Noc. Zimno i bardzo wilgotno. Asfalty mokre po deszczu - strużka wody brutalnie chłodzi pośladki ;) Sporo zwierzyny po drodze. Generalnie - spokojny i równy trening. Na zakończenie coś ekstra - jadę sobie przez Fordon, za mną jakiś samochód, nie wyprzedza mnie. Spoglądam do tyłu - Policja :) Panowie mnie zatrzymują i każą zjechać na ścieżkę (raczej chodniko-ścieżko-podobny wynalazek polskich, pewnie mocno skacowanych inżynierów) Ja im na to, że trening, że znam przepisy, że celowo jadę nocą żebym mógł spokojniej pokonać zaplanowaną trasę. Nie pomogło. Koniec końców musiałem zjechać. Ale szanuję ich - zachowywali się bardzo profesjonalnie - rozmowa była na naprawdę wysokim poziomie ;)
Dzisiaj dużo ostrzej niż ostatnio. Najpierw tradycyjnie już polatałem trochę po górkach w Myślęcinku. Zaczynam się siebie powoli bać bo pozwalam sobie na coraz więcej... ;) No i pozwoliłem sobie na niebieskim pieszym wzdłuż Brdy... Zapierdzielam między krzaczorami, pokrzywami itp. Głowa wysoko, w zasadzie skupiam się tylko na tym, aby ominąć jak najwięcej pokrzyw. Nawet nie wiem kiedy w nich wylądowałem :) Rower po prawej, ja po lewej. Jak się okazało "zatrzymałem" się na pieńku, którego nie zauważyłem z w/w powodu.
Ehhhh... co to był za lot... Małysz by się nie powstydził :D Rower cały, ja poparzony, nadgarstek skręcony w kwietniu znowu pobolewa, kolano obite, ale jadę dalej. Staram się jechać jak najwięcej asfaltami. Za późno wyszedłem z domu i zaczyna robić się szaro. Trzeba przyspieszyć, więc przez najbliższych kilkadziesiąt kilometrów w power zone - jest moc!!! :D
Szybki trening między służbą a pracą :/ W zasadzie cały czas delikatna mżawka. Do tego pierwsze 20 km jakoś nie mogłem wkręcić się na obroty. Nawet sztywny podjazd do Strzelec Górnych zrobiłem na niecałych 170 ud./min. Dziwne... Napęd prosi o zlitowanie się. Z przodu w zasadzie nie idzie wrzucić blatu - łańcuch dosłownie gnie się na boki, korba zjechana - regulacja przerzutki nic nie daje... Ale po takim przebiegu całkowitym nawet nie próbuję marudzić :)
Jakoś tak szybko mi popołudnie zleciało, a chwilowo nie mam ładowarki do miotacza fotonów, więc wymyśliłem trasę na szybko, tak żeby zdążyć przed zachodem słońca. Cel: pobijamy rekord prędkości. Ale najpierw 19 kkm na GieTeku. Dużo już z niego oryginalnych części nie zostało... Mimo to zdjęcie urodzinowe musi być :) Ciekawie się złożyło, bo równe 19 kkm wybiło mi przy osiedlu, na którym przez miesiąc mieszkałem. Taka "klamra czasowa" ;)
Wiem, że lubicie zdjęcia, więc wrzucę coś jeszcze. Z lasu (żeby nie było, że tylko po asfaltach jeżdżę :p )
Co do rekordu prędkości - tegoroczny pobiłem, życiowego nie, choć niewiele mi brakło. Następnym razem pompuję opony, blokuję amortyzator i golę nogi :p
Wieczorny trening. Jakie wnioski z niego wyciągnąłem?! Ludzie są debilami, w większości. Ponad połowa spotkanych ludzi na rowerach nie miała żadnych lampek, nic. A jeździłem wieczorem... Totalna głupota i nieodpowiedzialność... Poza tym to odkryłem fajną drogę między Strzelcami Górnymi a Dolnymi. Wrócę tam za widoku pobić rekord prędkości :)
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach MTB. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo. Rywalizacja jest dla mnie ważna, ale ostatnio częściej wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.