Wald - Lazurowa - Górczewska - Solidarności - Nowe Miasto - Praga-Północ - Park Skaryszewski - Powiśle - Krakowskie Przedmieście - Nowe Miasto - Słomińskiego - Powązki - Żytnia - Górczewska - Lazurowa - Wald
Za mną kolejny dzień zwiedzania Warszafki. Jako cel obrałem Pragę. Bardzo specyficzna okolica, sypiące się kamienice, podejrzane towarzystwo pod nimi. Cud, że po mordzie nie dostałem ;) I pomyśleć, że w takiej okolicy znajduje się nasza duma narodowa - przeogromny basen!
Nie powinienem tego pisać, ale ostatecznie miasto wywiera więcej pozytywnych, niż negatywnych emocji. Myślę, że byłbym w stanie się do niego przyzwyczaić...
Nie marwtcie się jednak - narazie nigdzie się nie wyprowadzam! Wracając do dzisiejszego dnia to w drodze powrotnej miałem przykrą niespodziankę - laczek z tyłu. Załatałem go bez zdejmowania koła i pogryziony przez komary i meszki wróciłem do hotelu. Nie wiem jednak, czy czasem nadal nie schodzi powietrze. Zobaczy się jutro.
Ciąg dalszy kręcenia po Kampinosie. Bardziej mokro niż ostatnio, ale cały czas rewelacyjnie. Po zimie na Chomiku w końcu coraz pewniej czuję się między drzewami. I o to chodzi!!! Dziś obchodzimy mały jubileusz - 25000 km na Lawince! :)
PS Wszystkiego najlepszego dla farmaceutycznej braci!!!
Jak już uporałem się z doprowadzeniem rowerka do stanu używalności stwierdziłem, że pojadę odwiedzić Grześka w Klaudynie. Przy okazji udało się rozruszać troszkę mięśnie, bądź co bądź, lekko zmęczone po wczorajszym maratonie. Po zjedzeniu kolacji powrót tą samą trasą, czyli przez Rezerwat "Łosiowe Błota".
Kolejny z miejscowych ogórków. Choć przy tej puli nagród, chyba nie powinienem tak o nim mówić. A jeśli są duże nagrody to są też chętni, aby je przygarnąć. No i były Corratec'ki, Treki, Rowertoury i inne CitiZeny.
Aaaa i bym zapomniał - deszcz też był... Do startu ostrego zmokłem i zmarzłem jak jakaś kura. Później było już troszkę cieplej ;) Pierwsze 10 km wyglądało mniej więcej tak: /\/\/\/\/\. Ściana za ścianą. Aż się człowiekowi słabo robiło na sam widok ludzi pchających rowery, bo w maratonowym zgiełku chyba się nie dało wszystkiego podjechać. Do tego mi się tak jakoś kiepsko kręciło, noga nie podawała. A mokry piach i błoto dodatkowo wciągały.
Mniej więcej od 20 km było już dużo lepiej, trochę pociągnąłem się za kolesiem z Baszty Bytów, który, jak się później okazało, przegapił zjazd na mini (wtedy jeszcze o tym nie wiedząc) i dlatego tak cisnął. Później to za mną się wieźli, trasa w środkowej części była trochę łatwiejsza - błoto, kałuże i w zasadzie nic więcej. Dopiero pod koniec wróciliśmy do /\/\/\/\/\. Na szczęście tym razem łagodniejszych.
W momencie, gdy na liczniku miałem 47 km, podjąłem decyzję, że trzeba docisnąć do zapowiadanych 55 km i właśnie wtedy skończyła się trasa... Nosz kurde, znowu nie pojeździłem tyle, ile miałem w planach ;)
Czas: 2:13:08 MEGA Open: 67/211 MEGA M2: 15/47 Strata: 0:26:37 (Radek Tecław) DST: 48,50 km AVG: 21,86 km/h Vmax: 45,14 km/h
Występ zaliczam do jak najbardziej udanych. Początkowo pogoda przeszkadzała, ale później już się to nie liczyło. Trasa rewelacyjna, jak na płaskie Kujawy. Myślę, że niejedna osoba się zdziwiła, jak bardzo pofalowany jest tu teren. No i wynik zadowalający - widać postępy w porównaniu do początku sezonu :)
Łatwo jest mówić o Polsce, trudniej dla niej pracować, jeszcze trudniej umrzeć, a najtrudniej cierpieć.
Dziś w planach miałem dalsze zwiedzanie Kampinosu. Tym razem z innej strony. Mocno historycznie, trochę dydaktycznie i do tego mega technicznie. Dojazd do Cmentarza w Palmirach to najpierw dość ruchliwe asfalty a później urokliwy szlak z wieloma mostkami rozciągającymi się nad kampinoskimi bagnami. No i do tego dużo singli między drzewami. Od Palmir bez zmian, czyli ciągłe lawirowanie między drzewami i jeszcze więcej bagien! Spójrzcie chociażby na to - około kilometrowy odcinek dosłownie wciśnięty między bagna, miejscami nie dało się przejechać suchym kołem. Ja chcę więcej!!! :D
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach MTB. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo. Rywalizacja jest dla mnie ważna, ale ostatnio częściej wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.