasę, ale nie na tyle, żeby zsiadać z roweru. Do dziś nie wiem, co było przyczyną... (foto by:  tygodnikkrag.pl)


Początkowe kilometry to płaska dojazdówka z paroma kałużami i kilkoma kraksami, czyli maratonowy standard... Z kolei pierwsze bardziej strome podjazdy to konieczność butowania. Gdzie się jednak da, próbuję zyskać parę oczek, m.in. jadąc w lewo, gdy wszyscy jadą w prawo ;) (foto by:  Piotr Łabaziewicz)


Oczywiście była to zmyłka z mojej strony i zrobienie sobie miejsca do ataku! (foto by: Piotr Łabaziewicz)


Po parunastu minutach poszukiwania swojego miejsca w stawce rozpoczyna się dla mnie samotność długodystansowca, czyli samotne ciśnięcie do przodu. Tak mija mi cała pierwsza pętla i kawałek drugiej. Przetasowań jest bardzo niewiele, na dłużej doszli do mnie tylko Mariusz Szustak z Grupy Pościgowej i Andrzej Jackowski z Cellfastu. Co ciekawe odskakuję im na stromych podjazdach i zjazdach (niespotykane dla mnie!). Na niewielkich wzniesieniach oraz po płaskim to oni są silniejsi. Na zdjęciu jeszcze ja prowadzę, ostatecznie Mariusz mnie wyprzedził a Andrzej został niecałą minutę za mną. (foto by: Piotr Łabaziewicz)


Do Mariusza brakowało mi około 20 sekund. Przez kilkanaście kilometrów próbowałem go dogonić, ale nie dałem rady. Przynajmniej miałem motywację na drugiej pętli, bo podejrzewam, że przejechałem ją szybciej niż pierwszą. Przed metą czekał nas jeszcze do przejechania mostek, na którym postanowiłem nie zsiadać z roweru i podjechać po schodach dzięki czemu jestem piąty overall na Stravie :p Na mecie melduję się na 37 miejscu, przy czym 17 osób startowało w kategorii Elita - nie jest źle! Przyjeżdżam jako pierwszy z teamu z przewagą 6:23 minuty nad Wojtkiem i 7:38 nad Jackiem. Mimo mniejszej ilości treningów w ostatnim czasie poszło mi całkiem spoko, co bardzo mnie cieszy! :) (foto by: Piotr Łabaziewicz)


Tego dnia wszystko wypaliło - dojazd w doborowym towarzystwie, sporo Unitów na starcie i bardzo fajna, szybka trasa. Najpierw nudna dojazdówka, ale przynajmniej rozładowało to trochę tłok na trasie. Później sporo singli, na których szło złapać rowerowe flow. Podjazdy były, ale nie upierdliwe ścianki tylko takie akurat do podjechania. Zjazdy w sam raz, żeby puścić klamki i po prostu jechać w dół (dwa razy dobijając amortyzator :p ). W skrócie - podobało mi się :) Reszcie drużyny chyba też, co przełożyło się na 7 miejsce na 48 sklasyfikowanych drużyn! :)


Czas: 03:08:38
Check point1: 01:00:09 (35)
Check point2: 01:08:40 (25)
Check point3: 02:07:36 (43)
Check point4: 02:16:44 (37)
GIGA Open: 37/69 (2 DNF)
GIGA M3: 7/12 (0 DNF)
Strata: 0:29:55 (Mariusz Gil)
DST: 73,20 km
Uphill: 710 m
AVG: 23,28 km/h
Vmax: 43,9 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 23 lipca 2017 Komentarze: 0
Dystans27.17 km
Teren27.00 km
Czas01:06
Podjazdy186 m
SprzętChińczyk
Vśrednia24.70 km/h
Vmax50.20 km/h
Tętnośr.181
Tętnomax192
Kalorie 989 kcal
Temp.21.8 °C
Więcej danych
Nawet mi się pisać nie chce na temat tego wyścigu... Do ok. 10 km jadę w samym czubie złożonym z wszystkich dystansów. Tempo dość żwawe, ale spokojnie się utrzymuję. Raz mnie lekko przytkało na piątym kilometrze, ale jakoś dospawałem.
(foto by: rowerowe-leszno.pl)


Tak sobie jedziemy szerokimi leśnymi drogami aż do około 10 kilometra, gdzie na wąskim singlu ustawiają się losy wyścigu.
Ja zostaję lekko przyblokowany, później próbując nadrobić prawie wciąga mnie do rzeki po czym gonię, ile sił w nogach.
(foto by: DGR Racing Team)


Po rozjeździe robi się luźno i formujemy 5-osobową grupę pościgową. Dowiadujemy się, że przed nami jadą cztery osoby. Na 15 km na wysokości bufetu daję mocniejszą zmianę i widząc, że lekko się urwałem, mocno wjeżdżam pod górkę i zostaję sam na piątej pozycji open. Przede mną 9 km samotnej walki o utrzymanie pozycji... Niestety na trzy kilometry przed metą zgubiona na bufecie czwórka dochodzi mnie i znowu jedziemy razem. Przed nami akurat długa prosta do mety, więc wiadomo, że wszystko rozegra się na finiszu. (foto by: rowerowe-leszno.pl)


Jadę bodajże na drugiej pozycji kontrolując sytuację. W pewnym momencie wyskakuje młody Wojtek Borkowski. Bez problemu łapiemy koło. Młody po chwili słabnie i na czoło wychodzi Grzegorz Podgórski z M3. Robi się naprawdę szybko - prędkość oscyluje w granicach 50 km/h!!! Tętno szybuje w górę i zaczynamy walkę o przetrwanie na kadencji prawie 110 rpm... Więcej widać na poniższym filmiku (akcja od 0:30). Finał jest taki, że nie daję rady i tuż przed metą z mojego koła wyskakuje Jacek Magdziak i to on zajmuje najniższe miejsce na podium M3. Przegrałem o dwie sekundy. Do drugiego Grześka brakło 3 s. Po wszystkim tylko obmycie twarzy z błota i szybki powrót do domu z poczuciem porażki. Ehhhh... dałem dupy. Nawet TOP10 mnie zupełnie nie cieszy, bo było tak blisko do pudła...



Czas: 00:56:44
MINI Open: 9/201 (8 DNF)
MINI M3: 4/75 (3 DNF)
Strata: 0:01:46 (Maciej Połatyński)
DST: 24,71 km
Uphill: 181 m
AVG: 26,13 km/h
Vmax: 50,2 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 2 lipca 2017 Komentarze: 1
Dystans59.01 km
Teren59.00 km
Czas02:25
Podjazdy426 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia24.42 km/h
Vmax47.10 km/h
Kalorie 2200 kcal
Temp.15.3 °C
Więcej danych
Tym razem z teamu startujemy we trójkę (Krzychu, Jacek i ja), zupełnie jak trzej muszkieterowie! Frekwencja w sumie jest dość niska, ale na wygraną nie ma szans, gdyż pojawiło się parę okolicznych koni ;) Z Krzychem ustawiamy się w drugiej linii pierwszego sektora - Jackowi przypisali dwójkę, więc nawet nie dane nam było spotkać się na trasie.

Od samego startu idzie niezły ogień i cały czub jedzie jedną grupą. Ja trochę zamuliłem na linii startu, ale trzymam się końca grupy robiąc wszystko, żeby jej nie stracić. Po dojechaniu do pierwszych singli urywa się grupka z przewagą rybek i chwastów oraz najlepszym z unitów ;) Ja zostaję w około dziesięcioosobowym peletonie. Na krętych bandach robi się "wesoło" - sporo błota i głębokie koleiny powodują, że rower zaczyna żyć własnym życiem. Nie zliczę, ile uślizgów zaliczyłem, ale szczęśliwie ani razu nie wyglebiłem, w przeciwieństwie do wielu osób jadących razem ze mną. Pierwszy wąwóz pokonujemy bardzo sprawnie prawą stroną, ale na drugim większość leci środkiem i wywala się na dnie, co wykorzystałem omijając ich lewą stroną :) Dzięki temu przesunąłem się na prowadzenie. Na krótkich podjazdach, które zaczęły się po wyjechaniu z błotnego rollercoastera, czuję, że tempo jest dla mnie ciut za wysokie i przewiduję lekkie odcięcie na drugiej rundzie :p

Korzystając z tego, że nasz peleton znowu zjechał się do kupy decyduję się trzymać koła tak długo, jak tylko dam radę. Mniej więcej w połowie rundy na horyzoncie pojawia się koszulka... unitów! Myślę sobie - no ładnie, już czuję się zwycięzcą, bo udało mi się dojść Krzycha ;) Tak naprawdę to wcale mu się nie dziwię, że wolał na nas poczekać, niż samotnie gonić rybki i chwasty - przy tak mocnym pociągu samotna ucieczka nie miała sensu.

Druga połowa pierwszej pętli to ciągłe napieranie do przodu, parę zrywów m.in. w wykonaniu Krzycha i pojedyncze przekleństwa na pojawiające się miejscami błoto ;) Trzymam się z tyłu, z jednej strony jest to bezpieczniejsze w takich warunkach, z drugiej - wiem, że jak tylko chłopaki będą chcieli to i tak mnie zerwą, więc oszczędzam się na tyle, na ile tylko mogę. Przebiegnięcie przez Trojankę jest nawet całkiem przyjemne - buty i tak mam już całe mokre, a woda w rzeczce jest przynajmniej czysta ;)
(foto by RemediuM SE.P)


Po wybiegnięciu z rzeki popełniam duży błąd bo próbuję jechać przez piach, przez co tracę parę sekund na wpięcie i na wypięcie, gdy jazda okazuje się niemożliwa. To powoduje, że grupka, w której jechałem ucieka w siną dal... Przejeżdżając przez linię mety mam około 10 sekund straty :( i jeden bidon mniej ;) (wypadł akurat wtedy, gdy przelatywałem przez matę do pomiaru czasu - grunt to zgubić bidon w dobrym miejscu, bo po zakończeniu zawodów czekał na mnie na mecie :)

Po wjechaniu na singiel zauważam, że moja technika nie jest wcale taka zła i dystans do uciekającej grupki zaczyna się zmniejszać. Na wysokości wąwozów udało mi się nawet ich dogonić i przez chwilę znowu jechałem na plecach Krzycha! Niestety, nie trwało to długo bo na pierwszym prostym odcinku zostałem z tyłu... W tym momencie w zasadzie powinienem skończyć relację :p

Coś tam się jeszcze działo, chwilę jechałem z chłopakami od chwastów (Hubertem Spławskim oraz Arturem Małkowskim), tempa nie wytrzymał również Jan Zozuliński. Po chwili zrobiło się jednak pusto zarówno przede mną, jak i za mną. Niby nie dopadł mnie zgon, ale musiałem zapłacić za zbyt mocną jazdę na pierwszym kółku. Mimo słabnącej nogi ciągle jednak kontrolowałem sytuację za mną i przez metę przejechałem bez utraty żadnej pozycji od momentu odpadnięcia od grupki, czyli taktyka pijawki na pierwszej pętli i walki o przeżycie na drugiej tym razem przyniosła sukces, bo niewątpliwie jest nim dla mnie zajęcie czwartego miejsca w kategorii!!! Mimo wyraźnego osłabnięcia jestem bardzo zadowolony z wyniku. Drużynowo to już w ogóle rewelacja! Krzychu DRUGI w M3, ja CZWARTY, a Jacek SZÓSTY w M4. W generalce zamykamy podium tuż za Rybczyńskimi, którzy dali tego dnia pokaz swojej siły, oraz zawzięcie goniącym ich Agrochestem,. Fajnie znaleźć się w tak ścisłej czołówce :) (foto by RemediuM SE.P)


Czas: 02:13:37
Check point1: 00:25:25 (13)
Check point2: 01:04:38 (15)
Check point3: 01:30:35 (14)
MEGA Open: 14/91 (6 DNF)
MEGA M3: 4/34 (3 DNF)
Strata: 0:07:50 (Bartłomiej Oleszczuk)
DST: 55,40 km
Uphill: 402 m
AVG: 25,15 km/h
Vmax: 47,1 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect
Sobota, 10 czerwca 2017 Komentarze: 2
Dystans55.51 km
Teren10.00 km
Czas01:42
Podjazdy130 m
Uczestnicy
SprzętWilma
Vśrednia32.65 km/h
Vmax47.40 km/h
Tętnośr.183
Tętnomax189
Kalorie 1547 kcal
Temp.21.8 °C
Więcej danych
Do startu w sztafecie zgłosiliśmy się prawie pół roku temu w ramach nowo powstającego Prodżectu PIGUŁA. Z tego powodu nic nie mogło nas powstrzymać: ani popsuta pianka Mariana, ani tym bardziej popsute plecy (też Mariana :p ). Śmiertelny katar i ogólne osłabienie również nie zatrzymały mnie w łóżku. W sumie to Drab też był jakiś niewyraźny, ale wystartowaliśmy! Płynie oczywiście Marian, ja rower a na koniec czarny koń zawodów, czyli Drab :)

Mimo wielu przeciwności losu nastroje mamy bojowe... do pierwszej boi :p Triathlonowa "pralka" okazała się bardzo kontuzjogenna dla Mariana, bo kilka razy dostał od kogoś w twarz i prawie nam się utopił :( Zakładaliśmy, że powinien się wyrobić w niewiele ponad 20 minut, a czekając na niego w boksie, na trasę rowerową wyruszyli prawie wszyscy nasi przeciwnicy, nawet ci w trampkach ;) Gdy w końcu mogłem ruszyć na swoją zmianę słyszałem tylko, że Marian coś mówi o topieniu się i rzyganiu (później nawet pokazał mi "swoje" miejsca ;) No nic, mam dużo do nadrobienia...

Od samego początku idę w trupa, tętno non stop >180, co obecnie jest dla mnie maksem możliwości. Do pierwszego nawrotu średnia prawie 42 km/h. Po nawrocie staje się jasne dlaczego - 1/3 trasy wiedzie z pięknym wmordewindem :/ Drafting oczywiście zabroniony, więc czeka mnie niezła samotna jazda po zwycięstwo :p Co do samej trasy to w zasadzie nie ma o czym pisać... No może poza tym, że w sumie było 8 wąskich nawrotów, gdzie prędkość spadała praktycznie do zera. Dodatkowo 6 przejazdów przez rondo, gdzie w zakręty wchodziłem prawie jak na MotoGP :) Biorąc pod uwagę osłabienie spowodowane solidnym przeziębieniem zakładałem, że średnia 35 km/h będzie sukcesem. Poszło dużo lepiej, bo urwałem 5,5 minuty od tych założeń, co dało średnią 37 km/h. A wszystko zwykłą szosówką, bez stożków, lemondki i innych kosmicznych akcesoriów. Przynajmniej wiem na przyszłość, że jest jeszcze potencjał urwania paru cennych sekund.

Po mnie przyszedł czas na Adriana. Nie będę się rozpisywał i streszczę jego bieg - leciał jak dziki!!!
"Wytruchtał" najlepszy czas open! Strach myśleć, co by było, gdyby założył buty i choć trochę pobiegał treningowo :D

A jak wyszło sumarycznie?! Zajęliśmy 5 miejsce - można rzec, że to wysoko. Tak... jednak wynik ten pozostawił w nas spory niedosyt. Do trzeciego miejsca brakło 1 min. i 56 sek. Wiedząc, że mniej więcej tyle czasu Mariusz dochodził do siebie trzymając się deski ratownika, chyba nie powinno dziwić, że liczyliśmy na więcej... Czyżby w przyszłym roku mały rewanż?  ;)

Triathlonista vs kolarz :) (foto by: Tomasz Szwajkowski)


Momentami było całkiem szybko :) (foto by: Grzegorz Członkowski)


Czas PŁYWANIE: 00:27:04 (950 m)
Miejsce PŁYWANIE: 18/28 (strata 00:09:32)
Czas ROWER: 01:14:37 (45 km)
Miejsce ROWER: 4/28 (strata 00:05:21)
Czas BIEG: 00:39:35 (10 km)
Miejsce BIEG: 1/28 (straty brak :) )
Czas SZTAFETA: 02:24:19
Strata: 0:08:45 (Waleczne Psy)

DST: 45,64 km
Uphill: 92 m
AVG: 36,8 km/h
Vmax: 47,4 km/h
CADavg: 97 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 28 maja 2017 Komentarze: 4
Dystans62.32 km
Teren60.00 km
Czas02:49
Podjazdy974 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia22.13 km/h
Vmax48.70 km/h
Tętnośr.176
Tętnomax189
Kalorie 2468 kcal
Temp.24.0 °C
Więcej danych
Kolejny start u Gogola zaliczony. Dojazd przebiega szybko i sympatycznie w towarzystwie Wojtka. W Wyrzysku parkujemy pod samym kościołem, co odbieramy jako dobry znak - będzie nad nami czuwać opatrzność ;) W sumie chyba nawet się sprawdziło :) Najpierw chwila rozgrzewki, spotkania ze znajomymi, pogadanki i takie tam. Ustawiam się w drugim sektorze, ale w jedynce jest tak mało osób, że po starcie w zasadzie jadę w czubie. Na polnej drodze parę osób przed nami minimalnie zwalnia i czołówka formuje grupkę, która odskakuje na kilka metrów. Na asfalcie udaje nam się ich dojść - najpierw pociągnął Wojtas, później ja i jakoś dospawaliśmy. Po wjeździe do lasu, na długim podjeździe do akcji wkroczył Adrian. Oj, momentami ciężko było utrzymać koło - a tak się zarzekał, że nie ma dnia ;)
 
Pierwszy dłuższy zjazd to próba utrzymania się w trasie (chyba każdego z nas wyniosło na którymś z zakrętów :) Kolejny podjazd Adrian znowu mocno ciśnie mijając parę osób, a ja i Wojtek walczymy o przeżycie. Na płaskim krętym odcinku powoli odżywam i wyprzedzam chłopaków - więcej już ich nie widziałem tego dnia :) W międzyczasie dochodzę Jacka, który wlecze za sobą badyla wkręconego w kasetę. Cały czas próbuję na niego najechać, żeby mu go wyszarpnąć, ale w momencie gdy mi się to udaje Jacek akurat staje na poboczu. Jak się później okazuje nie pierwszy raz tego dnia ;)

Kolejny podjazd przed nami, a mi jedzie się coraz lepiej. Przed długim szutrowym zjazdem wyprzedzam m.in. Grześka Hoffmanna oraz dochodzę grupkę z Tomkiem Wachowakiem i Piotrem Przybyłem. Na asflacie formujemy wachlarz i robimy parę krótkich, mocnych zmian. Na skręcie na najdłuższy podjazd akurat jestem na zmianie, więc to na mnie spada obowiązek nadawania tempa. Jadę równo, od czasu do czasu spoglądając na puls, ale z racji upału ten jest o kilka uderzeń wyższy niż zazwyczaj. Na szczycie po raz pierwszy oglądam się za siebie i okazuje się, że ze sporej grupy zostało nas... trzech - ja, Piotr i kolega z plecakiem :D

Po skręcie w lewo w leśny singiel prawie walę OTB na głębokiej kałuży, ale nie zrażając się cisnę dalej. I tak już do samej mety :p
W międzyczasie Piotr lekko słabnie, a plecaczkowi udaje się urwać i złapać grupę przed nami. Kawałek przed rozjazdem na piaszczystym odcinku dochodzę Piotra Zellnera i we dwójkę przejeżdżamy najfajniejszy odcinek, czyli łącznik między pętlami. Piotr jedzie na przełajówce - owszem trochę traci na zjazdach, ale i tak szacun za to, jak sobie radził :) W rejonie rezerwatu przestrzelił jednak jeden zakręt i został za mną. Mniej więcej w tym samym momencie po raz drugi dochodzę Andrzeja Sypniewskiego (już wcześniej go wyprzedzałem bo miał kryzys, ale odżył i mnie dogonił). Sypa na odcinku z ostrymi zakrętami trzyma koło, ale na podjeździe momentalnie zostaje z tyłu (co ciekawe na metę wjeżdża przede mną...).

Znowu cisnę samotnie - asfalt, a później długi podjazd po szutrze. Na szczycie dochodzę Huberta Spławskiego - tego się nie spodziewałem :) Jak się okazuje Hubert miał za mało wody i odcięło go do tego stopnia, że jechał ze mną tylko kilka minut, a po podjeździe po bruku odpadł zupełnie. Po raz kolejny wlokę się samotnie... (foto by: Hubert Orliński)


Podejrzewam, że to właśnie w tym momencie straciłem najwięcej. Po prostu lekko brakło motywacji do kręcenia na 100% możliwości, bo tuż przed rozjazdem doszła mnie bodajże 4-osobowa grupka z Grześkiem. Już wtedy czułem, że mogę nie dać rady z nimi wygrać. Tak też się stało, zwłaszcza, że na piachu między polami konkretnie mnie zarzuciło, a próbując uciec na ścieżkę obok drogi "lekko" zajechałem dziewczynie z mini, przez co oberwałem po uszach ;) Na zdjęciu akurat widać, jak przed nią uciekamy :p
(foto by: Hubert Orliński)


Ostatni dłuższy podjazd pokonuję co chwila oglądając się za siebie i kontrolując odległość od Grześka, ale on też już miał dość, dzięki czemu na stadion wjeżdżam na niezagrożonej pozycji. Na mecie jeszcze tylko autografy, szampan, dziewczyny itp. :p Szkoda mi trzech oczek straconych na ostatnich kilometrach, ale tak czasem bywa - jadąc samotnie trudno dać z siebie wszystko. Cieszy z kolei bardzo równa jazda przez większość dystansu. Po ostrym początku i lekkiej zadyszce złapałem dobre, własne tempo i nie oglądając się na innych zrobiłem swoje. Oby tak dalej!

Drużynowo rewelacja! Krzychu staje na pudle, Wojtas traci do mnie standardowe 1,5 minuty. Jacek robi wszystko co może, ale został pokonany przez śruby od korby ;) Drab jednak faktycznie ma słabszy dzień, ale przecież miejsce 41/150 też jest bardzo dobrym wynikiem. Z kolei na mini po starcie z ostatniego sektora Przemo melduje się na 54 miejscu (na prawie 400 osób - to sobie powyprzedzał ;) To wszystko daje nam drugie miejsce drużynowo i awans na trzecie w generalce!!! Oh yeah!!! :)

Czas: 02:23:27
Check point1: 00:35:22 (17)
Check point2: 01:48:06 (15)
MEGA Open: 17/144 (12 DNF)
MEGA M3: 5/45 (2 DNF)
Strata: 0:14:53 (Hubert Semczuk)
DST: 54,14 km
Uphill: 928 m
AVG: 22,64 km/h
Vmax: 48,7 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 7 maja 2017 Komentarze: 6
Dystans68.64 km
Teren60.00 km
Czas02:52
Podjazdy621 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia23.94 km/h
Vmax47.30 km/h
Tętnośr.173
Tętnomax185
Kalorie 2427 kcal
Temp.6.1 °C
Więcej danych
Szczerze, to wcale nie chciało mi się taplać w błocie, ale skoro już opłacone, drużyna i kibice czekają, a co najważniejsze - Wojtas twierdził, że będę za nim, to nie miałem innego wyjścia, jak zasmakować majowego błota WPN-u. Dojazd na miejsce dość wczesny, więc było sporo czasu na rozgrzewkę i zapoznanie z trasą. Jedno było pewne - trasa pylić nie będzie :p (foto by: RemediuM SE.P)


W Dolsku nie jechałem, ale "po znajomości" dostałem drugi sektor. Po ich połączeniu w zasadzie jestem w pierwszym, więc tragedii nie ma - i tak wszystko rozegra się na podjeździe Pożegowską, więc startuję spokojnie (w przeciwieństwie do niektórych...). Na podjeździe czołówka odpala tak, że Sylwia nie nadąża im zdjęć robić ;) a ja próbuję ugrać tyle, na ile starczy mi sił. Próbuję dojść Wojtasa, ale tego dnia jest mocniejszy (przynajmniej na podjazdach). Przy tętnie 185 wolałem trochę odpuścić na starcie, niż cierpieć na drugiej rundzie. (foto by: RemediuM SE.P)


Nie oznacza to jednak, że jadę wolno. Poniższe zdjęcie dobrze pokazuje, że inni też już mieli dość :D (foto by: Hania Marczak)


Teraz czeka nas kawałek bruku w dół i polna dojazdówka do pierwszych zabiegów SPA. Na tym odcinku wyprzedzam Wojtka i kilkoro innych megowców. Przez błoto i kałuże cudem przejeżdżam bez gleby, tylne koło w ogóle nie ma przyczepności i trzeba uważać jak na lodzie. Na ścieżce wzdłuż Grajzerówki dochodzę trzy Rybki (jak się później okazuje to z nimi przejadę większość trasy). Na podjeździe za nawrotem trochę mną rzuca na boki, ale nie ma tragedii - przynajmniej jadę :) Od tego momentu wychodzę na czoło dużej grupy, która się utworzyła na podjeździe - wolę włożyć więcej sił w jazdę z przodu, ale przynajmniej nie wyglebić z czyjegoś powodu. Początkowo trochę się tasujemy na zmianach, ale po chwili na czole pracuję już tylko ja i Rysiek Żurowski (czasami dołączy się jeszcze Krzysiek i Adam, również od Rybek). Na wyraźne znaki z naszej strony nie ma żadnego odzewu, więc wypruwamy siły we dwoje. Na dojazdówce między tarką a Janosikiem szóstka tuż za nami nagle odżywa i się nam urywają. Równie duże pobudzenie pojawia się przed Janosikiem, gdzie ku mojemu zaskoczeniu na czoło grupy wysunął się Wojtek (wcześniej gdzieś mi tylko migał w tyle grupy). Ostatecznie jednak próbował podjechać, a ja z góry założyłem, że będę wbiegał i chyba lepiej na tym wyszedłem ;) (foto by: Hania Marczak)


Dalej znowu następuje tasowanie w stawce - kolejne zabiegi SPA, ścieżka wzdłuż Grajzerówki i błotnisty podjazd ostatecznie ustalają skład grupki, w której zostaję z Ryśkiem, Piotrem Przybyłem i Mateuszem Nowickim. Mafia kompletnie nie ma z czego jechać, Piotr czasami próbuje, ale raczej krótkie odcinki a ja też akurat łapię słabszy odcinek - ciężar prowadzenia grupy spadł wtedy w większości na Ryśka. Siły zregenerowałem dopiero w połowie rundy i teraz to ja byłem bardziej aktywny. Szkoda, że nie było z nami jeszcze 1-2 osób z niewielkimi zapasami sił, bo była chwila, że mogliśmy dojść grupę uciekinierów sprzed Janosika. No cóż, nie mieliśmy ze sobą nikogo takiego i musieliśmy rzeźbić sami. Mimo końcówki sił i mega pieczenia ud na podjazdach mamy dużo frajdy z wyścigu.
Czasem fajnie się tak upodlić :) (foto by: Hania Marczak)


Pod Janosikiem zauważam, że chyba faktycznie zostało mi więcej sił, więc wykorzystuję to i urywam się kolegom.
Jeszcze tylko podjazd Skrzynecką, ostatnie kilka  mocnych depnięć i upragniona meta. Uffff, było ciężko :) (foto by: RemediuM SE.P)


Na koniec jeszcze raz specjalne podziękowania dla Ryśka - daliśmy dzisiaj czadu! ;) (foto by: RemediuM SE.P)


Mimo początkowej niechęci do dzisiejszego startu świetnie mi się jechało. Cały czas równo, co widać po międzyczasach. Cały czas mocno, co czuję w nogach. No i najważniejsze, że w drużynówce też nam dobrze poszło.  Krzychu to wiadomo - poszedł jak dzik w żołędzie wycinając wielu o wiele bardziej utytułowanych zawodników. Wojtek, tuż za mną. Jacek, też bardzo blisko mnie i Wojtka. Przemo również zaliczył bardzo dobry występ na mini. Oj, rośniemy w siłę! :) (foto by: RemediuM SE.P)


Czas: 02:27:49
Check point1: 00:27:14 (28)
Check point2: 01:14:04 (28)
Check point3: 01:37:41 (31)
MEGA Open: 29/110 (0 DNF)
MEGA M3: 9/45 (0 DNF)
Strata: 0:13:50 (Michał Górniak)
DST: 62,99 km
Uphill: 525 m
AVG: 25,57 km/h
Vmax: 47,3 km/h
CADavg: 89 rpm
Garmin Connect

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".

94692.43

KILOMETRÓW NA BLOGU

25484.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.35 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

180d 01h 04m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
  • Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
  • Koła DT Swiss Gravel LN
  • Opony Tufo Thundero HD 40C

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460