Szymon mówi, że ujeżdżanie tej samej rundy jest złe. Mówi też, że zimą w Polsce nie da się jeździć i trzeba jechać do Calpe. Błotniki wg Szymona pewnie też nie są pro. Wiecie co - Szymon się myli, bo nie jechał Nadwarciańsko-Zielonkowej Rundy :) A tak wogóle to siła rodzi się w cierpieniach!
CADavg: 74 rpm | Racula - Jagodowa - Jędrzychowska - Góra Wilkanowska (Kosowa Góra - 221,5 m n.p.m.) - Jagodowe Wzgórze (210 m n.p.m.) - Góra Tatrzańska (198 m n.p.m.) - Emilii Plater - Racula
Miło było Was poznać, przeprowadzam się do Zielonej Góry ;) Dawno się tak dobrze nie bawiłem na rowerze. Zupełnie obcy teren, mnóstwo konkretnych pagórków, mega sztywne podjazdy i kilka rewelacyjnych zjazdów :) To będzie mój ulubiony rewir :) Może kiedyś uda się nawet wejść na Wieżę Wilkanowską, zwaną również Wieżą Bismarcka. Ponoć przy korzystnych warunkach widoczność wynosi 60 kilometrów!
Jak widać poniżej założyłem błotniki do Lawinki. Było trochę kombinowania, ale daliśmy z przyszłym teściem radę ;) Błotniki też dają radę. Tylny ani drgnie, przedni na bruku znanym z wyścigu "Piekło Przytoku" telepie się, gdy trzymam kierownicę jedną ręką, ale są tam wyjątkowe kurwidołki, więc nie sądzę, aby jakikolwiek błotnik to wytrzymał. Na asfaltach i pojedynczych dziurach trzyma się bardzo dobrze. I tylko sprawdzić skuteczności się nie dało, bo mi woda w kałużach pozamarzała ;)
W tak dżdżysty poranek sam na pewno nie wybrałbym się na rower. Dobrze, że są ustawki :) Na dzisiejszą dotarł nawet
Mariusz D., zwany Marianem ;) Mimo podłej pogody zebrała nas się całkiem pokaźna grupka i żwawo pocisnęliśmy do WPN-u. Tam chwila zabawy i powrót w coraz silniejszej mżawce do Poznania. Chyba muszę kupić błotniki...
O najważniejszym ścigu sezonu Organizatorzy poinformowali nas już jakiś czas temu. Początkowo miało mnie nie być, ale na szczeście udało się mieć wolny weekend. I bardzo się z tego cieszę, bo było super!
Mając wolne niedzielne przedpołudnie stwierdziłem, że na miejsce dostanę się rowerem razem z
Jackiem. Pomysł super, ale następnym razem jadę samochodem - z Jackiem nie potrafimy wolno jeździć i mimo, że nawzajem się stopowaliśmy, na miejsce dojechałem lekko zmęczony.
Na miejscu byliśmy dość wcześnie, więc choć trochę próbowaliśmy pomóc Organizatorom. Razem z
Bartkiem zabraliśmy się za rozniecanie ognia. Mimo początkowych problemów w końcu się udało! Czyli jednak warto mnie zaprosić w przyszłym roku - ogień rozpalę! :p (foto by: JPbike)
Czas miło upływał na pogaduchach, zrobiliśmy nawet objazd trasy, teamowe zdjęcia a niektórych nadal nie było...
No właśnie - kogo brakuje na zdjęciu? :p (foto by:
JPbike)
W końcu nadszedł ten moment - ruszyliśmy! (foto by:
JPbike)
Od samego startu ostre tempo narzucił
Seba, początkowo jadę w samym czubie, ale po chwili wyprzedze mnie Wojtek i Jacek. Mimo w sumie tylko 15 km ścigu wiem, że nie mogę przeholować i lekko odpuszczam - w momencie startu na liczniku miałem 40 km, co na początku przygotowań do nowego sezonu daje się już odczuć w nogach. Na jednym z zakrętów trochę mnie wynosi i wyprzedza mnie Marcin. Jednak nie na długo, bo za chwilę kładzie się przede mną na podjeździe i o mało go nie rozjeżdżam :) Chwilę znowu jestem z przodu, ale przegapiam jeden zakręt i Marcin wychodzi na prowadzenie. Czołówka powoli się oddala...
Pierwsze kółko kończymy bardzo blisko siebie -
Marcin, ja i kolega z Phytopharmu. Na drugim kółku zaczynam czuć nogi na podjazdach i Marcin nam trochę ucieka. Na trzecim kółku kompletnie nie mam siły na górkach i "zamykam" naszą trójkę. Do mety dojeżdżam zmęczony, jak po ciężkim mega. Oj, dojazd do Promna jak i sama trasa dały mi w kość.
Na metę wjeżdżam w sumie nie wiem który. Ogóra bezkonkurencyjnie ogolił
Seba, drugi Jacek (gratki!!!) trzecie miejsce egzekfo Wojtek i p. Jurek. Reszty wyników jeszcze nie ma (i chyba nie będzie ;). Chyba czipy nie działały czy cuś :p (foto by: JPbike)
Na koniec było to, co najważniejsze tego dnia, czyli wspólne ognisko, pogadanki i takie tam. Była też dekoracja zwycięzców, były nagrody od
FogtBikes, była tombola, w której zgarnąłem zegarek Festiny a przede wszystkim mnóstwo świetnej zabawy!
DZIĘKUJĘ ORGANIZATOROM, czyli Asi i Marcinowi (i troszeczkę Sebastianowi :p ) za to, co zrobili.
Super, że są osoby, którym się chce!!! To był świetny ogór! :p
W sumie to wyszedłem na rower, aby podrzucić coś Mateuszowi. Jednak będąc już u niego stwierdziłem, że skoro się ubrałem itp. to pokręcę się jeszcze po mieście. A później stwierdziłem, że zrobię jeszcze rundkę wokół Myślęcinka. No i tak sobie kręciłem, a nogi marzły ;) Ja chcę słońca i temperatury jak na zdjęciu poniżej!!!
Tradycyjna niedzielna ustawka z Rybkami. (foto by: Radosław Skrzypczak, właściciel bloga
Round Space)
Ze względu na stan mojej krtani, odwodnienie spowodowane ciągłym smarkaniem ;) a przede wszystkim badziewie ze zdjęcia poniżej mocno skrócona... Mimo to warto było ruszyć przeziębiony tyłek i nawdychać się trochę mroźnego powietrza! :)
Wczoraj wieczorem zupełnie przez przypadek zauważyłem, że Marcin i Michał ustawili się na Dziewiczej. Trochę wcześnie, bo o 10, no ale trudno, ustawiłem się i ja :) Zaczęliśmy od pętli na Dziewiczej. Nie wiem, która to była strefa, ale zrobiło się ciepło ;) Dalej po Zielonce kręciliśmy się już dużo spokojniej. W lasach podłoże jest idealne na rower, nie ma błota ani piachu i tylko niektóre drogi rozjechane przez leśników mocno nas umęczyły. Celem wyjazdu były dwa single - pierwszy nad Jez. Stęszewskim i drugi nad Jez. Kowalskim. Ten pierwszy - taki sobie, jego druga część ciekawsza. Za to nad Kowalskim rewelacja! Byłem tam po raz pierwszy i wiem, że nie ostatni! W Uzarzewie jeszcze tylko mały postój przy sklepie zrobiliśmy i rozjechaliśmy się w swoje strony, ja i Michał na Gruszczyn a Marcin do Pobiedziajów, pod wiatr, he he :) Fajnie było, dzięki!
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach. To wtedy zaczęła się moja przygoda z kolarstwem. Kiedyś nastawiony na wyniki, teraz częściej wybieram "kolarstwo romantyczne".
Spełnienie marzeń o karbonowym 29er. Początkowo miał to być niemiecki Canyon, ale z powodu wpadki przy jego zakupie, zdecydowałem się na chińczyka od Marka K. Podczas składania plan był prosty - budujemy rower do ścigania, ale nie bez kompromisów. Oprócz wagi liczyła się przede wszystkim trwałość, uniwersalność i wygoda. Tym sposobem minimalnie przekroczyliśmy 10 kg, ale wyszło super.
Karbonowa rama Flyxii FR-216
RockShox SID XX World Cup
Osprzęt XT M8000 (32T + 11-46T)
Koła DT 350 + DT XR331 + DT Champion
Opony Vittoria Barzo 2.25 + Mezcal 2.25
GRIZZLY
Zakup długo chodził mi po głowie, ale pojawiały się myśli, że te gravele to tylko chwilowa moda itp.... Po 10 tys. kilometrów szutrów i asfaltów mogę stwierdzić, że zamiana szosy na gravela to był jednak strzał w dziesiątkę! Szybkość, wygoda i wolność. Gdybym miał mieć jeden rower, to na pewno byłby to gravel :)
Ameliniowa rama Canyon Grizl 6
Osprzęt GRX RX400 (40T + 11-38T)
Koła DT Swiss Gravel LN
Opony Tufo Thundero HD 40C
LAWINKA
Jesteśmy razem od lipca '07. Była to miłość od pierwszego wejrzenia, trwa do dzisiaj :) Początkowo robiła za sprzęt do ścigania, teraz katuję ją na całorocznych dojazdach do pracy. Od kilku lat obwieszona błotnikowo-bagażnikowym szpejem.
Rama GT Avalanche 2.0
RockShox Reba SL
Napęd Deore XT M770
Hamulce Formula RX
Koła Deore XT
WILMA
Pierwsza szosówka, kupiona lekko używana. Po wielu latach na MTB pozwoliła poznać uroki jazdy na szosie. Mimo zastosowania karbonu, demonem wagi nie jest - w sumie około 9 kg. Po latach oddana w dobre ręce, by cieszyć kolejnego właściciela :)