droga jest celem

Wpisy archiwalne w kategorii

Foto

Dystans całkowity:64463.43 km (w terenie 21073.00 km; 32.69%)
Czas w ruchu:2925:08
Średnia prędkość:22.16 km/h
Maksymalna prędkość:73.30 km/h
Suma podjazdów:307909 m
Maks. tętno maksymalne:210 (116 %)
Maks. tętno średnie:188 (102 %)
Suma kalorii:1393843 kcal
Liczba aktywności:1091
Średnio na aktywność:59.69 km i 2h 41m
Więcej statystyk
Sobota, 2 sierpnia 2008 Komentarze: 3
Dystans43.47 km
Teren15.00 km
Czas02:30
SprzętLawinka
Vśrednia17.39 km/h
Vmax56.10 km/h
Więcej danych
2008 Czarny Wałbrzych
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Dzień piąty
Dzień szósty

Dom - PKP Poznań Główny - (235 km) - PKP Wałbrzych - Struga - Zamek Książ - Podzamcze - Struga

Zaczęło się od sprawdzenia działania hamulca awaryjnego w PKP bo maszynista ruszył, gdy jeszcze nie wszyscy rowerzyści wysiedli. Nawet oni na nas polują!
Po obiadku u dudy i popołudniowej drzemce spokojnym tempem wybraliśmy się do Zamku Książ, gdzie zrobiliśmy parę fotek.







W okolicznych lasach czekało nas parę podjazdów i zjazdów. Na kamieniach kilka razy zablokowałem przednie koło, czego efektem jest całkiem wysoki Vmax (316.5 km/h ;-)


2008 Czarny Wałbrzych
Kolejny dzień --->
Niedziela, 27 lipca 2008 Komentarze: 25
Dystans62.30 km
Teren35.00 km
Czas04:06
SprzętLawinka
Vśrednia15.20 km/h
Vmax62.30 km/h
Więcej danych
2008 Odrodzenie w Szklarskiej
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci

"U Rumcajsa" - Szklarska Poręba - Wodospad Szklarki - Trzy Jawory (665 m n.p.m.) - Droga pod Reglami - Przesieka - Złoty Widok (610 m n.p.m.) - Przełęcz Karkonoska (1198 m n.p.m.) - Schronisko PTTK "Odrodzenie" (1238 m n.p.m.) - Przesieka - Podgórzyn - Droga pod Reglami - Szklarska Poręba - "U Rumcajsa" - PKP Szklarska Poręba

Na początek link do stronki, którą warto odwiedzić...
Opis na stronie www.genetyk.com

Zaczęło się niewinnie. Kierunek: Przesieka, czas: ograniczony, gdyż o 20.37 mam pociąg do Poznania.


Po drodze mijamy Wodospad Szklarki, ludzi co nie miara a do tego Jan wylatuje przez kierownicę, wgnieciony kask, zdarte udo, ale jedziemy dalej szlakiem ER-2 (Droga pod Reglami).


Po licznych zjazdach i podjazdach lądujemy w Przeciece. Zaczynamy podjazd z wysokości około 400 m n.p.m. Na Złotym Widoku (610 m n.p.m.) zatrzymujemy się przy sklepie, chwila relaksu i decyzja:

Jedziemy na Przełęcz Karkonoską!

Podjazd prezentuje się następująco… Można o nim poczytać na stronie zlinkowanej na górze.
(Autor profilu: Michał Książkiewicz michalzwielkopolski@interia.p)


Wkleję teraz kilka zdjęć z podjazdu, ale nie oddają one tego, co czeka nas w rzeczywistości. Momentami ma się wrażenie, że jedziemy pod ścianę! Nachylenie rzędu 30% to nie żarty. W pewnym miejscu, na przełożeniu 22T z przodu i 28T z tyłu, miałem problem, aby podjechać na stojąco! Zmęczenie jest po prostu koszmarne. Był moment, że chciałem zrobić przerwę. Na szczęście nie jechałem sam, dzięki czemu znalazłem jeszcze trochę sił, aby wspiąć się na szczyt bez wypięcia z pedałów. Ostatni odcinek, czyli od Złotego Widoku do Schroniska „Odrodzenie”, to 628 metrów przewyższenia na odcinku około 6 km. Radzę każdemu spróbować swoich sił na tym podjeździe!












Tutaj już ostatni odcinek, wypłaszczenie. Uczucie jest niesamowite – dopiero w takich momentach człowiek dowiaduje się na co go stać. Niemożliwe staje się możliwe! :-) Razem z Janem w pełnym słońcu, przy dopingu pieszych turystów wjechaliśmy na Przełęcz Karkonoską bez przerw na „jagody i inne leśne historie” ;-) Jeszcze większe gratulacje należą się Tomkowi, który mimo kilku przerw wjechał na Przełęcz na swoim ciężkim fullu! Ten dzień na długo pozostanie w mojej (a może raczej NASZEJ) pamięci.






Na górze czekały na nas piękne widoki.


Zdobywcy…


I chyba najlepsza fotka z całego wyjazdu. Zwłaszcza, że kryją się za nią litry wylanego potu, okropny ból mięśni, ale również śmiech podczas czytania napisów na trasie podjazdu, pełne niedowierzania spojrzenia piechurów czy przyjacielska atmosfera wśród kolarzy, których spotkaliśmy na szczycie :-)


Na koniec przyszedł czas na trochę fotek „w ruchu”.


Wjazd to tylko połowa sukcesu. Trzeba jeszcze zjechać na dół… Asfalt niestety nie jest pierwszej jakości, nachylenie powoduje, że bez problemu osiąga się niesamowite prędkości (Tomek sunął 75.1 km/h, a nie jest to szczyt tego, co można tam osiągnąć…). Razem z Janem nie mieliśmy ochoty na tak szaleńczą jazdę, zwłaszcza, że mamy V-ki w rowerach. Podczas zjazdu zatrzymywaliśmy się trzy razy, by chłodzić obręcze… Wystrzelenie dętki na takim zjeździe to nie przelewki… Na szczęście bez większych przygód zjechaliśmy do Podgórzyna, skąd er-dwójką wróciliśmy do Szklarskiej Poręby.


Chłopaki po solarce ;-)


Niestety to był ostatni dzień mojego pobytu w Szklarskiej Porębie. Długo będę wspominał ten wypad. Było po prostu MEGA!
Janie, Tomku - dzięki za towarzystwo!!!


2008 Odrodzenie w Szklarskiej
<--- Poprzedni dzień
Sobota, 26 lipca 2008 Komentarze: 2
Dystans74.76 km
Teren40.00 km
Czas05:01
SprzętLawinka
Vśrednia14.90 km/h
Vmax65.80 km/h
Więcej danych
2008 Odrodzenie w Szklarskiej
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci

"U Rumcajsa" - Wysoki Kamień (1058 m n.p.m.) - Zwalisko (1047 m n.p.m.) - Izerskie Garby (1084 m n.p.m.) - Wysoka Kopa (1126 m n.p.m.) - Sine Skałki (1122 m n.p.m.) - Przełęcz pod Wielką Młaką - Mokra Przełęcz (940 m n.p.m.) - Świeradowiec (1002 m n.p.m.) - Schronisko PTTK "Na Stogu Izerskim" - Stóg Izerski (1108 m n.p.m.) - Łącznik (1066 m n.p.m.) - Smrek (1124 m n.p.m.) - Jizerka - Schronisko PTTK "Chatka Górzystów" - Konna ścieżka - Rozdroże pod Cichą Równią (943 m n.p.m.) - Szklarska Droga - Kopalnia Kwarcu "Stanisław" - Szklarska Poręba - "U Rumcajsa"

Nadszedł kolejny dzień, tym razem z pięknym słońcem na niebie. Szybkie śniadanie i jesteśmy gotowi do drogi.


Na początku rozgrzewka, czyli podjazd z wysokości około 650 m n.p.m. na Wysoki Kamień (1058 m n.p.m.). Końcówka była na tyle stroma i do tego pokryta kamieniami, że trzeba było pokonać ją z buta. To chyba jedyny podjazd, którego nie podjechaliśmy (nie liczę schodów itp.). Na szczycie spotkanie z grupką turystów aus Deutschland ;-)


Następna sesja fotograficzna przypadła na terenie Kopalni Kwarcu „Stanisław”.


Wielki Kanion w Kolorado?!




Gdzieś tam sobie jedziemy…


No i dojechaliśmy, za nami Wysoka Kopa (1126 m n.p.m.), przed nami piękny widok na Stóg Izerski z Sinych Skałek (1122 m n.p.m.) (bendus, dzięki za zwrócenie uwagi, na wcześniejszy błąd ;).


Skoro jesteśmy na górze to wypadałoby zjechać… Na początku Tomek, prędkość około 60 km/h :-)


Jan tradycyjnie trochę wolniej… (swoją siłę pokazuje za to na podjazdach ;-)


Na zakończenie ja. Niestety byłem tak szybki, że aparat nie zdążył mnie złapać ;p


Jak się okazało Tomek po drodze rozjechał jednego „węża” ;-)


Gdy „ukąszenia węża” zostały załatane ruszyliśmy w kierunku Stogu Izerskiego. Po drodze udało nam się m.in. potaplać w błocie kawałek za Mokrą Przełęczą (chyba już wiem, skąd ta nazwa…) oraz spotkać znajomych z Poznania.


To co tygryski kochają najbardziej – trudne techniczne podjazdy :D




Widoczki ze Schroniska Turystycznego "Na Stogu Izerskim".




Dalej czekał na nas podjazd na Smrek (1124 m n.p.m.). Udało się nam wyprzedzić m.in. „czeski peleton” ;-)
Widok na nasze trzy maszyny :-)


Nie przeszkadzać! Podziwiamy…


Ciąża bez alkoholu ;p


Ze Smreka zjazd na stronę czeską. Jak zwykle na zjazdach – działo się! Później kręciliśmy się po czeskich asfaltach, aż dotarliśmy do Jizerki. Następnie wracaliśmy na polską stronę. W międzyczasie udało mi się wykonać „lot boczny” przez mostek i kierownicę, gdzie, jak się później okazało zgubiłem tylną lampkę. Paręnaście metrów dalej mój pierwszy „snejk”. To był dla mnie pechowy, czeski odcinek. Na szczęście widać granicę państwa ;-)




Chwila lansu nad Izerą: Tomek, ja oraz Jan.






Schronisko „Chatka Górzystów” z trochę innej perspektywy.


Co zamówiliśmy? Pytanie… Oczywiście, że naleśniki ;-)


Po posiłku skierowaliśmy się niebieskim szlakiem w stronę Rozdroża pod Cichą Równią. Tzw. konna ścieżka kryła w sobie wiele niespodzianek, m.in. kałuże błota tak głębokie, że ledwo było widać kasetę zębatek :D
Z Rozdroża wspięliśmy się po raz kolejny do kopalni kwarcu, skąd skierowaliśmy się w dół do Szklarskiej Poręby. Na zjeździe złapałem drugiego już tego dnia „snejka”. A wszystko przez to, że wcześniej nie chciało mi się mocno pompować koła…
Na stacji w Szklarskiej musiałem załatać to i owo… Aż mi się łatki skończyły ;-)


Tym oto sposobem zakończyliśmy drugi dzień pobytu w Izerach.
Piękna pogoda, męczące podjazdy, szybkie zjazdy, niespodzianki na szlakach, czego chcieć więcej od życia? ;-)


2008 Odrodzenie w Szklarskiej
<--- Poprzedni dzień --- Kolejny dzień --->
Piątek, 25 lipca 2008 Komentarze: 1
Dystans87.15 km
Teren50.00 km
Czas04:52
SprzętLawinka
Vśrednia17.91 km/h
Vmax71.00 km/h
Więcej danych
2008 Odrodzenie w Szklarskiej
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci

Dom - PKP Poznań Główny - (323 km) - PKP Szklarska Poręba - "U Rumcajsa" - Polana Jakuszycka - Rozdroże pod Cichą Równią (943 m n.p.m.) - Szklarska Droga - Schronisko PTTK "Orle" - Schronisko PTTK "Chatka Górzystów" - Świeradowiec (1002 m n.p.m.) - Świeradów Zdrój - Sępia Góra (828 m n.p.m.) - Płókowy Mostek - Górzyniec - Piechowice - Szklarska Poręba - "U Rumcajsa"

Zaczęło się od dojazdu na PKP. Z powodu plecaka turystycznego nie mogłem jechać w kasku - dziwne uczucie ;-)
Po nocy spędzonej w (o dziwo!) całkiem niezłych warunkach dotarliśmy do celu, czyli Szklarskiej Poręby. Nasze świeżo umyte, pachnące oliwką rowery jeszcze nie wiedziały co je czeka...


Już pierwszego dnia, po nieprzespanej nocy wybraliśmy się w góry. Początek miał być lajtowy… Spokojnym tempem dojechaliśmy do Rozdroża pod Cichą Równią, skąd polecieliśmy (dosłownie…) do Schroniska Turystycznego „Orle”. Był to jeden z najszybszych terenowych zjazdów w czasie całego wypadu. W pewnym momencie pomyślałem, że wypadałoby zwolnić. I co zrobiłem? Przyhamowałem do 45 km/h. A zaznaczę, że droga nie była tam równa… W ten sposób w krótkim czasie dotarliśmy na "Orle".


Schronisko w pełnej krasie.


Wzdłuż rzeki Izery pojechaliśmy do następnego schroniska na naszej drodze, „Chatki Górzystów”.


Na miejscu TRZEBA spróbować naleśników z jagodami i serem! Są wyśmienite!


Schronisko również z zewnątrz jest bardzo przytulne.


Szkoda tylko, że pogoda tego dnia nas nie rozpieszczała…


Teraz następuje przerwa w fotorelacji. Najpierw był kawałek podjazdu na Świeradowiec (1002 m n.p.m.) a następnie mega szybki asfaltowy zjazd do Świeradowa-Zdrój. To tam udało mi się wykręcić nowy rekord szybkości, czyli 71.0 km/h. Pod koniec musiałem jednak zwolnić, gdyż poczułem zapach palonej gumy… Chyba troszkę mi się klocki zgrzały ;-) Po kilkunastu minutach kręcenia się po Świeradowie wypadało znowu gdzieś podjechać :D Wybór padł na Sępią Górę (828 m n.p.m.). Muszę powiedzieć, że końcówka podjazdu była chyba najgorszym odcinkiem tego dnia.
A tutaj już na szczycie.


Zamyślony KikapuRider.


Po chwili odpoczynku ruszyliśmy w dalszą drogę. Co jakiś czas trzeba było jednak się zatrzymać ;-)


Kolejny przystanek raczej nie był planowany. Na bardzo szybkim zjeździe zielonym szlakiem do Górzyńca, przy prędkości około 50 km/h, pszczoła wpadła mi do kasku i oczywiście mnie upi… użądliła. Dzięki Bogu udało mi się bezpiecznie zatrzymać, Jan wyciągnął żądło, a Tomek poczęstował wodą w celu rozpuszczenia wapna, które miałem przyszykowane właśnie na takie okazje. Z Górzyńca udaliśmy się do Piechowic, a następnie już asfaltem do Szklarskiej Poręby a dokładniej to do ”Rumcajsa”.

Pierwszy dzień upłynął pod znakiem szaleńczych zjazdów, choć wcale nie oznacza to, że w ciągu kolejnych dni rowery sprowadzaliśmy z gór… ;-)


2008 Odrodzenie w Szklarskiej
Kolejny dzień --->
Poniedziałek, 21 lipca 2008 Komentarze: 2
Dystans47.64 km
Teren20.00 km
Czas02:29
SprzętLawinka
Vśrednia19.18 km/h
Vmax50.10 km/h
Więcej danych
Dom - Apteka - Cytadela - Dom - Janikowo - Wierzenica - ... - Janikowo - Dom

cz.1
Tradycyjnie już po praktykach na Cytadelę. A tam dwie warte zapamiętania sytuacje.
Pierwsza - wjechałem w drzewo ;p Jakiś palant przewrócił niewielkie drzewko tak, że jego pień mający około 5 cm średnicy znajdował się akurat na wysokości mojej klatki piersiowej. Problem w tym, że nie było go widać, gdyż było to za zakrętem. No więc w nie wpadłem ;-)
Druga - w końcu udało mi się wjechać na Amfiteatr. Wiedziałem, że to wina opon ;-)

Po kilkunastu minutach ostrej jazdy wpadłem do dudy załatać mu dętkę... Jak myślicie, na jaką kwotę wystawić rachunek? ;p

cz.2
Nie wiem od czego zacząć... Miał do mnie wpaść dzisiaj Grapler, ale z pewnych powodów nie doszło do spotkania. No więc wyciągnąłem Sergio oraz Elsnera na rower... W planach była rundka po okolicy. Dojechaliśmy m.in. do Wierzenicy, gdzie skręciliśmy w prawo. Jest tam krótki, asfaltowy zjazd o 8% nachyleniu. Ja miałem tam około 50 km/h na liczniku, chłopaki pewnie z 5-10 km/h mniej. Najgorsze jest to, że mniej więcej w połowie zjazdu jest zakręt 90* w prawo. Tuż przed nim mocno zwolniłem i przejechałem bez problemu, Sergio ponoć musiał lekko uciekać na zewnętrzną, ale też dał radę... Za to Elsner zarzucił podczas hamowania tyłem, gdyż na asfalcie leżało trochę piachu... Odwróciłem się w momencie, gdy usłyszałem, że coś się za mną dzieje. Zobaczyłem Roberta dosłownie wylatującego z roweru... Głową do przodu... Na szczęście zatrzymał się około 2 m przed przydrożnymi drzewami. Nie chcę wiedzieć co by było gdyby jechał 10 km/h szybciej... A jeździ bez kasku... Jeszcze... W sumie skończyło się "tylko" na pozdzieranych dłoniach, łokciach, plecach... To był koniec rundki na dzisiaj - spokojnie wróciliśmy na osiedle. Odstawiliśmy naszego "pechowca" (a raczej "szczęśliwca") do domu i sami pojechaliśmy do pobliskiego lasu na relaksujące piwko ;-) Posiedzieliśmy trochę i spokojnie zaczęliśmy wracać do domu. W pewnym momencie słyszę: "Teeeeeeeej!!!". Oglądam się za siebie, a Sergio leży na glebie :D


Okazało się, że złapał go skurcz uda akurat w momencie, gdy przednie koło zaczęło zakopywać się w piachu. Jedyne co mu pozostało to grzecznie wylądować na ściółce ;-) Na szczęście tym razem mieliśmy niezły ubaw z wywrotki jednego z nas :D Wracając do domu pożyczyłem klucz do kasety, więc od jutra mój rower wzbogaci się o kolejne nowe części.
Na koniec powiem tylko, że chyba powinniśmy dzisiaj zmówić "zdrowaśkę" za to, że o własnych siłach WSZYSCY wróciliśmy do domu. Cały czas mam przed oczami widok kumpla lecącego wprost na drzewa...
Sobota, 5 lipca 2008 Komentarze: 16
Dystans237.17 km
Teren60.00 km
Czas10:39
SprzętLawinka
Vśrednia22.27 km/h
Vmax58.00 km/h
Więcej danych
Dom - PKP Poznań Główny - (146 km) - PKP Okonek - Chwalimie – elektrownia Podgaje – Osówka – Tarnówka – Plecemin – Skórka - Płotki - Piła - Kotuń – Stobno – Kępa – Łomnica – Kochanówka - Trzcianka - Teresin – Radolin – Radolinek - Kuźnica Czarnkowska – Czarnków - Sławienko – Prusinowo – Jędrzejewo - Młynkowo – Tarówko - L. Chraplewo – Zielonagóra – Obrzycko - L. Daniele – Brączewo – Jaryszewo – Sycyn Dolny – Grabówiec – Szczuczyn – Szamotuły - Kępa – Baborówko – Baborowo - Pamiątkowo – Przecław – Żydowo – Roztworowo – Sobota – Pawłowice – Kiekrz - Park Sołacki w Poznaniu - Dom

Relacja na stronie KKUMP

Transwielkopolska Trasa Rowerowa - Odcinek Północny zdobyty!

Pobudka koło 4.00. Po kilkunastu minutach byłem już w drodze na Dworzec Główny w Poznaniu, gdzie czekał na mnie KikapuRider.
O 5:22 ruszył pociąg, którym udaliśmy się do Okonka. Na miejscu byliśmy o 8:01. Naszą wycieczkę zacząłem bardzo spektakularnie wywracając się na środku peronu - to była pierwsza gleba w SPD ;-)


Po zrobieniu zapasów w sklepie mogliśmy zacząć!!! Jest godzina 8:20 a przed nami kawał drogi.


Po kilkunastu kilometrach w lesie przekroczyliśmy rzekę Gwdę - w tle wysadzony most.


Kilometrów powoli ubywało, dlatego zrobiliśmy się głodni. Miejsce na śniadanie wybraliśmy dość nietypowe...
Cmentarz w Tarnówce...


Pełni sił pojechaliśmy w stronę Piły. Na drogach asfaltowych zaczęły się "zmiany" osoby jadącej z przodu. Wiatr dawał się trochę we znaki... W południe dotarliśmy do Piły, gdzie czekał na nas kolejny lekki posiłek. Po kilkunastu minutach trzeba było jechać dalej. Od tego momentu zaczął się najgorszy chyba odcinek. Nadszedł pierwszy kryzys (mieliśmy około 80-90 km na licznikach). Droga do Trzcianki wiodła wąskimi asfaltami z wiatrem w twarz i do tego sporo długich podjazdów... Na szczęście w końcu dotarliśmy mniej więcej do połowy TTR-N.


A tutaj poprawiam nitki w moich carbonach ;-)


Od Trzcianki było już trochę lepiej. W miarę spokojnie dotarliśmy do Czarnkowa (zdjęcie specjalnie dla mgr Kasi ;p)


Za Czarnkowem czekał nas długi kamienisty podjazd (nie spodziewałem się czegoś takiego w tych rejonach...), po którym trzeba było znowu coś zjeść. Miejscówkę tradycyjnie już wybraliśmy niebanalną... ;-)


W drodze do Obrzycka zatrzymaliśmy się na chwilkę na poboczu... Co mi się wtedy przydarzyło?! To chyba normalne... Guma... Pewien siebie wyciągnąłem nowego Maxxisa z pod siodełka i założyłem na koło... Pompuję, pompuję i nic... Okazało się, że przetarł się o pręty od siodełka :/ Na szczęście miałem łatki :-) Gdy ja bawiłem się w wulkanizację Tomka użądlił jakiś owad... Nie mieliśmy przy sobie wapna, ale na szczęście obyło się bez niego.


Ostatni większy postój przypadł na Szamotuły, gdzie w sąsiedztwie pałacu zjedliśmy resztę jedzenia ;-)


Do Poznania dotarliśmy już po zmroku. Pechowy postój przed Obrzyskiem zrobił swoje... Mimo to szczęśliwie jesteśmy na drugim końcu TTR-N. Jest godzina 22.20. Za nami 17 godzin oraz około 220 km wspólnej przygody. Warto było!!!


Na koniec dodam tylko, że udało mi się pobić rekord sprzed kilku dni o 21.59 km. To chyba max na ten rok...

Podsumowując: świetnie spędzony dzień, niezapomniana przygoda, piękne typowo wielkopolskie widoki, niestety szlak miejscami kiepsko oznakowany a na długich, prostych asfaltach szło zasnąć...
Samemu chyba by mi się nie chciało... Na szczęście był ze mną KikapuRider.
W tym miejscu chciałbym mu serdecznie podziękować za ten wyjazd - będziemy mieli co wnukom opowiadać ;-)

Korzystając z możliwości nowego BS'a wstawiam dwa filmiki: Okonek <--> Park Sołacki.
Dzieli je "skromne" 200 km wspaniałej przygody!



SPeDalony... Kategoria Foto
Piątek, 4 lipca 2008 Komentarze: 13
Dystans9.31 km
Teren6.00 km
Czas00:28
SprzętLawinka
Vśrednia19.95 km/h
Vmax38.00 km/h
Więcej danych
Dom - Janikowo - Dom

Jako, że w SKI Teamie mają niezwykłą promocję na SPD zakup planowany na zimę sfinalizowałem dzisiaj. Wybór padł na buty Specialized Comp Carbon MTB oraz pedały PD-M520. Po powrocie z apteki szybko je założyłem i w drogę. Różnica jest ogromna. To przyspieszenie, podjazdy pokonywane z łatwością... Cud, miód i orzeszki.
Na koniec cena... Za buty warte 700 zł dałem 200 zł :D :D :D
Oto zdjęcie - moje mają żółte zamiast czerwonego.
Czwartek, 3 lipca 2008 Komentarze: 0
Dystans87.02 km
Czas04:21
SprzętLawinka
Vśrednia20.00 km/h
Vmax47.40 km/h
Więcej danych
Dom - Apteka - Dom - Puszczykówko - Dom

cz.1
Jadąc na praktyki jakiś koleś w czerwonej Maździe podczas wymijania mnie coś na mnie marudził. Jako, że przed nami na skrzyżowaniu było czerwone podjechałem do niego i zapytałem, czy ma jakiś problem. Ten wyskoczył na mnie z ryjem, że przepisów nie znam itp. No więc ja spokojnym, ale stanowczym tonem (jak zawsze w podobnych sytuacjach...) wyjaśniłem mu, że to on chyba ich nie zna, gdyż rowerzysta jest takim samym użytkownikiem drogi jak on itp. Koleś wkurzył się do tego stopnia, że zaczął mi ubliżać i straszyć, że wyjdzie z samochodu i mnie pobije (terefere ;p ) Nadal zachowując spokój stwierdziłem, że to byłaby już napaść :-) Nic więcej nie powiedział, tylko spalił chyba połowę i tak łysych już opon bo akurat mu się zielone zapaliło. Burak!!! :D

cz.2
Pod wieczór skoczyłem z Dudą do kolegi do Puszczykówka na ognisko i takie tam ;-) Jako, że następnego dnia musieliśmy być rano w Poznaniu trzeba było wracać w nocy. Wybraliśmy szlak przez Zalewy Nadwarciańskie, czyli jechaliśmy wąskimi leśnymi ścieżkami. Na szczęście Tomek pożyczył mi swojego CubeLight'a :-)
A teraz tradycyjnie już zdjęcie przy pełnym tysiącu. W ciągu roku (bez 5 dni) nakręciłem Lawinką 5 kkm :-)
To po lewej to moja diodówka, to po prawej to halogenik Tomka. Jest różnica... ;p
Wtorek, 24 czerwca 2008 Komentarze: 6
Dystans19.58 km
Czas00:47
SprzętLawinka
Vśrednia25.00 km/h
Vmax44.90 km/h
Więcej danych
Dom - Browar Pub - Malta - Dom

No nie... To przegięcie! Żeby coś takiego przebiło mi dętkę?! Rozumiem kolec, gwóźdź, żyletka ;-) Ale taki okruszek?!
Na szczęście już niedługo dotrze do mnie paczka z nowymi oponkami :-)
Jeśli chodzi o dzisiejszą jazdę to do pracy - tam rozmowa z szefową ;-) - łatanie dętki i... powrót do domu przez Maltę.
Wspólnie stwierdziliśmy, że lepiej będzie jak się pouczę w domu ;p
Piątek, 20 czerwca 2008 Komentarze: 17
Dystans215.58 km
Teren105.00 km
Czas10:52
SprzętLawinka
Vśrednia19.84 km/h
Vmax56.40 km/h
Więcej danych
Pierścień rowerowy dookoła Poznania pokonany!!!

Dom – Kobylnica – Uzarzewo – Biskupice – Kostrzyn – Tulce – Robakowo – Kórnik – Rogalin – Rogalinek – Mosina – Stęszew – Zborowo – Lusówko... – Lusowo – Kiekrz – Złotniki – Biedrusko – Murowana Goślina – Rakownia – Dąbrówka Kościelna – Wronczyn – Biskupice – Uzarzewo – Kobylnica – Dom

Zacznę od tego, że dzisiaj wróciłem z pracy o 3.00, przespałem się trzy godzinki i już o 6.45 wychodziłem z domu. Po około godzince jazdy m.in. Szlakiem łącznikowym „D” (czarny) dotarłem do miejsca startu...


Już po przejechaniu kilkuset metrów czekał na mnie zjazd po śliskich kamieniach w dolinę Cybiny, a następnie podjazd (tak to już w życiu jest... ;-) Komary cięły tam nieziemsko...



Trochę kręcenia i już znalazłem się w Kostrzynie, gdzie na rynku znajduje się pomnik 28 Polaków rozstrzelanych w 1939 r.


Kolejnym wartym sfotografowania miejscem był... wiadukt nad autostradą A2 (między Tulcami a Robakowem), gdzie urządziłem sobie poranny piknik :D


Po śniadaniu czekała mnie dalsza podróż. Obawiałem się trochę następnych kilometrów, gdyż wiem, że na tamtej polnej drodze potrafi być sporo piachu, jednak nie było tak tragicznie. A oto nowa kładka w Robakowie (co niektórzy z Was już ją u kogoś widzieli ;p)


Kolejny postój to Kórnik. Niestety niezbyt długi, gdyż zaczęło kropić a przede mną pozostało jeszcze wiele kilometrów.


Dalej było już tylko gorzej. Najpierw pogubiłem drogę w Bninie, a później zaczęło padać coraz mocniej. Początkowo to mi się podobało, gdyż zrobiło się bardzo „rześko” i całkiem przyjemnie jechało się do Rogalina (na zdjęciu „Lech”, „Czech” i „Rus”).


Kawałek dalej czekała na mnie niesamowita piaskownica oraz deszcz... hmmm... a może lepiej ulewa... (na zdjęciu jeszcze nie zaczęło mocno padać)


Byłem wtedy około 80 kilometra. Przyszedł pierwszy kryzys, na razie tylko psychiczny. Pogoda była do bani, ale zacisnąłem zęby i przemoczony jechałem dalej. Tak oto dotarłem do Mosiny.


Po męczącym podjeździe pod Osową Górę (132 m n.p.m) w końcu dotarłem do mojego ukochanego Wielkopolskiego Parku Narodowego... hmmm... a może było to gdzie indziej ;-)


Kawałek dalej wyjechał mi potowarzyszyć mój kolega Tomek. A to jego podwórko:


Nawet nie wiem kiedy dotarliśmy do kolejnego wiaduktu nad A2.


Niestety po kilkudziesięciu kilometrach wspólnej, tradycyjnie baaardzo sympatycznej jazdy trzeba było się rozstać.


W tym oto momencie następuje przerwa w fotorelacji... W okolicach 120 km złapał mnie kryzys. Popełniłem duży błąd i nie miałem przy sobie zapasu batonów. Najbliższy sklep był w Lusówku... Niestety dzieliło mnie od niego kilka kilometrów piaskownicy... Gdy dojeżdżałem do celu kręciło mi się w głowie a przed oczami latały jakieś gwiazdki... Naprawdę miałem dosyć... Pod sklepem siedziałem dobrych kilka minut, zjadłem kilka batonów i... prawie zasnąłem. Rozbudziła mnie dopiero rozmowa z czterema „stałymi bywalcami sklepu” (z sympatii nie nazwę ich pijaczkami ;p) Byłem w takim nastroju, że chciałem tylko dotrzeć do Kiekrza i wracać do domu... Na szczęście po pierwszych metrach z powrotem na siodle okazało się, że poziom glukozy wrócił do normy, a jako że w końcu miałem z wiatrem jechało się bardzo szybko. Tym sposobem minąłem Lusowo, Sady, Kiekrz oraz Złotniki. Do domu wracać już nie chciałem :D Za to wjechałem na teren poligonu... „Oczywiście” miałem odpowiednie pozwolenie ;-)


A to moje ulubione znaki:


Po wizycie na poligonie dotarłem do Puszczy Zielonki. Wiele osób mówi, że jest ona nudna... (nie licząc oczywiście Dziewiczej Góry) Ale na tym właśnie polega jej urok (przynajmniej dla mnie) Ma do tego jeden ogromny plus – nigdzie szlaki rowerowe nie są tak dobrze oznakowane! Na skraju puszczy trzeba odwiedzić neobarokowy kościół Wniebowzięcia NMW z lat 1925-39 w Dąbrówce Kościelnej.


Za Dąbrówką czeka na nas kilka(naście) kilometrów jazdy w lesie, aby w końcu dotrzeć do punktu startu!


Mogę szczerze powiedzieć, że ostatnie 20 kilometrów pokonałem chyba siłą woli... Wycieczka jest bardzo wymagająca głównie dlatego, że w prawie 50% poruszamy się drogami gruntowymi, które niejednokrotnie bardziej przypominają piaskownice dla dzieci. Powiem tylko, że w sumie wypiłem 5 (słownie „pięć”) litrów płynów, zjadłem sporo batonów, bułek itp., ale i tak było warto. To co, że na koniec wyglądałem tak:


Cieszę się, że udało mi się pokonać Pierścień. Było mokro, duszno, ślisko, sucho, z górki, pod górkę... O wietrze nie wspomnę... Najważniejsze, że osiągnąłem cel. Nowy rekord został pobity i nie wiem, czy w najbliższym czasie uda mi się go pokonać. A te znaczki to mi się chyba będą śnić po nocach ;-)


PS Dzisiejsza relacja jest bardzo długa, ale chyba na to zasługuje :D

PARĘ SŁÓW O MNIE

Cześć, jestem Dawid z miasta Wrocław!

Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".

106170.60

KILOMETRÓW NA BLOGU

28144.00

KILOMETRÓW W TERENIE

22.35 km/h

ŚREDNIA PRĘDKOŚĆ

201d 09h 54m

CZAS NA ROWERZE

MOJE ROWERY

CHIŃCZYK

Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.

  • Karbonowa rama Flyxii FR-216
  • RockShox SID XX World Cup
  • Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
  • Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
  • Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25

GRIZZLY

Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po wielu tysiącach kilometrów szutrów i asfaltów stwierdzam, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)

  • Canyon Grizl 6 z amelinium
  • Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
  • Koła BW SuperLite 40
  • Opony Tufo Thundero HD 40C

LAWINKA

Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.

  • Rama GT Avalanche 2.0
  • RockShox Reba SL
  • Napęd Deore XT M770
  • Hamulce Formula RX
  • Koła Deore XT

WILMA

Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)

  • Karbonowa rama Wilier Triestina Mortirolo
  • Osprzęt Campagnolo Veloce/Mirage
  • Koła DT R460