CADavg: 80 rpm | Karolin - Malta - Zieliniec - Ziemowita - Malta - Karolin
Takie krótkie przewietrzenie z poszukiwaniem trasy XC w okolicach Stawu Olszak. Coś tam znalazłem, ale w takich warunkach (śnieg) nie dało się tam jeździć, więc pojechałem poślizgać się gdzie indziej ;]
Dla odmiany w sobotę też zabalowaliśmy i znowu miałem chwile słabości w łóżku - iść, czy nie iść? Poszedłem! W pierwszym momencie na Miodowej jesteśmy tylko we dwójkę z Krzychem K. O co chodzi? Poczekaliśmy jeszcze parę minut na spóźnialskich, ale mimo wszystko nie uzbierało nas się tylu, co zawsze - ruszaliśmy chyba w ósemkę. W planie były asfalty, ale ze względu na wiatr i małą ilość osób uciekliśmy w teren. Przynajmniej początkowo, bo okazało się nadal bardzo błotniście, więc ostatecznie zostaliśmy przy pierwszej wersji, czyli standardowej asfaltowej rundzie. W Mosinie jeszcze parę telefonów i czekamy na spóźnialskich na Pożegowskiej, którą z nudów wjechaliśmy trzy razy. Dalej była równa jazda w tlenie. W Zakrzewie mam już dość, ale nie odbijam na Poznań, tylko jadę dalej. W Kiekrzu nawet trochę odżywam. Mimo spokojnego tempa jestem nieźle ujechany, cztery godziny snu zrobiły swoje. Samotny dojazd od Ronda Obornickiego do Kozich to istna mordęga... Ale dałem radę! :) (foto by:
Rybczyński Team)
CADavg: 79 rpm | Karolin - Cytadela - Stary Rynek - Malta - Zieliniec - Kobylnica - Wierzenica - Janikowo - Karolin - Wawrzyniaka
W piątek pobalowaliśmy i naprawdę nie chciało mi się ruszyć z łóżka ;) Ale nie żałuję, dla takich widoczków było warto!
Na wieczór jeszcze tylko wizyta na myjce i komunikacyjnie po mieście.
Standardowe dwie godziny. Początek fajny - miejscami grząsko, reszta trasy delikatnie zmoczona i przez to dość szybka. Niestety od połowy upierdliwy wiatr i opady śniegu a później deszczu ze śniegiem. Z tego też powodu zjazd z Dziewiczej mocno asekuracyjnie, a i tak prawie wyglebiłem :)
Mówią, że dobra karma zawsze wraca - coś w tym jest! Wyjątkowo zgodziłem się na weekendowy dyżur w szpitalu. Wyjątkowo też mieliśmy bardzo mało pracy. Zwłaszcza dzisiaj :) Nie zastanawiając się zbytnio, po szybszym powrocie do domu od razu wskoczyłem w lycrę i heja! Czasu sporo, więc padło na Toruń - powinienem wyrobić się przed zmrokiem. "Tam" wybrałem południowy brzeg Wisły. Do Solca super, do Przyłubia superaśniej a dalej dupa - DK10. Wiedziałem, że jest ona dość wąska, więc dlatego jadąc "tam" wybrałem DK10 a nie DK80 - o 13.00 w niedzielę nie spodziewałem się na "dziesiątce" dużego ruchu a o 15.30 mogło być gorzej. Zgodnie z przypuszczeniami nie było tragicznie, ale nie chciałem spędzać tam dużo czasu, więc przez 13 km, które zostały mi do zjazdu w bok, deptałem ile się da, co solidnie odpokutowałem w drodze powrotnej ;)
Sam Toruń był chyba najsmutniejszy, jaki widziałem. Mokry, szary i ponury. Zupełnie, jak na zdjęciu, dlatego też nie marnowałem czasu i od razu udałem się w drogę powrotną, tym razem północnym brzegiem Wisły.
DK80 jest dużo spokojniejsza, a co najważniejsze ma szerokie pobocze. Owszem, często dość nierówne, ale przynajmniej jest gdzie uciec. Z każdym kilometrem jechałem coraz wolniej. Po pierwsze wiatr, po drugie miejscami deszcz ze śniegiem i po trzecie dystans - co jak co, ale setek jeszcze nie waliłem w styczniu. Na wysokości Toporzyska miałem taką zamułę, że aż wstyd się przyznawać. Kto to widział, żeby jechać szosufką 24 km/h ;) Tak sobie jechałem, jechałem i w końcu dojechałem do Fordonu. Jeszcze tylko kawałek po Bydzi i jestem pod blokiem. Wyłączam Stravę i... tadam - zakosiłem KOM'a naszemu Flowerman'owi - Mistrzowi Świata! Piękna wróżba na 2015 rok :)
Nie pamiętam, kiedy ostatnio jeździłem szosą na zewnątrz. Brakowało mi tego - dzisiaj na każdej zmarszczce stawałem na pedałach :) A później umierałem ;) Wyjazd bardziej dający fun, niż efekty treningowe :p Nawet to, że te drogi zjeździłem już dziesiątki razy mi nie przeszkadzało. Może dlatego, że ostatnio brakuje mi czasu i sił na wszystko i wolne popołudnie okazuje się być super extra frajdą...
Tradycyjna, niedzielna ustawka. Pogoda taka, że sam raczej bym się nie wybrał dalej niż do toalety ;) No, ale skoro jedziemy, to jedziemy! Mgła taka, że niewiele było widać. Żeby było ciekawiej, to jak już osiadła, to zamarzała. Na szczęście asfalty były dobrze posypane bo nie było ślisko. Ale uważać musieliśmy. Żeby było bezpieczniej podczas wyprzedzania przez samochody za Mosiną podzieliliśmy się na dwie grupy. Z
Marianem wylądowaliśmy oczywiście w pierwszej ;) Tempo było mocne. Do tego stopnia, że na wysokości Kiekrza nie było chętnych na zmiany. To był dobry trening! (foto by: Rybczyński Team)
Rybki na fejsie napisały, że "nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani rowerzyści - amatorów zimowej jazdy outdoor, zapraszamy na wspólny trening z podjazdami". No więc pojechaliśmy z
Marianem. Najpierw pobawiliśmy się trochę na Dziewiczej, nowych KOM'ów 2015 powpadało i pojechaliśmy dalej. Wierzonka - Wierzenica to jazda w kółko, dalej do Gruszczyna i nad Maltę. Tam słit focia i rozjazd do domów. (foto by: Rybczyński Team)
W planach miałem jeszcze się trochę pokręcić, ale zaczęła się taka pizgawica (śnieg, deszcz, grad i wichura), że jednak Krańcową poleciałem prosto. W sumie po chwili przeszło i jeszcze mnie korciło, żeby np. wjechać parę razy na Dziewiczą, ale rozsądek wziął górę - byłem cały mokry a temperatura momentalnie spadła do 1,5* C - to nie mogło skończyć się dobrze. Na zakończenie depnięcie na górce w Kozich (kolejny 2015 KOM) a teraz relaks :)
Chyba jeszcze nigdy tak szybko nie dojechałem do Tuczna, tak dzisiaj dymało :) Tam jeden raz wokół Jez. Stęszewskiego. Niestety kawałek się zagapiłem i odjechałem od jeziora, ale udało się wrócić na właściwą trasę. Po zrobieniu kółka udałem się w stronę Kowalskiego, tam znowu złapałem wiatr w żagle i po chwili zaczynałem singiel nad Jez. Kowalskim. Nie będę się nad nim zbyt wiele rozpisywał - jest rewelacyjny! Mój ulubiony w okolicy! Z Barcinka musiałem powoli wracać do domu. A że z wiatrem już było, czekało mnie coś dużo gorszego... Z tego powodu wolałem nadłożyć parę kilometrów, ale jak najwięcej poruszać się lasami. W sumie się udało. To był super wypad! :)
Miało być dłużej, ale ostatecznie plany się pozmieniały i znalazłem tylko chwilę na rundkę, którą często jeździłem, gdy zaczynałem jeździć rowerem kilka lat temu. Kiedy to było... :)
PS Błotniki działają, wróciłem czysty mimo wszechobecnej chlapy :)
Podsumowanie roku w cyferkach: Stan licznika: 34822.00 km Wszystkie kilometry: 6100.00 km (w terenie 1750.00 km, 28.7%) Czas na rowerze: 265 godz. i 44 minut Średnia prędkość: 22.96 km/h Liczba aktywności: 122 Średnio na wycieczkę: 50.00 km i 2 godz. i 10 min. Średnio miesięcznie: 508.33 km Średnio dziennie: 16.71 km Max trip: 176.44 km [Zobacz] Vmax: 71.66 km/h [Zobacz]
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła DT Swiss Gravel LN
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)