Volvo MTB Marathon 2014 - Złoty Stok - Lider niezawodności
Kategoria > 50, Foto, Android GPS, MOUNTAINS are calling!
Sobota, 10 maja 2014
Komentarze: 3
Vśrednia17.92 km/h
Vmax66.74 km/h
Temp.14.0 °C
CADavg: 68 rpm | Struga - Cisy - Książ - Auchan - Daisy - Pogorzała - Modliszów - Złoty Las - Lubachów - Jez. Lubachowskie - Zagórze Śląskie - Dziećmorowice - Stary Zdrój - Szczawno Zdrój - Struga
Jechaliśmy na marton, ale niestety nie dojechaliśmy. Po nocce u rodziców Dudy Toyotka odmówiła posłuszeństwa. Tryb awaryjny, check engine, awaria kontroli trakcji i takie tam. Zamiast do Złotego Stoku auto pojechało lawetą do serwisu w Wałbrzychu. Koniec końców okazało się, że coś nam wpier*** kabel od masy, ale niesmak pozostał ;) No i maraton przepadł... ;(
W zamian wybraliśmy się na małą rundkę po okolicy.
Były podjazdy, mostki, korzenie i zjazdy. Nawet takie usłane liśćmi.
I właśnie na jednym z nich Marian ma kolejną awarię - klasyczny snake po walnięciu w ukryty kamień. Ale spoko - mamy łatki i klej, więc bierzemy się do roboty. Pewnie by się nam udało, ale klej chyba się spsuł bo nawet łatki się nie trzymał, a co dopiero dętki :) Dobrze, że do oszołoma niedaleko, więc podskoczyłem po gumę "Italian style". Ważyła chyba z pół kilo, podejrzewam, że na samej dętce można by jeździć :)
Nie zrażając się porażkami pokręciliśmy dalej. Fajnie było, nawet bardzo!
Miejscami Marian próbował się ścigać. Tu na przykład wystartowaliśmy z dołu, ja się zatrzymałem, aby zrobić zdjęcie, po czym wróciłem do zawodów, kto będzie pierwszy na tamie. WYGRAŁEM! Oj, noga podawała w trakcie tego weekendu - myślę, że w Złotym Sylwek Swat był do porobienia :p
Ładnie, nieprawdaż? :)
Zdjęć sporo bo i czasu miałem dużo - dawno mi się tak lekko nie podjeżdżało pod wałbrzyskie "zmarszczki" :) Szosa działa!
A tutaj ślad z naszej włóczęgi, dla potomnych.
Jechaliśmy na marton, ale niestety nie dojechaliśmy. Po nocce u rodziców Dudy Toyotka odmówiła posłuszeństwa. Tryb awaryjny, check engine, awaria kontroli trakcji i takie tam. Zamiast do Złotego Stoku auto pojechało lawetą do serwisu w Wałbrzychu. Koniec końców okazało się, że coś nam wpier*** kabel od masy, ale niesmak pozostał ;) No i maraton przepadł... ;(
W zamian wybraliśmy się na małą rundkę po okolicy.
Były podjazdy, mostki, korzenie i zjazdy. Nawet takie usłane liśćmi.
I właśnie na jednym z nich Marian ma kolejną awarię - klasyczny snake po walnięciu w ukryty kamień. Ale spoko - mamy łatki i klej, więc bierzemy się do roboty. Pewnie by się nam udało, ale klej chyba się spsuł bo nawet łatki się nie trzymał, a co dopiero dętki :) Dobrze, że do oszołoma niedaleko, więc podskoczyłem po gumę "Italian style". Ważyła chyba z pół kilo, podejrzewam, że na samej dętce można by jeździć :)
Nie zrażając się porażkami pokręciliśmy dalej. Fajnie było, nawet bardzo!
Miejscami Marian próbował się ścigać. Tu na przykład wystartowaliśmy z dołu, ja się zatrzymałem, aby zrobić zdjęcie, po czym wróciłem do zawodów, kto będzie pierwszy na tamie. WYGRAŁEM! Oj, noga podawała w trakcie tego weekendu - myślę, że w Złotym Sylwek Swat był do porobienia :p
Ładnie, nieprawdaż? :)
Zdjęć sporo bo i czasu miałem dużo - dawno mi się tak lekko nie podjeżdżało pod wałbrzyskie "zmarszczki" :) Szosa działa!
A tutaj ślad z naszej włóczęgi, dla potomnych.