Kaczmarek 2018 Nowa Sól
Kategoria > 50, Edge 520, Foto, Kaczmarek electric, Wyścigowo
Niedziela, 8 lipca 2018
Komentarze: 1
Vśrednia22.73 km/h
Vmax49.70 km/h
Tętnośr.175
Tętnomax187
Kalorie 2911 kcal
Temp.22.8 °C
Co tu dużo pisać... Płasko i szybko, ale wcale nie łatwo. Na zawody dojeżdżam z naszym directeur sportif, bo w Zielonej Górze gościmy cały weekend. Czasu dużo, wszystko na luzie bo z domu mamy 20 minut. Takie lokalizacje to ja lubię :)
"Jedynka" wypchana po brzegi - podejrzewam, że co niektórzy zaczęli się ustawiać w sektorze dzień wcześniej...
Wokół sporo znajomych twarzy - stawka mocna, ale to przecież standard u Kaczmarka.
Początek idzie spoko. Na długiej dojazdówce bywają momenty, że brakuje tchu, ale raczej zyskuję niż tracę. W sumie w trakcie całej pierwszej pętli tak było. Ciągłe napieranie w grupie, odważne ucieczki i ich kasowanie. Staram się jechać aktywnie, żeby mieć choć parę pozytywnych wspomnień ;) Gdzieś w połowie gubię bidon, więc zaczynam oszczędzać izo. Żele opóźniają nadejście kryzysu. W sumie to do samego końca unikam klasycznej bomby.
Końcówkę pierwszej rundy przejeżdżam tuż za Barbarą Borowiecką. Niestety, powoli zaczynam słabnąć. Niby nie jest źle, ale wyścig o pietruszkę zaczyna być wyścigiem o przetrwanie. Kontrolując tętno po prostu jadę swoje, mimo wyprzedzających mnie zawodników. Nawet nie próbuję podejmować walki, bo wiem, że źle by się to skończyło. W ten sposób wyprzedza mnie m.in. Adrian borykający się tego dnia z wieloma problemami z rowerem. Jak się okazuje na drugiej pętli tracę w sumie 10 miejsc... (foto by: Janusz Zając)
Bidon "wypadnięty" na pierwszej rundzie okazuje się być pusty - smacznego dla osoby, która mi go opróżniła! ;) Na bufetach piję, ile się da, ale suszy mnie do samej mety. Ciekawe, czy Adriana też ;) Zanim jednak dojechałem do mety to prawie przeszarżowałem w piaszczystym wąwozie. Za pierwszym razem jechałem tuż za Baśką i nic nie widziałem, więc zjeżdżałem bardzo asekuracyjnie. Za to na drugiej rundzie byłem sam, więc całkowicie puściłem klamki. Uff, dobrze, że tym razem się udało... ;) (foto by: Piotr Łabaziewicz)
Dojazd do mety minął bez większych emocji. Przede mną majaczył Adrian z kimś tam jeszcze, za mną pustki. Mostek podjechany, później tylko odebranie medalu i arbuzowa wyżerka :) Miejsce indywidualne nie cieszy, strata do teamowych koni ogromna (do Krzycha 24:19 min., do Grześka 23:13 min.), ale punkty do drużynówki są, dzięki czemu umacniamy się na PIĄTEJ POZYCJI!!! Nieraz przechodzi mi przez głowę, aby przerzucić się na mega/mini, ale z drugiej strony ktoś przecież musi zamykać stawkę ;) Zresztą, czasem dobrze się upodlić :p
Czas: 03:36:00
Check point1: 00:32:55 (45)
Check point2: 01:13:49 (41)
Check point3: 02:42:11 (48)
GIGA Open: 51/60 (3 DNF)
GIGA M3: 15/17 (1 DNF)
Strata: 0:45:17 (Andrzej Kaiser)
DST: 81,81 km
Uphill: 618 m
AVG: 22,73 km/h
Vmax: 49,7 km/h
CADavg: 83 rpm
Garmin Connect
"Jedynka" wypchana po brzegi - podejrzewam, że co niektórzy zaczęli się ustawiać w sektorze dzień wcześniej...
Wokół sporo znajomych twarzy - stawka mocna, ale to przecież standard u Kaczmarka.
Początek idzie spoko. Na długiej dojazdówce bywają momenty, że brakuje tchu, ale raczej zyskuję niż tracę. W sumie w trakcie całej pierwszej pętli tak było. Ciągłe napieranie w grupie, odważne ucieczki i ich kasowanie. Staram się jechać aktywnie, żeby mieć choć parę pozytywnych wspomnień ;) Gdzieś w połowie gubię bidon, więc zaczynam oszczędzać izo. Żele opóźniają nadejście kryzysu. W sumie to do samego końca unikam klasycznej bomby.
Końcówkę pierwszej rundy przejeżdżam tuż za Barbarą Borowiecką. Niestety, powoli zaczynam słabnąć. Niby nie jest źle, ale wyścig o pietruszkę zaczyna być wyścigiem o przetrwanie. Kontrolując tętno po prostu jadę swoje, mimo wyprzedzających mnie zawodników. Nawet nie próbuję podejmować walki, bo wiem, że źle by się to skończyło. W ten sposób wyprzedza mnie m.in. Adrian borykający się tego dnia z wieloma problemami z rowerem. Jak się okazuje na drugiej pętli tracę w sumie 10 miejsc... (foto by: Janusz Zając)
Bidon "wypadnięty" na pierwszej rundzie okazuje się być pusty - smacznego dla osoby, która mi go opróżniła! ;) Na bufetach piję, ile się da, ale suszy mnie do samej mety. Ciekawe, czy Adriana też ;) Zanim jednak dojechałem do mety to prawie przeszarżowałem w piaszczystym wąwozie. Za pierwszym razem jechałem tuż za Baśką i nic nie widziałem, więc zjeżdżałem bardzo asekuracyjnie. Za to na drugiej rundzie byłem sam, więc całkowicie puściłem klamki. Uff, dobrze, że tym razem się udało... ;) (foto by: Piotr Łabaziewicz)
Dojazd do mety minął bez większych emocji. Przede mną majaczył Adrian z kimś tam jeszcze, za mną pustki. Mostek podjechany, później tylko odebranie medalu i arbuzowa wyżerka :) Miejsce indywidualne nie cieszy, strata do teamowych koni ogromna (do Krzycha 24:19 min., do Grześka 23:13 min.), ale punkty do drużynówki są, dzięki czemu umacniamy się na PIĄTEJ POZYCJI!!! Nieraz przechodzi mi przez głowę, aby przerzucić się na mega/mini, ale z drugiej strony ktoś przecież musi zamykać stawkę ;) Zresztą, czasem dobrze się upodlić :p
Czas: 03:36:00
Check point1: 00:32:55 (45)
Check point2: 01:13:49 (41)
Check point3: 02:42:11 (48)
GIGA Open: 51/60 (3 DNF)
GIGA M3: 15/17 (1 DNF)
Strata: 0:45:17 (Andrzej Kaiser)
DST: 81,81 km
Uphill: 618 m
AVG: 22,73 km/h
Vmax: 49,7 km/h
CADavg: 83 rpm
Garmin Connect
Komentarze