Dom - Strzeszynek - Stary Rynek - Malta - Stary Rynek - Dom
Dzisiaj wiosenne kręcenie z dudą. Piękna pogoda, słońce, jak zwykle świetne towarzystwo i sporo błota - czy można chcieć czegoś więcej? (poza tym, że GieTek chce kąpieli ;-)
Wróciłem po 16 dniach bez jazdy na rowerze! Jakoś tak wyszło: tydzień na nartach, później brak mobilizacji ze względu na pogodę. Ale od dzisiaj zaczynamy z powrotem :D Na Cycie wybiło mi równe 8 kkm na Lawince. Trochę już ze sobą jesteśmy... ;-)
Niestety po chwili zrezygnowałem z jazdy na Cytadeli, gdyż mimo suchych asfaltów tam nadal panuje zima - miejscami śnieg, ale najgorsze było okropne błoto. Stąd reszta dystansu to bujanie się po centrum...
Jak wyjeżdżałem z domu była piękna pogoda. Sucho, czasami zza chmur wyglądało słoneczko. Po kilku godzinach pracy nad najnowszym numerem Pulsu UM diametralna zmiana pogoda... Sami zobaczcie, jak wyglądałem po przyjeździe do domu...
Od mojego ostatniego wpisu minęły cztery dni. W ciągu weekendu 34 godziny spędziłem w Collegium Stomatologicum na przygotowaniach do Balu Medyka. Ale było warto! Impreza udana w 100% :-) Dzisiaj, w końcu wyspany, podjechałem do naszego redakcyjnego grafika wybrać fotki, które znajdą się na okładce najnowszego Pulsu UM. A było z czego wybierać, gdyż troszkę ich w sobotę napstrykałem...
Akcja "Bal Medyka 2009" rozpoczęta. Już wiem, że najbliższe 3 dni będę miał wyrwane z życiorysu. Mam tylko nadzieję, że nie będę tego żałował... Na drogach zaczyna się robić ślisko... Zaliczyłem nawet kilkumetrowy poślizg przedniego koła :D
Chyba najgorsza z możliwych pogoda na rower. Gdy wróciłem, twarz miałem dosłownie całą czarną od pośniegowego syfu leżącego na ulicach. Niech już się skończy ta odwilż i albo zrobi się sucho, albo niech spadnie śnieg i trzyma do marca...
Dom - Czerwonak - Owińska - Bolechowo - Biedrusko - Radojewo - Naramowice - Dom
Temperatura na plusie i resztki śniegu zniechęciły mnie do śmigania po lesie. Zresztą, jakoś tak miałem ochotę na asfalt... Szkoda, że "trochę" wieje...
Byłem umówiony pod Chemicum o 13.00, więc o 12.35 zacząłem myśleć o wyjeździe. Wyprowadziłem rower, chcę na niego wsiąść i co? Flak z przodu :/ Jako, że nie było czasu na łatanie, pompka w dłoń i jedziemy - byle do najbliższego kompresora ;p Na stacji 4 atm w koło i do Chemicum spokojnie dojadę ;-) Tam załatwiłem, co miałem załatwić i wziąłem się za łatanie :D W tym miejscu dziękuję moim dwóm kumplom za towarzystwo!
Najpierw podjechałem do miejscowego szpitala... Szpitala, który już od wielu miesięcy stoi pusty, gdyż zbankrutował... Tam pokręciliśmy się z kolegami i porobiliśmy trochę zdjęć - momentami było troszkę przerażająco... Narzędzia ginekologiczne...
Stół operacyjny oraz parę respiratorów.
Marnujący się sprzęt... tutaj bodajże monitor EKG.
Gdy już mieliśmy dosyć chodzenia po salach operacyjnych itp. wyskoczyłem na chwilkę do lasu, w którym znowu sporo śniegu. Niestety zaczęło robić się ciemno.
Po wielu przygodach (niezliczone uślizgi, na szczęście nie zakończone ani jedną glebą, zarywające się pode mną kałuże - na oko z 20 cm głębokości..., kawałek off-road'u, kilkudziesięcio sekundowe mierzenie się wzrokiem z owczarkiem niemieckim - odpuściłem i pojechałem inną drogą ;-) wróciłem do domu. Wycieczka wyjątkowo krótka i powolna, ale zapamiętam ją na długo...
Nikt pewnie nie uwierzy, ale jako dziecko nie chciałem jeździć na rowerze. Za to w 2009 roku wystartowałem w pierwszych zawodach MTB. Wyszukuję nietypowe kategorie, w których walczę o zwycięstwo. Rywalizacja jest dla mnie ważna, ale ostatnio częściej wybieram "kolarstwo romantyczne". Na co dzień lycrę zamieniam na wojskowy mundur.