Środa, 30 kwietnia 2008
Komentarze: 0
Dom - AWF - Dębina - Luboń - Puszczykowo - WPN - Puszczykowo - Luboń - Dębina - AWF - Dom - Ligowiec - Antoninek - Malta - Dom
Relacja na stronie KKUMP
Wyjazd zaczęliśmy bardzo udanie, gdyż już na czwartym kilometrze Robert złapał gumę (co ciekawe, nie wiadomo w jaki sposób). Jako, że mam ostatnio dużą wprawę w zmianie dętek, pomogłem mu w tej czynności. Najśmieszniejsze było to, że cała operacja miała miejsce pod Izbą Celną w Poznaniu. Czyżby rower był z przemytu?
Po szybkiej zmianie ogumienia pojechaliśmy na miejsce zbiórki, czyli pod AWF. Tam czekał na nas Dario. W dobrych humorach pojechaliśmy w kierunku Puszczykowa, aby dalej wybrać się w kierunku Jez. Góreckiego. Niestety nie było z nami naszego klubowego "przewodnika po WPN-ie", dlatego sobie troszkę pobłądziliśmy ;-) To jednak nic w porównaniu z tym, co stało się z moją przednią przerzutką (a w zasadzie linką).
Nie pozostało mi nic innego jak zrobienie sobie singlespeeda z przodu ;p
Do domu dotarliśmy już bez większych przeszkód, zatrzymując się co jakiś czas, aby udokumentować nasz wspólny wypad.
W drodze powrotnej musiałem oczywiście wstąpić do Cykloturu po linkę, gdyż jutro szykuje się kolejny długi wyjazd a mimo wszystko wolę mieć 3 przełożenia z przodu. Po obiedzie założyłem więc nową linkę i w celu regulacji przejechałem jeszcze 25 km, przy okazji kolejny raz pokonując magiczną granicę 100 km.
Relacja na stronie KKUMP
Wyjazd zaczęliśmy bardzo udanie, gdyż już na czwartym kilometrze Robert złapał gumę (co ciekawe, nie wiadomo w jaki sposób). Jako, że mam ostatnio dużą wprawę w zmianie dętek, pomogłem mu w tej czynności. Najśmieszniejsze było to, że cała operacja miała miejsce pod Izbą Celną w Poznaniu. Czyżby rower był z przemytu?
Po szybkiej zmianie ogumienia pojechaliśmy na miejsce zbiórki, czyli pod AWF. Tam czekał na nas Dario. W dobrych humorach pojechaliśmy w kierunku Puszczykowa, aby dalej wybrać się w kierunku Jez. Góreckiego. Niestety nie było z nami naszego klubowego "przewodnika po WPN-ie", dlatego sobie troszkę pobłądziliśmy ;-) To jednak nic w porównaniu z tym, co stało się z moją przednią przerzutką (a w zasadzie linką).
Nie pozostało mi nic innego jak zrobienie sobie singlespeeda z przodu ;p
Do domu dotarliśmy już bez większych przeszkód, zatrzymując się co jakiś czas, aby udokumentować nasz wspólny wypad.
W drodze powrotnej musiałem oczywiście wstąpić do Cykloturu po linkę, gdyż jutro szykuje się kolejny długi wyjazd a mimo wszystko wolę mieć 3 przełożenia z przodu. Po obiedzie założyłem więc nową linkę i w celu regulacji przejechałem jeszcze 25 km, przy okazji kolejny raz pokonując magiczną granicę 100 km.