Nie pamiętam, kiedy ostatnio jeździłem szosą na zewnątrz. Brakowało mi tego - dzisiaj na każdej zmarszczce stawałem na pedałach :) A później umierałem ;) Wyjazd bardziej dający fun, niż efekty treningowe :p Nawet to, że te drogi zjeździłem już dziesiątki razy mi nie przeszkadzało. Może dlatego, że ostatnio brakuje mi czasu i sił na wszystko i wolne popołudnie okazuje się być super extra frajdą...
Tradycyjna, niedzielna ustawka. Pogoda taka, że sam raczej bym się nie wybrał dalej niż do toalety ;) No, ale skoro jedziemy, to jedziemy! Mgła taka, że niewiele było widać. Żeby było ciekawiej, to jak już osiadła, to zamarzała. Na szczęście asfalty były dobrze posypane bo nie było ślisko. Ale uważać musieliśmy. Żeby było bezpieczniej podczas wyprzedzania przez samochody za Mosiną podzieliliśmy się na dwie grupy. Z
Marianem wylądowaliśmy oczywiście w pierwszej ;) Tempo było mocne. Do tego stopnia, że na wysokości Kiekrza nie było chętnych na zmiany. To był dobry trening! (foto by: Rybczyński Team)
Na totalnym luzie - kręciłem z nudów przed telewizorem. A że nogi jakoś tak zastały mi się po porannym bieganiu trochę ruchu im się przydało. Najlepsze jest to, że nawet przy tak niskim tętnie kapało ze mnie. Chomikowanie to zło! (nawet Szymon kazał dzisiaj sprzedać trenażer ;)
Nadszedł ten moment - zmontowałem trenażer :( W miarę możliwości postaram się wychodzić na zewnątrz, ale część przygotowań do nowego sezonu przerzucam na chomika. Mam nadzieję, że nie znudzi mi się zbyt szybko ;) Dziś tylko sprawdzenie, czy wszystko działa jak należy i przypomnienie, jak to się robiło.
Wiórek - opiłek dał mi trochę w kość, bo ostatnie kilka dni straciłem na leczenie przeziębienia, które mnie po nim dopadło. A miałem akurat urlop i planowałem "trochę" pojeździć po górkach w Zielonej... ehhh... ;(
Dziś rekreacyjnie z Mariuszem. Były pogaduchy, oglądanie landszaftów i browarek na Strzeszynku, czyli pełna turystyka :) Jedynie na koniec lekko depnąłem, żeby zdobyć Kinga Of Mauntejn na górce w Kozich. Brakło 2 sekund, trzeba będzie poprawić :)
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła DT Swiss Gravel LN
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)