Jedź Lowelku, jedź
Kategoria >100, 2009 Drawieński PN, Foto
Sobota, 23 maja 2009
Komentarze: 2
Vśrednia28.43 km/h
Vmax47.00 km/h
Temp.18.0 °C
2009 Drawieński PN
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Jagoda - Szczuczarz - Przesieki - Kuźnica Żelichowska - Huta Szklana - Krzyż Wlkp. - Drawsko - Pęckowo - Piłka - Marylin - L. Dębogóra - Trakt Wartosławski - Tomaszewo - Mokrz - Popowo - Wronki - Nowa Wieś - Pęckowo - Szamotuły - Pamiątkowo - Żydowo - Kiekrz - Dom
Niestety sobota to już ostatni dzień pobytu w Puszczy Drawskiej. Wstałem rano, wychodzę na zewnątrz i co?! Chmury krążące po niebie, zimny, silny wiatr - mało zachęcająca wizja na pokonanie 150 km'ów. Mimo to nie miałem innego wyjścia, szybkie śniadanie, pakowanie plecaka, rzut oka na mapę i ostatnie zdjęcie naszej chaty "Jagoda". Już bym chciał tam wrócić!
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów to walka z bocznym wiatrem oraz tragicznym asfaltem (zwłaszcza na odcinku Przesieki - Krzyż Wlkp.) Za Krzyżem było już lepiej, zacząłem łapać wiatr w plecy i szło momentami lecieć 40 km/h. Tym sposobem szybko minąłem Drawsko, Pęckowo, w którym akurat odbywały się jakieś zawody w bieganiu oraz Piłkę. Pogoda nieznacznie się poprawiła, choć i tak co chwilę spoglądałem na niebo z nadzieją, że "nic z tego nie będzie".
Za Marylinem ucieczka w środek Puszczy Noteckiej. Pełen obaw o to, czy tym razem też ugrzęznę w piachu, (tak jak w środę) szukałem początku Traktu Wartosławskiego. Mimo dokładnej mapy terenu nie było łatwo odnaleźć Leśniczówki Dębogóra, zwłaszcza, że miejscowi nie wiedzieli wiele na jej temat... Na szczęście się udało.
Pokonanie Puszczy Noteckiej tym traktem było chyba moim najlepszym wyborem tego dnia. Droga kompletnie nie przypominała tej ze środy. Było twardo, szeroko. Moja niechęć do Puszczy Noteckiej minęła momentalnie. Zwłaszcza, że widziałem ją w tak wesołych barwach.
Droga przypominała trochę górskie, leśne szutry - piękny sosnowy las, sporo pagórków i zakrętów. Żyć nie umierać!
A tutaj dla porównania.
Nim się obejrzałem znowu wjechałem na asfalt. Na dodatek cały czas miałem wplecywind, dzięki czemu już po chwili znalazłem się we Wronkach. Tutaj Hotel Olympic tuż przy stadionie.
I oczywiście sam stadion.
Jadąc przez centrum szukałem jakiejś cukierni, jednak nie udało mi się, więc wylądowałem gdzieś na przedmieściach przy sklepie Społem. Tam poznałem małego chłopca - Artura, który przez kilkanaście minut opowiadał mi, że jest człowiekiem-pająkiem :D Przy jego sympatycznym monologu zjadłem małe co nieco, i już przebrany w bluzę (zrobiło się chłodno) ruszyłem dalej.
Odcinek od Wronek do Szamotuł to istne szaleństwo. Prędkość przelotowa ponad 35 km/h. Rzadko kiedy wjeżdżając na teren zabudowany z ograniczeniem do 40 km/h trzeba odpuścić i pedałować wolniej... Nawet manewr wyprzedzania wykonywałem :-) Po kilkunastu minutach takiej jazdy wylądowałem w Szamotułach, gdzie niestety zaczęło lekko padać.
Z tego powodu nie zatrzymywałem się na dłużej i poleciałem dalej do Poznania. Dodatkowo mobilizowało mnie to, że za kilka godzin musiałem być w pracy, a chciałem choć troszkę odpocząć. Już bez większych atrakcji (no, może nie licząc kamienistego zjazdu za Rostworowem) po 40-stu kilku kilometrach zameldowałem się w domu. Trochę zmęczony, ale wiem, że mógłbym więcej :-)
Na koniec kilka słów podsumowania. Wypad do Jagody był super! Dzięki wszystkim, z którymi mogłem tam być. Urocze miejsce w sercu lasu, przyjaciele no i rower - czego chcieć więcej?! Teraz nie pozostaje nic innego, jak czekać na sierpień :D
2009 Drawieński PN
<--- Poprzedni dzień
Dzień pierwszy
Dzień drugi
Dzień trzeci
Dzień czwarty
Jagoda - Szczuczarz - Przesieki - Kuźnica Żelichowska - Huta Szklana - Krzyż Wlkp. - Drawsko - Pęckowo - Piłka - Marylin - L. Dębogóra - Trakt Wartosławski - Tomaszewo - Mokrz - Popowo - Wronki - Nowa Wieś - Pęckowo - Szamotuły - Pamiątkowo - Żydowo - Kiekrz - Dom
Niestety sobota to już ostatni dzień pobytu w Puszczy Drawskiej. Wstałem rano, wychodzę na zewnątrz i co?! Chmury krążące po niebie, zimny, silny wiatr - mało zachęcająca wizja na pokonanie 150 km'ów. Mimo to nie miałem innego wyjścia, szybkie śniadanie, pakowanie plecaka, rzut oka na mapę i ostatnie zdjęcie naszej chaty "Jagoda". Już bym chciał tam wrócić!
Pierwsze kilkadziesiąt kilometrów to walka z bocznym wiatrem oraz tragicznym asfaltem (zwłaszcza na odcinku Przesieki - Krzyż Wlkp.) Za Krzyżem było już lepiej, zacząłem łapać wiatr w plecy i szło momentami lecieć 40 km/h. Tym sposobem szybko minąłem Drawsko, Pęckowo, w którym akurat odbywały się jakieś zawody w bieganiu oraz Piłkę. Pogoda nieznacznie się poprawiła, choć i tak co chwilę spoglądałem na niebo z nadzieją, że "nic z tego nie będzie".
Za Marylinem ucieczka w środek Puszczy Noteckiej. Pełen obaw o to, czy tym razem też ugrzęznę w piachu, (tak jak w środę) szukałem początku Traktu Wartosławskiego. Mimo dokładnej mapy terenu nie było łatwo odnaleźć Leśniczówki Dębogóra, zwłaszcza, że miejscowi nie wiedzieli wiele na jej temat... Na szczęście się udało.
Pokonanie Puszczy Noteckiej tym traktem było chyba moim najlepszym wyborem tego dnia. Droga kompletnie nie przypominała tej ze środy. Było twardo, szeroko. Moja niechęć do Puszczy Noteckiej minęła momentalnie. Zwłaszcza, że widziałem ją w tak wesołych barwach.
Droga przypominała trochę górskie, leśne szutry - piękny sosnowy las, sporo pagórków i zakrętów. Żyć nie umierać!
A tutaj dla porównania.
Nim się obejrzałem znowu wjechałem na asfalt. Na dodatek cały czas miałem wplecywind, dzięki czemu już po chwili znalazłem się we Wronkach. Tutaj Hotel Olympic tuż przy stadionie.
I oczywiście sam stadion.
Jadąc przez centrum szukałem jakiejś cukierni, jednak nie udało mi się, więc wylądowałem gdzieś na przedmieściach przy sklepie Społem. Tam poznałem małego chłopca - Artura, który przez kilkanaście minut opowiadał mi, że jest człowiekiem-pająkiem :D Przy jego sympatycznym monologu zjadłem małe co nieco, i już przebrany w bluzę (zrobiło się chłodno) ruszyłem dalej.
Odcinek od Wronek do Szamotuł to istne szaleństwo. Prędkość przelotowa ponad 35 km/h. Rzadko kiedy wjeżdżając na teren zabudowany z ograniczeniem do 40 km/h trzeba odpuścić i pedałować wolniej... Nawet manewr wyprzedzania wykonywałem :-) Po kilkunastu minutach takiej jazdy wylądowałem w Szamotułach, gdzie niestety zaczęło lekko padać.
Z tego powodu nie zatrzymywałem się na dłużej i poleciałem dalej do Poznania. Dodatkowo mobilizowało mnie to, że za kilka godzin musiałem być w pracy, a chciałem choć troszkę odpocząć. Już bez większych atrakcji (no, może nie licząc kamienistego zjazdu za Rostworowem) po 40-stu kilku kilometrach zameldowałem się w domu. Trochę zmęczony, ale wiem, że mógłbym więcej :-)
Na koniec kilka słów podsumowania. Wypad do Jagody był super! Dzięki wszystkim, z którymi mogłem tam być. Urocze miejsce w sercu lasu, przyjaciele no i rower - czego chcieć więcej?! Teraz nie pozostaje nic innego, jak czekać na sierpień :D
2009 Drawieński PN
<--- Poprzedni dzień
Komentarze
Pozdrawiam!