droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Wyścigowo

Dystans całkowity:5338.15 km (w terenie 4194.00 km; 78.57%)
Czas w ruchu:239:32
Średnia prędkość:22.13 km/h
Maksymalna prędkość:64.17 km/h
Suma podjazdów:36235 m
Maks. tętno maksymalne:207 (108 %)
Maks. tętno średnie:188 (102 %)
Suma kalorii:150632 kcal
Liczba aktywności:85
Średnio na aktywność:62.80 km i 2h 51m
Więcej statystyk
Niedziela, 25 września 2022 Komentarze: 0
Dystans42.45 km
Teren40.00 km
Czas02:07
Podjazdy931 m
SprzętChińczyk
Vśrednia20.06 km/h
Vmax43.49 km/h
Tętnośr.169
Tętnomax184
Kalorie 1953 kcal
Temp.15.0 °C
Więcej danych
Piękna pogoda, temperatura idealna do ścigania i bardzo fajna trasa. Czy można chcieć czegoś więcej?! No... może pudło, by się przydało, ale nie można mieć wszystkiego ;) Start w moim wykonaniu wyjątkowo kiepski. Tak, jak zazwyczaj dobrze sobie radzę z pierwszym skokiem tętna po starcie, tak tym razem mnie przytkało, a trzeba przyznać, że nie było czasu na rozbieg, bo od razu zaczęły się podjazdy. Ustawiony byłem gdzieś koło 20 pozycji i dałem radę się utrzymać, ale co mnie to kosztowało to moje ;)

Dzięki sporej ilości podjazdów od samego startu już na około 5 kilometrze stawka była ustawiona - ja wylądowałem w grupie około 5 osób, m.in. z Karoliną Poroś z Mitutoyo (młodziczka bardzo dobrze radząca sobie na polskiej scenie XCO). Trochę się potasowaliśmy na podjazdach na Kozie Czuby (236 m n.p.m.) oraz Gnieździec (227 m n.p.m.) po czym zostawiłem towarzyszy lekko w tyle, po to, aby doszli mnie na sekcji XC. Pierwszą pętlę kończę jednak przed nimi, bo stanęli na bufecie dosłownie parę metrów przed wjazdem na drugą rundę. Dość szybko dałem się jednak wyprzedzić i zostaliśmy we dwoje - ja i Karolina. Całą drugą rundę jechaliśmy razem - przez większość czasu to ona mi uciekała, a ja ją goniłem, co było dobrą motywacją dla nas obojga (pogadaliśmy trochę na mecie). 

Parę słów o trasie - rewelacja. Duża ilość podjazdów i to nie takich wielkopolskich hopek branych z rozpędu, ale prawdziwych podjazdów, na których można było sprawdzić najlżejsze przełożenia na kasecie. Do tego szybkie zjazdy oraz kilka dość łatwych sekcji XC. Niestety kilka razy butowałem (a to tłok, a to korzeń), ale ogólnie trasa dawała sporo frajdy, i co najważniejsze, zupełnie nie nadawała się do wożenia się na kole. Na koniec kolejny ogromny plus - początek i końcówka to kilka podjazdów/zjazdów w okolicy Grzybka (200 m n.p.m.) i Góry Holtei'a (215 m n.p.m.), gdzie super robotę robili kibice! Mimo, że wynik nie powala (konie z Mitutoyo AZS Wratislavia oraz Immotion Specialized Skoda GALL-ICM jeńców nie biorą...) to bawiłem się wyśmienicie! Za tydzień ostatni wyścig należący do Pucharu MTB Kocich Gór - w Wysokim Kościele. Chodzą słuchy, że najtrudniejszy. Zobaczymy! :)

Czas: 02:07:18
Pierwsza pętla: 01:01:36 (21 open)
Druga pętla: 01:05:42
Open: 23/51 (+ 6 DNF)
M3: 7/12 (+ 1 DNF)
Strata: 0:25:07 (Jakub Kowalczyk)
Pełne wyniki: KLIK

Mina nietęga - przede mną jeszcze jedna pętla.

Tego, że zostałem zblokowany przez osoby przede mną oczywiście nie widać... (foto by: Marcin Banasiak)

Sobota, 17 września 2022 Komentarze: 2
Dystans179.80 km
Teren120.00 km
Czas07:00
Podjazdy1479 m
SprzętChińczyk
Vśrednia25.69 km/h
Vmax52.30 km/h
Tętnośr.156
Tętnomax176
Kalorie 4681 kcal
Temp.11.0 °C
Więcej danych
Niedawno Wojtas z Marianem rzucili pomysłem, czy nie pojechałbym z nimi na Kaszuby na Szuter Mastra. Gravela nie mam, ale można lecieć na MTB, więc długo się nie zastanawiałem, bo towarzystwo przednie, piękna okolica i nie ukrywam, chodziło mi po głowie przejechanie czegoś w formule gravelowej. Jaka jest różnica w porównaniu z klasycznymi maratonami MTB: więcej km, mniej strzałek (tak naprawdę to żadnej, bo każdy nawiguje samodzielnie) i dużo więcej luzu w majtach :)

Przed startem robiłem jakieś tam założenia dotyczące tego, jak mocno jechać, ale wiadomo jak to jest po minięciu linii startu... ;) Ruszaliśmy jako jedni z pierwszych (start parami) i dopiero po paru minutach doszła mnie czołówka wyścigu, więc nie słuchając Wojtasa, żeby nie szaleć za bardzo, złapałem ich koło. Powiozłem się parę kilometrów po asfalcie i po wjechaniu w teren odpuściłem, bo wiedziałem, że nic dobrego z tego nie wyjdzie ;) Dość szybko uformowaliśmy 4 osobowy pociąg i tuż za Kartuzami doszliśmy Artura, który wcześniej również uczepił się czuba wyścigu. Tak oto w pięć osób utworzyliśmy mocno pracującą grupę pościgową (jadąc bodajże na 5-9 miejscu open). Nie ukrywam - zmian dawałem mało, najwięcej pracował Artur. Tak naprawdę to od początku zdawałem sobie sprawę, że jadę za mocno, ale było to częścią planu - wytrwać w grupie mniej więcej do połowy trasy, aby nie musieć samemu rzeźbić pod wiatr. Od Jeziora Wdzydze zaczynał się powrót w kierunku północno-wschodnim, a wtedy wiatr bardziej pomagał niż przeszkadzał. Gdzieś na wysokości 80 kilometra zaczynałem czuć uda na podjazdach, ale uparcie realizowałem swój plan. Po głowie chodziło mi tylko jedno pytanie - czy nie przeszarżuję i nie złapię bomby na powrocie do mety :)

Na około 100 kilometrze grzecznie puściłem koła towarzyszy jazdy i rozpocząłem samotną walkę z kaszubskimi szutrami. Na drugim bufecie na 110 kilometrze doszedłem chłopaków z mojego pociągu (pierwszego bufetu nawet nie zauważyliśmy...), ale mimo ich zaproszeń do dalszej wspólnej jazdy odmówiłem i z bufetu ruszałem chwilę za nimi. Zacząłem słabnąć.

Gdzieś na 130-140 kilometrze doszedł mnie Wojtas, ale nawet nie próbowałem wspólnej jazdy (ostatecznie dołożył mi 7 minut). W tamtym momencie najważniejsze było dla mnie pilnowanie tętna, żeby w dobrym stanie dotrzeć do mety. Mniej więcej w tym samym czasie zacząłem tasować się z dwójką gravelowców - oni dochodzili mnie na płaskim, ja uciekałem im na piachu i zjazdach. O dziwo, zamiast czuć się coraz gorzej, siły częściowo powróciły, dzięki czemu do mety kontrolowałem sytuację i na ostatnich długich asfaltowych odcinkach dałem się wyprzedzić tylko jednej osobie.

Czy mi się podobało?! Bardzo!!!
- mimo całonocnego deszczu ani razu nie zmokłem na trasie (a przynajmniej nie od deszczu...)
- udało się złapać mocną grupę, ale też w odpowiednim momencie ją opuścić
- prawie wygrałem z Wojtasem ;)
- gdyby ktoś mi powiedział, że będę 12 open na pewno bym w to nie uwierzył
- jak dla mnie trochę za dużo asfaltu, ale w końcu to wyścig gravelowy, a nie MTB, więc nie narzekam
- okoliczności przyrody - BAJKA!!! kto nigdy nie był na Kaszubach obowiązkowo musi to nadrobić
- organizacja spoko, fajrant super - w końcu zawody bez napinki i stroszenia piórek
- rower trochę nie ten, ale przynajmniej nie musiałem uważać na zjazdach, bo wystarczyło puścić klamki :p
- 10% podjazd po prawie 180 kilometrach ścigania to nie było coś, na co czekałem ;)

Czas: 07:06:44
Czas ruchu: 06:59:14
Open: 12/102 (+ 1 DNF)
Strata: 01:02:33 (Łukasz Klimaszewski)
Pełne wyniki: KLIK

Jeszcze jeden ogromny pozytyw - dawno nie widziałem tak dobrych zdjęć z zawodów! HbyM, kaski z głów!

Wyścig gravelowy, a 2/3 osób ze zdjęcia na MTB :p

Na widok 10% ścianki nadal się uśmiecham, więc nie jest źle :)

Ale szczerze - jak tu się nie uśmiechać w takich okolicznościach przyrody?

A na zakończenie ścigania zimne piwko i mega wyżerka na fajrancie - niech się chowają te wszystkie rozgotowane makarony z innych cykli! Czy kogoś jeszcze trzeba zachęcać do udziału w Szuter Master w przyszłym sezonie? :)

Niedziela, 12 czerwca 2022 Komentarze: 0
Dystans30.97 km
Teren30.00 km
Czas01:33
Podjazdy616 m
SprzętChińczyk
Vśrednia19.98 km/h
Vmax47.48 km/h
Tętnośr.169
Tętnomax185
Kalorie 1432 kcal
Temp.25.0 °C
Więcej danych
Powrót do Mienic na Wyścig o Puchar Wójta Gminy Wisznia Mała po 4 latach covida :p Tym razem okoliczne trzy ogórki XC (Mienice, Wysoki Kościół, Oborniki) połączono w Puchar MTB Kocich Gór - super pomysł i spora dawka mobilizacji dla mnie ;)

Jeśli chodzi o zawody to od startu do mety ogień. Pierwszą pętlę kończę ze średnim tętnem 173 ud./min. (w moim wieku to już chyba niebezpieczne :p ) Trasa naprawdę spoko - najpierw kilka interwałowych podjazdów, w drugiej części pętli więcej XC - były nawet wykrzykniki! Poziom trudności na bardzo rozsądnym poziomie, ale przez wysuszone podłoże klika delikatnych gleb widziałem. Mi osobiście udało się bez wywrotek, ale mam po prostu niejeżdżone opony w czarnuchu :D

Końcowy wynik... hmmm... taki sobie. Karty od początku były rozdane, jak tylko zobaczyłem IMMotion oraz Mitutoyo na liście startowej. Po prostu przy obecnej "formie" więcej nie dałbym rady ugrać. Za to bez problemu ogoliłbym mini, bo wszystkie konie pojechały dłuższy dystans i gdybym odpuścił drugą pętlę byłbym pierwszy w kategorii :p

Chwilowo jednak nie zmieniam kategorii na "dla początkujących". Może i pudło jest poza zasięgiem, ale nie przeszkadza to świetnie się bawić. Czy nie o to w tym chodzi? :)

Czas: 01:33:27
Pierwsza pętla: 00:45:41 (23 open)
Druga pętla: 00:47:46
Open: 25/81 (+ 2 DNF)
M3: 10/24 (+ 1 DNF)
Strata: 0:15:43 (Marcin Kawalec)
Pełne wyniki: KLIK

Niedziela, 27 marca 2022 Komentarze: 2
Dystans41.51 km
Teren35.00 km
Czas01:49
Podjazdy250 m
SprzętChińczyk
Vśrednia22.85 km/h
Vmax38.66 km/h
Tętnośr.164
Tętnomax177
Kalorie 1562 kcal
Temp.11.0 °C
Więcej danych
Od zawodów minęły prawie trzy tygodnie, a ja nadal nie wiem, co napisać :) Zacznę od tego, że to mój pierwszy start od 3,5 roku, do tego w formule, w której nigdy nie startowałem, czyli 10 km biegu, 40 km roweru i na dobicie 5 km biegu. O moich ostatnich treningach lepiej nic nie pisać, więc założenie mam jedno - przeżyć :) Próbując obstawiać końcowy czas zakładam, że jeśli będzie poniżej 3:30 to będzie bardzo dobrze. Jak było? Sporo lepiej :) Zresztą sami spójrzcie na cyferki poniżej.

Run 10 km , czas 00:48:13, OPEN 42/55, M30 20/23
T1, czas 00:01:46, OPEN 38/55, M30 17/23
Bike 40 km, czas 01:49:40, OPEN 15/55, M30 7/23 :)
T2, czas 00:01:53, OPEN 45/55, M30 20/23
Run 5 km , czas 00:28:02, OPEN 40/55, M30 18/23
TOTAL, czas 03:09:34, OPEN 28/55, M30 15/23

Teraz kilka słów o poszczególnych konkurencjach:
- bieg 10 km - nadzwyczaj dobrze, bo planowałem trzymać tempo 5:30-6:00, a ostatecznie pocisnąłem 5:08 min/km
- rower 40 km - he he, coś pięknego :) widać, kto jeździ rowerem, a kto biega; wyprzedzałem od początku do końca - spore znaczenie miał wybór roweru - wiele osób wybrało gravele, a trasa jednak faworyzowała MTB, bo było sporo dziur
- bieg 5 km - oj, tu już było dużo ciężej, zwłaszcza na drugiej pętli; cieszę się, że faktycznie odległość była troszkę mniejsza, bo byłem w takim stanie, że nawet 250 metrów mniej do mety cieszyło ;) mimo problemów ze zmuszeniem nóg do biegu i tak utrzymałem tempo 5:57 min/km
- zmiany - hmmm... widać, że zbyt wolno się rozbieram :P

Podsumowując - fajna impreza. Jakbym jeszcze trochę pobiegał i spiął się na zmianach (czyli powiedzmy w sumie 10 minut) spokojnie wylądowałbym w granicach 1/4 stawki open, a to już spoko wynik :)

Za to i tak najlepsze było spotkanie z przyjaciółmi oraz dreszczyk emocji na starcie, bo nawet wiedząc, że nie walczę o żaden wynik, fajnie było poczuć te emocje oraz atmosferę panującą na zawodach. Naprawdę mi tego brakowało! :)

Sobota, 6 października 2018 Komentarze: 1
Dystans36.14 km
Teren35.00 km
Podjazdy707 m
SprzętChińczyk
Vmax50.30 km/h
Tętnośr.176
Tętnomax188
Kalorie 1884 kcal
Temp.17.4 °C
Więcej danych
Kolejny wyścig XC o Puchar Wójta Gminy Wisznia Mała, tym razem w miejscowości Wysoki Kościół. Impreza kameralna, ale świetnie przygotowana. Start wyjątkowo ostry bo od razu asfaltem pod górę - po 20 sekundach mam tętno 185!!! Jadę bodajże na 8 pozycji, w tym za dziewczyną z K1 - nie ma co, będą z niej ludzie ;) Asfalt szybko się kończy i wjeżdżamy na pierwszą sekcję XC. Trasy nie znam, więc jadę mocno zachowawczo, zwłaszcza, że jest dużo piachu. Zaczynają formować się grupki - w ucieczce 3 osoby, "peleton" liczy 4, a ja przewodzę całej reszcie. Tempo, jak dla mnie, za wysokie, ale nie odpuszczam. Polny łącznik bez zmian w kolejności, ale przed drugą sekcją XC zaczyna mnie przytykać i delikatnie zwalniam dając się wyprzedzić paru osobom. To najsłabszy w moim wykonaniu fragment wyścigu. Pierwszą rundę kończę z dwójką rywali z M3 na kole...
(foto by: OKSiR Wisznia Mała)


Tuż za linią startu/mety daję się nawet wyprzedzić, ale na szczęście szybko się pozbierałem i powoli zaczynam jechać swoje. Wiem już czego się spodziewać po trasie, więc coraz częściej nawet nie kładę rąk na klamkach podczas zjazdów. Trasa jest naprawdę fajna, jest parę technicznych zawijasów na drugiej sekcji XC, szybkie zjazdy, ale też podjazdy, których nie da się wziąć z rozpędu i trzeba wrzucić z tyłu wszystko, co się ma :) Oprócz tego widoczki, polne przeloty wśród pól kukurydzy, a nawet podjazd pod stok narciarski! (foto by: OKSiR Wisznia Mała)


Drugą rundę kończę z 16-sekundową przewagą nad goniącym mnie Henrykiem i prawie minutą straty do jadącego przede mną Piotra z M3. Co zaskakujące, z pierwszej sekcji XC wyjeżdżam tuż za nim, by wyprzedzić go na łączniku między stajnią a lasem. Wiem, że znalazłem się na 12 pozycji open, ale nie mam pojęcia, który w kategorii. Ostatnią rundę przejeżdżam pewnie kontrolując przewagę nad goniącymi mnie rywalami z kategorii i przy okrzykach żony, córki, rodziców i psa ;) przekraczam linię mety :) Po chwili dowiaduję się, że jestem trzeci, fajnie :) Jeszcze tylko zdjęcie z Wójtem i można wracać do domu świętować pół-roczek Laury :)


Czas: 01:49:34
Pierwsza pętla: 00:35:17 (13 open)
Druga pętla: 00:36:45 (13 open)
Trzecia pętla: 00:37:32
Open: 12/41
M3: 3/13
Strata: 0:19:39 (Jakub Kowalczyk)
DST: 36,14 km
Uphill: 707 m
AVG: 19,79 km/h
Vmax: 50,3 km/h
CADavg: 80 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 30 września 2018 Komentarze: 1
Dystans65.09 km
Teren65.00 km
Czas03:05
Podjazdy587 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia21.11 km/h
Vmax45.10 km/h
Tętnośr.173
Tętnomax187
Kalorie 2935 kcal
Temp.12.4 °C
Więcej danych
Wszystko, co było do napisania o maratonie w Wolsztynie, zostało już napisane przez moich kolegów JackaWojtka, więc ograniczę się do hajlajtsów ;) Zaczęliśmy z końca drugiego sektora i już od startu Adrian zaczął szybko przebijać się do przodu. Nawet bardzo szybko!!! Ledwo trzymałem koło, ale nadzieja, że jak już ich wyprzedzimy to zwolnimy, dawała dodatkowe waty (foto by: Anna Flak)


A jak wiadomo nadzieja matką głupich... Doszedł do nas Wojtas i jeszcze bardziej przyspieszyliśmy - powstał trzyosobowy pociąg Unitów, który rozjeżdżał wszystkich, którzy pojawili się na jego drodze, np. tak jak tego pana z numerem 515 (foto by: Przemysław Listewnik)


Wierzcie lub nie, ale nie było grupki, której nie udałoby nam się porwać. Na płaskim i podjazdach najwięcej pracował Wojtas, ja z Adrianem trochę mniej. Za to na zjazdach to ja krzyczałem do Wojtasa "LEWA WOLNA", co dawało mi sporo frajdy :D Musi chłopak jeszcze popracować nad techniką, choć i tak jest duży progres, w porównaniu do tego, co było kilka lat temu ;) (foto by: Przemysław Listewnik)


Niestety, po parunastu kilometrach tak szaleńczej jazdy zacząłem słabnąć i koledzy odjechali w siną dal... Na krótko jednak, bo pod koniec rundy połączyliśmy się z mini (kiepski pomysł...) i znowu Unity jechały razem. Oprócz nas jeszcze sporo konkurentów bo przez przebijanie się przez mini nasza przewaga zmalała, ale tylko do rozjazdu na giga (foto by: Janusz Zając)


Po zjechaniu na drugą rundę zostaliśmy we trójkę :) Później zostałem sam :p by pod koniec wyścigu dojść spuchniętego Adriana i ostatecznie dołożyć mu 5:41 minuty. Żeby nie było, że jestem taki super, to mi również włożono :( Krzychu aż 21:58 min., Staszek 16:58 min., rewelacyjny tego dnia Jacek 9:54 min. i jak zawsze mocny w Wolsztynie Wojtek 6:28). Ja w tym sezonie może i nie błyszczę, ale drużynowo jesteśmy genialni!!! Zresztą, patrzcie sami :)


Na zakończenie najlepsze zdjęcie, pokazujące jak dużym sukcesem dla naszego teamu jest 5 miejsce w drużynowej generalce. Wokół nas teamy mające po kilkadziesiąt osób, trzy pierwsze z kilkoma zawodnikami elity w składzie. A my?

Raptem dziewięć osób... ale za to z dobrym koksem i świetnie ubrani :p (foto by: Piotr Łabaziewicz)

UNIT MARTOMBIKE TEAM - JEST MOC!!!


Czas:
03:05:24
Check point1: 00:46:16 (47)
Check point2: 01:08:55 (79)
Check point3: 02:05:37 (46)
Check point4: 02:31:16 (46)
GIGA Open: 51/68
GIGA M3: 19/26
Strata: 0:36:08 (Grzegorz Grabarek)
DST: 65,09 km
Uphill: 587 m
AVG: 21,06 km/h
Vmax: 45,1 km/h
CADavg: 81 rpm
Garmin Connect
Sobota, 15 września 2018 Komentarze: 0
Dystans46.21 km
Teren45.00 km
Czas02:11
Podjazdy526 m
Uczestnicy
SprzętChińczyk
Vśrednia21.16 km/h
Vmax49.00 km/h
Tętnośr.173
Tętnomax186
Kalorie 2057 kcal
Temp.16.2 °C
Więcej danych
Pomysł na wyścig w Sławie pojawił się, gdy na fanpage'u organizatora przeczytałem o zaangażowaniu się dowódcy 4. Zielonogórskiego Pułku Przeciwlotniczego w przeprowadzenie zawodów w kategorii "żołnierz zawodowy". Żeby było mi łatwiej ;) wprowadzono trzy kategorie, w zależności od przynależności do korpusu: szeregowych, podoficerów lub oficerów. To spowodowało, że naszła mnie chęć, aby wskoczyć na pudło :)

Z dojazdem do Sławy było trochę kombinowania, bo w sobotę rano schodziłem ze służby i miałbym problem z dotarciem na czas, ale udało się dogadać z paroma osobami i wyjechałem z Wrocławia z odpowiednim zapasem czasu. Na miejscu szybkie odebranie pakietu, pogadanka ze spotkanym Jackiem oraz Pawłem i krótka rozgrzewka.

Wszystkich wojaków ustawiono w trzecim sektorze, wymiana paru spojrzeń i kilku zdań pozwoliła ocenić siłę przeciwników - z jednym z kolegów z pierwszego sektora u Kaczmarka może być ciężko, więc obieram odpowiednią taktykę i czekam na start. Ruszam mniej więcej z połowy trójki, natomiast kolega jest ustawiony prawie w samym czubie sektora. Już na pierwszych metrach wyprzedzam, gdzie tylko mogę. Na mniej więcej 2-3 kilometrze dochodzę uciekiniera z kategorii i nie czekając długo zostawiam jego grupę i rzucam się w samotną pogoń szóstki jadącej na czele naszego sektora. Najdłuższy odcinek na otwartej przestrzeni cisnę sam, ale to jedyna szansa na powodzenie tego dnia. Zgodnie z przewidywaniami na 8 kilometrze, gdy akurat zaczynają się techniczne single, wpadam na tyły dwójki. Wyprzedzam bokami, ile tylko się da, ale rzut oka do tyłu uświadamia mi, że grupka, której uciekałem, do nas dołączyła...  (foto by: Przemysław Listewnik)


Zabawa zaczyna się od nowa. Plan ucieczki się nie udał, więc trzeba wprowadzić w życie plan B, czyli jak najszybsze przebicie się do przodu i liczenie, że konkurencja zostanie przyblokowana. Generalnie plan działa, z jednym małym wyjątkiem... Kamilem z Sulechowa, oczywiście z mojej kategorii ;) Jedzie jak na holu około 50 metrów za mną. W nogach mam prawie 20 km ciągłej ucieczki a tu dupa. Chyba jednak muszę pożegnać się z pierwszym miejscem :p Po równej godzinie jazdy zostaję wyprzedzony. Początkowo łapię koło, ale po chwili puszczam. Nie mam szans z nim wygrać, a mogę dużo stracić, jeśli dopadnie mnie bomba. Przynajmniej mogę delektować się trasą, a jest czym. (foto by: Rafał Zimniewicz)


Dużo singli, rewelacyjne wąwozy, które pokonywaliśmy przejeżdżając z jednej ściany na drugą. Sztywne podjazdy i szybkie zjazdy, na których wykazuję się dobrą techniką i sporo wyprzedzam. Naprawdę super mi się jedzie, za co zostanę pochwalony na mecie przez osoby z wagonika, który uformowaliśmy. Owszem końcówka zaczyna mnie męczyć i ostatecznie odpadam od grupy, którą sam stworzyłem, ale naprawdę dużo pracowałem na jej czele. Biorąc pod uwagę, że tak naprawdę ścigałem się tylko z kilkoma osobami mogłem mieć gest dla innych uczestników i ich mocno pociągnąć ;) (foto by: Matylda Antoniewicz)


Zgodnie z wyliczeniami na mecie melduję się jako drugi oficer. Później okazuje się, że przed nami był jeszcze jeden szeregowy, ale oni mieli swoją kategorię. Do zwycięzcy kategorii tracę 4 minuty - tego dnia Kamil był po prostu lepszy - gratuluję mu przede wszystkim świetnej kontroli wyścigu - dobra robota!


Jestem bardzo zadowolony z formy w tym dniu. Mimo znikomej ilości treningów w ostatnich miesiącach, zajmuję dobre 36 miejsce open na 184 startujących. Czyżby należało zmienić przysłowie na "Żeby jeździć, nie musisz wcale jeździć"? ;)

Czas: 02:11:18
Check point1: 01:00:44 (58)
MEGA Open: 36/184 (2 DNF)
MEGA M3: 16/69
MON OFICER: 2/5
MON OPEN: 3/23
Strata: 0:17:13 (Mateusz Mróz)
DST: 46,21 km
Uphill: 526 m
AVG: 21,12 km/h
Vmax: 49,0 km/h
CADavg: 82 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 2 września 2018 Komentarze: 4
Dystans52.89 km
Teren50.00 km
Czas02:57
Podjazdy1042 m
SprzętChińczyk
Vśrednia17.93 km/h
Vmax50.80 km/h
Tętnośr.176
Tętnomax193
Kalorie 2584 kcal
Temp.18.6 °C
Więcej danych
Kolejny z cyklu maraton "u teściowej", więc przynajmniej się wysypiam w dniu startu ;) W domu rowery chwilowo służą za dekorację ścienną, więc cudów się nie spodziewałem :D Giga z góry odpuszczam, na wielkie ściganie na mega też pewnie braknie sił - w planach mam się świetnie bawić i mogę już teraz powiedzieć, że się udało ;) (foto by: Piotr Łabaziewicz)


Startuję z jedynki, co wcale mnie nie cieszy, bo już na starcie mam dwie minuty w plecy do Wojtasa i Jacka ;) Na teamowych koni (Krzycha i Grzegorza) nawet nie patrzę, bo to zupełnie inna liga. Od samego początku jadę bardzo asekuracyjnie, przynajmniej jeśli chodzi o szarżowanie siłami. Na takie starty muszę sobie ustawić na Garminie ekran, na którym będzie tylko tętno :) Na podjazdach zachowuję spokój, za to na zjazdach... :)

Mimo, że okolice Wzgórz Piastowskich zdołałem już całkiem dobrze poznać, m.in. jeżdżąc treningowo kaczmarkowe trasy z ubiegłych lat to w wielu miejscach jestem po raz pierwszy! Część singli powstała celowo pod ten maraton. W ogóle cała pętla (26 km) to wiecznie ciągnący się szerszy lub węższy singiel. Typowych leśnych autostrad nie było prawie wcale. Do tego jeden podjazd asfaltowy, na którym notabene prawie dostałem mleczkiem w twarz, bo koleś przede mną na coś najechał i odpalił niezłą mleczną fontannę :D Reszta trasy to mniej lub bardziej kręte single. Co najistotniejsze, organizatorzy odpuścili niepodjeżdżalne zielonogórskie ścianki, przez co całość dało się przejechać w siodle. To była jedna z najlepszych tras, na których dane mi było się ścigać! (nie licząc oczywiście tych prawdziwie górskich)

Skoro jestem już przy ściganiu... Patrząc na międzyczasy nawet nie było tragicznie. W sumie to przez większość trasy wyprzedziło mnie niewiele osób. Owszem, zdarzały się konie z dwójki (m.in. Jacek wziął mnie z taką różnicą prędkości, że nawet nie próbowałem łapać koła...), ale większość jechałem w otoczeniu tych samych osób. Na podjazdach zazwyczaj mnie dochodzili, jadąc w dół to ja odskakiwałem na parędziesiąt metrów. (foto by: Renata Tyc)


Dopiero ostatnie pół godziny było wyraźnie słabsze w moim wykonaniu. Wychodzi tutaj bardzo mała ilość jazdy w ostatnim czasie. Na singlu wzdłuż strumienia dochodzi mnie Wojtas, a po chwili wyprzedza. Już do końca jadę za nim w odległości około 10 sekund a za mną wloką się dwie osoby, które Wojtek przyciągnął ze sobą ;) Około 150 metrów przed metą zaczynam finisz, bo kątem oka zauważam Mateusza Dunajewskiego od Rybek. Niestety, mimo osiągnięcia absolutnego maksa tętna (193 uderzenia, daaaawno tyle nie miałem) przegrywam o długość koła. Plus dwie minuty oczywiście :p (foto by: fotomtb.pl & Piotr Łabaziewicz)






W podsumowaniu napiszę tylko, że świetnie się bawiłem. Nie było bomby (ta czekała na trzeciej pętli, na którą dzięki Bogu się nie skusiłem :p ) ani żadnych awarii (a tych akurat było bardzo dużo bo aż 38 z 210 startujących nie ukończyło dystansu mega). Drużyna spisała się na medal - zajęliśmy czwarte miejsce, dzięki czemu umacniamy się na piątej pozycji w generalce.

To był kawał dobrego MTB! :)

Czas: 02:57:15
Check point1: 00:29:33 (72)
Check point2: 01:07:37 (65)
Check point3: 01:55:37 (62)
Check point4: 02:36:50 (58)
MEGA Open: 72/210 (38 DNF)
MEGA M3: 32/77 (10 DNF)
Strata: 0:36:01 (Szczepan Paszek)
DST: 52,89 km
Uphill: 1042 m
AVG: 17,90 km/h
Vmax: 50,8 km/h
CADavg: 80 rpm
Garmin Connect
Niedziela, 8 lipca 2018 Komentarze: 1
Dystans81.81 km
Teren75.00 km
Czas03:36
Podjazdy618 m
SprzętChińczyk
Vśrednia22.73 km/h
Vmax49.70 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax187
Kalorie 2911 kcal
Temp.22.8 °C
Więcej danych
Co tu dużo pisać... Płasko i szybko, ale wcale nie łatwo. Na zawody dojeżdżam z naszym directeur sportif, bo w Zielonej Górze gościmy cały weekend. Czasu dużo, wszystko na luzie bo z domu mamy 20 minut. Takie lokalizacje to ja lubię :)
"Jedynka" wypchana po brzegi - podejrzewam, że co niektórzy zaczęli się ustawiać w sektorze dzień wcześniej...
Wokół sporo znajomych twarzy - stawka mocna, ale to przecież standard u Kaczmarka.

Początek idzie spoko. Na długiej dojazdówce bywają momenty, że brakuje tchu, ale raczej zyskuję niż tracę. W sumie w trakcie całej pierwszej pętli tak było. Ciągłe napieranie w grupie, odważne ucieczki i ich kasowanie. Staram się jechać aktywnie, żeby mieć choć parę pozytywnych wspomnień ;) Gdzieś w połowie gubię bidon, więc zaczynam oszczędzać izo. Żele opóźniają nadejście kryzysu. W sumie to do samego końca unikam klasycznej bomby.

Końcówkę pierwszej rundy przejeżdżam tuż za Barbarą Borowiecką. Niestety, powoli zaczynam słabnąć. Niby nie jest źle, ale wyścig o pietruszkę zaczyna być wyścigiem o przetrwanie. Kontrolując tętno po prostu jadę swoje, mimo wyprzedzających mnie zawodników. Nawet nie próbuję podejmować walki, bo wiem, że źle by się to skończyło. W ten sposób wyprzedza mnie m.in. Adrian borykający się tego dnia z wieloma problemami z rowerem. Jak się okazuje na drugiej pętli tracę w sumie 10 miejsc... (foto by: Janusz Zając)


Bidon "wypadnięty" na pierwszej rundzie okazuje się być pusty - smacznego dla osoby, która mi go opróżniła! ;) Na bufetach piję, ile się da, ale suszy mnie do samej mety. Ciekawe, czy Adriana też ;) Zanim jednak dojechałem do mety to prawie przeszarżowałem w piaszczystym wąwozie. Za pierwszym razem jechałem tuż za Baśką i nic nie widziałem, więc zjeżdżałem bardzo asekuracyjnie. Za to na drugiej rundzie byłem sam, więc całkowicie puściłem klamki. Uff, dobrze, że tym razem się udało... ;) (foto by: Piotr Łabaziewicz)


Dojazd do mety minął bez większych emocji. Przede mną majaczył Adrian z kimś tam jeszcze, za mną pustki. Mostek podjechany, później tylko odebranie medalu i arbuzowa wyżerka :) Miejsce indywidualne nie cieszy, strata do teamowych koni ogromna (do Krzycha 24:19 min., do Grześka 23:13 min.), ale punkty do drużynówki są, dzięki czemu umacniamy się na PIĄTEJ POZYCJI!!! Nieraz przechodzi mi przez głowę, aby przerzucić się na mega/mini, ale z drugiej strony ktoś przecież musi zamykać stawkę ;) Zresztą, czasem dobrze się upodlić :p

Czas: 03:36:00
Check point1: 00:32:55 (45)
Check point2: 01:13:49 (41)
Check point3: 02:42:11 (48)
GIGA Open: 51/60 (3 DNF)
GIGA M3: 15/17 (1 DNF)
Strata: 0:45:17 (Andrzej Kaiser)
DST: 81,81 km
Uphill: 618 m
AVG: 22,73 km/h
Vmax: 49,7 km/h
CADavg: 83 rpm
Garmin Connect
Sobota, 16 czerwca 2018 Komentarze: 0
Dystans31.71 km
Teren30.00 km
Czas01:39
Podjazdy592 m
SprzętChińczyk
Vśrednia19.22 km/h
Vmax49.10 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax185
Kalorie 1548 kcal
Temp.24.8 °C
Więcej danych
Wyścigu o Puchar Wójta Gminy Wisznia Mała - klasyczny ogór, w sam raz do ogolenia :)
Dojazd z rodziną na miejsce startu, rzut oka na koszulki zawodników i już jest pewne, że nagrody pieniężne open są rozdane. Zostaje mi walka o podium w kategorii. Ruszam z drugiej linii, nie pcham się na czoło grupy, ale jadę gdzieś na 7-8 miejscu open i 2 w M3 (foto by: OKSiR Wisznia Mała)


Po wjeździe w las czub przyspiesza i zostaję tam, gdzie byłem. Trasa początkowo bardzo łatwa, ale dość pagórkowata. Pierwsza sekcja XC fajna, jednak bez jakichkolwiek trudności technicznych. Pod jej koniec, na wyjściu z zakrętu, zbyt mocno staję na pedałach w czasie zmiany biegu i łańcuch nie wytrzymuje (foto by: OKSiR Wisznia Mała)


Jestem pewien, że mam ze sobą spinkę, ale jednak nie... Wkurw jest spory i mam dość ścigania tego dnia.

Patrząc na licznik wydaje mi się, że jestem blisko mety (pierwszej pętli), więc myślę sobie - podbiegnę na metę i tam zastanowię się, co dalej. No i tak sobie biegnę, gdy zaczynają mnie mijać kolejni zawodnicy. Po pewnym czasie mety nadal nie widzę, więc decyduję się na skuwanie łańcucha na trasie. Pierwsza próba nieudana, bo w pośpiechu za mocno wybijam pin. Za drugim razem się udało, więc zaczynam gonić. A jest kogo, bo wyprzedziło mnie sporo osób. Wpadam jeszcze w jedyną kałużę na trasie i ubłocony cisnę przez drugą sekcję XC, równie łatwą, jak pierwsza. Zaczynam kogoś tam wyprzedzać, więc stwierdzam, że jednak pocisnę drugą rundę.

Drugą rundę przejeżdżam z siódmym czasem, fajne są komentarze wyprzedzanych - "Szybko się pozbierałeś, dawaj, dawaj!", "Aaaa... Ty z tych szybkich jesteś! Ciśnij!" :) itd. Na mecie okazuje się, że jestem 4 w kategorii, więc tylko wciągnęliśmy kiełbaskę z Atosem, wypiłem piwko (dawali w pakiecie! :) i żona odwiozła mnie do domu :D

To byłby koniec wiszniowskiego ogóra, ale wieczorem licząc, ile straciłem na zabawach z łańcuchem, zauważam to:


Koleś będący drugi w M3 dwukrotnie skraca trasę, co daje mu około 1:30 minuty zysku. Mi to bez różnicy, bo na łańcuchu straciłem ponad siedem, ale koleś będący trzeci mniej więcej tyle tracił do drugiego miejsca. Zgłosiłem to organizatorom i po prawie tygodniu obrad stwierdzili w sumie nie wiem co, ale kazali mi przyjechać po dyplom i jakiś upominek. Czyli chyba jednak go zdyskwalifikowali (ponoć tłumaczył się, że nie zauważył skrętu, choć z pierwszym razem był raptem 7 sekund za mną :D ).

Taki to był ważny ogór, że niektórzy aż skracali trasę!!!  :D

Czas: 01:47:50 (czas ruchu wg Garmina 01:39:45...)
Pierwsza pętla: 00:57:26
Druga pętla: 00:50:24
Open: 13 lub 14/41
M3: 3 lub 4/13
Strata: 0:25:33 (Jakub Kowalczyk)
DST: 31,71 km
Uphill: 592 m
AVG: 19,1 km/h
Vmax: 49,1 km/h
CADavg: 82 rpm
Garmin Connect

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".

94692.43

KILOMETRÓW NA BLOGU

25484.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.35 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

180d 01h 04m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
  • Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)

  • Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
  • Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
  • Koła DT Swiss Gravel LN
  • Opony Tufo Thundero HD 40C

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460