Tour de Przełęcze
Kategoria >150, Edge 520, Foto, MOUNTAINS are calling!
Sobota, 24 czerwca 2017
Komentarze: 8
Vśrednia25.80 km/h
Vmax71.10 km/h
Kalorie 3986 kcal
Temp.25.7 °C
CADavg: 86 rpm | Garmin Connect | Koszarowa - WOMP - Ołtaszyn - Komarowice - Szukalice - Galowice - Wilczków - Jaksonów - Przecławice - ERROR - Tyniec nad Ślężą - Popowice - Jordanów Śląski - Świątniki - Księginice Małe - Będkowice - Sulistrowiczki - Przełęcz Tąpadła (384 m n.p.m.) - Sady - Górka - Sobótka - Strzegomiany - Będkowice - Sulistrowiczki - Przełęcz Tąpadła - Tąpadła - Wiry - Jędrzejowice - Kiełczyn - Tuszyn - Włóki - Dzierżoniów - Pieszyce - Kamionki - Przełęcz Jugowska (801 m n.p.m.) - Sokolec - Przełęcz Sokola (754 m n.p.m.) - Rzeczka - Walim - Przełęcz Walimska (755 m n.p.m.) - Modlęcin - Glinno - Michałkowa - Jezioro Bystrzyckie - Lubachów - Złoty Las - Modliszów - Komorów - Milikowice - Witków - Stary Jaworów - ERROR - Nowy Jaworów - PKP Jaworzyna Śląska - teleportacja :) - PKP Wrocław Główny - Koszarowa
Ponoć obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, więc dziś będzie sporo zdjęć :) No to zaczynamy!
W sobotę zmuszony jestem wstać dość wcześnie, bo o 7 rano muszę zameldować się na godzinkę w pracy. W międzyczasie wcinam śniadanie, trochę pogaduszek o rowerach i jazda! Jednak już po paruset metrach wjeżdżam na drogę gruntową między działkami. Tak mi się wydawało, że nie ma tam asfaltu, ale zaufałem nawigacji... Kilka słów o niej. Trasę zaplanowałem na GoogleMaps, ale z włączonym "rowerkiem" i to przez niego zaliczyłem kilka errorów... Link do stworzonej w GoogleMaps trasy wrzucam do GPSVisualizera, dzięki czemu mam gpx'a, którego następnie wrzucam do plotaroute, gdzie dodaję ewentualne wskazówki o ważnych punktach i ściągam plik tcx, który ostatecznie ląduje w Garminie w folderze NewFiles. Trochę to skomplikowane, ale działa ;)
No dobra - miał być wpis o wycieczce a nie o Garminie ;) Po wyjechaniu z miasta dziwnie zaczęło mnie kuć lewe kolano, a po chwili prawe :( Nie mam pojęcia, czym było to spowodowane, ale ważne że po paru kilometrach przestało. Wiatr trochę przeszkadza, więc jadę spokojnie. Niestety w Przecławicach łapię konkretnego errora. Niby można było nadłożyć trochę km i objechać asfaltem, ale droga początkowo dobrze się zapowiadała, jednak po pewnym czasie zmieniła się w coś takiego. Zdecydowanie nie na szosówkę!
W sumie bawię się w taką orkę prawie 5 kilometrów :) aby za Tyńcem wskoczyć na rewelacyjny asfalt z jeszcze bardziej rewelacyjnym widoczkiem. Ehhhh... mógłbym tamtędy jeździć codziennie!!!
Dojeżdżając do drogi okalającej Ślężę ostatecznie rezygnuję z powrotu do Wrocka rowerem i funduję sobie gratisową pełną pętlę, co daje mi dodatkowe 22 km i pewnie z 300 w pionie. W pakiecie znajdują się pozdrowienia od kolarzy jadących z naprzeciwka :)
Przede mną chyba najnudniejszy odcinek, czyli przelot do Pieszyc. Robi się płasko, a boczno-przedni wiatr nie pomaga.
Nudę zabija piękna panorama Gór Sowich oraz pole golfowe Gorko Golf.
W Kamionkach zaczyna się clou wyjazdu, czyli podjazd na Przełęcz Jugowską. Na odcinku 9,5 kilometra mamy przewyższenia 453 metry a średnio 5%. Na najbardziej nachylonych 100 metrach maksymalnie "tylko" 10%, czyli jest to przyjemny i długi podjazd. A przynajmniej taki pewnie by był, gdybym nie miał już 100 kilometrów w nogach :)
Był podjazd, będzie i zjazd (minął nadzwyczaj szybko ;) W Sokolcu robię dłuższą pauzę pod sklepem i zaczynam podjeżdżać pod kolejną z przełęczy - Sokolą. Jednak, żeby nie było zbyt łatwo, wybieram skrót... 1300 metrów ze średnim nachyleniem 11%. Miejscami 20% - myślałem, że się na plecy przewrócę :p
Po wdrapaniu się na przełęcz mam serdecznie dość. Dobrze, że przede mną długi zjazd do Walimia. Na 4,2 km zjazdu wykręcam średnią 52,6 km/h co daje mi... 160 miejsce na stravie!!! Koleś, który ma KOM'a wykręcił średnio 73,7 km/h z maksem 92,5 km/h. Psychole...
W Walimiu znowu trochę pobłądziłem, bo Garmin chciał mnie poprowadzić jakąś ścianką, ale po przejechaniu przez park, w którym odbywa się akurat impreza, trafiam na właściwą drogę prowadzącą na Przełęcz Walimską.
Widoczki powalają!
Do szczęścia brakuje tylko zimnego browarka i Mariana, który powiedziałby, który z pagórków to Węgielnik ;)
Ciekawe, co jest za zakrętem ;)
Za Przełęczą Walimską skręcam w lewo w super drogę przez Glinno i Michałkową. Równy asfalt na szerokość jednego samochodu, sporo zakrętów przez urokliwe wioski, mega widoczki i co najważniejsze... jadę w dół :) W sumie 8,1 kilometra i średnio 4% zjazdu. Bajka!!!
Widokówka z Wielką Sową w tle :)
Po 15 minutach świetnego zjazdu ląduję nad Jeziorem Bystrzyckim (lub jak kto woli Lubachowskim). Dziwnie duże łabędzie tam mają :)
Zapora na jeziorze ma 44 metry wysokości i 230 metrów długości.
Widoczki po prostu miażdżą :)
W tym miejscu fotorelacja się kończy, bo w Lubachowie zerkam na odjazdy pociągów z Jaworzyny Śląskiej i stwierdzam, że wyrobię się na ten za niecałą godzinę. W końcu zostały mi tylko 22 kilometry... Zapomniałem tylko, że zaplanowałem sobie jeszcze wdrapywanie się do Modliszowa ;) Żeby było ciekawiej, już przed samą Jaworzyną, trasa na Garminie znowu prowadzi jakimś polem, jednak tym razem, nauczony poranną orką, wybieram objazd asfaltami, przez co robi się jeszcze dalej do dworca. Koniec końców na peron wpadam trzy minuty przed odjazdem. Ufff, udało się :) To był MEGA wypad!!! :)
Ponoć obraz jest wart więcej niż tysiąc słów, więc dziś będzie sporo zdjęć :) No to zaczynamy!
W sobotę zmuszony jestem wstać dość wcześnie, bo o 7 rano muszę zameldować się na godzinkę w pracy. W międzyczasie wcinam śniadanie, trochę pogaduszek o rowerach i jazda! Jednak już po paruset metrach wjeżdżam na drogę gruntową między działkami. Tak mi się wydawało, że nie ma tam asfaltu, ale zaufałem nawigacji... Kilka słów o niej. Trasę zaplanowałem na GoogleMaps, ale z włączonym "rowerkiem" i to przez niego zaliczyłem kilka errorów... Link do stworzonej w GoogleMaps trasy wrzucam do GPSVisualizera, dzięki czemu mam gpx'a, którego następnie wrzucam do plotaroute, gdzie dodaję ewentualne wskazówki o ważnych punktach i ściągam plik tcx, który ostatecznie ląduje w Garminie w folderze NewFiles. Trochę to skomplikowane, ale działa ;)
No dobra - miał być wpis o wycieczce a nie o Garminie ;) Po wyjechaniu z miasta dziwnie zaczęło mnie kuć lewe kolano, a po chwili prawe :( Nie mam pojęcia, czym było to spowodowane, ale ważne że po paru kilometrach przestało. Wiatr trochę przeszkadza, więc jadę spokojnie. Niestety w Przecławicach łapię konkretnego errora. Niby można było nadłożyć trochę km i objechać asfaltem, ale droga początkowo dobrze się zapowiadała, jednak po pewnym czasie zmieniła się w coś takiego. Zdecydowanie nie na szosówkę!
W sumie bawię się w taką orkę prawie 5 kilometrów :) aby za Tyńcem wskoczyć na rewelacyjny asfalt z jeszcze bardziej rewelacyjnym widoczkiem. Ehhhh... mógłbym tamtędy jeździć codziennie!!!
Dojeżdżając do drogi okalającej Ślężę ostatecznie rezygnuję z powrotu do Wrocka rowerem i funduję sobie gratisową pełną pętlę, co daje mi dodatkowe 22 km i pewnie z 300 w pionie. W pakiecie znajdują się pozdrowienia od kolarzy jadących z naprzeciwka :)
Przede mną chyba najnudniejszy odcinek, czyli przelot do Pieszyc. Robi się płasko, a boczno-przedni wiatr nie pomaga.
Nudę zabija piękna panorama Gór Sowich oraz pole golfowe Gorko Golf.
W Kamionkach zaczyna się clou wyjazdu, czyli podjazd na Przełęcz Jugowską. Na odcinku 9,5 kilometra mamy przewyższenia 453 metry a średnio 5%. Na najbardziej nachylonych 100 metrach maksymalnie "tylko" 10%, czyli jest to przyjemny i długi podjazd. A przynajmniej taki pewnie by był, gdybym nie miał już 100 kilometrów w nogach :)
Był podjazd, będzie i zjazd (minął nadzwyczaj szybko ;) W Sokolcu robię dłuższą pauzę pod sklepem i zaczynam podjeżdżać pod kolejną z przełęczy - Sokolą. Jednak, żeby nie było zbyt łatwo, wybieram skrót... 1300 metrów ze średnim nachyleniem 11%. Miejscami 20% - myślałem, że się na plecy przewrócę :p
Po wdrapaniu się na przełęcz mam serdecznie dość. Dobrze, że przede mną długi zjazd do Walimia. Na 4,2 km zjazdu wykręcam średnią 52,6 km/h co daje mi... 160 miejsce na stravie!!! Koleś, który ma KOM'a wykręcił średnio 73,7 km/h z maksem 92,5 km/h. Psychole...
W Walimiu znowu trochę pobłądziłem, bo Garmin chciał mnie poprowadzić jakąś ścianką, ale po przejechaniu przez park, w którym odbywa się akurat impreza, trafiam na właściwą drogę prowadzącą na Przełęcz Walimską.
Widoczki powalają!
Do szczęścia brakuje tylko zimnego browarka i Mariana, który powiedziałby, który z pagórków to Węgielnik ;)
Ciekawe, co jest za zakrętem ;)
Za Przełęczą Walimską skręcam w lewo w super drogę przez Glinno i Michałkową. Równy asfalt na szerokość jednego samochodu, sporo zakrętów przez urokliwe wioski, mega widoczki i co najważniejsze... jadę w dół :) W sumie 8,1 kilometra i średnio 4% zjazdu. Bajka!!!
Widokówka z Wielką Sową w tle :)
Po 15 minutach świetnego zjazdu ląduję nad Jeziorem Bystrzyckim (lub jak kto woli Lubachowskim). Dziwnie duże łabędzie tam mają :)
Zapora na jeziorze ma 44 metry wysokości i 230 metrów długości.
Widoczki po prostu miażdżą :)
W tym miejscu fotorelacja się kończy, bo w Lubachowie zerkam na odjazdy pociągów z Jaworzyny Śląskiej i stwierdzam, że wyrobię się na ten za niecałą godzinę. W końcu zostały mi tylko 22 kilometry... Zapomniałem tylko, że zaplanowałem sobie jeszcze wdrapywanie się do Modliszowa ;) Żeby było ciekawiej, już przed samą Jaworzyną, trasa na Garminie znowu prowadzi jakimś polem, jednak tym razem, nauczony poranną orką, wybieram objazd asfaltami, przez co robi się jeszcze dalej do dworca. Koniec końców na peron wpadam trzy minuty przed odjazdem. Ufff, udało się :) To był MEGA wypad!!! :)
Komentarze
ps. jak mi się "Fasolka" wykluję muszę sobie podobny zafundować :)
Z wrzucaniem zaplanowanej trasy gpx do licznika różnie bywa - np raz mnie zaprowadziło centralnie w pole kukurydzy :) Ale dzięki temu mamy przygody :)