Sobota, 1 października 2011
Komentarze: 1
Vśrednia26.75 km/h
Vmax42.79 km/h
Temp.24.0 °C
Leśne - Brzoza - Złotniki Kujawskie - Inowrocław - Kruszwica - Radziejów - Płowce - Samszyce - Topólka - Izbica Kujawska - Józefowo - Skarbanowo - Józefowo
Rano zszedłem ze służby, pogoda zapowiadała się idealnie, dlatego szybki prysznic, śniadanie i zakładam sakwy na rower. Kierunek - jadę do babci (w sumie to do babć, bo do dwóch :) Słońce grzeje, wiatr w plecy, jest pięknie. Pierwszy postój pod Inowrocławiem, niestety wymuszony. Na wąskiej alei dębowej nie mogę ominąć szkła rozbitego na drodze bo ciągle coś mnie wyprzedza. Nieprzebijalne Fossy jednak da się przebić...
Nie ma się co dziwić, szkło miało około 1 cm i prawie całe było wbite w oponę. Pochwalić mogę sposób łatania. Po "holendersku" nawet nie zdjąłem koła :) Wywlokłem tylko dętkę, zapalniczka w rękę, podgrzewam, ściskam i gotowe :) Pracownik komisu, przy którym się rozstawiłem chciał mi pomóc, ale nie było to potrzebne. Dętki w tej technologii są chyba stworzone do szybkiego "łatania" :D
W Inowrocławiu pokręciłem się po rynku, ale nie było nic ciekawego do sfotografowania, wiece wyborcze mnie nie interesują... Dopiero pod mysią wieżą w Kruszwicy wyciągnąłem z sakwy aparat.
Pogadanka u zegarmistrza (licznik od jakiegoś czasu pokazywał LOW), kilka rozmów przez telefon i można jechać dalej, zostawiając za sobą Jezioro Gopło.
Do Radziejowa w zasadzie nie schodziłem poniżej 30 km/h. Dopiero za nim, czyli gdzieś na 90 kilometrze odcięło mi zasilanie i zacząłem zamulać. Ale najpierw Płowce. Tak, te Płowce pod którymi w 1331 roku pod wodzą Łokietka rozbiliśmy Krzyżaków :)
Odcinek do skrzyżowania na Osięciny wspominam najgorzej. Asfalt pełen uskoków, duży ruch, ciężarówki i wiatr przednio-boczny. Dobrze, że do celu zostało już tylko 25 km. W Topólce doładowałem baterie (sezamki, knoppers i pepsi :) i do rodzinki wjechałem "w świetnej formie" ;) Nie wiem tylko, dlaczego co niektórzy stwierdzili, że to nienormalne zostawić auto pod blokiem a przyjechać rowerem ;)
Rano zszedłem ze służby, pogoda zapowiadała się idealnie, dlatego szybki prysznic, śniadanie i zakładam sakwy na rower. Kierunek - jadę do babci (w sumie to do babć, bo do dwóch :) Słońce grzeje, wiatr w plecy, jest pięknie. Pierwszy postój pod Inowrocławiem, niestety wymuszony. Na wąskiej alei dębowej nie mogę ominąć szkła rozbitego na drodze bo ciągle coś mnie wyprzedza. Nieprzebijalne Fossy jednak da się przebić...
Nie ma się co dziwić, szkło miało około 1 cm i prawie całe było wbite w oponę. Pochwalić mogę sposób łatania. Po "holendersku" nawet nie zdjąłem koła :) Wywlokłem tylko dętkę, zapalniczka w rękę, podgrzewam, ściskam i gotowe :) Pracownik komisu, przy którym się rozstawiłem chciał mi pomóc, ale nie było to potrzebne. Dętki w tej technologii są chyba stworzone do szybkiego "łatania" :D
W Inowrocławiu pokręciłem się po rynku, ale nie było nic ciekawego do sfotografowania, wiece wyborcze mnie nie interesują... Dopiero pod mysią wieżą w Kruszwicy wyciągnąłem z sakwy aparat.
Pogadanka u zegarmistrza (licznik od jakiegoś czasu pokazywał LOW), kilka rozmów przez telefon i można jechać dalej, zostawiając za sobą Jezioro Gopło.
Do Radziejowa w zasadzie nie schodziłem poniżej 30 km/h. Dopiero za nim, czyli gdzieś na 90 kilometrze odcięło mi zasilanie i zacząłem zamulać. Ale najpierw Płowce. Tak, te Płowce pod którymi w 1331 roku pod wodzą Łokietka rozbiliśmy Krzyżaków :)
Odcinek do skrzyżowania na Osięciny wspominam najgorzej. Asfalt pełen uskoków, duży ruch, ciężarówki i wiatr przednio-boczny. Dobrze, że do celu zostało już tylko 25 km. W Topólce doładowałem baterie (sezamki, knoppers i pepsi :) i do rodzinki wjechałem "w świetnej formie" ;) Nie wiem tylko, dlaczego co niektórzy stwierdzili, że to nienormalne zostawić auto pod blokiem a przyjechać rowerem ;)
Komentarze