Kolejny start u Gogola zaliczony. Dojazd przebiega szybko i sympatycznie w towarzystwie Wojtka. W Wyrzysku parkujemy pod samym kościołem, co odbieramy jako dobry znak - będzie nad nami czuwać opatrzność ;) W sumie chyba nawet się sprawdziło :) Najpierw chwila rozgrzewki, spotkania ze znajomymi, pogadanki i takie tam. Ustawiam się w drugim sektorze, ale w jedynce jest tak mało osób, że po starcie w zasadzie jadę w czubie. Na polnej drodze parę osób przed nami minimalnie zwalnia i czołówka formuje grupkę, która odskakuje na kilka metrów. Na asfalcie udaje nam się ich dojść - najpierw pociągnął Wojtas, później ja i jakoś dospawaliśmy. Po wjeździe do lasu, na długim podjeździe do akcji wkroczył Adrian. Oj, momentami ciężko było utrzymać koło - a tak się zarzekał, że nie ma dnia ;)
Pierwszy dłuższy zjazd to próba utrzymania się w trasie (chyba każdego z nas wyniosło na którymś z zakrętów :) Kolejny podjazd Adrian znowu mocno ciśnie mijając parę osób, a ja i Wojtek walczymy o przeżycie. Na płaskim krętym odcinku powoli odżywam i wyprzedzam chłopaków - więcej już ich nie widziałem tego dnia :) W międzyczasie dochodzę Jacka, który wlecze za sobą badyla wkręconego w kasetę. Cały czas próbuję na niego najechać, żeby mu go wyszarpnąć, ale w momencie gdy mi się to udaje Jacek akurat staje na poboczu. Jak się później okazuje nie pierwszy raz tego dnia ;)
Kolejny podjazd przed nami, a mi jedzie się coraz lepiej. Przed długim szutrowym zjazdem wyprzedzam m.in. Grześka Hoffmanna oraz dochodzę grupkę z Tomkiem Wachowakiem i Piotrem Przybyłem. Na asflacie formujemy wachlarz i robimy parę krótkich, mocnych zmian. Na skręcie na najdłuższy podjazd akurat jestem na zmianie, więc to na mnie spada obowiązek nadawania tempa. Jadę równo, od czasu do czasu spoglądając na puls, ale z racji upału ten jest o kilka uderzeń wyższy niż zazwyczaj. Na szczycie po raz pierwszy oglądam się za siebie i okazuje się, że ze sporej grupy zostało nas... trzech - ja, Piotr i kolega z plecakiem :D
Po skręcie w lewo w leśny singiel prawie walę OTB na głębokiej kałuży, ale nie zrażając się cisnę dalej. I tak już do samej mety :p
W międzyczasie Piotr lekko słabnie, a plecaczkowi udaje się urwać i złapać grupę przed nami. Kawałek przed rozjazdem na piaszczystym odcinku dochodzę Piotra Zellnera i we dwójkę przejeżdżamy najfajniejszy odcinek, czyli łącznik między pętlami. Piotr jedzie na przełajówce - owszem trochę traci na zjazdach, ale i tak szacun za to, jak sobie radził :) W rejonie rezerwatu przestrzelił jednak jeden zakręt i został za mną. Mniej więcej w tym samym momencie po raz drugi dochodzę Andrzeja Sypniewskiego (już wcześniej go wyprzedzałem bo miał kryzys, ale odżył i mnie dogonił). Sypa na odcinku z ostrymi zakrętami trzyma koło, ale na podjeździe momentalnie zostaje z tyłu (co ciekawe na metę wjeżdża przede mną...).
Znowu cisnę samotnie - asfalt, a później długi podjazd po szutrze. Na szczycie dochodzę Huberta Spławskiego - tego się nie spodziewałem :) Jak się okazuje Hubert miał za mało wody i odcięło go do tego stopnia, że jechał ze mną tylko kilka minut, a po podjeździe po bruku odpadł zupełnie. Po raz kolejny wlokę się samotnie... (foto by:
Hubert Orliński)
Podejrzewam, że to właśnie w tym momencie straciłem najwięcej. Po prostu lekko brakło motywacji do kręcenia na 100% możliwości, bo tuż przed rozjazdem doszła mnie bodajże 4-osobowa grupka z Grześkiem. Już wtedy czułem, że mogę nie dać rady z nimi wygrać. Tak też się stało, zwłaszcza, że na piachu między polami konkretnie mnie zarzuciło, a próbując uciec na ścieżkę obok drogi "lekko" zajechałem dziewczynie z mini, przez co oberwałem po uszach ;) Na zdjęciu akurat widać, jak przed nią uciekamy :p
(foto by:
Hubert Orliński)
Ostatni dłuższy podjazd pokonuję co chwila oglądając się za siebie i kontrolując odległość od Grześka, ale on też już miał dość, dzięki czemu na stadion wjeżdżam na niezagrożonej pozycji. Na mecie jeszcze tylko autografy, szampan, dziewczyny itp. :p Szkoda mi trzech oczek straconych na ostatnich kilometrach, ale tak czasem bywa - jadąc samotnie trudno dać z siebie wszystko. Cieszy z kolei bardzo równa jazda przez większość dystansu. Po ostrym początku i lekkiej zadyszce złapałem dobre, własne tempo i nie oglądając się na innych zrobiłem swoje. Oby tak dalej!
Drużynowo rewelacja! Krzychu staje na pudle, Wojtas traci do mnie standardowe 1,5 minuty. Jacek robi wszystko co może, ale został pokonany przez śruby od korby ;) Drab jednak faktycznie ma słabszy dzień, ale przecież miejsce 41/150 też jest bardzo dobrym wynikiem. Z kolei na mini po starcie z ostatniego sektora Przemo melduje się na 54 miejscu (na prawie 400 osób - to sobie powyprzedzał ;) To wszystko daje nam drugie miejsce drużynowo i awans na trzecie w generalce!!! Oh yeah!!! :)
Czas: 02:23:27
Check point1: 00:35:22 (17)
Check point2: 01:48:06 (15)
MEGA Open: 17/144 (12 DNF)
MEGA M3: 5/45 (2 DNF)
Strata: 0:14:53 (Hubert Semczuk)
DST: 54,14 km
Uphill: 928 m
AVG: 22,64 km/h
Vmax: 48,7 km/h
CADavg: 88 rpm
Garmin Connect