Do i z pracy małymi objazdami przez wały a po południu powrót z serwisu na Długołęce, ponieważ odstawiłem kijankę na przegląd olejowy. Ogólnie to zaczyna mi się podobać to szutrowanie - w cięższym terenie MTB zdecydowanie wygrywa, ale wszystko pozostałe jest dla gravela idealne. Nawet po asfalcie jest super, bo nie trzeba patrzeć na dziury tylko można lecieć przed siebie :) Jutro też jadę Niedźwiadkiem - trzeba wykorzystać, że chwilowo nie muszę odstawiać Młodej do przedszkola :)
Gravelowa ustawka z VELO Team oraz Maciejem Chmurą. W sumie myślałem, że będzie szybciej, ale to chyba nie czas na ściganie :) Grizzly w końcu dostał trochę błota, notabene na mokrym bardziej tańczy, niż jedzie, ale zbyt dużo po takich oponach się nie spodziewałem.
Krótki pobyt w Wojcieszowie, więc nie mogłem odpuścić sobie zapakowania rowerka do bagażnika. Całą noc padało, ale na mój przyjazd zrobiło się tak!
Dzień wcześniej szybki research okolicy i już wiem - jadę na Kaczawskie Single, a dokładniej na Dłużek, bo najbliżej.
Zanim jednak wjeżdżam na singiel robię dodatkową pętlę przez Mysłów, co pozwala się dobrze rozgrzać. Początek singla jest mocno rozjechany przez ścinkę drzew, za to dalsza część podjazdowa jest utrzymana w bardzo dobrym stanie i mimo sporych opadów deszczu w nocy dość przyczepna.
Choć momentami Dłużek się dłuży, widoki wynagradzają to z nawiązką :)
Na wieży widokowej to już w ogóle rewelacja!
Było pod górę, więc teraz będzie w dół. Niestety, tutaj spore rozczarowanie, bo o ile odcinek podjazdowy był odgarnięty z liści, tak na zjeździe w ogóle nie było widać podłoża. To powoduje, że zjeżdżam bardzo zachowawczo. Nie żebym narzekał, ale żadnego flow to ja nie poczułem (czytając internety to na Dłużku ogólnie z tym kiepsko...). Po zjechaniu do Wojcieszowa funduję sobie jeszcze małą pętlę przez Podgórki i zbocza Barańca. Oj, co to był za podjazd!!! Miejscami dobrze ponad 20%. Niewiele brakowało, a musiałbym butować. Na szczęście przełożenie 26x42 dało radę :)
PS Z tą przyczepnością na podjeździe Dłużka to nie do końca prawda... Na jedynym mostku na trasie walnąłem taką glebę, że ho ho. Najlepsze, że w myślach sobie powiedziałem, że może być ślisko, więc trochę zwolnię. To jednak nie pomogło, bo było tak ślisko, że ledwo się podniosłem po glebie. Najważniejsze, że obyło się bez strat :)
Kolejny dzień pobytu w rejonach, z których pochodzą moi rodzice. Część miejsc dobrze mi znanych, część odwiedzonych po raz pierwszy. Z miejsc wartych opisania byłem przy pomniku upamiętniającym przegraną bitwę pod Brdowem z czasów powstania styczniowego.
Niewiele brakowało, a wycieczka w ogóle by się nie odbyła - po ujechaniu kilkuset metrów miałem wracać z powodu mgły, ale zdjąłem okulary i okazało się, że da się jechać ;)
Pierwszy i na pewno nie ostatni start na tej imprezie - Cross Duathlon w Żarnowcu już na stałe zagości w moim kalendarzu. Super impreza z bardzo ciekawą trasą, zwłaszcza drugą biegową ;) Od razu przejdę do wyników, bo jest się czym chwalić :D Parę słów komentarza będzie poniżej :)
RUN 3 km, czas 00:14:22, OPEN 40 T1, czas 00:01:47, OPEN 82 BIKE 16 km, czas 00:38:13, OPEN 15 T2, czas 00:01:30, OPEN 51 RUN 4,5 km, czas 00:23:36, OPEN 25 TOTAL, czas 01:19:29, OPEN 19/131, M30 4/47
Bieg 3 km - jeszcze przed startem, u Mariusza w domu, rzucam, że pierwszy bieg biegnę spokojnie, tak 4:30 min/km :P , ostatecznie wyszło trochę wolniej bo 4:43 min/km, ale faktycznie musiałem się cały czas pilnować, aby nie przeszarżować, a to znaczy, że siły były.
Rower 16 km - nie jestem w stanie zliczyć, ile osób wyprzedziłem, naprawdę! trasa bardzo ciekawa, ale jak dla mnie trochę krótka :p
Bieg 4,5 km - najgorsza, a zarazem najlepsza część imprezy :D od samego początku mocno przełajowo, a bodajże pięć (w tym jeden po schodach) bardzo stromych podbiegów dały popalić, jak nigdy; przyznaję się - nie wbiegłem wszystkiego, bo na część ścianek wspinałem się na piechotę - do poprawienia za rok ;) mimo to tempo 5:40 min/km i tak uważam za dobre, jak na tą trasę.
Zmiany - drugi start w duathlonie i drugi raz uważam, że za wolno się rozbieram :P
Całość kończę tuż za podium, bo na 4 miejscu (Drab zgarnął wszystko, więc nie liczą go w klasyfikacji wiekowej) na prawie 50 zawodników w mojej kategorii, co jest świetnym wynikiem, o jakim nawet nie próbowałem myśleć przed startem. To, że rower pójdzie mi dobrze, wiedziałem, ale utrzymania wyniku podczas biegu nawet mój kołcz Greg się nie spodziewał ;) Oprócz rywalizacji sportowej udało się spotkać z przyjaciółmi, pogoda, jak na październik, była aż za dobra. O trasie już pisałem, że była bardzo ciekawa, organizacyjnie również bez najmniejszych uwag. Czy można taką imprezę pominąć w kalendarzu startów na 2023? Nieeee.... :)
... ten jest niewyspany. Tak naprawdę to musiałem podjechać do pracy na pół godziny, więc wykorzystałem sytuację i wstałem trochę wcześniej, żeby pokręcić na lampkach. W sumie wyszło mi dość fajne jajo wokół Wrocławia. Początkowo sporo po wałach, m.in. przez Most Bartoszowicki, który jest najwęższym mostem we Wrocławiu.
Las Strachociński to zabawa na singlach, które po ciemku stają się dużo ciekawsze :)
Na wysokości Łanów zaczęło wyraźnie świtać. Niestety, samego wschodu nie widziałem, bo czas zaczynał mnie gonić i musiałem jechać dalej.
Za Blizanowicami odkryłem fajny fragment starego traktu a stację uzdatniania wody w Mokrym Dworze ominąłem jadąc po wałach, którymi dotarłem na Most Kilometrowy. Z niego najkrótszą drogą śmignąłem na Ślężną, żeby po kilkunastu minutach udać się w kierunku Ślęzy, wzdłuż której dojechałem do Jazu Rędzińskiego. Stamtąd dobrze znanym singlem przez Las Pilczycki do domu. Jedna uwaga - na singlu dużo zwalonych drzew, więc KOM'a przez długi czas nikt nie zdobędzie ;)
Trasa: Różanka - Las Strachociński - Łany - Blizanowice - Mokry Dwór - Most Kilometrowy - Tarnogaj - Ślężna - Park Tysiąclecia - Las Kuźnicki - Las Pilczycki - Kozanów - Różanka
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła DT Swiss Gravel LN
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)