droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Twarde lądowania

Dystans całkowity:3145.34 km (w terenie 1557.50 km; 49.52%)
Czas w ruchu:156:24
Średnia prędkość:20.11 km/h
Maksymalna prędkość:68.00 km/h
Suma podjazdów:16836 m
Maks. tętno maksymalne:203 (108 %)
Maks. tętno średnie:185 (102 %)
Suma kalorii:68344 kcal
Liczba aktywności:55
Średnio na aktywność:57.19 km i 2h 50m
Więcej statystyk
Wtorek, 15 września 2015 Komentarze: 0
Dystans50.35 km
Teren25.00 km
Czas02:01
Podjazdy206 m
SprzętLawinka
Vśrednia24.97 km/h
Vmax45.93 km/h
Temp.20.0 °C
Więcej danych
CADavg: 76 rpm | AON - Marsa - Rezerwat im. Sobieskiego - Mazowiecki Park Krajobrazowy - Bysławska - Wał Miedzeszyński - Trakt Lubelski - Marsa - AON

Odkryłem dziś super tereny do jazdy. W skład wawerskich szlaków rowerowych wchodzi między innymi prawie 20 kilometrowy niebieski wijący się po Mazowieckim Parku Krajobrazowym. Przewyższeń to na nim nie ma, ale spora część to kręte single. Do tego bardzo dobrze oznakowane, więc w zasadzie nie idzie zgubić szlaku. GPS'a używałem tylko do kontroli, gdzie mniej więcej jestem. I właśnie podczas gapienia się na telefon trzymany w lewej ręce wjechałem na korzeń, co spowodowało uślizg koła i w konsekwencji glebę. Pech chciał, że klatką piersiową spadłem na skrzywioną kierownicę. Pierwsza myśl - k*** obym nie złamał żebra. Po parosekundowym zatkaniu złapałem oddech i zacząłem obmacywanie. Jest ok, trochę obity, ale będę żył!

Środa, 27 maja 2015 Komentarze: 0
Dystans34.42 km
Teren25.00 km
Czas01:42
Podjazdy320 m
SprzętLawinka
Vśrednia20.25 km/h
Vmax44.75 km/h
Temp.13.0 °C
Więcej danych
CADavg: 75 rpm | Leśne - Myślęcinek - Rynkowo - Smukała - Janowo - Smukała - Rynkowo - Myślęcinek - Leśne

Na luzie, dla frajdy. Mała gleba, gdy przednie koło uślizgnęło się na zbyt szybko wziętym zakręcie. Do tego cudem uniknięte OTB w innym miejscu. Jednym słowem - fajnie było :) 

Sobota, 23 maja 2015 Komentarze: 0
Dystans28.83 km
Teren28.00 km
Czas01:51
SprzętLawinka
Vśrednia15.58 km/h
Vmax46.35 km/h
Temp.22.0 °C
Więcej danych
Ogórek dosłownie za płotem, bo w Szubinie, więc dlaczego by nie pojechać go ogolić? Wygrać się nie udało, ale i tak było fajnie. Zacząłem pechowo, bo od sprawdzenia podłoża jeszcze w trakcie objazu trasy. Na szczęście skończyło się tylko na delikatnym szlifie podudzia i lekko obitym kolanie. Ufff :)

W sumie startowało nas 32 osoby, czyli bardzo kameralnie. Ruszam z czołówką, ale po chwili strzelam, nie mam nogi tego dnia. Podejrzewam, że wpływ na to miał wirusowy szejk przyjęty dzień wcześniej (wścieklizna, kleszcze, błonica, japońskie)... Jednak skoro powiedziało się A, trzeba powiedzieć B i dojechać do końca. Na drugim kółku straciłem chyba najwięcej, później szło już dość dobrze. Trochę zamieszania na mecie szóstego kółka bo ponoć wjechałem razem ze zwycięzcą (czyli łapiąc dubla) i zatrzymali mnie żebym już dalej nie jechał, ale po chwili stwierdzili, że jednak mam jechać ostatnie kółko (notabene jednak mi go nie zaliczyli w wynikach, ale ja je ujmuję, bo przecież je przejechałem :P ). Ostatecznie wynik mocno poniżej oczekiwań, ale bawiłem się przednio :) (foto by: Arek S.)


Trasa - rewelacja! XC w najczystrzej formie. Żadnych udziwnień, rock gardenów i tym podobnych. 3,4 km pięknego singla, w zasadzie wyprzedzanie tylko bokami. Dwie ścianki do butowania, jeden ostry zjazd, reszta do zrobienia na środkowej tarczy. Podłoże bardzo luźne, więc sporo razy rower uciekał w zakrętach. To był dobry trening techniki!

Czas: 1:26:37 (7 okrążeń)
Elita: 7/9
Strata: 0:13:37 (Mateusz Lewandowski)
DST: 23,72 km
AVG: 16,43 km/h
Vmax: 46,35 km/h
CADavg: 75 rpm


Sobota, 15 listopada 2014 Komentarze: 0
Dystans66.14 km
Teren50.00 km
Czas03:12
Podjazdy567 m
Uczestnicy
SprzętLawinka
Vśrednia20.67 km/h
Vmax49.44 km/h
Temp.8.0 °C
Więcej danych
CADavg: 74 rpm | Karolin - Dziewicza - Annowo - Pławno - Tuczno - Jez. Stęszewskie - Tuczno - Kołatka - Kowalskie - Jerzykowo - Jez. Kowalskie - Barcinek - Uzarzewo - Gruszczyn - Ligowiec - Janikowo - Karolin

Wczoraj wieczorem zupełnie przez przypadek zauważyłem, że MarcinMichał ustawili się na Dziewiczej. Trochę wcześnie, bo o 10, no ale trudno, ustawiłem się i ja :) Zaczęliśmy od pętli na Dziewiczej. Nie wiem, która to była strefa, ale zrobiło się ciepło ;) Dalej po Zielonce kręciliśmy się już dużo spokojniej. W lasach podłoże jest idealne na rower, nie ma błota ani piachu i tylko niektóre drogi rozjechane przez leśników mocno nas umęczyły. Celem wyjazdu były dwa single - pierwszy nad Jez. Stęszewskim i drugi nad Jez. Kowalskim. Ten pierwszy - taki sobie, jego druga część ciekawsza. Za to nad Kowalskim rewelacja! Byłem tam po raz pierwszy i wiem, że nie ostatni! W Uzarzewie jeszcze tylko mały postój przy sklepie zrobiliśmy i rozjechaliśmy się w swoje strony, ja i Michał na Gruszczyn a Marcin do Pobiedziajów, pod wiatr, he he :) Fajnie było, dzięki!

Poniedziałek, 10 listopada 2014 Komentarze: 2
Dystans47.73 km
Teren35.00 km
Czas02:12
Uczestnicy
SprzętLawinka
Vśrednia21.70 km/h
Vmax43.20 km/h
Temp.12.0 °C
Więcej danych
CADavg: 75 rpm | Karolin - Cytadela - Nadwarciański - Biedrusko - Trzaskowo - Dziewicza Góra - Kicin - Karolin

Na wczorajszy apel na fejsie odpowiedział tylko Jacek. Gdy już mieliśmy ruszać z amfiteatru, w ostatniej chwili nadjechał Zbyszek. Zadowolony, że będzie nas trzech, przyglebiłem o ziemię i w dobrych humorach pomknęliśmy z Cytadeli na nadwarciański. Początek to mocne napieranie. Jacek uciekał nam na krętych singlach i musieliśmy mocno dokręcać, żeby nie zostać w tyle. W pewnym momencie w dogonieniu Jacka pomagał mi nawet spory pies, ale co ciekawe, gdy krzyknąłem na niego "Stój!" to... się zatrzymał :) Dobrze ułożony ;) Od wysokości Radojewa do Biedruska trochę zwolniliśmy, ale w Zielonce znów zaczęliśmy deptać. Zwłaszcza na Dziewiczej, gdzie zrobiliśmy moją tradycyjną pętlę XC i stamtąd pomknęliśmy do Kozich. Fajnie było, jazda w grupie to jest to! Dzięki chłopaki!

Pogaduchy... (zdjęcia oczywiście kradzione od Jacka ;) )


Ciśniemy na nadwarciańskim.


I czekamy na co niektórych na Dziewiczej ;)


Niedziela, 24 sierpnia 2014 Komentarze: 8
Dystans65.16 km
Teren50.00 km
Czas02:56
Uczestnicy
SprzętLawinka
Vśrednia22.21 km/h
Vmax50.40 km/h
Tętnośr.182
Tętnomax197
Kalorie 3078 kcal
Temp.18.0 °C
Więcej danych
CADavg: 80 rpm | HZ: 1% | FZ: 2% | PZ: 97%

Żeby jeździć, trzeba jeździć!!!
Od połowy czerwca przejechałem 230 km na rowerze, więc nie spodziewałem się cudów, ale nie myślałem, że będzie aż tak źle ;)
W tym roku gogola musiałem odpuścić, ponieważ miałem bardzo dużo zajętych weekendów, dlatego też na starcie grzecznie mijam JackaWojtkaZbychaMarcinaAsię i w zasadzie wszystkich, którzy startowali, bo przez późny dojazd z Zielonej Góry przygotowania przedstartowe skończyłem 5 minut przed startem, więc musiałem ustawić się na samym końcu. Dosłownie, bo byłem trzeci od końca :)

Początek poszedł nawet nawet. Sporo wyprzedziłem, noga jako tako kręciła. Za Bukową udało się wyprzedzić Zbycha i Marcina. Trwało to jednak krótko, gdyż zatrzymałem się na 2-3 minuty z Wojtkiem, który walczył z pompką na naboje i pomogłem mu ją opanować ;) W tym czasie wszyscy pojechali. Ostatecznie ja też zostawiłem Wojtka samotnie, gdyż czekał aż się koło uszczelni i nawet nie wiedziałem, jak mógłbym mu pomóc swoją obecnością ;) Gdy ruszyłem mijała mnie akurat Daria oraz Ewa z Rybczyńskich. Z Darią tasowałem się jeszcze kilka razy na trasie, by ostatecznie uznać jej wyższość. Przez długi czas nie działo się nic, o czym warto byłoby wspominać. No może jedynie o glebie na sosence, która leżała po zewnętrznej jednego z zakrętów.

Do 50 kilometra czułem się w miarę. Owszem, brakowało mi sił, Bukową wpychałem (choć w ubiegłym roku wjeżdżałem bez problemu), ale coś tam jeszcze jechałem. Za to na 50 kilometrze nadeszła bomba, jakiej już dawno nie miałem na zawodach. Każde mocniejsze depnięcie pod jakąkolwiek zmarszczkę kończyło się paleniem mięśni. Kilka razy prawie łapały mnie skurcze, ale ostatecznie dopadły mnie dopiero na mecie. Jechać już mi się nie chciało, jedynym marzeniem było znalezienie się na boisku w Wałczu ;)

Gdzieś 8 km przed metą wyprzedzam jeszcze Sylwię dzielnie walczącą na dystansie mini z tym samym co ja "syndromem niejeżdżenia" ;) I to był ostatni miły akcent na trasie. Później dałem się jeszcze wyprzedzić trzem dziewczynom z mega i pokonany dotarłem do mety. Tam było za to dużo weselej za sprawą rozgadanej grupki Goggle Pro Active Eyewear Team :)

Podsumowując, było tak jak się spodziewałem. Świetne (nierowerowe) wakacje przedwcześnie zakończyły sezon na ściganie... W maju w Obornikach do Aleksa Dorożały traciłem 12 minut, dziś prawie 50 - przepaść! Na szczęście mam jeszcze miesiąc do startu sezonu, czyli Michałków. Ciekawe ile uda się nadrobić... :)

Czas: 2:59:23
Check point1: 0:38:53 / 70
Check point2: 1:41:09 / 80
MEGA Open: 86/108 (+12 DNF)
MEGA M2: 23/26 (+2 DNF)
Strata: 0:49:10 (Aleksander Dorożała)
DST: 65,16 km
AVG: 21,79 km/h
Vmax: 50,40 km/h

Goggle Pro Active Eyewear STATS
JPbike - 33 (11 M3) - 2:30:46 (- 0:28:37)
z3waza - 68 (17 M4) - 2:48:45 (- 0:10:38)
zbych741 - 72 (24 M3) - 2:49:29 (- 0:09:54)
josip - 74 (25 M3) - 2:52:09 (- 0:07:14)
daVe - 86 (23 M2) - 2:59:23
JoannaZygmunta - DNF  ;)

Sylwia - 296/306+19DNF (9/13 K2) - 2:34:29

Nawet na zdjęciu widać, że jest nie tak, jak być powinno... (foto by: Hania Marczak)


Za to na mecie pogaduchy w teamie, który powoli robi się sławny :) (foto by: Hania Marczak)

Sobota, 31 maja 2014 Komentarze: 5
Dystans66.67 km
Teren50.00 km
Czas03:05
Podjazdy391 m
SprzętLawinka
Vśrednia21.62 km/h
Vmax48.06 km/h
Temp.18.0 °C
Więcej danych
CADavg: 82 rpm | Leśne - Rybi Rynek - Balice - ZAWODY - Balice - Rybi Rynek - Leśne

Jest progres, zdecydowanie. W porównaniu z ubiegłym rokiem byłem lepszy o 14 minut! Ale po kolei... Zaczynamy na Rybim Rynku rundą honorową do miejsca startu ostrego. Staram się trzymać z przodu, nie jest to 1-2 linia, ale jest nadzieja na dobre tempo od samego początku. Co ważne odnotowania, czas jest liczony netto, więc w sumie nie wiadomo, którym się wjedzie na metę - ścigamy się z zegarem.

Od początku poszedłem ostro, było wąsko, więc trochę nerwowo. Na jednym prawym zakręcie lecę wewnętrzną, kolega na środku mnie nie widzi i zaczepia się o mój pedał, on ląduje na glebie, ja na szczęście jadę dalej. Wyprzedzam ile się da, każdy wie, że początek często decyduje o losach wyścigu. Dochodzę Przema (ściga się na szosie, to jego pierwszy start MTB - generalnie ma silniejszą nogę, więc podczas Metropolii chcę zobaczyć ile daje rower i technika ;) Stromy piaszczysty zjazd, większość omija go ścieżką w lesie, my lecimy środkiem i ich wycinamy. Za chwilę powtórka, tym razem przednie koło zaczyna ostro myszkować w piachu i walę klasyczne OTB. Szybko się zbieram, ale trzy oczka przepadły... No trudno, trzeba się uspokoić i jechać bardziej rozważnie.

Jest piąty kilometr. I co? Zaczynam być głodny :p Pewnie co niektórzy się podśmiewali, że parę minut po starcie wcinam żela, ale teraz już wiem, że mnie to uratowało. Później łapię jeszcze co nieco na bufetach i jest w miarę dobrze. Trasa identyczna jak rok temu, czyli interwały, o takie: /\_/\_/\_/\_/\. Ale to dobrze, noga dobrze kręci pod górę, w dół też oczywiście dokręcam i udaje mi się zgubić dużą grupę. Gdzieś od 14 km jadę sam, dosłownie. Z przodu pustka, za mną w oddali ktoś się pojawia, ale jestem niezagrożony. Po prostu jadę swoje.

Tak jest przez 10 kilometrów. Trasa się wypłaszcza i moja przewaga nad grupką za mną maleje. Ostatecznie koło 25 km mnie dochodzą, ale nadal staram się być na 2-4 pozycji. Przez parę kilometrów jedziemy razem, tempo jest w sam raz. Zmian nie daję - już się wystarczająco dużo sam najechałem :p

Po pewnym czasie znowu zaczynają się pagórki, dobrze dla mnie bo nasza, pewnie z 10-osobowa, grupa zaczyna się rwać. Ściany są takie, że jedyne co człowiekowi przychodzi do głowy na ich widok to - o kur**. Wszystko jadę w siodle, pamiętam, że w ubiegłym roku wpychałem rower :) Z całej grupy zostały dwie osoby przede mną i "kolorowy" za mną. Powoli zbliżamy się do miejsca, gdzie łączymy się z mini. Różnica prędkości jest ogromna :) Kręcę mocno, ale bardzo mądrze. Chwila i jestem drugi z grupy. Mija kilka kilometrów i jestem pierwszy. Udało się nawet łyknąć jakiegoś zgona z czuba.

Czuję, że jadę po dobry wynik. Ostatni sztywny podjazd niestety butuję bo mi z przodu na młynek nie spadło. Na szczęście mogę sobie na to pozwolić - miejsca nikt mi już nie odbierze, jedyny który miał jeszcze szanse chwilę wcześniej walnął OTB na łacie piachu (już na mecie mówił, że jeszcze kilka dni temu jej tam nie było ;) Właśnie ten kolega pareset metrów wcześniej motywował mnie do ciśnięcia, żebyśmy się wyrobili poniżej dwóch godzin. O dziwo udało się! Jest moc!

Na Rybim Rynku dowiaduję się, że jestem 6 w M2. Dekorują pięciu, no trudno - było blisko. Może następnym razem... Ze ścigu jestem mega zadowolony, większość znajomych za mną. Przemo (ten od szosy) stracił pięć minut. Rodmanie, bój się na Michałkach!!! :p

Czas: 1:59:02
MEGA Open: 22/203
MEGA M2: 6/47
Strata: 0:14:21 (Guż Andrzej)
DST: 49,25 km
AVG: 24,82 km/h
Vmax: 48,06 km/h

(foto by: Dariusz Danielak)


Niedziela, 1 września 2013 Komentarze: 4
Dystans77.67 km
Teren75.00 km
Czas03:58
Podjazdy893 m
SprzętLawinka
Vśrednia19.58 km/h
Vmax46.76 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax189
Kalorie 3454 kcal
Temp.18.0 °C
Więcej danych
CADavg: 81 rpm | HZ: 0% | FZ: 2% | PZ: 98%

Maraton stu zakrętów (i tysiąca kurwidołków...)

"A jak było? Twórca przebiegu trasy Bartosz Bejm z Koła ... "popłynął". Chyba tylko młodzieńczą fantazją można tłumaczyć przebieg trasy maratonu zaproponowany przez młodego mieszkańca Koła. Kilkadziesiąt zakrętów (zawodnicy tracili orientację w terenie), mnóstwo "karczowisk", ścieżki wijące się wśród świeżo wyciętych krzaków, trudne grząskie podłoże i sporo długich, mozolnych podjazdów. (...) "Zawodowcy" zahartowani w boju poradzą sobie z gałęziami trzaskającym prosto w twarz co kilkadziesiąt metrów - "nowi" zwątpią w sens takiej "zabawy"." - cytat z xc-mtb.info.

Powyższe chyba najlepiej oddaje to, jak było w Kole. Zakręt, gaz do przodu, pareset metrów prostej, zakręt o 90 stopni i znowu ogień. Do tego mnóstwo chęchów, gałęzi, karczowisk i kurwidołków. Nie spodziewałem się aż tak męczącej trasy. Niestety, trasy źle oznakowanej. Chyba jeszcze nigdy nie musiałem się tyle zastanawiać, dokąd dalej jechać. Uczciwie powiem, że gdzieś na 13-14 km, po tym jak się zgubiłem z kolegą w koszulce Eska Rock, chyba lekko ścięliśmy trasę, bo doszliśmy grupkę, która uciekła mi po starcie. Na usprawiedliwienie powiem, że nie zrobiłem tego celowo i żeby nie było - utrzymałem się w niej do końca, czyli jednak był to mniej więcej mój poziom :) Na liczniku też nie wyszło mniej niż powinno :p Oznacza to, że forma przed Michałkami rośnie :D

Czas: 3:32:04
Check point1: 2:35:08 / 18
MEGA Open: 19/45 (+4 DNF)
MEGA M2: 6/12 (+3 DNF)
Strata: 0:22:57 (Michał Putz)
DST: 71,87 km
AVG: 20,33 km/h
Vmax: 46,76 km/h

Ostatnie wskazówki ;) (foto by: Agnieszka Leśniewska)


Na zakończenie mapka - dla potwierdzenia ilości zakrętów ;)
Sobota, 6 lipca 2013 Komentarze: 0
Dystans66.00 km
Teren10.00 km
Czas04:10
Uczestnicy
SprzętLawinka
Vśrednia15.84 km/h
Vmax52.50 km/h
Temp.22.0 °C
Więcej danych
2013 Cykelveje na Bornholmie
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty
Dzień siódmy

CADavg: 61 rpm | Nexø - Paradisbakkerne - Ølene - Bastemøse - Rokkestenen - Kongemindet - Ekkodalen - Paradisbakkerne - Nexø

Wyjazd dobiega końca, więc trzeba zobaczyć to, co za każdym razem omijaliśmy. Zaczynamy od Paradisbakkerne, gdzie próbujemy poruszyć pewien kamyk (kiedyś było to możliwe, ale się popsuł) a później mierzymy się z odcinkiem specjalnym, czyli pieszym szlakiem usianym kamieniami. Próba ta kończy się dla mnie niegroźną wywrotką :p


Paradisbakkerne jest tylko namiastką tego, co ma nas spotkać w Almindingen.
Najpierw jednak szukamy ptaków w rezerwatach przyrody. Jedyny, którego wypatrzeliśmy, to ten utworzony z chmur...


W międzyczasie Sylwia podrywa obcych facetów... ;(


Najwyższym szczytem Bornholmu jest Rytterknaegten (162 m n.p.m.). W roku 1856 wybudowano tutaj wieżę upamiętniającą wizytę króla Frederika VII.


Z dobudowanej platformy widokowej rozciąga się wspaniały widok na całą wyspę.


Jednak tym, co nas tutaj przywiodło, były tak naprawdę dwie trasy MTB, opisywane nawet w przewodnikach. Jedna typowa XC, druga ekstremalnie trudna do DH. I wiecie co? Dawno się tak nie rozczarowaliśmy. Parę korzeni, sporo błota i tragiczne oznakowanie. Żenua... Dolina Echa była zdecydowanie fajniejsza!



2013 Cykelveje na Bornholmie
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Sobota, 15 czerwca 2013 Komentarze: 13
Dystans70.91 km
Teren50.00 km
Czas06:16
Podjazdy2538 m
Uczestnicy
SprzętLawinka
Vśrednia11.32 km/h
Vmax48.06 km/h
Tętnośr.168
Tętnomax194
Kalorie 5867 kcal
Temp.25.0 °C
Więcej danych
CADavg: 72 rpm | HZ: 2% | FZ: 22% | PZ: 76%

Totalne, górskie upodlenie...

Kolejna wizyta w Karkonoszach za nami. Pierwsze górskie giga zaliczone. Może nie w najlepszym stylu, ale o tym za chwilę.
Karpacz przywitał nas piękną pogodą. Czasu przed startem nie mieliśmy zbyt wiele, ale ze wszystkim się wyrobiliśmy. Podjazd pod Wang solidnie rozciągnął stawkę i chyba każdy jechał tam, gdzie powinien (no może poza Zbyszkiem, który już wtedy sapał jak lokomotywa gdzieś w połowie peletonu ;)

Pierwszy wjazd w teren i zaczyna się frajda. Początkowo jest lajtowo, ale to nie znaczy, że nie ma co robić - już wtedy klocki się pięknie podsmażyły. Gdy zaczęły się konkretniejsze zjazdy wyszło na jaw, że na nich nie poszaleję... Jeszcze nigdy nie miałem takiej blokady jak tym razem. Zero czucia roweru, strach przed każdym większym uskokiem. Przyznaję się bez bicia - sprowadzałem. Dużo za dużo. Czasowo wcale na tym tak bardzo nie traciłem, ale niesmak pozostał.

Do rozjazdu na giga dojeżdżam ze sporym zapasem. Pod górkę kręci mi się całkiem przyzwoicie. Gorzej w dół... Zjazd z Dwóch Mostów - jak dla mnie kompletna masakra. A wiem, że jest możliwy do zrobienia, bo większość trasy tasowałem się z Rafałem Ignaczakiem z miejsowego MKS 11 i on zjeżdżał wszystko. Dosłownie!!! Na podjazdach zawsze go doganiałem, ale to co robił jadąc w dół... nie do pomyślenia!

Gdzieś na 40 km przełączam się z trybu "jeszcze próbuję się ścigać" na tryb "próbuję dojechać do mety". Nie mam klasycznej bomby, ale sił zaczyna brakować, a do tego dochodzi niezadowolenie z braku techniki. Bufet na giga to dla nas ratunek po wspinaczce pod nasłonecznioną łąkę. Dochodzi mnie tam znajomy z Bydgoszczy, Maciej Ochendal z Bydzia Power i staram się go gonić, dzięki czemu nawet parę osób wyprzedziłem.

Powrót na pętlę mega to znowu konkretny popas na bufecie i systematyczne łykanie ogona mega, co lekko podbudowywuje. Na nowym asfalcie nad Chomontową wrzucamy nawet na chwilę twardsze przełożenie, stajemy na pedałach i pokazujemy, jak się jeździ na giga :p

O dziwo nie osłabłem, a nawet się trochę pobudziłem :) Do tego na zjazdach zaczyna być już lepiej, zjeżdżam zdecydowanie więcej, czasami tylko blokowany przez megowców. Chyba jednak większość siedzi w głowie... Zjazd korzeniami na żółtym oczywiście początkowo sprowadzam, mijam Krzycha męczącego się z nadgarstkiem, a gdzieś od połowy zaczynam nieśmiało próbować swoich sił i nawet jakoś to idzie. Wkurzam się tylko, jak ja rzeźbię między kamieniami a bokiem wyprzedza mnie koleś zbiegający z rowerem pod pachą :D To było nie fair :p

Końcówka to znany fragment z agrafkami, które tradycyjnie odpuszczam. Może na świeżo bym spróbował, ale nie po prawie 70 km męczarni... Jeszcze tylko łączka na hamulcu, uskok "!!! !!!" z buta i upragniona meta, a tam wesoła gromadka Goggli wygrzewająca się na trawce :)

Czas: 6:23:53.2
Check point1: 2:32:30 / 106
Check point2: 5:01:45 / 113
GIGA Open: 109/131 (+13 DNF)
GIGA M2: 37/40 (+3 DNF)
Strata: 02:23:50 (Bartosz Janowski)
DST: 70,91 km
AVG: 11,08 km/h
Vmax: 48,06 km/h

Goggle Pro Active Eyewear STATS
klosiu – 68 (28 M3) – 5:23:20.5
JPbike – 89 (35 M3) – 5:42:58.7
Marc – 100 (36 M2) – 6:04:49.2
daVe - 109 (37 M2) - 6:23:53.2
duda - 129 (40 M2) - 7:37:40.1
toadi69 - 130 (22 M4) - 7:47:52.7

W przeciwieństwie do pozostałych, jak dla mnie było trudniej niż rok temu. Pewnie to kwestia pogorszenia techniki i przez to takie wrażenie. Na dzień dzisiejszy mam dość tej trasy, ale pewnie za tydzień mi przejdzie ;) Wynik jest jaki jest. Jakby się tak zastanowić to nawet nie jest tragicznie. W końcu udało się zapunktować do drużynówki!!! Po tegorocznym Karpaczu wiem jedno - więcej ciężkiego terenu, mniej śmigania po asfaltach i leśnych duktach!

Na pierwszych odcinkach byłem całkiem rześki i czysty ;)


Na zjazdach robiłem różne dziwne rzeczy, których do teraz nie rozumiem... Jak tutaj na przykład... Jadę.


Szukam grzybów.


Jadę dalej... (I co Wy na to powiecie?! Wstyd i hańba... Jeszcze się sfotografować dałem... ;)


Żeby nie było, coś tam zjechałem.


Nie ma co narzekać. Trza jeździć! A maraton był super. Trasa po prostu mega, świetnie przygotowana (choć na około 25'tym km brakowało strzałek, na pewno ktoś je zawinął...), rewelacyjna pogoda i super atmosfera. Chyba przesiadam się na giga na stałe, jest o wiele spokojniej, bez niepotrzebnej napinki. Nawet pogadać sobie można :) 6,5 godziny w siodle dało wycisk, były momenty zwątpienia, co ja tam robię (ale kto takich nie ma?), ale nie żałuję świetnej przygody "w świecie agd" :D


PS Przyprowadzić mi tego, co mówił, że nie będzie błota!!!

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".

96054.59

KILOMETRÓW NA BLOGU

25679.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.34 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

182d 15h 05m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
  • Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
  • Koła DT Swiss Gravel LN
  • Opony Tufo Thundero HD 40C

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460