Objechanie strzelińskich singli to jeden z planów na ten sezon. Cieszy, że udało się go zrealizować. Będzie krótko - chyba najfajniejsza miejscówka na MTB w pobliżu Wrocławia! Początkowo przejechałem większość trasy tegorocznego maratonu, a mając jeszcze sporo czasu do powrotnego pociągu pobawiłem się już tylko na oficjalnych singlach S1, S2, S3 oraz S4. Single bajka - fajne bandy, hopki zachęcające do skakania - fun'u miałem co niemiara. Na pewno do powtórzenia!
Dziś trasa krótsza i łatwiejsza, ponieważ trzeba wracać do domu... Zaczynamy od singlowej zabawy na pętli Międzygórze przeplatanej zagruzowanymi szutrówkami ;) Dalej przerzucamy się na asfalt, który jest niewiele lepszy od tych szutrówek. Druga część trasy to dużo lepsze podłoże i dużo fajniejsze podjazdy... Nawet kilka pucharków TOP10 na Stravie powpadało, więc chyba nikt tamtędy nie jeździ :D
Piękny dzień spędzony w górach. I choć pogoda momentami płatała figle bawiliśmy się przednio. Dużo pogawędek, kilka sprintów i sporo kamieni... Trasa nie do końca gravelowa, ale wcale nam to nie przeszkadzało. Podjazdy nie za krótkie i nie za płaskie, czyli takie, jakie być powinny :D Zjazdy mocno upierdliwe, ale jak widać - da się na szutrówce polatać po kamieniach :p Połowa trasy w Czechach, więc był czas i na piwo, i na Kofolę :) Mógłbym tak co tydzień! :)
Ok, było kilka szutrów premium, ale szczerze przyznam, że myślałem, że będzie ich więcej, zwłaszcza, że Jeseniky są często nazywane gravelową mekką.
Za to wpadło trochę kolarstwa łąkowego :D
Na koniec najważniejsze, czyli wyborowe towarzystwo - Wojtas.
Oj, zdecydowanie do powtórki! PKP do Sobótki, pętla wokół Ślęży i powrót dzisiejszą trasą, czyli szlakami bielika oraz bobra prowadzącymi w Dolinie Bystrzycy - plan na weekend idealny! :) Jedyne, co bym odpuścił, to teren w Masywie Ślęży na gravelu, bo to zdecydowanie nie ten typ roweru ;)
Zgodnie z wczorajszym - zaczynamy od zwiedzania "na nóżkach". Na pierwszy ogień idzie Ostrzyca, czyli stary nek wulkaniczny niedaleko Złotoryi.
Kolejny punkt wycieczki - Organy Wielisławskie. Pogoda piękna, widoczki również. Podoba się całej ekipie :)
Pospacerowane, więc trzeba coś pojeździć. Powrót rowerem do Wro zająłby sporo czasu, więc wybrałem drugą opcję - przebijam się przez Przedgórze Sudeckie do Świebodzic i tam łapię kolejkę do Wrocławia. To był świetny pomysł!!! Już po 7 kilometrach mały przerywnik, czyli dwa single - "Pod Grzybkami" oraz "Dwa Wąwozy" wchodzące w skład Kaczawskich singli. Są jednymi z najłatwiejszych, więc idealnie podeszły pod szutrówkę :) Naprawdę mi się podobało :)
Dalej zaczyna się jazda przez zapomniane sudeckie wsie. Mega, mógłbym tak całymi dniami! Trochę asfaltu, trochę gruntówek. Kilka miejsc z kapitalnymi widokami. Zresztą - patrzcie sami!
Wisienka na torcie to zjazd z Bolkowa przez Wolbromek. Uśmiech na zdjęciu wcale nie jest pozowany :) Chcę znowu!!!
Za Dobromierzem robi się już spokojniej (i trochę ciemniej, bo zaszło słońce). Nie powiem, nogi czułem, a tu jeszcze podjazd przez Cieszów... Wymęczony, ale za to zakończony szybkim zjazdem do Świebodzic. Tam poszukiwanie otwartego sklepu lub stacji i myk na dworzec. To był świetny dzień spędzony w ukochanych górach :) Kiedy powtórka?
Krótki pobyt w Wojcieszowie, więc nie mogłem odpuścić sobie zapakowania rowerka do bagażnika. Całą noc padało, ale na mój przyjazd zrobiło się tak!
Dzień wcześniej szybki research okolicy i już wiem - jadę na Kaczawskie Single, a dokładniej na Dłużek, bo najbliżej.
Zanim jednak wjeżdżam na singiel robię dodatkową pętlę przez Mysłów, co pozwala się dobrze rozgrzać. Początek singla jest mocno rozjechany przez ścinkę drzew, za to dalsza część podjazdowa jest utrzymana w bardzo dobrym stanie i mimo sporych opadów deszczu w nocy dość przyczepna.
Choć momentami Dłużek się dłuży, widoki wynagradzają to z nawiązką :)
Na wieży widokowej to już w ogóle rewelacja!
Było pod górę, więc teraz będzie w dół. Niestety, tutaj spore rozczarowanie, bo o ile odcinek podjazdowy był odgarnięty z liści, tak na zjeździe w ogóle nie było widać podłoża. To powoduje, że zjeżdżam bardzo zachowawczo. Nie żebym narzekał, ale żadnego flow to ja nie poczułem (czytając internety to na Dłużku ogólnie z tym kiepsko...). Po zjechaniu do Wojcieszowa funduję sobie jeszcze małą pętlę przez Podgórki i zbocza Barańca. Oj, co to był za podjazd!!! Miejscami dobrze ponad 20%. Niewiele brakowało, a musiałbym butować. Na szczęście przełożenie 26x42 dało radę :)
PS Z tą przyczepnością na podjeździe Dłużka to nie do końca prawda... Na jedynym mostku na trasie walnąłem taką glebę, że ho ho. Najlepsze, że w myślach sobie powiedziałem, że może być ślisko, więc trochę zwolnię. To jednak nie pomogło, bo było tak ślisko, że ledwo się podniosłem po glebie. Najważniejsze, że obyło się bez strat :)
Prognozy pogody na popołudnie nie wyglądały obiecująco, więc po porannej owsiance od razu wskoczyłem na szosę (przez ponad godzinę nie mogłem się rozruszać, taki byłem ociężały po śniadaniu). Miałem kilka pomysłów, w którą stronę jechać, ale ostatecznie wybrałem trasę, która zawsze się sprawdza - Ślęża! (a raczej Tąpadła, bo wjechać na szczyt szosą byłoby ciężko ;) ) Żeby nie było zbyt monotonnie dodatkowo dorzuciłem Mietków i Dolinę Bystrzycy.
Wyjazd super, mały ruch, wiatr sprzyjający. Jedyne co przeszkadzało to wilgotność powietrza, przy której pot pod kaskiem w ogóle nie schnie. W takich sytuacjach czapeczka ratuje sytuację - pot nie zalewa oczu, tylko radośnie kapie sobie z daszka na nos lub ramę - na cięższych podjazdach z częstotliwością jednego herca :D Ciekawe, czy wypite 2,5 litra płynów pokryło tą stratę... ;)
Jakie są single, każdy wie (a jeśli nie, to natychmiast trzeba to nadrobić!). Tym razem wybrałem się w okolice Siennej, żeby zjechać to, co na południe od Puchaczówki. Jak było? Jak zawsze super, choć końcówka dała mi popalić, ale po kolei:
- Pętla pod Śnieżnikiem - czerwona faktycznie bardzo łatwa; niebieska - nowa część jest po prostu zajebista z mega flow, dużą ilością małych hopek i świetnymi bandami (w końcu wiem, jak się to jeździ!) zdecydowanie do powtórzenia, nawet z dziećmi!
- Pętla Ostoja - na korzeniastej czerwonej zaliczyłem małą katapultę z rowerka, niebieska też spoko, bo w końcu jakieś techniczne sekcje z kamieniami się pojawiły.
- Pętla Jodłów - początek czerwonej fajny, bo szybki z niezłym flow, niebieska najpierw ciekawy przelot szutrem z ładnymi widoczkami, później asfaltowa ściana do podjechania...
- Pętla Międzygórze - celowo zostawiłem na koniec, choć od niej zaczynałem; część czerwona zjazdowa spoko, ale byłem nierozgrzany (a przede wszystkim nierozjeżdżony), więc bez super wrażeń; część niebieska urozmaicona m.in. kawałkami szutru oraz momentami dość widokowa; niestety źle rozplanowałem bufety na trasie i ostatnie pięć kilometrów umierałem, dawno takiej bomby nie zaliczyłem. Uratowały mnie maliny, które jadłem prosto z krzaków chyba z 15 minut (swoją drogą nigdy tylu malin nie widziałem...). Jak do tej pory najciekawsza pętla, bo są na niej i single, i górskie widoczki, i trochę szutrowej wspinaczki, ale też szybki asfalt w dół. Na pewno do powtórzenia, ale raczej w innym układzie, czyli np. auto w Międzygórzu, zacząć od podjazdów, dalej pętla Stronie, zjazd do Międzygórza, bufet i dopiero dalej w dół w kierunku Jodłowa. W końcu uczymy się na błędach, nie? :)
EPOregeneracja w najpiękniejszej formie! :) Po wczorajszym skrwawieniu, coś trzeba było zrobić z wolnym dniem, więc wypróbowałem nowe-stare połączenie PKP, czyli Wrocław-Świdnica remontowaną kilka lat linią kolejową. Dojazd do Sobótki przebiegł bardzo spoko i o 8:15 zacząłem zabawę. Najpierw rozgrzewka pod Tąpadła i później najnudniejszy odcinek, czyli teleportacja do Bielawy. Tam dwie drożdżówki i jazda! Podjazd pod Przełęcz Woliborską nieźle mnie umęczył - czuję, że czerwonych krwinek jakby mniej :p Kolejna przełęcz, czyli Jugowska weszła już duuużo łatwiej (bo od Jugowa jest łatwa :p ).
Zjazd do Pieszyc super, ale z powodu miejscami wysypanego piachu, momentami robiło mi się ciepło... Za to podjazd pod Przełęcz Walimską (no dobra, nie pod samą przełęcz, bo kilometr przed nią skręcałem w prawo) rozgrzał mnie już całkowicie :) Od skrętu na Modlęcin było już tylko w dół przez moją ulubioną wiochę, czyli Glinno :) Zaczynam coraz częściej myśleć o działeczce w tym miejscu. Czy nie super by było poranną kawkę spijać z takim widokiem?
Zjazd przez Michałkową do Lubachowa, jak zawsze spoko, choć raz było blisko, gdy z przeciwka wyskoczyło zdezelowane Audi... Nad Jeziorem Lubachowskim kompletne pustki - takie lubię je najbardziej! :)
Dalszy dojazd do Świdnicy szybko i sprawnie. Na dworcu melduję się ponad godzinę przed odjazdem pociągu, więc czemu by nie skoczyć w tym czasie do Sobótki i tam wsiąść w ten sam pociąg? Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Były odcinki z wiatrem w dziób, gdzie zaczynałem żałować tego pomysłu, ale ostatecznie fajnie było dopiąć pętlę z drugiej strony Ślęży! :)
Piękne rozpoczęcie nowego roku - temperatura iście wiosenna, dobre i bardzo dobre asfalty, zimne piwko, smaczna kawa i wyborowe towarzystwo. Tak można żyć!
Trasa: Struga - Lubomin - Jabłów - Gorce - Nowy Lesieniec - Kuźnice Południowe - Unisław Śląski - Rybnica Leśna - Andrzejówka (780 m n.p.m.) - Rybnica Leśna - Rybnica Mała - Grzmiąca - Jedlina-Zdrój - Jugowice - Zagórze Śląskie - Lubachów - Złoty Las - Modliszów - Stary Julianów - Podzamcze - Struga
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła DT Swiss Gravel LN
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)