Pulsometr chyba zamarzł, bo tętno coś niskie. Coraz zimniej się robi. W sumie to może i lepiej - w lasach syf niemiłosierny teraz, więc niech już to zamarznie to będzie spokój. Chwilowo z domu bez dwójki na myjkę się nie ruszam :p
Objazd trasy Skoda Bike Challenge ze Zgrupką Luboń. Ruszam samotnie "starą piątką" licząc, że zostanę szybko dogoniony i wtedy złapię się grupy sport. Jak się później okazuje zgrupka ma jednak obsuwę na starcie i dochodzą mnie dopiero w Lednogórze, co pozwoliło zrobić mi godzinne rozruszanie na niskim tętnie, idealne po wczorajszym szarpanym treningu. Po złapaniu najmocniejszej ekipy prędkość wzrasta i to znacznie :) W zasadzie nie schodzimy poniżej 40 km/h. Mam sporo sił, więc zmiany daję długie i mocne :) Przed Kiszkowem łapiemy Wazę trenującego z fogtami. W Kiszkowie postój pod sklepem (trochę przydługi wg mnie), chwila rozkręcenia i laczek jednego gościa na drodze Wronczyn - Tuczno, co powoduje kolejny pit-stop. Nie wiem, kto wpadł na to, aby tamtędy puszczać wyścig szosowy. Dziura na dziurze...
Od Wierzonki znowu powolne rozkręcanie, aby w Kobylnicy spróbować ucieczki. Urywam się z Tomkiem i kolegą-triatlonistą. Idziemy w trupa, ciągle pod 50 km/h :) Kapie ze mnie, jakby przed chwilą ktoś wylał na mnie wiadro wody. Parę osób nas dochodzi, ale grupa kasuje ucieczkę dopiero, gy stanęliśmy na światłach. Gdyby nie to, była szansa na dojechanie do Malty w parę osób. A tak się wszystko wymieszało. Oj, dawno się tak nie ujechałem!
Dziś dla osłody słynna drabinka na Koziej Przełęczy. Sporo się o niej naczytałem, mnóstwo osób żegnało się na niej z życiem, a ja stwierdzam, że nie było tak źle. W sumie to nawet zbytnio się nią nie przejąłem :)
Ustawka z Krzychem, Zbyszkiem i jeszcze czterema osobami. W założeniach miało być lekko, ale chyba nie do końca wyszło bo momentami musiałem się spinać :) Z ciekawostek to Krzychu złapał laczka a ja wpadłem w taką dziurę, że prawie mi okulary zleciały...
Dziś na zdjęciu to, co wczoraj, tylko z drugiej strony, czyli Dolina Pięciu Stawów Polskich widziana z Koziego a w tle m.in. Szpiglasowa Przełęcz i Mięgusze. A w lewym górnym rogu Ganek i Gerlach :)
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach MTB. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo. Rywalizacja jest dla mnie ważna, ale ostatnio częściej wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt Deore XT M8000
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Jeszcze zbyt wcześnie, aby wydawać ostateczny werdykt, ale wydaje mi się, że zamiana szosy na szutrówkę to był jednak strzał w dziesiątkę!
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (46/30 + 11/34)
Koła DT Swiss Gravel LN
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem. Nawet dziecko w foteliku wozi!