Ostra jazda na Dziewiczej. Dwa kółka tegorocznego Powerade MTB Maratonu. Szkoda, że tak krótko, ale moja świńska grypa nadal mnie trzyma a jeszcze do pracy trzeba iść...
PS Na zjazdach nieźle adrenalinka skacze ;p (patrz Vmax)
Mimo nie najlepszego samopoczucia, takiej okazji nie można było przegapić. Zaopatrzyliśmy się w małe Ciemne Noteckie i pojechaliśmy na działkę kolegi. Kiełbasek nie kupowaliśmy - liczyliśmy, że uda nam się co nieco wyłudzić (udało się ;-)
Ognisko ogniskiem, ale najpierw trzeba skołować drewno. Na szczęście jedno z drzewek usycha, więc je pocięliśmy :D
A tutaj najważniejszy moment:
Panowie zrobili swoje, więc mogli usiąść do piwka - ognisko ktoś jednak musiał rozpalić ;p
Rowerki również się temu przyglądały...
A propos kiełbasek - się pieką ;p
Dziwne to było, ale dym cały czas podążał za mną co widać po moim koledze... (mnie nie rusza :-)
Czas płynął, ludzi przybywało, drewno się skończyło ;-)
Yyyy... chyba już wystarczy ;-)
Powoli zaczęło się robić ciemno i chłodno, więc musiałem zmykać do domu (w końcu cały czas jestem przeziębiony ;p ) A tak miło się robiło...
Powrót tempem szyyybkim. Ostatni podjazd przed osiedlem zrobiłem cały czas na stojąco z prędkością w granicach 32-33 km/h. Za to jak wpadłem do domu to się ze mnie dosłownie lało...
Podsumowując: super było, szkoda, że czasu nie ma zbyt dużo i trzeba było kończyć... Ale już są plany na następny wypad do Skoczka :D
Zacząłem od podjazdu na amfiteatr, na 2:1 wjeżdża się chyba lepiej niż na 1:1 - interesujące ;-) Już spóźniony wpadłem pod Dzwon Pokoju zobaczyć ile osób stawiło się dzisiaj. I tu miłe zaskoczenie: Asia, Kasia, Grzegorz, Dude oraz ja. Całkiem fajna grupka. Trasa niby standardowa, za to urozmaicona małą przeprawą przez strumyk - duda, dzięki za rzuconą kłodę ;-) To co, że 300 metrów dalej był mostek - warto było się pobawić. Poza tym to chyba złapał nas jakiś kryzys, Mariusz zamulał już od początku, później przeniosło się to na mnie... Przesilenie wiosenne, czy co?!
Zaczęliśmy z dudą od ostrej jazdy niedaleko Malty. Trzy kółka wystarczyły, aby się zmęczyć. Lekko spuchnięci pojechaliśmy na miejsce spotkania z resztą osób. Jak się okazało przyjechał jeszcze Piotr oraz Darek. Wspólnie pokręciliśmy się po "moich okolicach" zahaczając m.in. o Ligowiec.
Jakiś taki zmęczony dzisiaj byłem i prawie cały czas chciało mi się jeść... Stąd nie jechało mi się najlepiej. Ale i tak było fajnie.
Zaczęliśmy od kółka na Cytadeli, później śmignęliśmy nad Strzeszynek, gdzie duda przejechał się kawałek na Lawince i stwierdził, że jednak nie jedzie sama (a on oraz Piotr mieli ostatnio co do tego wątpliwości ;-) Było z przygodami: kolesiowi wpadł pod rower pies i się przewrócił (on, nie pies), później "kobieta na wstecznym" no i my też prawie lecieliśmy przez kierownice, ale udało nam się to opanować.
Dom - PKP Poznań Karolin - (26 km) - PKP Murowana Goślina - ZAWODY - Dom
Wyścig z serii Powerade MTB Maraton 2009 Co nieco o samej trasie: zapisaliśmy się na dystans mega, który wg organizatorów miał mieć 68 km (a miał chyba trochę więcej...) Przewyższenie w sumie 717 m. Najwyższy punkt to Dziewicza Góra (143 m n.p.m.) Poniżej mapka oraz profil.
Jeśli chodzi o sam wyścig to opiszę go w skrócie podając kolejne kilometry jazdy. Oczywiście liczby w przybliżeniu, nie pamiętam dokładnie, gdzie miałem jaki przebieg. 0 - 20 km - dużo piachu i jeszcze więcej przeciskania się do przodu w celu znalezienia swojego miejsca w stawce. Jedna podbramkowa sytuacja, kiedy prawie leżałem, gdyż zakopałem się w jakiejś piaszczystej koleinie. 25 km - fajny odcinek, krótkie podjazdy/zjazdy, zakręty oraz... piach. Na jednym z zakrętów klasyczne OTB w moim wykonaniu (koło podczas skrętu zakopało się w piachu). Na szczęście tylko zadrapane i obite kolano, więc jadę dalej. Cały czas sporo wyprzedzania... 30 - 40 km - luzik, spokojne kręcenie przed siebie oraz pierwszy posiłek na trasie. 40 km - taki jakby mały kryzys, nikogo przede mną, nikogo za mną - nie chce mi się ;p 45 - 55 km - dogania mnie jakiś "pociąg" ;-) Zmotywowany przyspieszam, robimy zmiany i ogólnie jest fajnie - tak już do Dziewiczej. 60 km - Dziewicza. Tutaj zaskoczenie: czemu wszyscy jadą tak wolno? Spodziewałem się mega zmęczenia z mojej strony, a nawet na najbardziej stromym podjeździe wyprzedzałem innych :D 65 - 73 km - czuć zmęczenie, wkurzające jest to, że trasa powinna już się kończyć a Murowanej ani widu, ani słychu. Do tego dochodzi problem z zatartą linką tylnej przerzutki. Obserwuję również ciekawy objaw: czuję mocne mrowienie w... prawym sutku :D Ciekawe, czy ktoś mi powie co to mogło oznaczać ;-) Finisz - wjeżdżamy na metę gdzieś tak w pięć osób, jeszcze parę metrów i wziąłbym osobę przede mną - brakło mi 0.217 sekundy ;-) Ogólnie rzecz biorąc jest faaajnie - zmęczony ale szczęśliwy! :-) Co do roweru na trasie to poza wspomnianymi problemami z tylną przerzutką mam spore luzy na przedniej piaście. Trzeba ją w najbliższym czasie rozkręcić. Innych kłopotów brak. Podsumowując: super dzień, dobra organizacja, miła atmosfera na mecie. No i na zakończenie wyniki: Czas: 02:53:43.846 na dystansie 73.39 km (wg mojego licznika) co daje w sumie średnią około 25.3 km/h. Strata do najlepszego 00:32:18.704. Miejsce open: 69/486 startujących w Mega, w M2 miejsce 35/167 zawodników. Chyba całkiem dobrze :-)
Tutaj jeszcze przed startem. Patrzę w kierunku Dudy zmieniającego dętkę ;-) Jakby co to widać mnie pod literką "H" (foto by: Bolek0)
Ruszyliśmy, niestety wybrałem złą stronę drogi i musiałem się troszkę wlec... Tym razem jestem czwarty od lewej. (foto by: Kash)
A teraz mała niespodzianka ze startu. Przewińcie na 47 sekundę :D
No i jedyne dobre zdjęcie z trasy - szkoda, że nie widać roweru... (foto by: myzsa58)
A tutaj jako jeden z wagoników pewnego pociągu - niestety na końcu ;-) (foto by: SieTek)
Umówiłem się dzisiaj z Jackiem, że wspólnie przejedziemy się po numerki na jutrzejszy maraton w Murowanej. Czekając na niego spotkałem również Krzyśka oraz Andrzeja. Ci jednak wymiękli i jechali samochodem ;p Dzisiejsza jazda baaardzo spokojna, co by się przed jutrem nie "wypalić" ;-) Mimo to na miejsce dotarliśmy całkiem szybko, postaliśmy chwilę w kolejce po numerek, zrobiliśmy zdjęcie na mecie (jutro może nie być czasu ;p ) i wróciliśmy do domów.
Szkoda tylko, że niedługo muszę wychodzić do pracy... znowu będę niewyspany...
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła DT Swiss Gravel LN
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)