Michałki 2011, czyli tytuł Mistrza Medyków wraca do mnie :)
Kategoria > 50, Foto, PC-15, Wyścigowo, Michałki
Sobota, 17 września 2011
Komentarze: 10
Vśrednia23.46 km/h
Vmax48.10 km/h
Tętnośr.188
Tętnomax207
Kalorie 2453 kcal
Temp.17.0 °C
HZ: 0% | FZ: 0% | PZ: 99% (to jest dopiero MOC!!! :D )
Pierwsze kilometry we wrześniu, ponieważ najpierw byłem w Tatrach, później na kilkudniowym wyjeździe służbowym, który skutecznie obniżył moją kondycję ;) Wczoraj rano kilkaset kilometrów za kółkiem, szalone popołudnie i wieczór, noc bez zmrużenia oka, szybki makaron, kolejne godziny w aucie... nie może być dobrze na zawodach... Nawet licznik pokazał na dzień dobry "LOW" - oj, zły znak ;) Blat mam tak zajechany, że muszę wrzucać go "ręcznie"... Założenia taktyczne są więc proste. Na początku na maksa do przodu i tak już do końca ;) I najważniejsze - nie zasnąć na trasie i nie rozbić się na drzewie :D Przez pierwsze kilometry wykorzystuję posiadanie blatu, asfalt pomaga. Do zjazdu w las wyprzedzam wieeeelu bikerów. W lesie podobnie, ale już wiem, że będą problemy - najbardziej lubianej koronki 15T nie da się używać, łańcuch skacze jak głupi, muszę non-stop przeskakiwać między 14T a 16T, a na nich też nie zawsze jest dobrze. Tym maratonem napęd wydał na siebie wyrok śmierci :] Wracając do jazdy - po 12 km wyprzedzania (no dobra, mnie też parę osób minęło, m.in JPbike) zostaję sam. I tak przez najbliższe 10 km. Trasa jak to w Wieleniu dziury, wertepy, wyboje, korzenie, (tutaj wstawić dowolny synonim). I do tego piach... Kawałek przed rozjazdem dochodzi mnie pociąg, m.in. z klosiem i josipem w składzie. Podczepiam się i razem dojeżdżamy do rozjazdu na GIGA. Wojtek pyta kto jedzie dłuższą pętlę. Decyduje się tylko on i klosiu :p Wraz z pozostałą częścią kilkuosobowej grupki skręcam w prawo. Następne 30 kilometrów to jazda w pociągu, mocne tempo, dochodzimy pojedyncze osoby, raczej nikt nie odpada. Szkoda tylko, że jajecznicy na bufetach nie dają bo robię się głodny, a żelu już nie mam... Jeszcze trochę i zaczynam puchnąć, na ostatnim szutrze przed kartofliskiem razem z p. Zbyszkiem Obiegałą odpadamy od peletonu, który zaczął się dość mocno rwać. Pan Zbyszek jednak odzyskuje siły i jeszcze próbuje dokleić. Chyba mu się udało. Odpadają dwie inne osoby, jedną udaje mi się wyprzedzić tuż przed kartofliskiem, które o dziwo w tym roku jakieś płaskie :) Wjazd na stadion, finisz na stojąco i wpadam na metę. Z czasem o 5 sekund gorszym niż przed dwoma laty. Biorąc pod uwagę zmęczenie, które kumulowało się u mnie przez ostatni tydzień, jestem zadowolony z wyniku :)
Czas: 02:26:14
Strata: 00:20:05 do Oskara Plucińskiego
Medyk Mega Open: 1 miejsce :)
Mega M2: 10/37
Mega Open: 34/189
Dystans: 59,37 km
AVS: 24,36 km/h
Na mecie to, co najbardziej lubię w Wieleniu, czyli rodzinna atmosfera. Jest Jan, duda, marc, JPbike, Rodman, Maks, josip, KeenJow, klosiu, jacgol, mlodzik, toadi69 i jeszcze pewnie klikoro, o których zapomniałem lub nie zauważyłem. Aaaa - no i oczywiście Katioszna! :p
Wielu z nas łapie się na pudło - całe szerokie podium GIGA, Mistrz oraz 3-cie miejsce wśród Medyków Mega Open, Mistrz Medyków Mini Open, 3-cie miejsce wśród lekarzy L2. Ładnie to wygląda :) Między innymi dlatego do Wielenia chce się wracać!
Poniżej krótkie fotostory, czyli udokumentowane parcie na metę :) (foto by: Ola Bońka)
Dopiero w lesie zaczyna się prawdziwe tasowanie stawki. (foto by: Ola Bońka)
Tradycyjnie już w kilku miejscach trzeba podejść. Jan jeszcze przede mną, ale za parę minut walnie piękne OTB i od tamtego czasu już mnie nie wyprzedzi. (foto by: Jolanta Kaczmarek)
Widzicie to?! Widzicie?! Ja cały czas jadę! (foto by: Ola Bońka)
Ostatni finisz, ostatkiem sił. (foto by: Jolanta Kaczmarek)
Lepszego towarzystwa nie mogłem sobie wymarzyć - Andrzej Kozłowski, przed dwoma laty trzeci, oraz Duda :) (foto by: marc)
I na zakończenie lekarska integracja :) (foto by: JPbike)
Pierwsze kilometry we wrześniu, ponieważ najpierw byłem w Tatrach, później na kilkudniowym wyjeździe służbowym, który skutecznie obniżył moją kondycję ;) Wczoraj rano kilkaset kilometrów za kółkiem, szalone popołudnie i wieczór, noc bez zmrużenia oka, szybki makaron, kolejne godziny w aucie... nie może być dobrze na zawodach... Nawet licznik pokazał na dzień dobry "LOW" - oj, zły znak ;) Blat mam tak zajechany, że muszę wrzucać go "ręcznie"... Założenia taktyczne są więc proste. Na początku na maksa do przodu i tak już do końca ;) I najważniejsze - nie zasnąć na trasie i nie rozbić się na drzewie :D Przez pierwsze kilometry wykorzystuję posiadanie blatu, asfalt pomaga. Do zjazdu w las wyprzedzam wieeeelu bikerów. W lesie podobnie, ale już wiem, że będą problemy - najbardziej lubianej koronki 15T nie da się używać, łańcuch skacze jak głupi, muszę non-stop przeskakiwać między 14T a 16T, a na nich też nie zawsze jest dobrze. Tym maratonem napęd wydał na siebie wyrok śmierci :] Wracając do jazdy - po 12 km wyprzedzania (no dobra, mnie też parę osób minęło, m.in JPbike) zostaję sam. I tak przez najbliższe 10 km. Trasa jak to w Wieleniu dziury, wertepy, wyboje, korzenie, (tutaj wstawić dowolny synonim). I do tego piach... Kawałek przed rozjazdem dochodzi mnie pociąg, m.in. z klosiem i josipem w składzie. Podczepiam się i razem dojeżdżamy do rozjazdu na GIGA. Wojtek pyta kto jedzie dłuższą pętlę. Decyduje się tylko on i klosiu :p Wraz z pozostałą częścią kilkuosobowej grupki skręcam w prawo. Następne 30 kilometrów to jazda w pociągu, mocne tempo, dochodzimy pojedyncze osoby, raczej nikt nie odpada. Szkoda tylko, że jajecznicy na bufetach nie dają bo robię się głodny, a żelu już nie mam... Jeszcze trochę i zaczynam puchnąć, na ostatnim szutrze przed kartofliskiem razem z p. Zbyszkiem Obiegałą odpadamy od peletonu, który zaczął się dość mocno rwać. Pan Zbyszek jednak odzyskuje siły i jeszcze próbuje dokleić. Chyba mu się udało. Odpadają dwie inne osoby, jedną udaje mi się wyprzedzić tuż przed kartofliskiem, które o dziwo w tym roku jakieś płaskie :) Wjazd na stadion, finisz na stojąco i wpadam na metę. Z czasem o 5 sekund gorszym niż przed dwoma laty. Biorąc pod uwagę zmęczenie, które kumulowało się u mnie przez ostatni tydzień, jestem zadowolony z wyniku :)
Czas: 02:26:14
Strata: 00:20:05 do Oskara Plucińskiego
Medyk Mega Open: 1 miejsce :)
Mega M2: 10/37
Mega Open: 34/189
Dystans: 59,37 km
AVS: 24,36 km/h
Na mecie to, co najbardziej lubię w Wieleniu, czyli rodzinna atmosfera. Jest Jan, duda, marc, JPbike, Rodman, Maks, josip, KeenJow, klosiu, jacgol, mlodzik, toadi69 i jeszcze pewnie klikoro, o których zapomniałem lub nie zauważyłem. Aaaa - no i oczywiście Katioszna! :p
Wielu z nas łapie się na pudło - całe szerokie podium GIGA, Mistrz oraz 3-cie miejsce wśród Medyków Mega Open, Mistrz Medyków Mini Open, 3-cie miejsce wśród lekarzy L2. Ładnie to wygląda :) Między innymi dlatego do Wielenia chce się wracać!
Poniżej krótkie fotostory, czyli udokumentowane parcie na metę :) (foto by: Ola Bońka)
Dopiero w lesie zaczyna się prawdziwe tasowanie stawki. (foto by: Ola Bońka)
Tradycyjnie już w kilku miejscach trzeba podejść. Jan jeszcze przede mną, ale za parę minut walnie piękne OTB i od tamtego czasu już mnie nie wyprzedzi. (foto by: Jolanta Kaczmarek)
Widzicie to?! Widzicie?! Ja cały czas jadę! (foto by: Ola Bońka)
Ostatni finisz, ostatkiem sił. (foto by: Jolanta Kaczmarek)
Lepszego towarzystwa nie mogłem sobie wymarzyć - Andrzej Kozłowski, przed dwoma laty trzeci, oraz Duda :) (foto by: marc)
I na zakończenie lekarska integracja :) (foto by: JPbike)
Komentarze
:)
PS Dementując plotki, jechałem "na czysto" ;) Ale nie powiem - pracując w aptece dostęp chociażby do wziewów jest mocno ułatwiony... ;)
a przypadkiem czegoś nosem nie wciągnąłeś jak na medyka przystało ?
dwa dni na chodzie, 1 miejsce na pudle a i tętno jakieś podejrzane..;)
jak na znikomy trening ładny wyścig :-)
czekam na fotki;)