Miało być kolarstwo romantyczne, a wyszła walka o koło. Wszystko dlatego, że na wylocie z miasta spotkałem szoszona (Marek miał na imię) i trochę pogadaliśmy i nie wypadało, żebym odpadł po 10 minutach. Dojeżdżając do Trzebnicy byłem już nieźle spuchnięty, a podjazd w Tarnowcu zamulałem, jak po całym dniu jazdy :) Fajne uczucie się tak zmachać ;)
Widoczki na trasie fajne, będę tam częściej zaglądał :)
Dziś wolne, więc mogłem coś pojeździć :) W tym roku musiałem odpuścić majową Metropolię, więc zdecydowałem się na nią dzisiaj. Czas gorszy niż na zawodach, ale to logiczne - jednak adrenalina daje bardzo dużo. Mimo, że jechałem "spokojniej" to nie ominął mnie lot przez kierownicę, gdy przejeżdżałem przez łachę piachu i rower dosłownie stanął w miejscu... Na szczęście obyło się bez obrażeń.
Dziś wróciłem z natowskiego szczytowania i z racji wolnego popołudnia w końcu mogłem wyskoczyć na rower.
Wypad typowo for fun, bo forma gdzieś sobie poszła. Albo odleciała. Jak Obama.
Kolejny start u Gogola i kolejne mini, tym razem za namowami małżonki, która chyba chciała, żebym przywiózł jakiś pucharek :p
Na miejsce docieram w miłym towarzystwie Wojtasa. Auto zostawiamy przy gliniankach i jedziemy parę razy mocniej depnąć przy okazji sprawdzając początek trasy. Od startu będzie się działo - Pożegowska (tylko na mega, wrrrr!!!), zjazd brukiem, trochę piachu i sekcja kałuż. Oj, trzeba uważać, żeby nie skończyć wyścigu zbyt wcześnie.
Koledzy z teamu startują na męskim dystansie (Wojtas, Jacek, Krzychu, Michał), ja muszę czekać pół godziny dłużej. Udaje mi się dostać dziką kartę do I-ego sektora i grzecznie czekam na sygnał mniej więcej w trzeciej lini. 3, 2, 1, start - poszli. Pierwszy zakręt i podczas przebijania się do przodu ktoś wjeżdża najpierw w moją nogę a później w tylne koło. Wszystko ok, ale wygięła i rozpięła mi się klamra od buta. No nic, zapnę ją później. Jak się okazało dopiero przy Grajzerówce znalazłem czas na pogrzebanie przy bucie (przez wygięcie klamry miałem problem z jej zatrzaśnięciem), wcześniej szedł taki ogień, że nie można było nawet na chwilę odpuścić korby. W piachu ktoś przede mną wali OTB, kałuże większość lecimy środkiem (tą wielką też!) bo nie ma czasu na omijanie. (foto by: Hania Marczak)
Wzdłuż Grajzerówki wcale nie jest wolniej. Ośka-blat i jazda, prędkość non stop >40 km/h. Po nawrotce na krótkim podjeździe następuje pierwsza selekcja, ale udaje mi się skleić do czołowej grupy. Po chwili mocnej jazdy... zwalniamy i dochodzą nas ci, co zostali na podjeździe. Zaczyna się czarowanie... Początkowo utrzymuję się koło 10 pozycji, później przesuwam się do przodu, żeby czasem nie przegapić jakiegoś ataku. Tych jest jednak coraz mniej, bo i po co się ścigać, skoro wszyscy chętni do pudła jadą właśnie w naszej grupie.
Przed tarką do Trzebawia plasuję się między 3 a 5 pozycją. Nie będę wcale ukrywał, że nie wychodziłem na zmiany. Na czole pracowali w zasadzie tylko Borys Góral, Miłosz Czechowicz, Dorian Karczewski i Mateusz Lewandowski. Było pewne, że między nimi rozegra się finałowa walka. W sumie teraz trochę żałuję, że nie pociągnąłem kilka razy. To chyba przez lekki brak wiary we własne możliwości :(
Ze względu na dość zachowawczą jazdę jest pewne, że sektor II będzie miał lepsze czasy open, ale chyba nikt się tym nie przejmuje, bo wcale nie robi się szybciej ;) Zaczyna być jednak coraz bardziej nerwowo, przez co znowu spadam na około 10 pozycję, bo nie zależy mi tak bardzo na miejscu, żeby się na siłę przepychać. Przed Janosikiem dochodzi do nas czołówka M3 i robi się naprawdę tłoczno. (foto by: Hania Marczak)
Z tego też powodu od połowy wprowadzam. Ale jak widać nie tylko ja - od lewej Szymon Matuszak 1 open, Jakub Kędziora 2 open i ja :) Jedyny plus, że wpychając rower wcale nie traci się w stosunku do tych, co wjeżdżają. (foto by: Hania Marczak)
Po Janosiku następuje ostateczne roztrzygnięcie, czyli podjazd Spacerową. Podjeżdżam go w trupa i o dziwo chyba ze dwie osoby wyprzedzam, a co najważniejsze uciekam tym, co mnie gonią. Jeszcze tylko kawałek płaskiego na uspokojenie oddechu i linia mety, którą przekraczam 30 sekund za przejeżdżającym ją jako pierwszy Borysem Góralem. Ma się to jednak nijak do ostatecznych wyników, bo ze względu na osobne starty sektorów lądujemy kilka miejsc open dalej.
Podsumowując: wyścig fajny, miejsce w sumie spoko, ale nie jestem do końca zadowolony. Po cichu liczyłem na lepszy wynik... Patrząc na czasy na mega, miejsce w kategorii miałbym podobne. Czyli jednak mini wcale nie jest dla takich cipek, jak się czasami wydaje :D Tutaj po prostu wszystko trwa krócej, jedzie się szybciej, przez co jest dużo bardziej nerwowo i niebezpiecznie. Nie jestem pewien, czy to mi się podoba...
Czas: 00:52:03 MINI Open: 16/453 (+4 DNF) MINI M2: 7/83 (+1 DNF) Strata: 0:02:11 (Szymon Matuszak) DST: 26,35 km Uphill: 183 m AVG: 30,37 km/h Vmax: 47,8 km/h CADavg: ?? rpm Garmin Connect
Najgorsze, co może spotkać kolarza, czyli wychodzę z domu i zaczyna padać... Nawet już zawróciłem do domu, ale ciekawość wzięła górę i jednak pojechałem na miejsce zbiórki zobaczyć, kto się pojawi. Przyjechał Walek, Michał i Łukasz. Wszyscy bez nadziei na poprawę pogody, ale ostatecznie co mieliśmy robić - pojechaliśmy. Na 15-tym kilometrze Łukasz zawraca i męczymy się z deszczem we trójkę. Za to na 20 km wita nas piękne lato :D Mimo poprawy pogody nie przyspieszamy, tylko jedziemy równe 32,7 km/h :p Podjazdy również bardzo spokojnie. 20 km przed domem znowu zaczynają się mokre asfalty, więc do domu i tak wchodzę zmoczony. Tak, czy inaczej - cieszę się, że nie zawróciłem na starcie. Dziś był trening charakteru! :)
Pierwszy raz na Obornickim, żeby sprawdzić, czy faktycznie jeżdżą tak szybko, jak się o nich mówi. Okazuje się, że to prawda - jeżdżą szybko :) Z ośmiu osób na starcie już w Maniewie zostaje nas piątka :) Od Obornik robi się spokojniej, co nie znaczy, że wolno. Tuż przed rondem w Murowanej urywają i mnie (mój błąd, poszedł atak jak byłem na zmianie, podczepiłem się i po chwili znowu wyszedłem na zmianę na pełnym gazie; wtedy poszła poprawka z prawej i byłem pozamiatany...). W sumie i tak już miałem jechać do domu :p W grupie zrobiłem 45 km ze średnią 37,6 km/h. To nie są treningi, to wyścigi pełną gębą!
Wstyd się przyznać, ale pierwsza bydgoska ustawka w tym roku. Innymi słowy - pierwsze popołudnie we wtorek/czwartek, które jestem na miejscu i nie idę do pracy :/ Okazuje się, że nie tylko ja nie mam czasu - frekwencja jest dużo niższa niż w latach ubiegłych. Za to Ci, co przyjeżdżają, to najmocniejsze łydy w okolicy ;) O dziwo dziś jechaliśmy bardzo spokojnie i równo. Nawet na pagórkach nikt nie uciekał. A co najlepsze, zarówno na Kozielcu, jak i w Strzelcach, wykręciłem swoje Personal Record. Czyli jednak coś tam pod nogą jest!
PS Średnia z ustawki 33,2 km/h, czyli nie tak znowu najwolniej :p
Najpierw trochę załatwiania spraw na mieście, a później jazda przed siebie :) W sosnowych lasach czuć już lato :)
Zapach gorącego leśnego piasku zawsze będzie kojarzył mi się z wakacjami nad morzem. I Puszczą Notecką :p
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po wielu tysiącach kilometrów szutrów i asfaltów stwierdzam, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Canyon Grizl 6 z amelinium
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła BW SuperLite 40
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)